"Ależ ma pani bliznę, mąż się nie brzydzi?". To, co można usłyszeć u ginekologa szokuje

Niektórzy ginekolodzy nie szanują pacjentek, traktują je przedmiotowo, a do tego nie przebierają w słowach. Traumatyczne wspomnienia z gabinetów ginekologicznych i z oddziałów położniczych dręczą kobiety latami. Oto kilka historii kobiet.
Post dziennikarki Anki Grzybowskiej był szeroko komentowany w mediach Post dziennikarki Anki Grzybowskiej był szeroko komentowany w mediach rys. Wawrzyniec Święcicki / Agencja Wyborcza.pl

"Ależ ma pani bliznę, mąż się nie brzydzi?". Co jeszcze można usłyszeć od ginekologa? [HISTORIE PACJENTEK]

Niektórzy ginekolodzy nie szanują pacjentek, traktują je przedmiotowo, a do tego nie przebierają w słowach. Traumatyczne wspomnienia z gabinetów ginekologicznych i z oddziałów położniczych dręczą kobiety latami. Oto kilka historii kobiet.

Anka: warszawski odział położniczy

Post dziennikarki Anki Grzybowskiej opisujący jej spotkanie z prof. Bogdanem Chazanem na porodówce w warszawskim szpitalu im. Świętej Rodziny ma już kilkanaście tysięcy udostępnień. Redaktorka sytuację, która miała miejsce 12 lat temu, opisała ku przestrodze.

Post Grzybowskiej wywołał medialną burzę, ale przede wszystkim ośmielił inne kobiety do tego, aby opowiedzieć swoje historie. Na łamach "Metro Warszawa" Grzybowska mówiła, że od 20 września dostaje mnóstwo maili. Kobiety, ojcowie, babcie wysyłają jej poruszające historie wraz z dokładną dokumentacją medyczną i nierzadko makabrycznymi zdjęciami upośledzonych noworodków.

Zapytaliśmy Czytelniczki serwisu eDziecko, czy je także spotkała trauma podczas wizyty w gabinecie ginekologicznym. Czy usłyszały od lekarza słowa, które nigdy nie powinny paść?

Wasze wypowiedzi pokazują, że wciąż zdarzają się sytuacje, w których kobieta jako pacjentka jest traktowana przedmiotowo, jest obiektem żartów i kpin. Publikujemy wybrane wypowiedzi.

Powinno cię również zainteresować: Przyszła mamo, to ty masz być w centrum uwagi podczas porodu. Rodzisz? Masz prawa!

Sprawdź też: O najtrudniejszych i najpiękniejszych momentach w pracy ginekologa w książce "Bez znieczulenia" >>

Ania: wizyta u ginekologa w bardzo młodym wieku Ania: wizyta u ginekologa w bardzo młodym wieku fot. Agencja Wyborcza.pl

Ania: wizyta u ginekologa w bardzo młodym wieku

Historia niby sprzed kilkunastu lat, ale mając dwie małe córeczki, wracam do niej myślą.

Na początku okresu dojrzewania miałam trochę problemów hormonalnych. Chodziłam wtedy do pani ginekolog dziecięcej, bardzo miłej i sympatycznej. Problem dotyczył piersi, więc nie było tematu badania ginekologicznego.

Nie pamiętam zupełnie, dlaczego pewnego razu wysłano mnie do innej przychodni. Trafiłam do ginekologa, starszego mężczyzny. Ten po chwili rozmowy z moją mama kazał jej wyjść, a mnie prawie bez słowa skierował na fotel i zaczął badać przez odbyt.

Miałam 12 lat, wiedziałam skąd się biorą dzieci, ale tego że w przypadku dziewic tak wygląda badanie, jakoś nikt mi nie wytłumaczył. Nie wiem, czy czułam wtedy większy ból, wstyd czy skrępowanie.

Magda: pierwsza wizyta po porodzie Magda: pierwsza wizyta po porodzie fot. Agencja Wyborcza.pl

Magda: pierwsza wizyta po porodzie

Jeden z z najbardziej szanowanych i polecanych lekarzy ginekologów w Poznaniu podczas pierwszej wizyty po porodzie powiedział do mnie: "Ależ pani ma bliznę brzydką. Dlaczego pani nie zszyli? Maż się nie brzydzi"?

Pękło mi krocze przy porodzie, nacinana nie byłam, bo nie chciałam. Blizna ma 1.5 cm. Po wizycie trauma na wiele miesięcy.

Magda: pierwsze USG, pierwszy trymestr ciąży Magda: pierwsze USG, pierwszy trymestr ciąży fot. Agencja Wyborcza.pl

Magda: pierwsze USG, pierwszy trymestr ciąży

Pomimo młodego wieku (24 lata) miałam do czynienia z bardzo dużą liczbą ginekologów, przyjmujących zarówno w przychodniach NFZ, szpitalach, jak i prywatnie. Miałam różne sytuacje, najgorzej wspominam państwową wizytę u doświadczonego, starszego lekarza.

Kiedy zaszłam w czwartą ciążę (po drodze jeden poród i dwa poronienia), poszłam z mężem do lekarza, do którego były krótkie terminy oczekiwania i był polecany przez siostrę.

Kiedy chciałam wejść do gabinetu razem z mężem, lekarz stwierdził, że w takiej sytuacji odstępuje od wizyty, bo on żadnego mężczyzny w gabinecie nie chce.

Powiedział, że facet wchodzi po to, żeby oglądać, co kobieta ma między nogami i w środku. Stwierdził, że ostatecznie mąż może być przy USG, ale jak zaczął robić to USG, to zmienił zdanie. Kazał mężowi wyjść, zaprosił go na kolejne USG, kiedy już będzie coś widać.

Z gabinetu i przychodni wyszłam z płaczem. Więcej do niego nie poszłam.

Magda: pierwsze USG, pierwszy trymestr ciąży Magda: pierwsze USG, pierwszy trymestr ciąży fot. Agencja Wyborcza.pl

Noemi: początki ciąży

Leżałam na ginekologii, bo miałam problemy z zajściem z ciążę. Łykałam kwas foliowy. Weszła lekarka i  słyszę: "Po co pani łyka ten kwas? W ciąży chce pani być? A zęby ma pani wszystkie zrobione, bo pewnie problemy z ciąża poprzednią to wynik zepsutych zębów, w ogóle o nie nie dbacie".

A 7 lat temu: "Młoda jesteś, urodzisz kolejne, a TO i tak nie ma szans na przeżycie".

Syn, klasa druga już, jakby co.

Angelika: pierwsza wizyta ciążowa Angelika: pierwsza wizyta ciążowa fot. Agencja Wyborcza.pl

Angelika: pierwsza wizyta ciążowa

Po zrobieniu testu ciążowego poszłam do pani ginekolog w celu potwierdzenia ciąży. Usłyszałam, że jest za wcześnie i nic nie widzi.

Ginekolog stwierdziła: "Ledwo pani zrobiła test ciążowy i pani do mnie przychodzi? I co, za dwa tygodnie do mnie wróci i będziemy miały ciążę obumarłą?.

Moja "obumarła ciąża" ma 13 tygodni i ma się świetnie.

Kasia: wizyta przedciążowa Kasia: wizyta przedciążowa fot. Agencja Wyborcza.pl

Kasia: wizyta przedciążowa

Gdy nie mogłam zajść w ciążę, lekarz na NFZ kazał mi koniecznie się odchudzić. Usłyszałam: "Przytyje pani jeszcze 20 kg w ciąży i co to będzie?''.

Zmieniłam lekarza (na prywatnego), zaszłam w ciążę i przytyłam aż 3 kg, a moje dziecko ma 4 miesiące i jest całe i zdrowe.

Rys. Wawrzyniec Święcicki / Agencja Gazeta; Rys. Wawrzyniec Święcicki / Agencja Gazeta; Rys. Wawrzyniec Święcicki / Agencja Wyborcza.pl;

Monika: wizyta w gabinecie, ciąża obumarła

Pierwszą ciążę poroniłam. Zaczęłam plamić, poszłam do lekarki, do której dotychczas chodziłam na okresowe badania, diagnoza była najgorsza z możliwych, jednak lekarka chciała się upewnić i wysłała mnie do gabinetu obok na USG. Tam się zaczęło.

Inny lekarz zrobił mi USG, powiedział dwa słowa: "ciąża obumarła". Wręczył mi wydruk z badania i zawołał kolejną pacjentkę.

Byłam w szoku, poczułam się, jakby przejechała mnie ciężarówka, żadnego słowa wyjaśnienia, współczucia, nic. Wróciłam do swojej lekarki, usiadłam pod gabinetem, kiedy weszłam, zapytała dlaczego mam taką grobową minę.

Przekazałam wynik badania i zapytałam, co dalej. Pani doktor poinformowała mnie, że mój organizm będzie się musiał oczyścić, zapytałam, czy powinnam udać się do szpitala. Usłyszałam: "tylko jeśli będzie taka potrzeba". Zapytałam, czy dostanę zwolnienie - i tutaj najlepsze - pani doktor stwierdziła, że nie da mi zwolnienia w trosce o moje dobro.

"Po co będzie pani siedzieć w domu i się nad sobą użalać" - tyle powiedziała.

Nie potrafię opisać uczuć, emocji, jakie targały mną po opuszczeniu budynku, byłam w szoku, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.

Więcej o:
Copyright © Agora SA