"Dzień po porodzie mówiłam, że już mogę rodzić kolejne"

- Kiedy urodziłam, położna mi pogratulowała. Powiedziała, że bardzo dobrze sobie poradziłam. Położyła mi synka na klatce piersiowej. Czułam się, jakbym trochę była obok siebie. Myślałam, że się poryczę, ale nie, było mi po prostu błogo. Mojemu mężowi zaszkliły się oczy - o tym, że poród może być spokojnym i dobrym przeżyciem, opowiada Ola, mama dwumiesięcznego synka.

Poród kojarzył mi się z przerażającym obrazem. Tak zazwyczaj jest przedstawiany w filmach fabularnych. Chaos, krzyki, krew pot, łzy, ludzie skaczący nad głową rodzącej i mdlejący mąż. Miałam cichą nadzieję, że mój poród będzie inny.

"Relacje z porodów pomogły mi przestać myśleć o porodzie jak o czymś przerażającym"

W trakcie ciąży zaczęłam obserwować porodowe profile na Instagramie. Dopiero tam zobaczyłam, jak faktycznie wygląda poród. Na początku byłam przerażona takimi realnymi porodowymi obrazami, ale z czasem zobaczyłam, że w narodzinach dziecka może być dużo spokoju. I to bez względu na to, czy kobieta rodzi w szpitalu, w domu, w wannie.

Kilka razy nawet się rozpłakałam, kiedy bardzo intensywna akcja porodowa dobrze się skończyła i wszyscy się popłakali, łącznie ze mną. Bardzo dobrze, że ludzie wrzucają do sieci takie filmy. Dzięki nim oswajamy się z porodem.

Ja pewnie nie pokazałabym nagrania ze swojego porodu, ale szanuję bardzo to, że inne kobiety nie wstydzą się i przypominają nam, że poród to nie tylko wrzaski i chaos, ale ludzki, naturalny, dobry i bardzo ważny proces w życiu rodziców.

Do szkoły rodzenia chodziłam z moją najlepszą przyjaciółką. Tak się złożyło, że byłyśmy w ciąży w tym samym czasie. Zapisałyśmy się, żeby przygotować się do porodu. Dla nas obu to była pierwsza ciąża. W medycznym ujęciu byłyśmy pierworódkami. Nie lubię tego określenia. W języku polski jest wiele takich ginekologiczno-ciążowych słów, które dźwiękowo nie do końca mi się podobają.

Trochę straszenia w szkole rodzenia było. Słabo się poczułam, kiedy jedna z położnych zaczęła opowiadać o połogu i słowo "krew" padło kilkanaście razy w ciągu minuty. Myślę, że pomimo wszystko można o połogu opowiedzieć inaczej.

"Położna wyczuła, że głaskanie i przytulanie to nie jest coś, czego potrzebuję"

Wody odeszły mi w domu, od razu pojechaliśmy do szpitala. Nie czułam się źle, nie panikowałam. W trakcie ciąży się przeprowadziłam, najbliżej miałam do szpitala w Piasecznie. Tę placówkę bardzo polecają mamy w sieci, cieszyłam się, że będę tam rodzić. Cały czas była ze mną jedna położna. Nie umawiałam się z nikim, nie płaciłam ekstra, była przy mnie kobieta, która akurat w tym dniu miała dyżur.

Moja położna nie była supergłaszcząca. Jestem bardzo zadaniowa - kiedy ktoś mnie przytula, od razu się rozklejam. Ona mnie wyczuła, że głaskanie i przytulanie to niekoniecznie jest coś, czego ja potrzebuję. Razem z nami był mój mąż. To było takie dobre, że położna go nie instruowała, nie przeganiała z kąta w kąt, było spokojnie.

Poród rodzinny, fotoreportaż z narodzinPoród rodzinny, fotoreportaż z narodzin Fot: Ania Wibig, Obiektywni Najpiękniejsze

"Nie nastawiała się, że za wszelką cenę urodzę bez znieczulenia"

Kiedy akcja porodowa rozkręciła się na dobre, poprosiłam o znieczulenie zewnątrzoponowe. Przyszedł do mnie anestezjolog z pielęgniarką. Moment podania znieczulenia wspominam najgorzej. Musiałam usiąść po turecku i pomimo skurczy nie ruszać się, bo lekarz wbijał mi igłę w plecy. Pielęgniarka mi pomagała, przytrzymywała mnie i tak osadziła w rzeczywistości, że się wszystko udało.

Nie planowałam, że na pewno poproszę o znieczulenie. Podeszłam do tematu na luzie. Nie nastawiałam się też, że za wszelką cenę spróbuję rodzić bez znieczulenia. Nie miałam czasu na immersję wodną (czyli zanurzenie się do pewnego poziomu w wodzie, by złagodzić ból porodowy), bo akcja porodowa szybko się u mnie rozkręcała. Kiedy poczułam, że nie daję rady, poprosiłam o znieczulenie. Tyle.

Poród rodzinny, fotoreportaż z narodzinPoród rodzinny, fotoreportaż z narodzin fot: Ania Wibig

"Byłam przekonana, że się poryczę, ale nie, czułam błogość"

Po znieczuleniu troszeczkę odleciałam. Dzisiaj się śmieję, że spałam podczas porodu. Budziłam się na parcie. Wydaje mi się, że miałam nawet jakieś sny. Szanuję dziewczyny, które rodziły bez znieczulenia, i bardzo im tej odwagi gratuluję. Gdybym nie zdecydowała się na znieczulenie, to kto wie, może też bym się mocno chwaliła tym, że urodziłam na żywca. To olbrzymi wysiłek dla organizmu.

Kiedy urodził się mój syn, położna mi pogratulowała. Powiedziała, że bardzo dobrze sobie poradziłam. Położyła mi synka klatce piersiowej. Czułam się, jakbym trochę była obok siebie.

Byłam przekonana, że się poryczę, ale nie, czułam po prostu błogość. Mojemu mężowi za to szkliły się oczy. To było bardzo wzruszające. Mąż był przy mnie cały czas, nie mdlał, słabo mu się też nie robiło. Pomagał, przytrzymywał mi głowę, rozmawiał ze mną. Taki mąż to skarb. Dzień po porodzie żartowałam, że ja już mogę rodzić drugi raz.

Podczas ciąży docierałam do różnych ekstremalnych wypowiedzi na temat porodu. Przeczytałam wątek o tym, że dziecko urodzone przez cesarskie cięcie nie powinno obchodzić urodzin, tylko "wydobyciny". Dzisiaj się z tego śmieję, mam już do tego dystans. Szanujmy wszystkie matki, niezależnie od tego, jakich dokonały wyborów.

Poród rodzinny, fotoreportaż z narodzinPoród rodzinny, fotoreportaż z narodzin Fot: Ania Wibig

W ogóle nie jest łatwo być mamą. Przez całą ciążę słyszysz z każdej strony, że musisz karmić piersią, bo jak nie karmisz, to okradasz dziecko ze wszystkiego, co najlepsze. A kiedy już karmisz piersią i odważysz się zrobić to publicznie, to okazuje się, że prawie wszystkim to przeszkadza.

Nauczyłam się prosić o pomoc. Teściowa przywoziła mi obiady

Żałowałam, że pod koniec ciąży nie przygotowałam zawczasu jedzenia dla nas. Przyszłym mamom radzę, aby na te pierwsze tygodnie z dzieckiem zamrozić trochę więcej domowych obiadów. Trudno jest znaleźć czas i energię na gotowanie. Chyba że się ma pomoc i ktoś gotuje.

Moja mama przyjechała, aby nam pomóc. Pokazała nam, jak wykąpać synka, w nocy wstawała razem z nami. Bardzo mi to pomogło. Teściowa przywoziła nam obiady, jestem jej bardzo za to wdzięczna. Nauczyłam się prosić o pomoc. Już nie mówię "nie, nie trzeba", tylko "jasne, chętnie". To ułatwia życie.

Poród rodzinny, fotoreportaż z narodzinPoród rodzinny, fotoreportaż z narodzin fot; Ania Wibig

Wielokrotnie - już po narodzinach synka - myślałam, że kiedyś było inaczej, bo ludzie żyli w pokoleniowych domach. Jak się pojawiał noworodek, to każdy się angażował, pomagał mamie i tacie.

Umówmy się - pierwsze tygodnie z nowo narodzonym dzieckiem to bardzo trudny czas dla kobiety. I pod kątem fizycznym i psychicznym. Kiedy są wokół zaufani ludzie, może być naprawdę pięknie.

Wysłuchała Joanna Biszewska

Zdjęcie ilustrujące tekst publikujemy dzięki uprzejmości Ani Wibig z Obiektywnie Najpiękniejsze. Ania jest fotografką, mamą trzech córek, specjalizuje się w fotoreportażu z narodzin dzieci.

Anioły pilnie poszukiwane! Już po raz trzeci podziękujemy położnym!

Kim są położne? To bohaterki dnia codziennego. To one pomagają odnaleźć się kobietom na drodze ku macierzyństwu. Ich cierpliwe przewodnictwo i profesjonalizm pozwalają rodzącym oswoić czas ciąży i połogu, one dodają kobietom sił i pewności siebie podczas porodu.

Chcemy podziękować za ich pracę, sprawić, żeby została należycie doceniona, pokazać im, że kobiety, które na co dzień spotykają w ich domach, na salach porodowych czy na oddziałach, widzą ich profesjonalną opiekę i czują ich wsparcie.

Dlatego już po raz trzeci Fundacja Rodzić po Ludzku rusza w Polskę z Konkursem Anioły Rodzić po Ludzku, by znaleźć położne, które wierzą w kobiety, słuchają ich potrzeb, współpracują z nimi i prowadzą przez czas ciąży, porodu i połogu. W konkursie mogą wziąć udział położne posiadające swój profil na portalu www.gdzierodzic.info, gdzie każda położna może stworzyć bezpłatnie swoją zawodową wizytówkę i zaprezentować zakres wsparcia dla kobiet w ciąży, w porodzie czy połogu. Więcej o konkursie tutaj.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.