Każda przyszła mama marzy o szybkim i bezbolesnym porodzie. Jednocześnie część kobiet boi się, że nie zdąży dotrzeć do szpitala na czas i urodzą w przypadkowym miejscu. Bywa i tak. Poród jest nieprzewidywalnym procesem, nie sposób zaplanować tego, jak będzie wyglądał i kiedy dokładnie się odbędzie. Tak było w przypadku Emily Geller Hardman, 35-letniej śpiewaczki operowej z Briarcliff Manor w stanie Nowy Jork.
14 maja Emily pojechała do Lancaster w Pensylwanii na ślub i wesele kuzyna. Była wówczas w 37. tygodniu ciąży. "Usłyszałam wiele komentarzy w stylu: taniec wywołuje poród" – powiedziała portalowi Today. Niedługo po tym, jak opuściła salę weselną, około 22.30 odeszły jej wody. Skurcze nasiliły się o 3 nad ranem, były już regularne i Emily wiedziała, że pora opuścić hotel i jechać do szpitala.
Starałam się nie przeć, ponieważ nie chciałam urodzić dziecka w samochodzie. Chciałam urodzić z moją położną i doulą, a nie w klaustrofobicznej przestrzeni samochodu
- wspomina Emily.
Pierwsze dziecko Emily - trzyletni Wesley przyszedł na świat przez cięcie cesarskie z powodu pośladkowego ułożenia. Drugie dziecko kobieta chciała urodzić całkowicie naturalnie, bez żądnych leków. Planowała to przez trzy lata, dobrze się do wszystkiego przygotowała. Tak też się stało Rosemary Claire przyszła na świat 15 maja o godzinie 5:47 rano. Dziecko urodziło się na tylnym siedzeniu auta na autostradzie w New Jersey. "Było całkiem spokojnie" - mówi Emily.
Oddychała. Nie płakała, ani nie krzyczała, ale oddychała. Owinęłam ją w ręczniki, które wzięłam z hotelowego pokoju [...] próbowałam ją ogrzać i zmusić do płaczu, żeby pozbyła się śluzu z jamy ustnej. Mój mąż zadzwonił po pomoc
- wspomina Emily.