Niestety…Uczucie porażki pojawia się wtedy nie tylko u pary, ale i – proszę mi wierzyć – u lekarza. Naturalnie powstaje też pytanie: czy i w jakim stopniu mógł zawinić ten, który powinien pomóc? Może nie miał wystarczającej wiedzy, a może miał, ale po ludzku się pomylił? W końcu zdarza się i tak. Chciałbym jednak opowiedzieć o jeszcze jednej ewentualności, często ignorowanej, którą nazywam "zmęczeniem materiału".
Często słyszymy o parach, które długo starają się o dziecko, wydają pieniądze na kolejne badania i drogich specjalistów, a oczekiwanego poczęcia jak nie było, tak nie ma. Wtedy następuje często rezygnacja z dotychczasowego leczenia, po czym w krótkim czasie dochodzi do sukcesu po kilku wizytach u innego lekarza lub nawet i bez tego. Cud? Niekoniecznie.
Higiena psychiczna partnerów w okresie starań o dziecko jest bardzo ważna. W wielu przypadkach to ona może decydować o la grande finale, czyli sukcesie albo porażce. I zdarza się, że cel przejmuje kontrolę nad życiem niepłodnych par, wzajemne potrzeby i bliskość schodzą na drugi plan, a do związku wkrada się seks zadaniowy i łączący się z nim "terror owulacyjny".
Pamiętam jak dziś, kiedy do gabinetu weszła para moich trzydziestoletnich pacjentów. Od pewnego czasu spotykaliśmy się z powodu niepłodności. Byli nie tylko po trzeciej nieudanej inseminacji (podaniu nasienia do macicy), ale też kilkuletnim leczeniu w innych gabinetach. Na pierwszy rzut oka wyglądali na mocno zrezygnowanych, co po kolejnym fiasku wydało się zrozumiałe.
– Panie doktorze, myśleliśmy, że tym razem się uda. U mnie wszystko było książkowo: dużo śluzu, w badaniu USG dwa duże pęcherzyki owulacyjne, dobre endometrium i nic. Nie wiemy, co dalej… – powiedziała na wstępie Ania.
– Mam wrażenie, że dotarliśmy do ściany – dodał jej mąż Bartek. – Najgorsza w tym wszystkim jest presja ze strony bliskich, zwłaszcza rodziny. Ciągłe telefony od mamy z pytaniem: jak Ania się czuje? Albo teksty teścia w stylu: Bartuś, chłopie, bierz się do roboty. Chciałbym wreszcie mieć wnuka. Wie pan, co dostałem od niego na urodziny: korzeń maca z Peru! Do smoothie!
– Bartek, daj spokój, tata chciał dobrze…
– Tak, ale to "dobrze" nie pomaga. On ma mnie za ofiarę losu. Młodsza siostra Ani jest już w drugiej ciąży, a u nas ciągle nic… Zresztą nawet seks, który od początku naszego związku był ważny, już nas nie bawi. Panie doktorze, będę szczery: nie mam ochoty, wręcz się zmuszam. W głowie mam jedno: miejmy to za sobą…
– Ze mną niestety jest podobnie. Zero przyjemności. Myślę tylko o tym, żeby się udało. Nieważne, czy jemu jest dobrze. Nieważnie, czy mnie jest dobrze. Zastanawiam się, czy tak powinno się robić dziecko… – wtrąciła Ania.
– Drodzy państwo, to, o czym mówicie, to dość często spotykany wśród niepłodnych par problem tzw. seksu na żądanie. W pewnym sensie można to określić jako "terror owulacyjny". Wasze odczucia w zakresie współżycia wpisują się niejako w udokumentowane w literaturze naukowej obserwacje na temat zaburzeń seksualnych wśród niepłodnych par. Po pewnym czasie nieudanych prób zajścia w ciążę seks staje się prawie techniczny. Nie ma przyjemności, wzajemnej bliskości, jest rutyna. Posłużę się przykładem innej pary moich pacjentów. Oboje byli już zdiagnozowani i po leczeniu nie było przeszkód do działania. U mężczyzny nasienie prawidłowe, u kobiety jajowody drożne, stymulacja owulacji, w badaniu USG dojrzały pęcherzyk owulacyjny i optymalny moment na zastrzyk na pęknięcie pęcherzyka. Po jego podaniu moja pacjentka zadzwoniła do męża i kategorycznie zażądała szybkiego powrotu do domu. Jak to ujęła: "muszą się kochać i robić dziecko". Ich sam na sam nie miało jednak happy endu, o czym wkrótce się przekonałem.
Nazajutrz dostałem rozpaczliwy telefon od pacjentki: „Doktorze, nie dość, że z trudem doszło do erekcji i stosunku, to mąż nie miał wytrysku". To tylko pokazuje, jak paraliżujące działanie ma chroniczny i silny stres, w tym przypadku wywołany „seksem na żądanie". Na podstawie fachowego piśmiennictwa wiemy, że wraz z długością trwania leczenia wśród niepłodnych par ujawniają się różnego rodzaju trudności w sferze seksualnej. A przecież seks to także bardzo przyjemna forma relaksu, która buduje poczucie silniejszej więzi, intymności, kontaktu z partnerem. Niestety, w przypadku opisywanej przeze mnie pary miłosna chemia stała się niejako obowiązkową pracą do wykonania. Misja pod tytułem „musimy zrobić sobie dziecko" przesłoniła wszystko inne, a w codzienne życie wkradła się rutyna. Miesiączka, oczekiwanie na dni płodne, konieczność pełnej gotowości partnera, seks w okresie owulacji i… „pięć minut prawdy", czyli pytanie, czy na teście ciążowym pojawią się dwie kreski, czy nie. W takich sytuacjach akt współżycia sprowadzony jest wyłącznie do roli narzędzia, które ma pomóc w osiągnięciu wymarzonego celu.
– Powiem państwu więcej. Już w latach dziewięćdziesiątych XX wieku na łamach prestiżowego pisma „Fertility and Sterility" przedstawiono wyniki badania oceniającego dynamikę stresu u 240 niepłodnych par. Poddano analizie cztery parametry jakości życia par: konflikt małżeński, samoocenę seksualną, niezadowolenie seksualne i częstość współżycia. I co się okazało? Wysoki poziom stresu, ogólnie, jak i przyczynowo związany z niepłodnością, wiązał się z gorszym funkcjonowaniem małżeństwa i obniżał jakość życia. Niepłodni mężczyźni charakteryzowali się niższą jakością życia seksualnego, mniejszą częstością współżycia, a ponadto, co pokazało inne przekrojowe badanie na niepłodnych parach, u 11 procent pojawiły się zaburzenia erekcji i przedwczesny wytrysk. Ciekawym spostrzeżeniem była też mniejsza satysfakcja seksualna mężczyzny niż jego partnerki. Z kolei w 2011 roku Tao i współpracownicy dokonali na łamach „AutralAsian Medical Journal" przeglądu światowego piśmiennictwa na temat wpływu niepłodności na seksualność. Znowu bez zaskoczeń: wśród niepłodnych mężczyzn często ujawniała się niższa jakość życia seksualnego i mniejsza satysfakcja z seksu, spowodowane presją współżycia w czasie okołoowulacyjnym partnerki. Tak więc powiedzmy sobie szczerze, panie Bartku, w pewnym sensie jako mężczyźni jesteśmy jednak biologicznie słabsi i wymagamy opieki. Na pewno niejeden raz widzieliście na ulicy parę starszych ludzi. Kto kogo prowadził? Zazwyczaj była to ona. Czy w takim razie powinniśmy nazywać kobiety słabą płcią? Oczywiście nieco to przerysowałem, niczym cytując Maksa z Seksmisji Juliusza Machulskiego: „Kobieta mnie bije!". Prawda?
– Doktorze, niech pan nie przesadza, z mężem jest was dwóch, macie przewagę! Dla nas, kobiet, to też jest trudne. Osobiście jestem już tym wszystkim zmęczona. I z jednej strony mam ochotę się poddać, z drugiej tak bardzo chciałabym zostać mamą. Wie pan, co czuję, kiedy dowiaduję się o kolejnej ciąży przyjaciółki, koleżanki z pracy, znajomej? Nie radość, ale zazdrość, wściekłość, a przecież taka nie jestem. Nigdy taka nie byłam… – dodała łamiącym się głosem Ania.
– Rozumiem, ale przedstawione przeze mnie badania nie dotyczyły tylko mężczyzn. Również w przypadku kobiet kilkuletni czas trwania niepłodności wiązał się z niestabilnością związku i najniższą satysfakcją seksualną, która ujawniała się zwłaszcza w przypadkach występowania czynnika męskiego jako głównej przyczyny niepłodności. Podobne obserwacje zostały potwierdzone u pacjentek po nieskutecznym leczeniu IVF (in vitro). Miały one również niższą satysfakcję seksualną w porównaniu z tymi, którym udało się potem zajść w ciążę bądź adoptować dziecko. W tym miejscu chciałbym, Aniu, zwrócić się do ciebie. Powiedziałaś, że jesteś już tym wszystkim wykończona, a jak wcześniej wspomniałem, higiena psychiczna partnerów w okresie starań o dziecko jest jednym z kluczowych elementów leczenia niepłodności.
Co w takim razie robić, żeby nie oszaleć, nie pozabijać się i nie przestać się lubić? Wierzcie mi, jest o czym rozmawiać, o czym świadczą dotychczasowe publikacje. W ciągu ostatnich 20 lat opublikowano wiele artykułów, w których wykazano negatywny wpływ zaburzeń psychicznych, takich jak stres, depresja, zaburzenia snu, zaburzenia odżywiania i uzależnienia od różnych używek na płodność kobiet i mężczyzn. Pamiętajcie, że stres to nie tylko zabójca męskiego testosteronu. Jest jeszcze kortyzol, prolaktyna i wiele innych czynników zaburzających jakość owulacji, a także właściwą harmonię hormonów u obojga płci. Trzeba się więc cieszyć i wzajemnie wspierać w staraniach o dziecko, a nie dołować.
– Doktorze, łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Zaliczyliśmy już niejeden gabinet i kliniki leczenia niepłodności. Niby okej, ale efektów brak. Czas leci, zegary biologiczne nam tykają, a frustracja narasta – powiedział Bartek.
– Uwierzcie mi: wzajemne wsparcie jest wszystkim! Znam historie par, którym mimo starań się nie udało i się rozstały. Ale znam też historie par, którym się udało i też się rozstały. Dlaczego? Bo okazało się, że poza dzieckiem nic już ich nie łączy. Dlatego nie zapominajcie o sobie. Wasz związek to WY. Szczere komplementy dodają kobiecie skrzydeł, sprawiają, że czuje się atrakcyjna i kochana. I vice versa, podziw dla mężczyzny w jej oczach działa podobnie. Mówię to jako lekarz i normalny facet. Już na koniec chciałbym dodać coś ważnego: bądźcie ze sobą szczerzy. Mówcie o tym, co was boli, dotyka, złości. Wyrażajcie własne uczucia i potrzeby. Nie zamykajcie się w sobie. W kryzysowych sytuacjach zawsze warto skorzystać z porady psychologa…
Jaki był epilog wizyty Ani i Bartka? Ku mojemu zaskoczeniu po naszym spotkaniu faktycznie para zdecydowała się na wizytę u psychologa, a w oczekiwaniu na zaplanowaną konsultację, zaledwie półtora miesiąca po naszym spotkaniu, otrzymałem wiadomość o dodatnim teście ciążowym. Aktualnie oboje są szczęśliwymi rodzicami dwuletniego Kubusia. Jak widać, umiejętne pozbycie się stresu, a właściwie jego brak w alkowie, zdziałało w tym przypadku cuda. Na miejsce misji powróciła miłość.
EK-J: Wspaniałe zakończenie, Irku, myślę jednak, że temat „antybohatera" naszych czasów, czyli stresu, warto jeszcze pogłębić… Pozwolisz, że przejmę pałeczkę?
W dzisiejszych czasach coraz częściej "mieć dziecko" to wyzwanie. Niepłodność to wspólny problem pary. Trudności z zajściem w ciążę leżą mniej więcej w połowie po stronie kobiet i mężczyzn. Płacimy cenę za zanieczyszczenie środowiska. Jemy, pijemy i wdychamy chemię. To ona jest między innymi przyczyną spadku produkcji testosteronu i wpływa negatywnie na płodność mężczyzn. Z kolei u kobiet zmniejsza libido i zwiększa ryzyko poronienia, przedwczesnego porodu oraz przedwczesnego przekwitania. Do tego nieustannie towarzyszący nam stres.W wielu przypadkach mogą pomóc proste rzeczy. O tym warto mówić i o tym warto pisać. W książce "Kod płodności", której fragment przytoczyliśmy przedstawione są możliwe przyczyny niepłodności, a także postępowanie diagnostyczne i leczenie. Autorzy publikacji to wybitni specjaliści w swoich dziedzinach: