Coraz więcej Polek rodzi w Irlandii

Ania, Marta, Aldona i Magda postanowiły urodzić swoje dzieci w kraju, w którym teraz żyją i pracują. Decyzji nie żałują, bo w irlandzkich szpitalach znalazły coś, o co w naszym kraju jeszcze czasami trudno: dobrą opiekę lekarską i przyjazną atmosferę.

Razem z moją przyjaciółką z Polski idziemy do Coombe Women's Hospital na Cort Street. To tam na oddziale położniczym leży po porodzie Ania Smalec, siostra mojej przyjaciółki. Szary budynek nie różniący się niczym od brzydkich wielkich molochów, jakich w każdym mieście pełno, aż trudno uwierzyć, że to jeden z największych szpitali położniczych w Irlandii, gdzie co roku na świat przychodzi ponad siedem tysięcy dzieci.

Pokój numer dwa, pierwsze piętro. Prawie biegniemy po schodach. Już nie możemy się doczekać kiedy zobaczymy Janę, która dzisiaj o 9 rano przyszła na świat. Wchodzimy do pokoju, w którym sześć kobiet opiekuje się swoimi dziećmi. Każda za kotarą ma oddzielony fragment przestrzeni tak, aby czuć się możliwie najbardziej komfortowo. Pielęgniarka w trakcie naszej wizyty przychodzi tylko raz, żeby zmierzyć temperaturę. Zachowuje się jakby to ona nam w czymś przeszkadzała, a nie my w jej obowiązkach - zauważa Gosia, pochłonięta już bez reszty patrzeniem na swoją siostrzenicę.

Pierwsze wrażenie i zachwyt nad tym, że praktycznie bez ograniczeń, można odwiedzić matki z dziećmi po chwili zastanowienia ustępuje, a przez głowę przebiega mi myśl, że przecież te dzieci na wiele bakterii są jeszcze nie odporne. - W Polsce praktycznie nie istnieje taka możliwość, czasem ewentualnie na oddział wpuszczają krewnych, niewiele osób na raz - zaznacza Aldona Jarosz, z wykształcenia położna. - Jedyne co martwi w tutejszym szpitalach, to brak respektowania niektórych oczywistości. Do szpitala i na oddział wpuszcza się ludzi bez ochraniaczy. Na sali gdzie leży osiem kobiet jest strasznie duszno od ciągłej obecności osób odwiedzających. Pod tym względem w Polsce jest to lepiej rozwiązane -dodaje.

Chłodny wychów

Dzieci zaraz po urodzeniu są traktowane przez personel medyczny w inny sposób. Na początku nikt ich nie myje, aby dużej zachowały swoją naturalną warstwę ochronną. Poza tym często zostawiane są przy matce, nie zabiera się ich do innych pomieszczeń. Inne jest także podejście do dzieci i ich karmienia. Głównie ze względu na samo wychowanie Irlandczyków. - Moje koleżanki z Irlandii często podkreślały, żebym nikomu nie pozwalała dotykać małej i nosić na rękach. Zostaniesz potem z nią sama i to ty będziesz musiała się nią opiekować - opowiada Ania. Wychowywanie dzieci przez Irlandki to - jak zaznacza - chłodny wychów.

Dość łatwo zrozumieć dlaczego tak jest. Irlandczycy często są wychowywani w wielodzietnych rodzinach, w których najmłodszym rodzeństwem zajmują się po prostu starsze dzieci. Nikt przez pokolenia nie miał najzwyczajniej czasu na rozpieszczanie dzieci i karmienie ich stosując specjalne diety. - Dzisiaj na przykład na obiad zapytali się czy chce frytki z rybą czy też może coś innego? - mówi Ania Smalec, która wcale nie popiera irlandzkich przyzwyczajeń kulinarnych, a dziecko chce wychowywać według własnych zasad, żywieniowych także.

Dwa tygodnie, po porodzie siedzę razem z Anią w jej salonie. Janka jest kochanym dzieckiem. Płacze głównie wtedy kiedy się ją przebiera. Teraz leży cichutko w objęciach mamy i śpi. A Ania odpowiada na moje pytania. - Mieszkam tutaj i to był główny powód dla którego zdecydowałam się na poród w Dublinie. Poza tym opieka medyczna bardziej mi się podoba. W Polsce wszyscy lekarze i personel mają roszczeniowe podejście i mówią do ciebie ex katedra co mnie bardzo denerwuje. Po prostu nie lubię polskich szpitali. Tutaj personel jest inny, traktują cię jak równego sobie i wszystko po kolei tłumaczą, w normalny, nie pełen wyniosłości sposób - wyjaśnia. I jest pewna, że gdyby miała drugi raz rodzić, zdecydowałaby się bez zastanowienia jeszcze raz na poród w Dublinie. Ale jak przyznaje, na taki wybór składają się także inne czynniki. Jeśli jesteś w ciąży, w końcu przychodzi taki moment, że do Polski po prostu nie możesz już lecieć. A jak masz wszystkie wizyty u tutejszego lekarza, to już po prostu często rodzenie w Polsce ci się nie opłaca, tym bardziej, że jeszcze do tego dochodzi często brak polskiego ubezpieczenia. W związku z tym najlepszą opcją jaka pozostaje to rodzenie na wyspach - mówi Ania.

Podstawowe różnice

W obu krajach - Polsce i Irlandii - podejście nie tylko do pacjenta często jest inne, ale też sama praktyka lekarska funkcjonuje na innych zasadach. - W Irlandii przy porodzie, jeśli wszystko idzie prawidłowo, nie asystuje żaden lekarz, obecne są tylko dwie położne. I to z reguły wystarcza. W porównaniu z Polską, wykonywana jest o wiele mniejsza liczba badań podczas ciąży. Także czas pobytu w szpitalu matki z dzieckiem, często skracany jest do absolutnego minimum. Jeśli wszystko jest dobrze, pacjentka wypuszczana jest po dwóch, maksymalnie trzech dniach. Niewątpliwie ma na to wpływ liczba urodzeń i spowodowany tym brak miejsc w szpitalach. W Dublinie jest dużo porodów i wszystko dzieje się bardzo szybko, ale nie idzie za tym obniżenie usług. W stolicy Irlandii istnieją na przykład specjalne zajęcia dla matek, które chcą karmić piersią. W Galway, gdzie rodziłam drugie dziecko, nie ma się takiej możliwości. Nie istniej żadna grupa wsparcia. Ale atmosfera, która sprawia, że masz poczucie bezpieczeństwa jest zarówno Dublinie jak i w Galway - opowiada Marta Olejnik, która w Irlandii urodziła dwójkę swoich dzieci. Poród w Dublinie wspominam milej, ale jest to subiektywna ocena, bo właśnie podczas tego porodu poznałam wspaniałą położną Teresę, z którą się zaprzyjaźniłam - dodaje. Nawet ostatnio wraz z mężem była na jej ślubie w Hiszpanii.

W dublińskim szpitalu obsługa jest międzynarodowa. Położnymi, które najbardziej pomagają matce nie są tylko i wyłącznie Irlandki. W przypadku Marty Olejnik pierwszą położną była kobieta z Indii. Potem poznała dwie inne położne z Hiszpanii, w tym Teresę. Podobnie było w przypadku Magdy Markowskiej. - Moją położną była dziewczyna, która jeszcze była studentką i miała dopiero za chwilę zdawać egzaminy na położną. Nie odstępowała mnie na krok przez prawie osiem godzin porodu. To ważne, bo bardzo poprawia komfort psychiczny. Przy pierwszym dziecku zawsze silnie działa wyobraźnia, dlatego Marta nie wyobrażała sobie ciąży na odległość. Braku ciągłego wsparcia ze strony najważniejszej osoby. Razem ze swoim mężem Darkiem, jeszcze zanim jej córeczka przyszła na świat, mieszkała w Dublinie dwa lata. - Wcześniej spędziłam tutaj trochę czasu i jakiś specjalnych obaw nie odczuwałam. I teraz z perspektywy tak długiego czasu nawet nie umiem ich sobie przypomnieć. Wręcz przeciwnie, od wielu moich koleżanek słyszałam, że w Polsce trzeba wszystko opłacić, aby godnie urodzić dziecko. W Irlandii nic takiego nie miało miejsca, w dodatku wszyscy zachwalali personel. Porównując doświadczenia z moimi koleżankami z Polski, mój poród wypada zdecydowanie korzystniej - opowiada Marta. I zaraz dodaje - Kiedy jestem w Polsce mam takie poczucie, że jeśli samemu kobieta się o wszystko nie zatroszczy, to różne rzeczy się mogą zdarzyć. Nie wiadomo co z tobą będzie jeśli nie ma łapówki, kawusi lub czekoladek. Nie mam poczucia bezpieczeństwa w Polskich szpitalach - wyjaśnia.

Swój poród dobrze wspomina także Magda. - Pozytywnym aspektem była ciągła opieka, możliwość puszczania swojej własnej muzyki. Ale przede wszystkim fakt, że wszystkie decyzje, które nie zgadzały się z moim własnym planem porodu, były od razu ze mną konsultowane, tym bardziej, że ja chciałam rodzić w sposób jak najbardziej naturalny, bez jakichkolwiek znieczuleń. W Polsce opieka jest dużo bardziej agresywna, tutaj poród odbywa się w bardziej naturalny sposób. - Jeśli odejdą ci wody, czeka się na wywołanie porodu dużo dłużej, nawet do 32 godzin. Według irlandzkich lekarzy to dużo lepsze rozwiązanie - opowiada Marta Olejnik.

Ojciec jest równie ważny

Magda nie miała, żadnych preferencji co do miejsca urodzenia swojego dziecka. Wiedziała tylko, że nie chce rozstać się z ojcem swojego dziecka w najważniejszym momencie życia. Wybór był prosty, bo Jacek miał tu pracę. A to aby wspólnie doczekać przyjścia na świat sześciomiesięcznej Leny było oczywistością. W naszym kraju za poród rodzinny trzeba zapłacić dodatkowe pieniądze. W państwowym szpitalu koszt poród rodzinnego waha się w granicach od 250 do 300 złotych. To cena za samo wpuszczenie ojca na salę. Jeszcze inaczej ceny kształtują się w prywatnych klinikach. Pomija się rolę ojca w tym najbardziej rodzinnym wydarzeniu. Dopiero od niedawna "głowa rodziny" może uczestniczyć w narodzinach dziecka. Tutaj w Irlandii - jak podkreśla Marta - fakt, że mężczyzna jest obok ciebie, jest normą. To oczywistość. Jeśli nie chcesz, żeby był obecny, musisz to wyraźnie zaznaczyć.

Tak było w przypadku Aldony Jarosz, która początkowo nie chciała aby mąż uczestniczył w porodzie ich czwartego dziecka. - Z wykształcenia jestem położną i nie byłam przekonana co do rodzinnych porodów. Pierwszą trójkę naszych dzieci urodziłam sama. Długo myślałam, że mężczyzna nie jest w stanie poradzić sobie z takim widokiem i wrażeniami, że to z nim będą największe problemy. A kiedy rodziłam, mój mąż prawie siłą był wpychany do sali. Teraz się z tego cieszę - zaznacza. - Atmosfera jest o wiele przyjemniejsza. Wiem jak ważne jest, by był ktoś bliski niedaleko. W Polsce kiedy rodziłam dzieci to takie porody nie były popularne. Niby były zalecane, ale nie za specjalnie. Teraz też się już to powoli zmienia - dodaje.

Wady i zalety

Ania , Marta, Magda i Aldona widzą jednak także negatywne strony irlandzkich szpitali. Dziwi je brak, tak bardzo rozbudowanej jak w Polsce, opieki podczas ciąży. W Irlandii kobieta pierwszy raz idzie na badania dopiero w trzynastym tygodniu ciąży.

- Ciąża jest stosunkowo słabo nadzorowana. Badania ginekologicznego w ogóle nie miałam - wspomina Magda. Nie robi się także wystarczającej liczby badań krwi. Do tego czasu w Polsce przeciętnie każda kobieta ma już porobione wszystkie badania. - Wynikają z tego powodu oczywiście także różnego rodzaju problemy dla matek. Osobiście znam przypadek, kiedy kobieta cztery razy poroniła, a lekarze dopiero przy piątym poronieniu doszli do wnioski, że trzeba jej zrobić wszystkie niezbędne badania. Ale podobnie karygodne niedopatrzenia zdarzają się w każdym kraju. Mimo wszystko w Irlandii mam takie poczucie, że gdyby się coś złego działo, to bez problemu znalazłabym się pomoc - mówi Marta Olejnik. Podobne zdanie mają także Ania, Aldona i Marta.

Ania urodziła dziecko po pięciu latach pobytu w Irlandii, Marta i Aldona po dwóch. Nie miały większych obaw związanych z porodem tutaj. Znały tutejsze realia i wiedziały, że kobiety spodziewające się dziecka i mieszkające w Irlandii mają zapewnioną darmową opiekę medyczną w okresie ciąży oraz sześciu tygodni po urodzeniu dziecka. Nie muszą płacić za znieczulenia okołooponowe, co w Polsce jest na porządku dziennym. Wiedzą także, że polityka służby zdrowia nakierowana jest na porody rodzinne. Wszystko to z pewnością miało i nadal ma dla kobiet spodziewających się dziecka znaczenie. Jednak jak zgodnie przyznają Ania, Magda, Marta i Aldona najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa i atmosfera, która miejmy nadzieję z czasem zagości na stałe także w polskich szpitalach.

Poród w irlandzkim szpitalu to dobry pomysł?
Copyright © Agora SA