Świadomość, że jest z nami ktoś, kto nas rozumie, na kogo możemy liczyć, kto w pewnym stopniu kontroluje sytuację, czuwa i jest mądrym łącznikiem między nami a personelem medycznym. To daje poczucie bezpieczeństwa - zmniejsza się poziom lęku i stresu, które towarzyszą każdemu wyjątkowemu i nie do końca przewidywalnemu wydarzeniu, a więc także porodowi.
Można się spodziewać, że to właśnie on jest tym kimś najbliższym dla kobiety. Czyli da jej poczucie bezpieczeństwa. Poza tym taki poród daje rodzicom możliwość wspólnego poznawania dziecka od momentu narodzin. Pół godziny po urodzeniu noworodek staje się aktywny, gotowy do ssania piersi i badania otoczenia.
Skoro w dzisiejszych czasach ojciec coraz częściej uczestniczy w ciąży partnerki od momentu zapłodnienia (chodzi z nią na USG, do szkoły rodzenia), naturalną kontynuacją tego procesu będzie jego obecność przy porodzie.
Jest taka teoria i w literaturze medycznej można znaleźć przypadki na jej potwierdzenie. Mówi się, że to ryzyko rośnie, jeśli któreś z partnerów miało w przeszłości jakieś negatywne doświadczenia seksualne związane z przemocą lub wykorzystaniem.
Czynników, które mają wpływ na to, jak będzie wyglądał seks po wspólnym porodzie, jest tak wiele, że trudno cokolwiek przewidzieć u konkretnej pary. Dlatego na wszelki wypadek zawsze przypominam, że miejsce partnera na sali porodowej jest nie przy kroczu, ale przy głowie kobiety. Poród, zwłaszcza zabiegowy, czasem naprawdę wygląda brutalnie. Uważam też, że decyzja o wspólnym porodzie może być podjęta, tylko jeśli obydwoje partnerzy są do niej przekonani.
Dlatego najpierw warto się czegoś o porodzie dowiedzieć. Niekoniecznie w szkole rodzenia. Najważniejsze jest, by zyskać świadomość, jak poród wygląda, i zastanowić się, jakie są nasze oczekiwania, wątpliwości oraz obawy. A potem, by o tym ze sobą porozmawiać.
To ma do tego prawo i powinna otwarcie o tym powiedzieć.
Teraz wspólny poród jest modny, ale to jeszcze nie znaczy, że jest najlepszym rozwiązaniem. Nie świadczy też o jakości związku - nie determinuje jego przyszłości ani tego, jakimi będziemy rodzicami. To, że niektóre kobiety chcą rodzić same, nie oznacza, że mają ambiwalentny stosunek do swoich partnerów. Niektóre np. mają wdrukowany pogląd, że poród jest sprawą kobiet. Inne, w obliczu trudnego zadania, wolą skupić się na nim w samotności. Są też takie, które wiedzą, że nie będą umiały skoncentrować się na sobie i zachowywać tak, jak podpowiada im instynkt, bo wciąż będą miały na uwadze uczucia partnera. Powodów, dla których kobieta chce rodzić sama, może być wiele. Podobnie jak tych, dla których chce rodzić z partnerem. Przecież pragnienie wspólnego porodu nie zawsze wynika z tego, że chcemy czerpać siłę z obecności bliskiej osoby, ale czasem także z tego, że chcemy pokazać mężczyźnie "zobacz, jak cierpię, spójrz, ile jestem w stanie znieść dla naszego dobra".
To wszystko więc wcale nie jest takie jednoznaczne.
To jemu również trzeba dać do tego prawo.
Oczywiście, że nie. Może mieć silne przekonanie, że poród nie jest sprawą mężczyzn. Albo źle znosić to, że na jego oczach cierpi ukochana osoba, a on nie jest w stanie ulżyć jej cierpieniu. Czasami może nie być pewien tego, jak zareaguje, jak, to co zobaczy, wpłynie na jego stosunek do kobiety. Trzeba to wszystko uszanować. Oczywiście nie mówię o partnerach, którzy mają obojętny stosunek do porodu i tego, co się będzie działo z kobietą. Mam na myśli tych, którzy są w stanie wiele zrobić, by pomóc, ale niekoniecznie będąc na sali porodowej.
Przede wszystkim trzeba poznać swoją motywację. Wtedy łatwiej jest znaleźć kompromis. Na przykład taki, że partner będzie do momentu rozpoczęcia drugiej fazy porodu, a potem wyjdzie. Można nawzajem siebie namawiać, przekonywać i rozwiewać swoje wątpliwości, natomiast odradzałabym wywieranie na partnera czy partnerkę presji. Jeśli jedno z dwojga stanowczo sprzeciwia się wspólnemu porodowi, to lepiej z niego zrezygnować.
Porody z własną mamą chyba zdarzają się najrzadziej.
Myślę, że nie do końca. Rodząc dziecko, same stajemy się matką. Z własną mamą przy boku podjęcie tej nowej roli życiowej może być dla nas trudne.
To może być dobre wyjście, ale też niesie ze sobą pewne ryzyko. Jeśli przyjaciółka ma już poród za sobą, może np. zacząć narzucać swoją wolę albo rywalizować. O to, która lepiej sobie radzi, czy lepiej znosi ból. Zapraszając przyjaciółkę na salę porodową, musimy więc mieć pewność, że przyjdzie przede wszystkim po to, by nas wspierać.
To powinna być osoba, którą znamy od wielu lat, której dyskrecji jesteśmy pewne, która wie o nas sporo i widziała nas już w niejednej sytuacji. My zaś możemy czuć się przy niej zupełnie swobodnie i nie musimy martwić się jej uczuciami w czasie porodu.
Tak. I nie może zastanawiać się, czy osoba, która jej towarzyszy, nie poczuje się urażona. Na przykład w czasie porodu często zdarza się taka nadwrażliwość skóry, że każdy dotyk doprowadza do szaleństwa. Warto więc rodzić z kimś, komu mamy odwagę powiedzieć "zabierz tę rękę". A także, komu możemy powiedzieć: "Zmieniłam zdanie. Jednak wolę zostać sama".
Bożena Cieślak-Osik jest psychologiem i położną. Pracuje w Szpitalu im. ks. Anny Mazowieckiej w Warszawie. Ma trójkę dzieci.