Pani Karolina przyjechała do Szpitala Specjalistycznego im. Floriana Ceynowy w Wejherowie z regularnymi skurczami, które pojawiały się mniej więcej co osiem minut. Jeszcze w domu odeszły jej wody. Po godzinie spędzonej w szpitalu, gdy skurcze były coraz silniejsze i częstsze, usłyszała od lekarza, że to jeszcze nie poród i została odesłana do domu. Tam, na podłodze w łazience urodziła córeczkę.
Po przyjeździe do szpitala pacjentkę podłączono do KTG i stwierdzono, że poród jeszcze się nie rozpoczął.
Moim zdaniem to KTG było źle podłączone, dlatego nie pokazywało żadnych skurczy
- powiedziała Polsat News świeżo upieczona mama. Wspomina, że lekarz nie dowierzał jej, że ma skurcze, że odczuwa ból. "To nie jest wcale odejście wód, tylko jest to infekcja" - miała od niego usłyszeć. Pani Karolina została odesłana do domu. Dwie godziny później na świat przyszło jej dziecko.
Poczułam skurcze parte i padłam tutaj, na kolanach
- kobieta wskazuje podłogę łazienki w swoim domu.
To jest miejsce narodzin mojego dziecka, ta podłoga
- dodaje.
Dziewczynka po urodzeniu nie oddychała, jednak jej mama wiedziała, co zrobić:
Urodziła się w zielonych wodach, była owinięta pępowiną, miała zalegającą wydzielinę w drogach oddechowych
- wspomina pani Karolina. Kobieta usunęła pępowinę i wydzielinę, rozpoczęła masaż, który wykonywała aż do momentu, w którym noworodek zaczął płakać. Gdy to się stało, kobieta odetchnęła z ulgą. Na szczęście znała zasady pierwszej pomocy, ale gdyby było inaczej lub gdyby wpadła w panikę, ta historia mogłaby się skończyć inaczej.
Jak podaje Polsat News, szpital nie komentuje sprawy, bo nie wpłynęła do niego żadna oficjalna skarga.