Proponowałabym, żeby porozmawiała z kimś bliskim, dobrze się sobie przyjrzała, zastanowiła, czy na pewno potrzebuje leków. Uczucie rozbicia, niemożność odnalezienia się po urodzeniu dziecka, wahania nastroju - to w okresie połogu normalne i rzadko wymaga podania leków czy pomocy psychologicznej. Najczęściej wystarczy wsparcie najbliższych. Problem zaczyna się wtedy, kiedy takiego wsparcia nie ma lub nie umie się o nie poprosić.
Tak, ma prawo być w zmiennym nastroju, ma prawo czasem sobie popłakać, a czasem pośmiać się z byle powodu. Kiedy prowadziłam grupę wsparcia dla młodych matek, często opowiadały one o różnych swoich stanach, które budziły w nich niepokój. I bardzo im pomagało, że miały z kim to obgadać, że inne mówiły: "Ja też tak miałam". A więc pierwszą rzeczą, która może pomóc, jest kontakt z kimś w podobnej sytuacji. Może to być koleżanka, która niedawno urodziła, przyjaciółka, siostra czy kuzynka, która jeszcze pamięta, jak to jest. Naturalną grupę wsparcia można znaleźć tam, gdzie spotykają się młode mamy z wózkami: przy piaskownicy, w parku... W wielu miastach są też telefony zaufania. Zwykle pracują tam osoby z doświadczeniem terapeutycznym, które potrafią tak poprowadzić rozmowę, by kobieta odczuła ulgę. Do fundacji Rodzić po Ludzku dzwonią kobiety z całej Polski. Dobrze sprawdzają się też fora internetowe, gdzie młoda mama może napisać, jak się czuje, i w odpowiedzi przeczytać: "Ze mną też tak było, robię to i to, nie wpadaj w panikę, to przejdzie".
Okres połogu, szczególnie w pierwszych dniach po porodzie, to czas burzliwych zmian hormonalnych. Wydziela się oksytocyna, prolaktyna, intensywnie waha się poziom hormonów płciowych, hormonów tarczycy i nadnerczy - wszystko to się kotłuje i powoduje zmienność nastrojów. Pewna kobieta tydzień po urodzeniu młodszego dziecka czytała starszemu "Dzieci z Bullerbyn". I jak doczytała do owieczki, która zdechła, to tak się rozszlochała, że nie mogła przestać, a potem, kiedy doszła do wyrywania zęba Ollemu, to z kolei nie mogła się przestać śmiać.
Te pierwsze tygodnie po urodzeniu dziecka to także okres adaptacji do wielkiej zmiany w życiu. Największej, oczywiście, przy pierwszym dziecku, ale przy drugim też nie jest wcale tak prosto, bo kobieta dodatkowo przejmuje się tym starszym, myśli, jak to teraz będzie, jak ono sobie poradzi. Za każdym razem zmienia się cały układ rodzinny i potrzeba czasu, żeby odnaleźć się w tym wszystkim na nowo. Jednej kobiecie przychodzi to łatwiej, innej trudniej. Zależy to od tego, jak w ogóle radzi sobie ze stresem, co znaczy dla niej macierzyństwo (jaki jest przekaz pokoleniowy na ten temat w jej rodzinie), czy boi się przerwy w pracy zawodowej, czy przeciwnie - wita ją z ulgą. Bardzo ważne jest także to, czy może liczyć na męża lub partnera i jak on pojmuje swoje ojcostwo.
Nie poprawia też kobiecie nastroju frustracja z powodu własnego wyglądu - nie od razu przecież może się wcisnąć w spodnie sprzed ciąży...
No tak - miało być wspaniale jak w kolorowych pismach, gdzie wszyscy są piękni i młodzi. Mamy wdrukowany obraz matki szczęśliwej, zadbanej, spełnionej. Tymczasem kobieta w połogu czasem nie ma nawet siły się uczesać!
Wiele młodych matek planuje sobie, jak to będzie, kiedy dziecko już się urodzi. I tu mamy dwie skrajne postawy: jedna to "wszystko dla dziecka" (jem tylko ryż z marchewką, bo dziecko jest na wszystko uczulone, nigdzie nie pójdę, bo nie mogę dziecka ani na chwilę zostawić), druga - "będę żyła jak dotąd", jakby nic się nie zmieniło. I jedna, i druga skrajność może być trudna, zarówno dla matki, jak i dla dziecka.
To prawda. Postać matki w naszej kulturze jest wyidealizowana: Matka Boska, matka Polka... Macierzyństwo to świętość, to coś cudownego. Z tym obrazem nie licuje zmienność nastrojów, irytacja. Kobieta, która to przeżywa, może się czuć winna.
To rodzaj lekkiej depresji z objawami lękowymi. Kobieta ma obniżony lub zmienny nastrój, odczuwa lęk związany z dzieckiem, jego zdrowiem, rozwojem, boi się także o siebie. Do tego dochodzą często zaburzenia snu i apetytu (niezbyt nasilone) i poczucie własnej bezradności w roli matki. Stan ten trwa dłużej niż te wahania nastroju, jest bardziej uciążliwy i może mieć wpływ na relację między matką a dzieckiem.
Mniej więcej u co drugiej kobiety. Baby blues zaczyna się zwykle w pierwszym tygodniu po porodzie. Często wiąże się z nawałem mlecznym, który wzbudza u młodej mamy panikę ("Ten pokarm mnie chyba zaleje, dziecko nie ssie, piersi bolą, odciąganie jest okropne!") albo przeciwnie - z niedostateczną ilością pokarmu. To pierwsza konfrontacja z macierzyństwem i pierwsza frustracja ("Nie potrafię wykarmić własnego dziecka, co ze mnie za matka!"). Do tego dochodzi narastające zmęczenie. Dziecko nie odróżnia dnia od nocy, nie daje spać, ciągle czegoś chce... Nawet oksytocyna nie wystarcza, żeby znosić to z pogodą ducha.
Bardzo pomaga wsparcie ze strony najbliższych. Kobietom, które do mnie trafiają, proponuję też różne proste sposoby. Chodzi o to, żeby przez chwilę nie mu-siały myśleć o dziecku. Przecież nawet wtedy, kiedy karmi się piersią, można wyskoczyć na godzinkę przewietrzyć się, popatrzeć na świat, zrobić coś dla siebie. Coś, co zawsze sprawiało człowiekowi przyjemność. Jak ktoś lubił zakupy - pochodzić po sklepach, jak ktoś relaksował się u kosmetyczki - odwiedzić znajomy gabinet, jeśli kochał kino - to do kina. To przynosi ulgę.
Ale czasami chce się od tego dziecka po prostu odpocząć, od tej nieustannej obecności noworodka, który właściwie ciągle może czegoś od nas chcieć. Nie warto się bronić przed tym uczuciem, bo napięcie, smutek i lęk biorą się po części stąd, że człowiek nie daje sobie prawa do uczucia zmęczenia, znużenia, złości na dziecko.
Można, można odczuwać do niego niechęć... Uczucia to nic złego - przypływają i odpływają. Ale kobieta często broni się przed uczuciami, których w sobie nie akceptuje. To rodzi wewnętrzny konflikt, bo dziecko ją drażni, ale ona nie przyznaje się do tego nawet przed sobą, tłumi to, w końcu jednak musi odreagować.
Albo na mężu się wyżyje, albo na sobie. A wystarczy powiedzieć - już nie mogę, dosyć mam tego upragnionego dziecka, muszę wyjść. Ale nie każda młoda mama daje sobie do tego prawo. Musi wtedy znaleźć inne sposoby sprawiania sobie przyjemności - bez wyrzutów sumienia. Może np. na godzinę wejść do wanny, bo przecież jak tylko dziecko piśnie, będzie mogła z tej wanny wyjść. Czasem odstresowuje nawet obejrzenie telenoweli. Zachęcam też do rozmawiania z mężem, jeśli tylko potrafi się wczuć... To zwykle przy baby bluesie wystarcza, tylko tu rozmawiać trzeba częściej i głębiej niż przy zaburzeniach nastroju.
Istotnie, podczas uprawiania sportu w mózgu wydzielają się serotonina i endorfiny, co powinno poprawiać nastrój. Jednak nie jest to takie proste np. dla mamy trzytygodniowego noworodka, której ciało jeszcze nie jest w pełni sprawne. Niektóre kobiety mają w sobie tyle energii, że zaczynają ćwiczyć, ale to dotyczy tych, które wiedzą z doświadczenia, że im to dobrze robi. Dla kobiety w złym nastroju taka rada jest mało przydatna - źle się czuje, wszystko ją boli, a tu jeszcze fitness i aerobik... To ją może dodatkowo przygnębić, bo znowu okaże się, że coś powinna, a nie potrafi się na to zdobyć, a to znaczy, że jest do niczego.
Tak, bo przedłużający się baby blues może przejść w depresję poporodową, w której objawy są już znacznie bardziej nasilone. Przy baby bluesie kobieta może być niewyspana, bo śpi, jak jej dziecko pozwoli. Kiedy trzeba, to się nim zajmuje, karmi, a jak się da, to śpi, nadrabia zaległości. A przy depresji zwykle nie może spać, nawet jeżeli dziecko w nocy przesypia długie okresy. Dla depresji charakterystyczne są zatem zaburzenia snu, brak apetytu, bardzo obniżony nastrój, bardzo silne lęki o dziecko i o jego zdrowie, z głębokim przekonaniem, że coś temu dziecku jest, że jest na pewno bardzo chore. Mogą się też pojawić myśli samobójcze. Na szczęście, o ile baby blues jest czymś powszechnym, o tyle depresja poporodowa występuje znacznie rzadziej.
Czasem pomoc doświadczonego lekarza wystarczy, lepiej jednak iść do psychiatry. On będzie wiedział, jaki lek jest najbezpieczniejszy dla kobiety karmiącej, który najmniej przenika do mleka i najsłabiej oddziałuje na dziecko. Lekarze ogólni, niestety, zwykle zalecają odstawienie dziecka od piersi przed podaniem leków. Czasami jest to wskazane, ale
bywa też tak, że matce bardzo zależy na karmieniu piersią, a jednocześnie chce brać leki. Niektóre kobiety decydują się tylko na psychoterapię. Lekarz wspólnie z matką powinien zdecydować, jaka metoda leczenia będzie najlepsza.
W wielu miastach są publiczne poradnie zdrowia psychicznego i w niektórych przyjmują psychologowie terapeuci. Można próbować dostać się tam na nieodpłatną terapię krótkoterminową (zwykle trzymiesięczną). Często pozwala ona opanować kryzys i podjąć decyzję, co robić dalej. Jeśli się widzi, że to dobra droga, to można się zdecydować na dalszą terapię, nawet jeżeli trzeba za nią zapłacić. Warto też poszukać grupy wsparcia [na przykład za pośrednictwem strony www.eDziecko.pl] lub nawet założyć ją samemu.
Joanna Krzyżanowska jest lekarzem psychiatrą, pracuje w Instytucie Psychiatrii i Neurologii, współpracowała z fundacją Rodzić po Ludzku w okresie, gdy działała tam poradnia "Początek" dla kobiet w ciąży i matek małych dzieci.