Życie rodzica nie jest usłane różami. Ale prawdziwy "armagedon" zaczyna się, kiedy nasza pociecha zaczyna przejmująco krzyczeć albo płakać w miejscu publicznym. Właśnie taka sytuacja przytrafiła się Clintowi Edwardsowi, blogującemu tacie, i jego rodzinie podczas kolacji w restauracji. Clint spotkał się z całkowitym brakiem zrozumienia ze strony innych gości, kiedy jego córeczka zaczęła "grymasić". To, co się stało, opisał na Facebooku.
Krzyczała i krzyczała, kopała i kopała (...) Musiałem ją zabrać z restauracji. Wszyscy się na nas gapili. Większość z tych osób nie ma dzieci. To było od razu widać. Żaden rodzic nie posłałby mi takich wściekłych spojrzeń, które wręcz krzyczały: Jeżeli nie umiesz zapanować nad własnym dzieckiem, zostań z nim w domu
Dalej czytamy:
Ona ma dopiero dwa latka. Nie jestem w stanie jej kontrolować. Nie cały czas. Jeszcze nie teraz. Zanim nauczę ją, jak powinna się zachowywać w miejscach publicznych, co wolno, a czego nie, minie wiele czasu
Dla Clinta wizyta w restauracji była prawdziwą lekcją cierpliwości i bezcennym doświadczeniem. W swoim wpisie przeprosił wszystkich gości w restauracji i poprosił ich o wyrozumiałość:
Pamiętajcie, że przez to samo przechodzili wasi rodzice. A całe zdarzenie to również nauka dla was
Clint zakończył swój apel przyznaniem racji restauracyjnym gościom: Tak, dzieci są irytujące, kiedy są głośne w restauracji. Jednocześnie zwrócił uwagę na kwestię, o której wielu z nas często zapomina:
Zanim pełni gniewu wydacie negatywny wyrok o rodzicu, warto uświadomić sobie, że to, co na pierwszy rzut oka wygląda jak bezradność, to tak naprawdę ciągła, ciężka praca rodziców nad naprawieniem całej sytuacji
Historia Clinta i jego niefortunnej wizyty z rodziną w restauracji stała się bardzo popularna na Facebooku. Udostępniono ją aż 146 tys. razy, a zareagowało na nią ponad 330 tys. osób.
Zobacz też:
Orangutan w zoo zobaczył kobietę w ciąży. Chciał pocałować brzuch przyszłej mamy! [WIDEO]