Ciąża i L-4? Nie w ich przypadku!

Właścicielka własnej firmy i dwie mamy pracujące w dużych korporacjach. Dobrze się czuły, ciąże nie były zagrożone, nie potrzebowały więc zostawać w domu. Trzy mamy opowiadają o tym, dlaczego pracowały i co im dała aktywność zawodowa.

Justyna, właścicielka agencji PR, ma dwoje dzieci:

W obu ciążach pracowałam praktycznie aż do dnia porodu. W pierwszej ciąży z przerwą kilkutygodniową w pierwszym trymestrze, gdy czułam się zbyt źle, by nawet wstać z łóżka, nie mówiąc już o pracowaniu.

W drugiej ciąży już bez przerw i do dnia porodu. Gdybym pracowała na etacie pewnie znacznie wcześniej bym skorzystała ze zwolnienia, które za każdym razem proponował mi zresztą lekarz prowadzący ciążę. Ponieważ prowadzę firmę, nikt nie mógł mi "dać wolnego". Praca na własny rachunek ma jednak też dobre strony - nie musiałam spędzać w biurze ośmiu pełnych godzin, a w pierwszej ciąży miałam nawet czas, by w ciągu dnia wyskoczyć na zajęcia z jogi dla ciężarnych.

Praca w ciąży jest trudna, zwłaszcza gdy męczą ciągłe mdłości (wcale nie poranne, tylko całodniowe - to jakby pracować na ciężkim kacu dzień po dniu), gdy po godzinie 17 nie starcza już siły na nic więcej prócz snu (bo całe pokłady energii zjadła praca), czy gdy wszystko już boli i jest bardzo niewygodnie w pozycji siedzącej w ostatnim trymestrze.

Wielokrotnie marzyło mi się, by położyć się, czy iść na spacer, albo wyspać a nie pędzić na spotkania z wielkim brzuchem. W moim przypadku dodatkową trudnością była cukrzyca ciążowa i konieczność skrupulatnego planowania posiłków i mierzenia poziomu cukru, co bardzo utrudniało mi uczestniczenie w spotkaniach z klientami czy dłuższych warsztatach - przecież nie wypada wyjść w trakcie prezentacji przetargowej z powodu konieczności zjedzenia drugiego śniadania.

Do tego mam wrażenie, że w ciąży znacznie trudniej się skupić - przynajmniej ja miałam z tym problemy. Uważam, że ciąża przebiegająca bez komplikacji, nie dyskwalifikuje pracownika i nie powinna być wymówką do korzystania ze zwolnienia. Z drugiej strony, wspomniane powyżej utrudnienia nie pozwalają moim zdaniem na pełną dyspozycyjność i kobieta ciężarna nie powinna się upierać, że może zrobić wszystko to, co przed ciążą.

Joanna, mama dwójki dzieci, dziennikarka:

Długo staraliśmy się z mężem o pierwsze dziecko. To była bardzo oczekiwana, wymarzona i wytęskniona ciąża. Kiedy wreszcie się udało i pojawiły się dwie kreseczki na teście poczułam, że moje ciało ma teraz bardzo ważną misję. I chociaż dbałam o siebie w ciąży jak rzadko kiedy, moja rodzina na mnie "dmuchała i chuchała", to nigdy, nawet przez moment, nie pojawiła się myśli, aby zrezygnować z pracy zawodowej i iść na zwolnienie lekarskie.

Ciąża nie była zagrożona, dobrze się czułam, w pierwszych miesiącach właściwie nic mi nie dolegało, nie widziałam powodów dla których miałabym zrezygnować z normalnego rytmu życia. Lubię swoją pracę, lubię też rano wstać, mieć cel i poczucie obowiązku. Ciąża nie odbierała mi energii, w drugim trymestrze miałam jej naprawdę bardzo dużo. Poza tym, pracując w ciąży, czułam się w jakimś sensie wyjątkowa. Nie przeszkadzało mi to, że koleżanki z pracy pytały ciągle o moje samopoczucie, dotykały brzucha, kiedy córka już mocno kopała.

Niektóre były już matkami i wspominały to miłe uczucie, inne, które miały ciąże dopiero przed sobą, były po prostu ciekawe, jak wygląda brzuch z ruszającym się w środku dzieckiem. Lubiłam to uczucie, kiedy porządkowałam i zamykałam wszystkie zawodowe sprawy przed macierzyńskim. Czułam, że wszystko ma swoje miejsce, czas i kolej. Na początku ósmego miesiąca ciąży czułam się już bardzo ciężka, codzienne podróżowanie autobusem do pracy stawało się męczące, częściej też zaczęłam bywać na badaniach. Koleżanki z pracy podarowały mi piękny album na zdjęcia dla mojej córeczki. Ostatniego dnia w pracy przed porodem przyniosłam ciastka, dziewczyny życzyły nam powodzenia. Córka urodziła się pięć tygodni przed terminem, więc właściwie nie znam pierwszej ciąży bez pracy zawodowej.

Katarzyna, mama trójki dzieci, pracuje w korporacji:

Każda z nas inaczej przechodzi ciążę, a na dodatek każda ciąża jest inna, czego jestem najlepszym przykładem. W pierwszej ciąży pracowałam na pełny etat do końca szóstego miesiąca a potem do ósmego miesiąca przychodziłam do pracy, żeby podszkolić dziewczynę która miała mnie zastępować na macierzyńskim. Druga ciąża miała ciężkie początki. Bardzo źle się czułam, brałam leki podtrzymujące. Kiedy tylko poczułam się lepiej, natychmiast wróciłam do pracy. Po pierwsze dobrze się czułam, po drugie praca pozwalała mi zająć czymś myśli i nie zamartwiać się ciążą, a po trzecie w domu miałam trzylatkę, która często chorowała - zostawała wtedy pod opieką taty, a ja się izolowałam od wirusów w pracy.

Trzecia ciąża była najtrudniejsza - praca plus dwójka dzieci w domu to było naprawdę ogromne wyzwanie. Byłam tak zmęczona, że codziennie zasypiałam razem z dziećmi o 21. Szefowie, żeby mnie odciążyć dali mi zadania, które nie wymagały chodzenia na spotkania.

Nie miałam także stresu związanego z zarządzaniem ludźmi. Miałam więc dużo spokoju psychicznego. Kiedy chciałam, pracowałam także z domu. Równo - jak się okazało później - miesiąc przed porodem, poszłam na zwolnienie lekarskie. Było mi już naprawdę ciężko, miałam gigantyczny brzuch. Dodatkowo błyskawicznie puchły mi nogi, bo to był środek lata.

Szczerze? Gdyby nie praca, życie towarzyskie, basen chyba bym tylko leżała i jadła. A tak wszystkie ciąże miałam aktywne i wypełnione po brzegi. Czułam się spełniona i szczęśliwa. A ponieważ trzecie dziecko przez pierwsze dwa miesiące swojego życia głównie spało i jadło, więc nadrobiłam wszelkie zaległości książkowe i serialowe.

Copyright © Agora SA