Jakóbiak, Ziemba, Dombrowski, Wrubel, a może Jaskuła? Każdy z nas w swoim życiu natrafił na nazwisko, którego pisownia zaskakuje. Chociaż pochodzi od wyrazu, który zgodnie z zasadami ortografii zapisuje się inaczej, w oficjalnych dokumentach zanotowano je właśnie w taki sposób. Dlaczego? Okazuje się, że winna może być pomyłka sprzed ponad 100 lat.
Nie wszyscy wiedzą, że polskie nazwiska są zjawiskiem historycznie późnym, bo powstały dopiero u schyłku średniowiecza. Na przełomie XV i XVI w. nadawano je szlachcie, a z czasem ten zwyczaj rozprzestrzenił się na mieszczaństwo i chłopstwo. W niektórych regionach Polski ten proces postępował bardzo wolno np. na terenach Wielkopolski i Kresach Wschodnich i u niewielkiego odsetka osób trwał on nawet do XVII w. W okresie staropolskim posiadanie nazwiska regulowało prawo zwyczajowe. Dopiero państwa zaborcze na przełomie XVIII i XIX w. wprowadziły pierwsze akty prawne i obowiązek posiadania nazwiska dla wszystkich grup społecznych.
A skąd wzięły się błędy w zapisach nazwisk? Na forach internetowych można znaleźć liczne wpisy osób, które postanowiły stworzyć własne drzewa genealogiczne lub dowiedzieć się czegoś o swoich przodkach. O kilku sytuacjach opowiedzieli nam także czytelnicy.
Po tym, jak wprowadzono obowiązek posiadania nazwisk, mieszkańcy wsi (a czasem i miast) stawali przed pewnym problemem. Na przykład, gdy byli niepiśmienni, a jedyną osobą zajmującą się zapisywaniem danych był kapłan. Niestety, bywało jednak, że księża i urzędnicy ledwie dukali albo nie znali zasad ortografii, przez co zapisywali dane nazwisko z błędami. Potem w takiej formie przechodziło ono z pokolenia na pokolenie. "Mam dość charakterystyczne nazwisko, jednak trudne w wymowie. Dla urzędnika okazało się jednak zbyt trudne. Przy wyrabianiu dowodu dziadka, źle usłyszał i zapisał je z błędem i spolszczył. Zamiast dwudźwięku AU jest AŁ. Nikomu jednak w rodzinie ten błąd zdawał się nie przeszkadzać. Nikt nie miał też ochoty jeździć do miasta i wszystkiego odkręcać i tak już zostało na kolejne pokolenia", "Dziadek mówił, że urzędnik był pijany. Nazwisko zapisał, jak zapisał i tak już zostało" - wyznały nam czytelniczki.
Zdarzały się także poważniejsze pomyłki. "Jest pełno aktów, gdzie ksiądz przepisywał z raptularza do księgi opisowej i w dwa akty pod rząd wpisał np. tę samą matkę dziecka albo nabazgrał nazwisko ojca i źle przepisał", "Jakiś czas temu indeksowałem urodzenia z parafii, gdzie ksiądz zupełnie nie radził sobie z odczytaniem nazwisk z raptularza i w jednym roczniku z Radomskiego zrobił Radawskiego, ze Startka Surtela, z Króla Krzosa, z Dudki Dudzica, a to nie wszystkie jego błędy" - wymieniali użytkownicy forum genealodzy.pl.
Bywało także, że niektórzy celowo postanowili "podrasować" nazwisko, gdy pojawiła się ku temu sposobność. O takim rodzinnym incydencie opowiedziała mi koleżanka. "Babcia postanowiła dodać swojemu rodowi nieco arystokratycznego szyku. Dlatego po wojnie, gdy na nowo wyrabiano we wsi dokumenty, zmieniła w nazwisku jedną literę, a właściwie zmieniła L na Ł, co wydawało jej się bardziej światowe. Od tej pory połowa rodziny ma inne nazwisko. Dodatkowo babcia odjęła sobie też kilka lat, bo podała późniejszą datę urodzenia" - opowiedziała.