Jak podaje "Daily Mail", Brianna Hill ze względu na ciążę planowała zdać egzamin adwokacki jeszcze w lipcu tego roku. Niestety, wybuch epidemii koronawirusa skutecznie pokrzyżował jej plany. Nastąpiło opóźnienie, a termin egzaminu przeniesiono na jesień. Ostatecznie Hill przystąpiła do niego w październiku, na niedługo przed datą porodu.
W związku z zagrożeniem epidemiologicznym egzamin miał odbywać się w formie online. Brianna Hill żartowała, że będzie musiała przystąpić do niego ze szpitala. W rzeczywistości sytuacja okazała się bardziej skomplikowana. Na początku absolwentka szkoły prawniczej zaczęła rozwiązywać go w domu. Aby upewnić się, że studenci nie będą próbowali ściągać, opracowano specjalną technologię umożliwiającą monitorowanie ich otoczenia. Niestety, podczas pierwszej trwającej 90 minut części testu Birannie Hill nagle odeszły wody. Przyszła prawniczka tak bardzo chciała zdać egzamin, że na początku rozwiązywała zadania, ignorując swój stan. Dopiero w czasie przerwy zadzwoniła do swojego męża.
Kilka godzin później na świat przyszedł jej syn Cassius Philipp. Zamiast wypoczywać w szpitalnym łóżku, świeżo upieczona postanowiła jednak dokończyć egzamin w wydzielonym do tego celu prywatnym pokoju szpitalny.
Lekarze radzili mi, abym się wycofała. Po urodzeniu dostałam krwotoku, a drugiego dnia testu miałam anemię. Po porodzie spałam tylko 1,5 godziny, ale nie chciałam się poddać. Pomiędzy sesjami karmiłam dziecko piersią. Robiłam to wszystko, bo nie widziałam innej szansy na spełnienie mojego celu - zostania i prawnikiem i mamą
- napisała na swoim profilu w mediach społecznościowych.
Upór Brianna Hill się opłacił, bo pomimo zmęczenia i naprawdę niesprzyjających okoliczności do rozwiązywania zadań, zdołała zaliczyć egzamin.