A teraz nie dość, że została sama, to jeszcze w ogóle nie mogła się pobawić ze swoją nową przytulanką - myszą Wiszą. Gdy tylko zaczynała budować jej norkę z poduszki, natychmiast dzwonił telefon. Najpierw ktoś chciał kupić starą szafę (ale Katastrofa wcale mu nie chciała swojej oddać). Potem ktoś się skarżył, że mu przecieka wanna, a jeszcze potem ktoś chciał, żeby mu naprawić wiolonczelę (ale Katastrofa nie umiała).
Drryń! - znów zadzwonił telefon.
Słucham - powiedziała Katastrofa miłym głosem, tak jak uczył ją Pan Kuleczka.
Czy u państwa można wyprać norki?
- zapytał jakiś damski głos.
Nie wiem - odpowiedziała Katastrofa. - Ale myślałam, że norek się nie pierze, tylko sprząta.
Co takiego? - zdziwił się głos - A w ogóle, czy to pralnia chemiczna?
Nie - odpowiedziała Katastrofa - To Katastrofa.
Eee, przesada! - powiedział głos - Żadna katastrofa. Jakoś sobie poradzę.
I w słuchawce zaczęło buczeć.
Wiesz, Wiszo, niektórzy piorą swoje domki w pralni. Zaraz to narysuję!
Ale nie zdążyła, bo zadzwonił telefon.
Słucham - powiedziała grzecznie Katastrofa.
Jak tak można! Jak można! - zakrzyczała słuchawka - Wczoraj jadłam u państwa obiad i dziś od rana boli mnie brzuch! Napiszę o tym do gazety!
Mnie obiad wczoraj bardzo smakował - powiedział Katastrofa.
To kpiny! Ja mam tyle spraw do załatwienia, a nie mogę wyjść z domu!
wołała słuchawka - To katastrofa!
Właśnie - ucieszyła się Katastrofa. - To ja. Nareszcie ktoś do mnie.
Ale słuchawka tylko zagulgotała, a potem znowu zaczęła buczeć.
Burczy jak w brzuchu - zauważyła Katastrofa, gdy znów zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę i powiedziała grzecznie:
Pomyłka.
To niemożliwe - powiedział miły głos. - Mówi święty Mikołaj.
Katastrofa szeroko otworzyła dziobek i o mało nie wypuściła słuchawki.
Nie, nie, to nie pomyłka! - zawołała
Tu Katastrofa!
Mikołaj wcale się nie zdziwił.
Dzwonię, bo nie napisałaś mi, co ci przynieść w prezencie - powiedział.
A jakbyś wiedziała jeszcze, co się komu może przydać, to też daj mi koniecznie napisz. Całuję cię, pa. Pędzę do pracy.
Słuchawka znowu buczała.
Katastrofa przez chwilę stała nieruchomo, a potem zawołała:
Jejku, Wiszo! Przecież wiemy, co się komu może przydać. Szybko, musimy narysować list do Mikołaja!
I narysowała coś dla każdego, z kim dzisiaj rozmawiała. Narysowała nową szafę, piękną różową wannę, wiolonczelę, wielką pralkę (żeby się norka zmieściła) i nawet ciężarówkę dla Mikołaja, żeby mu łatwiej było to wszystko przewieźć. Nie wiedziała tylko, co by ucieszyło tę panią, którą bolał brzuch. W końcu narysowała dla niej książkę z uśmiechniętą okładką. Żeby tylko przypadkiem tej pani znowu nie rozbolał brzuch - ze śmiechu.
Nie zapomniała o najbliższych: dla Pypcia poprosiła o piszczącą kość z gumy (bo wiedziała, że bardzo chciał ją dostać, tylko się wstydził powiedzieć), dla Bzyk-Bzyk - o małego pajączka przytulankę, a dla Pana Kuleczki - o nowy czarodziejski parasol, bo stary się gdzieś zapodział i strasznie dawno już nie czarowali.
Dla siebie chciała poprosić o jakiś niedzwoniący telefon. Ale w końcu się rozmyśliła. Z tym starym było przecież tak ciekawie!