Więcej niesamowitych historii na Gazeta.pl
Liliana Castaneda Avilia 14 listopada wracała do Atlanty po wizycie u rodziny w Meksyku. Liczyła się z tym, że to był jej ostatni lot przed rozwiązaniem, bo była w zaawansowanej ciąży. Zgodnie z przewidywaniem lekarza prowadzącego, dziecko miało przyjść na świat dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia, czyli 23 grudnia. Maluszek miał jednak inne plany.
W pewnym momencie wiele tysięcy metrów nad ziemią Liliana poczuła skurcze. Były na tyle silne i częste, że interweniować musiała lecąca samolotem pielęgniarka.
Tak, dziewczynka nadchodzi. Jest w drodze [...] Nie próbuj przeć, bo jeśli będziesz to robić, dziecko urodzi się tutaj
- przytoczyła słowa pielęgniarki Liliana.
Wytrzymałam z tymi skurczami trzy i pół godziny
- dodała w wypowiedzi dla stacji CNN. Pilot wiedział, co się dzieje na pokładzie maszyny, starał się więc jak najszybciej dolecieć na lotnisko. Poinformował obsługę naziemną, że jedna z pasażerek rodzi. Do pomocy zostali wezwani strażacy.
Strażacy z Atlanty stanęli na wysokości zadania.
Samolot nadlatywał niezwykle szybko, szybciej niż normalnie, więc wiedzieliśmy, że to sytuacja awaryjna, wiedzieliśmy, że ludzie się denerwują
- powiedziała funkcjonariuszka straży pożarnej, która asystowała przy porodzie.
Wiedzieliśmy, co robić, chcieliśmy, aby czuła się tak komfortowo, jak to tylko możliwe
- dodała.
Sam poród odbył się błyskawicznie. Liliana prawie nie musiała przeć, żeby powitać na świecie swoją córeczkę. Nazwała ją Analia Acevedo Castaneda. Dziewczynka urodziła się ponad miesiąc przed terminem, ale jest zdrowa i czuje się dobrze.