Ciążowe debiuty: jakie są obawy i największe zaskoczenia przyszłych rodziców?

Kiedy rodzice spodziewają się pierwszego dziecka, wszystko jest dla nich nowe. Trzy pary, które czekają na narodziny swoich pierworodnych pociech, podzieliły się swoimi lękami, opowiedziały nam o tym, co je zaskoczyło w czasie ciąży i czego najbardziej się boją już po porodzie.

Dlaczego dzieci w brzuchu matki lubią słuchać dźwięku wiolonczeli i fletu? Czy to prawda, że chłopcy częściej niż dziewczynki budzą się w nocy? I dlaczego kobiety w ciąży rezygnują z oglądania Twin Peaks? Pary spodziewające się dziecka przetwarzają tysiące informacji, weryfikują swoje wyobrażenia, konfrontując je z rzeczywistością.

Dopiero wtedy zaczynają też wsłuchiwać się w ciążowe i porodowe opowieści rodziny i znajomych. Jak bardzo zmienia się ich życie w ciągu tych dziewięciu miesięcy? Mniej, niż mogłoby się wydawać.

– Nie zmodyfikowaliśmy stylu życia, rytmu dobowego, jadłospisu. Marysia nie miała ciążowych zachcianek kulinarnych ani huśtawek nastroju. Dopiero kiedy lekarz zalecił jej przerwę w pracy i więcej leżenia, w pełni odczuliśmy, że nie jest tak, jak dawniej – mówi Krzysztof.

– Cały czas wydaje nam się, że dziecko nie zmieniło i nie zmieni naszego życia,
że będziemy robić to co zwykle, tylko we troje. Bardzo lubimy podróżować, więc Tymek był już kilka razy za granicą. Dzięki temu mogliśmy porównać, jak traktowane są kobiety w ciąży w różnych krajach, czy ustępuje się im miejsca w metrze albo przepuszcza w kolejce w sklepie. Najlepiej jest z tym we Francji, gdzie kobieta w ciąży nie musi się o nic upominać. Na Sycylii nikt nie zwraca na nią uwagi – mówi Agnieszka.

– Przez większość ciąży, jak do tej pory, staraliśmy się prowadzić normalny tryb życia. Kiedyś poszliśmy razem na koncert, ja piłem zwykłe piwo, a żona bezalkoholowe. Ludzie taksowali nas wzrokiem – najpierw rzut oka na brzuch, później na piwo, a później wymowne spojrzenie na mnie. Musieliśmy kilka razy głośno powiedzieć, że jest bezalkoholowe, żeby rozładować atmosferę – opowiada Piotr.

Sprawdź pakiety opieki okołoporodowej!

Czy to naprawdę tak boli?

Obok książek i porad podrzucanych przez rodzinę, głównym źródłem informacji dla przyszłych rodziców są szkoły rodzenia. Pary spodziewające się dziecka coraz częściej uczestniczą także w rozmaitych warsztatach.

– Braliśmy udział w spotkaniach „Czy to naprawdę tak boli?”, „Z nacięciem czy bez?” oraz w warsztatach poświęconych laktacji i karmieniu piersią. Na zajęciach z chustonoszenia byliśmy jedyną parą w ciąży – my trenowaliśmy na lalce, inni już na prawdziwych dzieciach. Trochę byliśmy zaskoczeni, jak wiele jest tego typu ofert. Są nawet warsztaty dla rodziców, którzy mają problem z kłócącym się rodzeństwem – opowiada Marysia.

Paulina i Paweł, obok szkoły rodzenia i kilku warsztatów, byli także na Dniu Matki organizowanym w szpitalu.

– To dość specyficzne wydarzenie. Kilka pożytecznych informacji i sporo
lokowania produktów – prezentacji laktatorów czy oferty banków komórek macierzystych. Duży nacisk położony jest także na samopoczucie matki, pozytywne nastawienie do porodu. Nie zabrakło też żenujących żartów lekarzy o tym, że „Kobieta w ciąży zawsze powinna mieć przy sobie słoik ogórków, żeby mogła mieć usprawiedliwienie, kiedy odejdą jej wody”. Takie spotkania, pomimo ich wad, pozwalają jednak oswoić się z potencjalnym miejscem porodu – mówi Paulina.

– Jako stomatolog jestem częścią „personelu medycznego”, więc byłam zaskoczona, że tak dużo rad w szkole rodzenia i na ciążowych kursach poświęconych jest temu, jak odpierać „ataki” położnych i lekarzy, że można się nie zgodzić na podanie oksytocyny czy przebicie pęcherza, bo to nie zawsze jest jedyne, najlepsze dla matki i dziecka wyjście. Zdarza się też na przykład, że położne zniechęcają do karmienia piersią, mówiąc, że dziecko ma słaby odruch ssania czy że brodawki nie nadają się do karmienia. Pewnie te opowieści są wyolbrzymione i przedstawiają tylko jeden punkt widzenia, ale dają do myślenia – mówi Marysia.

Poród w domu? Wariactwo

Co ich najbardziej zaskoczyło?

– W naszych rodzinach jest sporo małych dzieci, więc byliśmy oswojeni z tematem, ale dziecko w brzuchu to jednak coś zupełnie innego. Nie wiedzieliśmy, jak o nim mówić, więc na początku nazywaliśmy je gnomem – mówi Piotr.

– Byłem zaskoczony, jak szybko rośnie płód, jak szybko rozwijają się wszystkie narządy wewnętrzne. Szokiem była też dla mnie pierwsza wizyta w gabinecie ginekologicznym i widok tych wszystkich sprzętów do badania – dodaje.

– Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że poród może trwać nawet 12 godzin, że kiedy pomagasz partnerce wziąć prysznic, robisz jej masaż czy starasz się, żeby czuła się zrelaksowana – to też jest częścią porodu, że rola partnera jest wtedy bardzo ważna – mówi Paweł.

– Przed szkołą rodzenia nie wiedziałem, jak zbędny przy normalnie przebiegającym porodzie jest lekarz, że te wszystkie obrazki z filmów i seriali, z których czerpałem wyobrażenia o porodzie, to popkulturowe kłamstwa – mówi Krzysztof.

– Kiedyś myślałam, że kobiety, które chcą rodzić w domu, to nieodpowiedzialne wariatki. Dziś poród domowy nie wydaje mi się już taką abstrakcją – dodaje Marysia.
– Pewnie jak wiele kobiet chciałabym urodzić w domu, ale obawiam się komplikacji. Mam wrażenie, że w takim przypadku, w znajomym otoczeniu, łatwiej byłoby mi zachować pełną kontrolę nad przebiegiem porodu. Szpitalna atmosfera może sprawić, że będę biernie wykonywać polecenia położnej czy lekarza – mówi Paulina. – Staram się też zachować pozytywne nastawienie, co nie jest łatwe, bo ciągle pojawia się ktoś, kto mówi: „Miałam taki straszny poród, ale ci nie będę mówić”, po czym następuje szczegółowa relacja z tegoż porodu. W ramach odtrutki zaglądam więc na stronę vivatporod.pl, „portalu kreującego pozytywny wizerunek porodu” – dodaje.

Czego poza porodem najbardziej boją się przyszli rodzice?

– Boję się lęku o dziecko, że już zawsze będę się o kogoś martwił. Obawiam się też zderzenia ze służbą zdrowia w przypadku choroby, że zanim córka zacznie mówić, będziemy się musieli domyślać, co jej dolega – mówi Krzysztof.

– W naszym przypadku wszystko się zmieniło, gdy okazało się, że wyniki badań nie są dobre i lekarze skierowali nas na dodatkowe badania prenatalne. Kiedy czekałam w szpitalu na amniopunkcję, jedna pacjentka przede mną wyszła z płaczem, druga zemdlała zaraz po opuszczeniu gabinetu, a po zabiegu odwiedził mnie ksiądz, choć sobie tego nie życzyłam. Te ukradkowe spojrzenia i niedomówienia, kiedy coś jest nie tak, a często także niczym niepotwierdzone brutalne diagnozy i kompletny brak empatii są trudne do wyobrażenia. Powiedziano nam, że wyniki badania będą po dwóch tygodniach.

Po ich upływie codziennie dzwoniliśmy na infolinię, która była czynna tylko przez godzinę dziennie i codziennie słyszeliśmy: „Wyników nie ma, proszę czekać”. Były po miesiącu – mówi Agnieszka. – Teraz już wiemy, że dziecko jest zdrowe, więc mamy wrażenie, że najgorsze już za nami. Trudno po takich przeżyciach bać się porodu czy kąpania noworodka – dodaje.

Pragmatyczna wyprawka

Gorączkowe przygotowania, remont dziecięcego pokoju, kompulsywne zakupy ubranek i grzechotek? Niekoniecznie. Młodzi rodzice podchodzą do wyprawki raczej pragmatycznie.

– Mamy wydrukowaną listę potrzebnych rzeczy, ale kupienie ich nie powinno zająć nam więcej niż dwa dni. Wózek kupiliśmy wcześniej, używany, trochę dlatego, że mama się martwiła, że go jeszcze nie mamy – wyjaśnia Paulina.

– Mamy łóżeczko, wózek i najpotrzebniejsze rzeczy. Mieszkamy w dużym
mieście, więc nawet jeśli czegoś nam zabraknie, możemy to kupić w ciągu pół godziny. Poza tym mamy mnóstwo rzeczy od rodziny i znajomych. Koleżanki, z którymi nie widziałam się od 10 lat, nagle oferują mi ubranka po swoich dzieciach, ponieważ nie chcą ich wyrzucić, a nie mają już komu oddać – dodaje Marysia.

Remonty? Paulina i Paweł postanowili jeszcze przed porodem zrobić remont łazienki i korytarza, Krzysztof i Marysia poprzestaną na porządkach w pokoju gościnnym, który już niedługo stanie się dziecięcym.

Co się zmieni?

Wszystko, bo zmiany w życiu debiutujących rodziców są nieuchronne. Ale raczej obawiają się późniejszych etapów wychowywania (przedszkole, wybór szkoły)
niż opieki nad noworodkiem.

– Nie myślę o naszej córce jak o słodkim, pachnącym bobasie. Trudno mi ją sobie teraz tak naprawdę wyobrazić, więc raczej nie gadam do brzucha, tylko z niecierpliwością czekam na narodziny. Chyba dopiero wtedy w pełni poczuję się ojcem – mówi Krzysztof.

– W pracy, kiedy tylko koledzy dowiedzieli się, że będę ojcem, od razu zaczęły się rady typu: „Ciesz się życiem, póki możesz” albo pytania: „Co ty taki wesoły chodzisz, kiedy termin?”. Szybko okazało się jednak, że ci, co mają już dziecko, słyszą mniej więcej to samo od ojców dwójki – że wtedy to się dopiero zacznie – mówi Piotr.

– Chętnie chwalę się, że niedługo będę miał córkę, ale jestem trochę zirytowany osobami, które z miną „Co ty wiesz o życiu” mówią, że „Wszystko się teraz zmieni!”. Na pewno będziemy mieli mniej czasu tylko dla siebie, dlatego w czasie ciąży chodziliśmy częściej niż zwykle do kina i do restauracji. Zmieni się też układ sił, ale przecież świat się nie zawali. Czasami mam jednak wrażenie, że ta ciąża nigdy się nie skończy, że już zawsze będziemy wieczorami słuchać Bacha na wiolonczelę i flet, a Paulina nigdy nie obejrzy nowych odcinków Twin Peaks, żeby dziecko się nie denerwowało – mówi Paweł.

To także może cię zainteresować:

Przedszkolaki mówią o szczęściu. "Mam jeden grosik. I on przynosi szczęście i wtedy wszystko można"

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.