Większość z nas swoje porody ma dokładnie zaplanowane. Walizka do szpitala już miesiąc przed terminem czeka przy wejściu, a w telefonie przyszłej mamy zapisane przynajmniej trzy różne warianty tras do szpitala. Czasem jednak natura ma swoje plany, które stoją w zupełnej sprzeczności do naszych. Tak było w przypadku pani Doroty. Jej córka postanowiła przyjść na świat przed terminem, a w dodatku bardzo szybko. Na szczęście pani Dorota miała wokół siebie bliskie kobiety, które się nią zaopiekowały.
Po więcej wiadomości z kraju i ze świata zajrzyj na stronę Gazeta.pl >>>
To miało być zwyczajne popołudnie. Jeden telefon sprawił, że życie całej rodziny wywróciło się do góry nogami. Panią Beatę zaalarmowała jej mama. Coś działo się z ciężarną bratową.
Wsiadłam szybko w samochód i pojechałam do niej. Poród był zaskoczeniem. Dorota poszła do łazienki. Okazało się, że wody jej odeszły. Jak ja przyszłam, malutka już wychodziła. To był ogromny stres. Nigdy nie byłam przy porodzie. Mimo że sama już miałam dzieci, to jednak w szpitalu wszystko dzieje się poza człowiekiem
Pani Beata jest siostrą męża pani Doroty. Na szczęście mieszka niedaleko, więc mogła szybko dotrzeć do rodzącej. W rozmowie z nami wspomina, że to był jeden z najtrudniejszych momentów w jej życiu. "Bratowa położyła się w łazience na podłodze i urodziła. 10 minut i dziecko było na świecie. Córka urodziła się owinięta pępowiną, ale normalnie oddychała, wszystko było w porządku. Nie wiedziałyśmy, co mamy zrobić. Dałyśmy więc dziecko matce, okryłyśmy je, aby nie było im zimno i wezwałyśmy karetkę".
Karetka przyjechała, nie mieli nawet skalpela, aby przeciąć pępowinę. Jeszcze do nas mieli pretensję, że nie przecięłyśmy, bo dziecko niby mogło się udusić. My nie wiedziałyśmy, gdzie uciąć, jak. Bałyśmy się. Gdyby człowiek był po kursie, może wiedziałby co i jak. Jak już nas obsztorcowali, to w końcu pępowinę przecięli zwykłymi nożyczkami, które im z domu przynieśliśmy
Choć dziewczynka urodziła się w domu, w dokumentach jako miejsce urodzenia wpisano szpital w Garwolinie. Dumna z silnej mamy rodzina nigdy nie zapomni jednak o wydarzeniach tamtego dnia, ani o tym, gdzie naprawdę urodziła się dziewczynka. Pani Beata, która odbierała poród, została matką chrzestną dziewczynki. Choć kocha swoją chrześnicę do szaleństwa, to jej poród bardzo przeżyła. W myślach cały czas wracała do tamtych dramatycznych do momentów, a także do nieprzyjemnej rozmowy z ratownikami.
Przez cały tydzień nie mogłam dojść do siebie. Nie mogłam spać, jeść. Cały czas myślałam o tym, że dziecko było owinięte pępowiną, że jej nie odwinęłam i co by było, jakby coś poszło nie tak. Bardzo to przeżyłam
Jeżeli i w Waszej rodzinie macie historię niecodziennych narodzin i chcielibyście się nią z nami podzielić, zapraszamy do kontaktu z redakcją. Możecie napisać do nas maila: edziecko@agora.pl lub też wysłać wiadomość na Facebooku.