Poród całkiem mnie zaskoczył!

Zazwyczaj poród przebiega zgodnie ze znanymi regułami - pierwsza faza, po niej druga, a na końcu finał. Ale czasami wydarza się coś, czego zupełnie nie było w planach.

Zwykle odradzamy młodym kobietom w ciąży wchodzenie na internetowe fora. Zamiast rzeczowych informacji i wsparcia można tam się raczej "nałykać" strachu i nabyć przekonania, że na świecie nie ma zdrowej, fizjologicznej ciąży. A jednak udało nam się znaleźć na jednym z naszych forów (www.edziecko.pl) kopalnię wiedzy o porodzie. Nasze czytelniczki dzielą się ze sobą tym, co je zaskoczyło w trakcie porodu. Przeczytajcie, bo nie znajdziecie tego w żadnym podręczniku!

że spokojnie przesiedzę w domu początek porodu, a potem pojadę odebrać męża z dworca, mając skurcze co pięć minut;

że pierwsza myśl, jaką będę miała, gdy poczuję skurcze, to: "kurczę, nie naładowałam baterii do aparatu";

że będę tej nocy sama w szpitalu i że będzie tak cicho;

że obecność męża tak mi pomoże podczas I fazy;

że ze strachu zacznę wrzeszczeć wniebogłosy, i nie przestanę, dopóki nie urodzę;

że podczas porodu można załatwiać potrzeby fizjologiczne i się tego nie wstydzić;

że urodzę w 2,5 godziny;

że choć nie słuchałam położnej, dziecko "wyskoczyło" ze mnie w 15 minut;

że po wyjściu główki następuje ulga, którą trudno z czymkolwiek porównać;

że mnie nie natną, nie popękam, mimo że to pierwszy raz;

że zakocham się w dziecku natychmiast i stracę cały obiektywizm estetyczny;

że natychmiast po porodzie będę mogła skakać i siadać;

że personel szpitala może być tak przyjazny;

że zamiast baby bluesa ogarnie mnie długotrwała poporodowa euforia;

że urodziłam, żartując;

że można urodzić bez znieczulenia i się z tego cieszyć;

że wanna i prysznic aż tak pomagają!

że po porodzie można zjeść trzy kanapki i banana;

że oksytocyna może nie działać - 6 strzykawek, a ja rozwiązywałam krzyżówkę;

że lekarz może mieć taki problem z przebiciem pęcherza (w sumie trwało godzinę);

że pierwsze dziecko wyda się od razu piękne, a drugie brzydkie;

że będę zaraz chciała mieć następne dziecko;

że poród to nic, sajgon zaczyna się później;

że terror laktacyjny potrafi aż tak skrzywdzić;

że nie będę mogła spać z euforii przez dwa dni;

że dziecko jest takie małe;

że będzie mnie krępować w ostatniej fazie porodu duża liczba ludzi na sali;

że szycie tak strasznie boli;

że człowiekowi może być aż tak zimno! - dobrze, że miałam ciepłe grube skarpetki;

że to AŻ TAK boli, zaraz po odejściu wód błagałam o znieczulenie;

że parcie będzie trwało nie kilkanaście minut, tylko kilkanaście lat, a ja stracę siły i spanikuję;

że zaraz po porodzie mogą być jeszcze inne bolesne atrakcje, jak łyżeczkowanie;

że najważniejszą osobą podczas porodu będzie mój mąż;

że jak następnego dnia zobaczę dziewczyny po cięciu, to będę jednak bardzo zadowolona, że rodziłam naturalnie;

że mimo pogłębionej edukacji porodowej, otwartej postawy i chęci do rodzenia naturalnie, pełnego wyposażenia sali w piłki, worki i wszystkie wynalazki, personel jest tak przerażająco przywiązany do starych praktyk (KTG non stop, zero jedzenia i picia, parcie na leżąco);

że człowiek tak strasznie się poci;

że posiadanie dziecka to taki niesamowity fun!

Z punktu widzenia położnej

Katarzyna Oleś położna niezależna

Moje największe zdumienie to odkrycie, jak logicznie skonstruowany jest prawdziwie fizjologiczny poród. Ani szkoła położnych, ani późniejsza praca w szpitalu nie dały mi tej wiedzy.

Co prawda pracując na sali porodowej, zaczęłam już coś podejrzewać, ale nie był to jasny obraz tego, czym naprawdę może być rodzenie. Podczas porodów domowych, które przebiegały bez ingerencji z zewnątrz, kiedy kobieta czuła się bezpiecznie, okazywało się, że wcale nie muszę kierować porodem - on sam się dzieje, a kobieta zwykle wie, co ma robić. Dyskusyjna okazała się przydatność technik, które uważałam za podstawowe. Rzadko potrzebne jest kierowanie rodzeniem się główki, nacinanie lub aktywna ochrona krocza, bo kiedy rodząca nie leży na plecach i nie jest zachęcana do mocnego parcia, to główka powolutku sama się rodzi. Że wcale nie trzeba koniecznie urodzić całego dziecka natychmiast po tym, jak ukaże się łepek. Że są dzieci, które zaraz po ukazaniu się buzi robią miny i otwierają oczy. Że barki rotują się same i wcale nie trzeba ich ciągnąć. Że pępowina może tętnić nawet 40 minut, a łożysko rodzi się dopiero potem i wobec tego bez sensu jest odcinać pępowinę kilka minut po porodzie. Zaskoczyło mnie, że pęknięcia goją się znacznie lepiej niż standardowe nacięcie. I że kąpiąc noworodka, można nalać mu wody do uszu i zamoczyć pępek - i nic złego się nie dzieje. Zaskoczyło mnie, że poród, choć niełatwy, może być taką manifestacją kobiecej mocy, a rola położnej jest zupełnie inna, niż skłonna byłam uważać.

Więcej o:
Copyright © Agora SA