Słońce

Hura, hura! - zawołała kaczka Katastrofa, podskakując na łóżku - Hura, hura!

Pies Pypeć z trudem otworzył jedno oko.

- Co się stało? - zapytał zaspanym głosem.

- Wiosna przyszła! - wykrzyczała Katastrofa.

Pypeć musiał się chwilę zastanowić. Nie było to łatwe, bo Katastrofa wciąż skakała mu przed oczyma... Lato minęło dość dawno temu. Było takie jak powinno - słoneczne i upalne. W niektóre dni słońce świeciło tak mocno, że niebo wydawało się białe, a język sam wysuwał się Pypciowi na wierzch. Potem zaczęło się robić chłodno w czasie porannych spacerów, a po obiedzie coraz wcześniej trzeba było zapalać światło. Najpierw liście straciły zielony kolor (ale nabrały za to wielu innych), a po jakimś czasie drzewa straciły te kolorowe liście. Było zimno, pochmurno i szaro. No, wiadomo - jesień. Teraz - Pypeć był o tym przekonany - któregoś dnia po przebudzeniu zobaczą z Katastrofą, że za oknem - na chodnikach, drzewach i dachach - jest całkiem biało. I wtedy nadejdzie zima. A wiosna przyjdzie dopiero dużo, dużo później. Tak w każdym razie powinno być. A jednak...

- Wiosna, wiosna! - wołała radośnie Katastrofa, pokazując za okno. - Chodź, Pypeć, zobacz! A może nawet lato!

Pypeć niechętnie otworzył drugie oko i powiedział:

- To niemożliwe. Wiosna jest po zimie, a zima po jesieni. Teraz jest jesień, a zimy jeszcze nie było, więc nie może być wiosny.

- E tam - wykrzywiła się Katastrofa. - "Nie może" i "nie może"! A może byś tak wstał i wyjrzał przez okno?

Pypeć nie miał na to szczególnej ochoty, ale postanowił spróbować. Uniósł się powoli na cztery łapy i podszedł do okna.

- Wiosna! - zawołała Katastrofa na wszelki wypadek, gdyby Pypeć akurat zapomniał, co mówiła wcześniej.

Pypeć wyjrzał. Za oknem świeciło słońce. Było nisko, ale biło takim blaskiem, że nic nie wydawało się szare. Na niebieskim niebie tylko gdzieś hen, daleko płynęło kilka białych chmurek. Wszystko wyglądało tak kolorowo, jak wiosną, a może i... latem. Nawet kałuże na chodnikach. Ale liści na drzewach nie przybyło, a jakiś pan, który przechodził właśnie przez jezdnię, miał postawiony kołnierz.

- I co? - zapytała triumfalnie Katastrofa. - A nie mówiłam?

Pypeć nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć, więc powiedział:

- Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Wiosna nie może być po jesieni.

- Oj, Pypeć - rozzłościła się Katastrofa - a ty w kółko to samo. "Nie może!". Przecież widzisz!

I żeby się całkiem nie pokłócić, poszli obudzić Pana Kuleczkę. Pan Kuleczka najpierw się zdenerwował, że ktoś do nich przyszedł tak wcześnie, a on jest zupełnie niegotowy. Ale kiedy zrozumiał, że chodzi o wiosnę, podrapał się po brodzie.

- To chyba niemożliwe - powiedział.

- No właśnie - ucieszył się Pypeć. - Mówiłem. Najpierw musi być zima, a wiosna dopiero później. A jeszcze później...

- E tam - przerwała Katastrofa, trochę zła, a trochę smutna. - To niech pan sam zobaczy.

I poszli wszyscy razem do okna. Pan Kuleczka wyjrzał przez nie i uśmiechnął się.

- Pięknie! - powiedział. - Rzeczywiście jak wiosna.

A gdy Katastrofa się rozpromieniła, otworzył okno. Zrobiło się strasznie zimno.

- Ale to jednak jesień - wyjaśnił Pan Kuleczka. - Słońce dziś mocno świeci, ale nie grzeje. Wiecie co? A może zaraz po śniadaniu pójdziemy na wiosenno-jesienny spacer?

I tak zrobili.

Tego dnia i Katastrofa, i Pypeć byli zadowoleni. Katastrofa, bo słońce zrobiło trochę wiosny jesienią, a Pypeć - bo okazało się, że nawet jak jesienią jest trochę wiosny, to i tak wiadomo, że potem nastąpi zima. A wiosna przyjdzie wtedy, kiedy powinna. I wszystko jest w zupełnym porządku.

Więcej o:
Copyright © Agora SA