Pokoje pożegnań w szpitalach położniczych zazwyczaj mieszczą się z dala od sal porodowych. To niewielkie sale z fotelami, łóżkiem, przewijakiem. Urządzone przytulnie, po domowemu. W pokojach pożegnań rodzą się dzieci z wadami letalnymi, które umierają zaraz po narodzinach. W pokojach przyjmowane są również porody po poronieniach i porody martwych dzieci.
Od trzech lat pokój pożegnań jest dostępny dla kobiet w bydgoskim szpitalu uniwersyteckim. Prof. Mariusz Dubiel, kierownik Katedry i Kliniki Położnictwa, Chorób Kobiecych i Ginekologii Onkologicznej na łamach "Gazety Pomorskiej" mówił, że pokój pożegnań daje rodzicom możliwość pożegnania się z dzieckiem, uzyskania odcisku stóp, rączek. I przede wszystkim możliwość przytulenia dziecka, bycia z nim sam na sam, a nie na sali pełnej matek i zdrowych dzieci.
Agnieszka poroniła w jednym z krajów Unii Europejskiej w Alpach. Tam standardem jest to, że kobiety, których dzieci rodzą się martwe, są odseparowane od głośnych sal porodowych i pokoi, w których przebywają matki z płaczącymi dziećmi. Agnieszka urodziła martwe dziecko w 22 tyg. ciąży.
- W szpitalu dostaliśmy z mężem oddzielny pokój. Nie wiedziałam, co się wydarzy. Myślałam, że może będę miała brutalny, gwałtowny poród. Była z nami cudowna kobieta, niezmiernie taktowna. Czułam, że ona wszystko rozumie. Po jakimś czasie powiedziałam, że muszę iść do łazienki, dyskretnie poszła ze mną. Dała mi papierową nerkę. Wtedy nie rozumiałam, po co ona mi to daje. To był jeden bolesny skurcz. Po chwili urodziłam też łożysko.
Sześć na tysiąc porodów w Polsce kończy się śmiercią dziecka. Ok. 1700 Polek rocznie rodzi martwe dzieci. Szacuje się, że około 10–15 proc. wszystkich ciąż kończy się poronieniem. Mimo że poronienie dotyka rocznie ok. 40 tys. kobiet, wciąż standardy opieki okołoporodowej nie zawsze są przestrzegane w polskich szpitalach. Trzy lata temu zwracała na to uwagę w swoim raporcie Najwyższa Izba Kontroli.
Z raportu "Opieka nad pacjentkami w przypadkach poronień i martwych urodzeń" dowiadujemy się, że wciąż brakuje w szpitalach położniczych wsparcia psychologicznego i empatii. W raporcie NIK czytamy też o tym, że kobiety, które poroniły lub które urodziły martwe dzieci, przebywały w jednej sali razem z kobietami w ciąży lub połogu po narodzinach zdrowego dziecka. Zdarzało się, że pacjentki po poronieniu były hospitalizowane na korytarzu oddziału.
Fundacja "Rodzić po Ludzku" od lat prowadzi ankietę Głos Matek wśród kobiet na temat tego, w jakiej atmosferze i w jakich warunkach rodziły. W ankietach i listach kobiety piszą o tym, że w czasie porodu bardzo ważne jest dla nich to, aby czuły się bezpieczne i szanowane. Wciąż niestety zdarzają się sytuacje, podczas których pracownicy szpitali są dla rodzących kobiet - nawet tych, których dzieci rodzą się martwe - nieuprzejmi, aroganccy, oziębli.
Strata dziecka to dla rodziców dramatyczny moment. Dlatego - jak czytamy w raporcie NIK - wymagają oni szczególnej troski: ze strony otoczenia, najbliższych, ale także opiekujących się nimi pracowników medycznych. Aby nieść skuteczną pomoc pacjentkom w tych trudnych sytuacjach, niezbędne są doświadczenie, wiedza, profesjonalizm i umiejętność komunikacji interpersonalnej.
Iza poroniła dwa lata temu w szpitalu w woj. lubuskim. W szpitalu nie było osobnego pomieszczenia przeznaczonego do pożegnań ze zmarłym dzieckiem. Byli jednak ludzie, którzy wiedzieli, jak zająć się matką, której ciąża zakończyła się o wiele za wcześnie. Kobieta tak wspomina ten trudny moment:
- Urodziłam małą na sali, za kotarą. Mimo że kotara była przysłonięta, to wiadomo, odgłos jest odgłosem. Widziałam córkę. Leżała mi na brzuchu, przytrzymywałam ją ręką. Lekarz do mnie podszedł i zapytał, czy może zabrać malutką na chwilę ode mnie, żeby odciąć pępowinę, zmierzyć ją i zważyć. Miała 17 centymetrów i 160 gramów. Mieściła mi się w dłoni. Jak już pan doktor odciął pępowinę, mogłam małą położyć sobie na sercu. Trzymałam ją, przytulałam, nikt mi nie powiedział, "no dobra, kończmy już, bo mamy coś innego do roboty". Dostałam tyle czasu, ile potrzebowałam. Bardzo subtelnie, delikatnie położna zapytała, czy może już zabrać małą i zająć się mną. Zawinięto ją w serwety chirurgiczne i w takiej malutkiej, opieczętowanej szkatułce zaniesiono do prosektorium.
Porody kończące się śmiercią dziecka są nazywane w polskim systemie prawnym "sytuacją szczególną". O tym, jak postępować w takich dramatycznych sytuacjach mówi rozporządzenie ministerstwa zdrowia.
(od red: Za rozporządzeniem Ministra Zdrowia z 2018 r. w sprawie standardu organizacyjnego opieki okołoporodowej: Sytuacje szczególne to rozpoznanie podczas ciąży ciężkiej choroby lub wady dziecka, poronienie, urodzenie dziecka martwego, niezdolnego do życia, chorego lub z wadami wrodzonymi).
Szpitalne pokoje pożegnań nie są u nas standardem, chociaż w ostatnich latach coraz więcej szpitali położniczych dba o to, aby kobiety, które rodzą martwe dzieci, których dzieci umierają po porodzie, miały dla siebie i dzieci odseparowane, ciche miejsca.
W Szpitalu Specjalistycznym św. Zofii w Warszawie sala pożegnań funkcjonuje od ponad 15 lat. Dwa lata temu została odnowiona. Pokój jest przeznaczony dla kobiety i jej partnera, którzy doświadczają sytuacji utraty ciąży (poronienia) lub urodzenia martwego dziecka.
- Rodzice, jeśli chcą pożegnać się z dzieckiem, mają w pokoju pożegnań taką możliwość. Nasza położna, która jest też psychologiem, ubiera dziecko i przygotowuje takie spotkanie - mówi Agnieszka Gibalska-Dembek, dyrektorka ds. PR i Marketingu w Centrum Medycznym Żelazna.
Rodzice, którzy mają możliwość pożegnania się z dzieckiem, często dostają dzieci na ręce owinięte w pieluszki tetrowe. Fundacja Tęczowy Kocyk, z którą współpracuje ponad 300 szpitali położniczych w Polsce, od 2016 r. dba o to, aby dzieci były ładnie ubrane, owinięte w kolorowe rożki.
Wolontariuszki fundacji szyją kocyki, szatki, czapeczki, które są dostarczane do szpitali. Do rożków często są przypięte elementy symboliczne: motylek, który jest symbolem dziecka utraconego i niezapominajka: znak pamięci rodzica o dziecku. Rodzice te jedyne pamiątki po dziecku mogą zabrać ze sobą do domu.
"Nie można kupić w sklepie tak małych ubranek, aby godnie pochować dziecko, dlatego pomagamy rodzicom, by w tych najtrudniejszych dla nich chwilach mieli o to jedno zmartwienie mniej. Dostają od nas kołyskę, rożek, szatkę, by móc otulić swoje maleństwo przed jego ostatnią podróżą. Dla dzieci utraconych w pierwszych tygodniach ciąży (do ok. 10 t.c.) mamy malutkie dziergane kołyski, zaprojektowane specjalnie na kosteczki parafinowe. Kołyska otula całe kosteczki - czytamy na stronie Fundacji Tęczowy Kocyk.
(od red: Bloczki parafinowe to odpowiednio zabezpieczony fragment ludzkich tkanek np. tkanek z poronienia. Aby zabezpieczyć materiał tkankowy, skrawek tkanki do badania umieszcza się w utrwalaczu, np. formalinie, a następnie poddaje się go obróbce histologicznej. Tkanki umieszcza się w stężonym roztworze etanolu i utrwala w płynnej parafinie. Bloczki parafinowe wielkością przypominają kafelki do gry w scrabble).
- Włączyliśmy się w akcję "Tęczowy Kocyk" bo dzięki temu, możemy wesprzeć rodziców w piękne, ręcznie robione rożki i czapeczki. Często sytuacja utraty dziecka zaskakuje rodziców, a jeśli dziecko jest bardzo małe, ciężko jest dobrać ubranko na ten czas. W ramach akcji otrzymujemy od Fundacji Tęczowy Kocyk rożki w każdej możliwej wielkości, od kilku do kilkudziesięciu centymetrów - mówi Agnieszka Gibalska-Dembek z warszawskiego szpitali Św. Zofii.
Pomysłodawczynią akcji Tęczowy Kocyk jest Ewa Skwarczowska, nauczycielka, mama po stracie. Na łamach "Wyborczej" mówiła, że pomysł podejrzała za granicą:
"Tam pełno jest grup szyjących ubranka czy kocyki dla maluszków, które nie przeżyły porodu albo urodziły się już martwe. Działają jako grupy wsparcia przy szpitalach albo w parafiach. Okazało się, że u nas ich nie ma. Zaczęłam szukać i sprawdzać, czy jest taka potrzeba u nas. Skontaktowałam się z Fundacją "Gajusz" i oni mnie przekonali, że jak najbardziej, że mają takie trudne porody i jest problem, w co takie maluszki ubrać czy nawet czym okryć. I tak się zaczęło - mówiła w tekście z 2016 r. "Tęczowy kocyk - mamy z całej Polski wspierają te, które straciły dziecko".
Zrobiony na szydełku, kolorowy motylek towarzyszył Agnieszce wiele tygodniu po poronieniu, pomógł przetrwać najtrudniejsze momenty.
"Dostałam malutki becik. Taki kocyk z zawijaną wstążeczką. Mogłam dziecko w ten becik owinąć, obejrzeć, dotknąć. Z dzieckiem mogłam zostać tak długo, jak tego potrzebowałam. Po jakimś czasie od pielęgniarek dostałam tackę w kształcie serduszka, na tę tackę miałam odłożyć synka. Zapaliły świeczkę. Dały mi też dwa motylki. Takie wydziergane ręcznie na szydełku, kolorowe. Jeden był dla mnie, a drugi dla dziecka. Tego motylka mogłam zabrać do domu. Dostałam coś, co mogłam zatrzymać. Myślę, że wszystkie kobiety, które urodziły martwe dzieci, powinny mieć swoje motylki. Takie coś, co możemy mieć i trzymać. Ten motylek długo po stracie był ze mną wszędzie. Nosiłam go w staniku, kiedy piersi były duże i obrzmiałe, jak po porodzie. Przez wiele miesięcy, kiedy kładłam się spać, motylek był przy moim łóżku". (fragment pochodzi z naszego tekstu: "Mama po poronieniu: Pamiętam ekran, na którym widać było, że w brzuchu synka już nie ma").
Bez względu na to, w którym tygodniu ciąży nastąpiło poronienie czy urodzenie martwe - to do rodziców należy decyzja o tym, co się stanie z ciałem dziecka. Rodzice mogą zabrać ciało ze szpitala i pochować na cmentarzu lub pozostawić w szpitalu. Wówczas to gmina zajmuje się pochówkiem. O tym, jak trudne są to decyzje, na łamach naszego serwisu opowiadała Katarzyna, mama, której jedna z córek bliźniaczek zmarła kilkanaście dni po porodzie. W naszym tekście "Mama wcześniaków: Na pożegnanie się z córką dostaliśmy godzinę" mówiła:
"Musieliśmy wybierać: trumna czy kremacja. Zastanawialiśmy się, w którym miejscu, na którym cmentarzu, do którego grobu pochować dziecko, kto ma poprowadzić uroczystość. Zdecydowaliśmy, że na pogrzebie będziemy my i nasze mamy, które nas wspierały. Zdecydowaliśmy się na kremację. Nie potrafiłabym wybrać białej trumienki, nie chciałam małego grobiku. Gdzieś z dzieciństwa pamiętam, że groby malutkich dzieci przyciągają na cmentarzach największą uwagę. Nie chciałam tego dla swojego dziecka. Nie grobie nie napisaliśmy, że powiększyła grono aniołków. Jest imię, nazwisko i rok. Tak po dorosłemu".
Iza, która poroniła w 18 tyg. ciąży zgodziła się na to, aby to szpital zajął się pochówkiem.
- To nie jest tak, że płód trafia, jak niektórzy twierdzą, do kosza. Szczątki traktuje się z szacunkiem. Zabezpiecza się je, przechowuje w lodówkach, potem pali w spalarni. Prochy raz na dwa, trzy miesiące są odbierane z kilku szpitali z rewiru i chowane w mogiłce dziecięcej na cmentarzu. Zgodziłam się na takie rozwiązanie. Dopiero po wszystkim, na spokojnie, u siebie na cmentarzu, na grobie teścia postawiłam aniołka, po to, żeby pamiętać.
Kobietom, które poroniły, tym które urodziły martwe dzieci po 22 tyg. ciąży i tym, których dzieci zmarły przed upływem 8 tygodni życia przysługuje urlop macierzyński: 8 tygodni po porodzie. Aby taki urlop otrzymać, kobiety muszą dopełnić wielu formalności. To często zraża matki po stracie. Wybierają L4, co jest dla nich mniej korzystne.
W przypadku poronienia (do 22. tygodnia ciąży) lub tzw. martwego urodzenia (po 22. tygodniu ciąży) szpital wystawia kartę martwego urodzenia. Ten dokument należy dostarczyć do Urzędu Stanu Cywilnego, który następnie wystawia akt urodzenia z adnotacją, że dziecko urodziło się martwe. Dokument z urzędu kobieta powinna dostarczyć pracodawcy i na jego podstawie otrzymać urlop macierzyński.
Według rozporządzenia "Standardy postępowania medycznego przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych w dziedzinie położnictwa i ginekologii, z zakresu opieki okołoporodowej opieki położniczo-ginekologicznej, sprawowanej nad pacjentką w okresie ciąży, porodu, połogu, w przypadkach występowania określonych powikłań oraz opieki nad pacjentką w sytuacji niepowodzeń położniczych" kobiety w szpitalach mają prawo do:
- Opieki psychologicznej i wsparcia bliskich, zgodnie z życzeniem kobiet
- Do przebywania na sali, w której nie będzie pacjentek ciężarnych bądź w połogu albo których ciąża zakończy się urodzeniem zdrowego dziecka
- Personel szpitala ma dbać o to, aby w czasie pobytu w oddziale, kobieta nie miała stałego kontaktu z pacjentkami, które urodziły zdrowe dzieci
- Personel szpitala ma obowiązek traktować kobietę po niepowodzeniu ginekologicznym z szacunkiem
- Kobieta ma prawo do podejmowania świadomych decyzji związanych z koniecznym postępowaniem diagnostyczno-terapeutycznym
- Wszelkie badania i zabiegi powinny być wykonywane w intymnej atmosferze. Oznacza to między innymi, że osoby, które sprawując opiekę nad kobietą po niepowodzeniu położniczym, w szczególności: przedstawiają się i wyjaśniają swoją rolę w opiece, prezentują spokojną i wzbudzającą zaufanie postawę, szanują prywatność i intymność.
- Placówka, jest zobowiązana do udzielenia następujących informacji: stan zdrowia, możliwości uzyskania dalszej pomocy psychologicznej, miejscach i organizacjach udzielających wsparcia osobom w podobnej sytuacji i przysługujących prawach; na temat obowiązującego stanu prawnego wynikającego z przepisów o aktach stanu cywilnego, zabezpieczenia społecznego i prawa pracy. (za blogiem Katarzyny Łodygowskiej "Matka Prawnik").