W ostatnim miesiącu ciąży Jessica Sherrie zaczęła odczuwać silny ból pleców. Była pewna, że dolegliwość ustąpi po porodzie. Lekarze stwierdzili niedrobnokomórkowego raka płuc w 4 stadium.
Chociaż miniony rok był trudny dla Jessiki, opowiedziała swoją historię, aby zachęcić innych do szukania pomocy, gdy coś ich zaniepokoi.
Mam nadzieję, że ludzie nie boją się pójść do lekarza i sprawdzić, czy ich dolegliwości to nie jest nic poważnego, ponieważ może to uratować im życie
- powiedziała Sherrie, która mieszka w Glendora w Kalifornii. „Mam nadzieję, że uda mi się zainspirować ludzi do natychmiastowego podjęcia działań, gdy wystąpią objawy”.
Kiedy zaczął się ból pleców, Sherrie nie myślała o tym zbyt wiele. W 2018 roku przeszła operację w związku ze skoliozą, a potem zaszła w ciążę. Wiedziała, że ból pleców jest częstym problemem kobiet, które spodziewają się dziecka. Poza tym Jessica wspomina, że przez pandemię koronawirusa wolała zostać w domu. "Po porodzie nadal jednak odczuwałam ból" - wyjaśniła Sherrie. Dopiero wtedy postanowiła odwiedzić lekarza, przeszła liczne badania i testy. Kiedy zeszłej wiosny dowiedziała się, że ma raka płuc, spanikowała. Była przerażona, bo jej teściowie zmarli przez raka płuc.
Po prostu od razu pomyślałem: To wyrok śmierci
- wspomina Sherrie, która nigdy nie paliła papierosów. Ale lekarz zapewnił ją, że był to niedrobnokomórkowy rak płuc, mniej agresywny rodzaj nowotworu. Okazało się jednak, że ma jeszcze guzy w mózgu, kręgosłupie i biodrach. "Byłam przerażona" - wyznała.
Lekarze powiedzieli jej, że nowe metody leczenia mogą sprawić, że niektóre nowotwory nawet w tak zaawansowanym stadium choroby są do opanowania. "Zwykle traktujemy to jak chorobę przewlekłą. Tak więc tak jak diabetycy, potrzebują insuliny w swoim życiu, przewlekła postać raka wymaga przewlekłego leczenia" - powiedział dla "Today" dyrektor Centrum Nadziei City of Hope Comprehensive Cancer Center. "Wiemy, jak dostosować metody leczenia, aby nie wywoływały wielu skutków ubocznych".
Jessica wspomina, że będąc w szpitalu, pomyślała: Mam zamiar to pokonać. Mam zamiar się stąd wydostać".
Tak myślałam przez cały ten czas: Muszę wyzdrowieć. Muszę przez to przejść, ponieważ chcę być przy mojej córce
- stwierdziła. Martwiła się, że jej mała córka nawet nie będzie jej pamiętać. Ale te obawy były nieuzasadnione. Sherrie rozpoczęła nowy schemat chemioterapii i zaczęła pracować z fizjoterapeutą. W tym czasie używała chodzika. Kiedy próbowała przejść bez niego, upadła i złamała biodro. Musiała być na wózku inwalidzkim. "Nie mogłam chodzić przez trzy miesiące. Wciąż przyjmowałam chemioterapię i nadal byłam zmotywowana, do momentu, gdy zaraziłam się COVID-19" - wyjaśniła.
Chociaż Sherrie w ciągu ostatniego roku stanęła w obliczu wielu komplikacji, niedawno otrzymała dobre wieści. "Guzy w moim mózgu skurczyły się tak bardzo, że są mikroskopijne, nawet ich nie widać, a większość guzów w moich płucach zniknęła całkowicie, z wyjątkiem jednego" - powiedziała dla "Today". Lekarze niestety wykryli nowe guzy w jej wątrobie i biodrze. Teraz jest na nowym schemacie leczenia i ma nadzieję, że to pomoże. Jessica twierdzi, że spędzanie czasu z córką i obserwowanie, jak rośnie, motywuje ją do dalszej walki.