Tęczowa mama: Leżałam na sali z kobietami czekającymi na poród. To była tortura

Kasia straciła pierwszą ciążę. Już pogodziła się ze stratą, ale wciąż płacze, gdy słyszy kołysankę "Okruszek". - Nic nie dzieje się bez powodu - mówi.

Mama to ktoś, kto trwa przy dziecku niezależnie od tego, co przyniesie los. To ktoś, kto potrafi łączyć obowiązki rodzinne i zawodowe - czasem takie, które wydają się niemożliwe do połączenia. To ktoś, kto w trudnej sytuacji potrafi znaleźć drogę wyjścia, a przynajmniej walczy do końca, żeby tę drogę odszukać. Dlatego to właśnie matkom i ich sile poświęcamy nasz cykl artykułów pod hasłem "Mamy moc".

Wiosną tego roku Justyna Niwińska, fotografka specjalizująca się w sesjach rodzinnych, zrealizowała wzruszający projekt poświęcony tęczowym dzieciom i ich mamom. Tak nazywamy kobiety, które wcześniej straciły ciążę i dzieci, które urodziły się już po tym bolesnym wydarzeniu. Fotografka wysłuchała historii kilku kobiet, które zdecydowały się wraz ze swoimi pociechami stanąć przed jej obiektywem i o tym opowiedzieć. Jedną z tych kobiet jest Kasia.

Kasia nigdy nie była osobą, która rozczula się na widok małego dziecka. Wiedziała, że kiedyś, w przyszłości zostanie mamą, ale nigdy jakoś specjalnie się nad tym nie zastanawiała. - Kiedyś... Taki nieokreślony bliżej, czy dalej czas - wspomina. Nawet kiedy skończyła 30 lat, nadal nie czuła, że jest to ten właściwy moment. Nie chciała nic zmieniać w swoim życiu, nie tęskniła do roli mamy. - Było mi dobrze, nikt z najbliższej paczki znajomych nie miał jeszcze dzieci i nawet o nich nie myślał - dodaje.

Dwie kreski na teście ciążowym

Mówi się, że na dziecko nigdy nie ma dobrego momentu. Zawsze myślimy, że jest jeszcze coś do zrobienia, zanim zaczniemy starać się o powiększenie rodziny. Tak też było w przypadku Kasi. Był sierpień, Kasia zaczęła się źle czuć, jej siostra rzuciła w żarcie stwierdzenie, że to pewnie dlatego, że jest w ciąży. - Przeraziło mnie to. Sprawdziłam. Dwie kreski na teście ciążowym. Szybko poszłam do lekarza, żeby potwierdził mój stan - mówi Kasia. Ginekolog powiedziała, że jest w szóstym tygodniu ciąży. Pogratulowała Kasi, a ta spanikowała.

- Ale jak to? Teraz? Teraz nie! To nie najlepszy moment! Zwolniłam się z pracy, zakładałam swoją działalność, miałam zaplanowaną wielką wakacyjną przygodę! Nie teraz! - wspomina swoją reakcję na ciążę Kasia.

Płaczę tylko, gdy słyszę kołysankę 'Okruszek' - wyznaje Kasia.Płaczę tylko, gdy słyszę kołysankę 'Okruszek' - wyznaje Kasia. Fot. Justyna Niwińska/janiwinska fotografia

Dwa tygodnie pełne trwogi 

Przez kolejne dwa tygodnie Kasia próbowała wszystko jakoś poukładać sobie w głowie, jednak ten czas zapamiętała, jako okres pełen trwogi o przyszłość. - Pewnej środy stanęłam przed lustrem, odsłoniłam brzuch, pogłaskałam się po nim i pierwszy raz pomyślałam z czułością o okruszku, który zamieszkał u mnie pod sercem - mówi Kasia. - Poczułam się szczęśliwa jak nigdy dotąd. Cieszyłam się, że następnego dnia w gabinecie lekarskim usłyszę bicie serduszka mojego maleństwa - dodaje.

Serce nie bije

Kasia pojechała na wizytę u lekarza razem z mężem. Oboje byli bardzo szczęśliwi, nie mogli się doczekać badania USG. - Weszliśmy do gabinetu. Rozmowa, badanie, zaniepokojona mina pani doktor... - mówi Kasia. Tego, co mieli za chwilę usłyszeć, kompletnie się nie spodziewali. Lekarka oświadczyła, że serce dziecka nie bije. - Gdy padły te słowa, moje serce rozpadło się na miliony kawałków - wspomina Kasia. Pobytu w szpitalu kobieta prawie nie pamięta. Albo nie chce pamiętać. Leżała na sali z przyszłymi mamami czekającymi na poród. - To była tortura - przyznaje. - Zabieg, powrót do domu, jesień. Nie wiem co się działo, nikt nie znalazł słów, by pocieszyć. W mojej głowie kołatało się pytanie: Dlaczego? Długo trwało, zanim znalazłam odpowiedź. Teraz już wiem i pogodziłam się ze stratą. Płaczę tylko, gdy słyszę kołysankę „Okruszek" - wyznaje Kasia.

Przez dwa lata Kasia próbowała zajść w kolejną ciążę. Co miesiąc przychodziło wielkie rozczarowanie, znów się nie udało... Na teście ciążowym zobaczyła dwie kreski, gdy już prawie traciła nadzieję. - Ciąża nie była łatwa, zagrożona od dziesiątego tygodnia. Koszmar, którego nikomu nie życzę - wspomina. Osiem lat temu została mamą Marysi. I chociaż nie było łatwo (niedotlenienie, które zostawiło po sobie ślad), mówi, że pojawienie się w jej życiu córki jest największym szczęściem, jakie mogło ją spotkać. 

Nic nie dzieje się bez powodu

- Po tym, jak zaszłam w ciążę i straciłam dziecko, akurat wszystkie pary, z jakimi się wtedy przyjaźniłam zaczęły powiększać swoje rodziny. Myślę, że nasza tragedia uzmysłowiła im, że nie ma na co czekać, nic nie jest ważniejsze w życiu niż miłość. Teraz moja Maria ma dwanaścioro kuzynek i kuzynów. Nic nie dzieje się bez powodu, wszystko, co nas spotyka ma głębszy sens. Ja w to wierzę i ta myśl mnie ratuje - kończy swoją historię Kasia.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA