Pies Pypeć się nie zdziwił. Słyszał to już dzisiaj chyba ze sto razy.
Nie widzisz gdzieś kawałka z fioletowym kwiatkiem? - zapytał, rozglądając się wokół.
Widzę miliony kawałków, więc może na którymś jest fioletowy kwiatek - powiedziała Katastrofa. Tyle to Pypeć sam wiedział.
Układali układankę. Na razie to była jeszcze rozkładanka, a może nawet rozrzucanka, bo kawałki leżały na całym kuchennym stole. Ale Pypeć miał nadzieję, że powoli, powoli, z tych małych kolorowych kawałeczków uda im się ułożyć obrazek. Taki jak na pudełku - dom z ogrodem pełnym kwiatów. Tak powiedział Pan Kuleczka.
Katastrofa wcale nie była tego pewna.
To nie ma sensu - powiedziała. - Przecież tych kawałków jest za dużo!
Rzeczywiście, kolorowe kartoniki zajmowały cały wielki stół, a obrazek miał być taki jak ten na pudełku. Tak powiedział Pan Kuleczka.
O, mam niebieski kwiatek - ucieszył się Pypeć i dołożył znaleziony jakimś cudem kawałek.
To nie ma sensu - powiedziała Katastrofa. - Przecież ten obrazek już jest cały - o, tu, na pudełku. To po co go jeszcze raz układać? I po co go ktoś pokroił na takie powykręcane ogryzki?
Żeby było ciekawiej - zamruczał wpatrzony w stół Pypeć.
Ciekawiej?! - zawołała Katastrofa - To ja już wolę, żeby było nudniej! Przez to "ciekawiej" cały dzień w ogóle nie da się z tobą bawić!
Taak? - zdziwił się Pypeć i dodał zamyślony - Tu mi brakuje jednej części nieba. Niebieskiej... A nigdzie jej nie widzę...
Katastrofa podała mu kawałek.
To wstaw zieloną - poradziła.
Pypeć dopiero teraz zdziwił się na dobre.
Po pierwsze, tak nie można, a po drugie, ta zielona tu nie pasuje - wytłumaczył. - Każda część ma swoje miejsce.
Bo tak powiedział Pan Kuleczka? - wykrzywiła się strasznie Katastrofa.
No, tak - potwierdził Pypeć. - Tak powiedział, bo tak jest.
Eee tam - Katastrofa nie wyglądała na przekonaną. - Zobacz, na pewno się uda!
I spróbowała wcisnąć zielony kawałek tam, gdzie było niebo. Kawałek nie dawał się wcisnąć.
O! - zawołał Pypeć, zanim Katastrofa zdążyła się rozzłościć. - On pasuje tutaj, do trawnika!
To ja go znalazłam! Ja go włożę! - zawołała natychmiast Katastrofa.
Zielony kawałek rzeczywiście pasował.
Ojej - zdziwiła się Katastrofa - z powykręcanego ogryzka zmienił się nagle w kawałek trawnika!
Mhmm - pokiwał głową Pypeć i włożył następną część. - Bo jest na swoim miejscu.
O, widać coraz więcej! - zdziwiła się trochę Katastrofa.
Teraz zobaczyła kawałek drzewa i od razu położyła go gdzie trzeba. Jej kawałek przytulił się do innych kawałków, jakby tylko na to czekał...
Dalej poszło im całkiem szybko. Dom z ogrodem ułożył się prawie sam. Pan Kuleczka, którego zawołali, długo się nim zachwycał, a Bzyk-Bzyk latała i siadała to tu, to tam, jak to ona.
A gdy Katastrofa już zasypiała, wyszeptała do swojej myszy Wiszy:
Wiesz, Wiszo, nasz dom też jest jak układanka. Bo wszystko ma swoje miejsce. I wszystko do siebie pasuje.
I mocno ją przytuliła.