Najlepsze położne z Katowic oraz województwa wielkopolskiego. Wyróżnienia w plebiscycie

Dzięki pomocy dobrej położnej poród może być naprawdę wspaniałym doświadczeniem.

Oto kolejne relacje nadesłane na konkurs "Podziękuj swojej położnej". W tym numerze prezentujemy sylwetki wyróżnionych położnych z Katowic i kilku miejscowości województwa wielkopolskiego. W numerze marcowym przedstawimy ostatnią już grupę wyróżnionych położnych - z Poznania, Wrocławia, Opola, Włocławka, Tucholi i Krakowa.

Maria Maksis, Szpital im. Stanisława Leszczyńskiego w Katowicach, ul. Raciborska 26

Trafić na jej dyżur to szczęście

W 2005 r. rodziłam z panią Marią pierwszego syna. Bałam się, że jako pierworódka zostanę rutynowo nacięta. Pani Maria uspokoiła mnie, że nie zrobi nic bez mojej zgody. Wody odeszły mi domu, ale nie było akcji skurczowej. Pani Maria pokazała, jak mam oddychać kiedy przyjdą skurcze i wyszła do pokoiku obok, zostawiając nas samych. Chodziłam wsparta na mężu, , siadałam, wisiałam na poręczy, kucałam, leżałam na worku sako. Przy rozwarciu 4 cm dostałam znieczulenie zewnątrzoponowe, o które poprosiłam. To było wspaniałe - wszystko czułam, ale ból był do zniesienia. Dzięki temu mogłam skoncentrować się na oddychaniu i postępować instynktownie. Było na tyle przyjemnie, że zaczęłyśmy rozmawiać. Okazało się że Pani Maria śpiewa w chórze i ma piękny sopran Kolejną fazę mojego porodu prześpiewałyśmy. Tak dotarłam do parcia. Trzy mocne skurcze i ... tuliłam synka do piersi. Nie byłam nacięta.

Trzy lata później rodziłam z panią Marią drugiego synka. Badała mnie za parawanem, bez świadków, intymnie, z szacunkiem dla ciała i duszy. Gdy akcja porodowa nabrała tempa, powiedziała: "Dasz radę bez. Pomogę ci, przejdziemy przez to razem". Mąż dostał zadanie podtrzymywania mnie, ja szkolenie przypominające o oddychaniu i pełne kierownictwo. Tu nie było mowy o śpiewaniu. Po pięciu godzinach, kiedy usłyszałam, że widać główkę, oczekiwałam natychmiastowego końca, tymczasem pani Maria nic nie robiła. Zaczęłam krzyczeć że już nie mogę. W odpowiedzi usłyszałam - Jeśli możesz mówić to znaczy, że nie przesz z całej siły! PRZYJ! Za minutę mój Synuś leżał na mojej piersi. Nie zostałam nacięta, a lekkie pęknięcie wymagało zaledwie 3 szwów. Mały był w doskonałej formie!

Basia Gadzik-Pawliszyn

Ewa Damas, Prywatny Szpital Ginekologiczno-Położniczy w Katowicach, ul. Łubinowa 3

Ciepła i profesjonalna

Urodziłam 18 sierpnia 2007 roku. Była to pierwsza ciąża i pierwszy poród, więc wszystko było dla mnie nieznane. Mimo, że bardzo się bałam, wspominam ten dzień naprawdę ciepło. Rodziłam siłami natury, bez nacięcia krocza, w wybranej przez siebie pozycji i w cudownych warunkach, a "mój" lekarz przyszedł do mnie, mimo że nie miał tego dnia dyżuru. Położnej jestem wdzięczna za samą obecność, nie mówiąc o podejściu do mnie, cierpliwości, wsparciu i radach. Przed sprawdzeniem rozwarcia pozwoliła wziąć oddech, rozluźnić mięśnie, żeby badanie nie bolało. Doradzała, kiedy najlepszy będzie prysznic, kiedy piłka, a kiedy leżenie. Pokazała, jak oddychać, a gdy się gubiłam, oddychała ze mną. Kiedy dostałam do podpisu dokumenty zawierające zgodę na niezbędne badania i zabiegi, cierpliwie odpowiadała na pytania, co może się wydarzyć i co jest wtedy konieczne. Kiedy przestraszyły mnie dreszcze, wyjaśniła, że to normalne po oksytocynie. Gdy w fazie parcia rozkojarzyłam się rozmową z lekarzem, delikatnie, ale stanowczo przywołała mnie do porządku. To dzięki niej wszystko poszło sprawnie i uniknęłam nacięcia krocza. Dziękuję za profesjonalne, a jednocześnie ciepłe podejście, za życzliwość, serdeczność i zwyczajną rozmowę, żeby mniej myśleć o bólu. I za to, że była tylko dla mnie, i to nieodpłatnie.

Tatiana

Ewa Pytel, Prywatny Szpital Ginekologiczno-Położniczy w Katowicach, ul. Łubinowa 3

Anioł, nie kobieta

Choć mój poród nie był łatwy, wspominam go jako jedno z najbardziej głębokich, wzruszających i niesamowitych wydarzeń w życiu. To zasługa wspaniałej położnej, która mnie wspierała i pomagała jak tylko mogła. Polubiłam ją od chwili, kiedy pierwszy raz na siebie spojrzałyśmy. Od początku zachęcała mnie do aktywności. Było skakanie na piłce, kąpiel w wannie, spacery, tańce, bujanie. Była muzyka i... pyszna herbata, którą pani Ewa przynosiła dla nas, byśmy czuli się jak w domu. Pomagała mi, ale nie narzucała co mam robić, dzięki czemu mogłam zdać się na swój instynkt. Kiedy przychodziła mnie zbadać, robiła to delikatnie, by nie zakłócić intymności naszego porodu. Poród postępował bardzo powoli. Pani Ewa próbowała różnych sposobów, żeby pobudzić moją macicę do pracy - na moją prośbę nie podała mi oksytocyny (bardzo chciałam rodzić naturalnie). Gdy kończyła swoją zmianę, nie zniknęła bez słowa. Przyszła się pożegnać, uściskała mnie życząc powodzenia i przepraszając, że nie może ze mną zostać do końca, ale ma chore dziecko w domu... Obiecała, że mnie odwiedzi następnego dnia - i słowa dotrzymała.

Hanna Kozieł

Ewa Grzeszczyk, Szpital Miejski w Gnieźnie, ul. 3 Maja 37

Przestałam się bać

Ostatnia ciąża była wyczekiwana i chciana. W ostatnim trymestrze ciąży polecono mi panią Ewę. Już podczas pierwszej rozmowy wiedziałam, że dobrze trafiłam. Zaprosiła mnie do siebie na oddział, bym mogła obejrzeć sale porodowe. Przyszedł termin i... przeszedł więc w uzgodnionym dniu stawiłam się w szpitalu ze spakowaną torbą, zestresowanym mężem, sama przepełniona strachem. Chciałam się jak najprędzej dowiedzieć, czy moje dziecko jest zdrowe. Punktualnie o 12 w południe pani Ewa podłączyła oksytocynę a ja zawierzyłam jej całkowicie. Prosiłam ją o dwie rzeczy: nie chciałam rodzić podłączona do KTG i chciałam uniknąć nacięcia. Szybko poród zaczął nabierać tempa. Pani Ewa zachęcała mnie do chodzenia. Często monitorowała tętno dziecka delikatnie przykładając głowicę KTG do brzucha. Pokazała, jak mogę sobie pomóc, siadając na piłce. Piłka towarzyszyła mi do końca. Położna pozwalała nam cieszyć się sobą, ale cały czas była w sali obok gotowa do działania. W momencie rozwiązania pojawiła się pani doktor i wspólnie z ukochaną położną o 17.15 doprowadziły do szczęśliwego finału. Moje krocze pozostało nienaruszone a moja córka ma na imię Daria, tak jak córka pani Ewy.

Magdalena Wieczorek

Iwona Synowiec, Samodzielny Publiczny Zespół Opieki Zdrowotnej w Rawiczu, ul. Grota Roweckiego 6

Otoczyła mnie opieką

Na oddział trafiłam w nocy z bólami co 10 minut. Przez całą noc i następny dzień bardzo cierpiałam, nikt się mną nie zainteresował, byłam wszystkim obojętna. Mijała 18 godzina moich bólów, aż w końcu pojawiła się Pani Iwona - osoba, która bardzo mi pomogła i której nie zapomnę do końca swoich dni. Na porodówce był ze mną mój chłopak - przyszły mąż. Pani Iwona objęła mnie wielką troską - wytłumaczyła po kolei, co będzie się działo i uspokajała. Poród miałam ciężki - pani Iwona pomagała z całych sił, podała znieczulenie i cały czas ze mną rozmawiała. Na każde moje pytanie umiała odpowiedzieć w taki sposób, że czułam się z bezpiecznie i wiedziałam, że zarówno mnie, jaki i Maleństwu nic nie grozi. Również wobec mojego chłopaka była bardzo serdeczna. Powtarzała "wiem, że Cię boli, ale musisz być dzielna", informowała mnie, jak mam przeć i że już niedługo będzie po wszystkim. Trzymała mnie za rękę, głaskała. Gdy Maleństwo było już na świecie, poklepała mnie nodze i powiedziała "jestem z Ciebie dumna". Mojemu chłopakowi pogratulowała Córki i tak dzielnej dziewczyny. Poczekała, aż lekarz mnie zszyje, zaprowadziła na salę i kazała odpocząć. Przez kolejne dni pobytu w szpitalu potrafiła przyjść i zapytać jak się czuję i czy niczego mi nie brakuje. To kobieta o wielkim i złotym sercu.

Judyta

Zofia Szalbierz, Szpital Powiatowy we Wrześni, ul. Słowackiego 2

Była bardzo delikatna

Kiedy akcja porodowa zaczęła się na dobre, panowała nad każdym jej szczegółem. Jej życzliwe słowa potęgowały moje siły i chęć, aby sprostać jej wskazówkom. Nie przyspieszała akcji. Mówiła że dzieci, które rodzą się ze spokojem, mają piękną główkę i przeżywają o wiele mniejszy szok. Jej słowa bardzo nas uspokajały i dodawały mi sił. Serdeczności nie zabrakło jej też, kiedy instruowała mojego męża, co ma robić, aby być pomocnym. Poinformowała o nacięciu, które wydawało się niezbędne. 10 maja o 8.40 przyjęła na świat naszego Michałka i czule położyła mi go na brzuchu. Chwilę jeszcze pobyła z nami, pożartowaliśmy, pomogła przystawić malca do piersi i zostawiła nas na samych. Co jakiś czas zaglądała, sprawdzała co się dzieje z nami. Wreszcie przyszedł czas na spacer do pokoju na oddziale. Pomogła mi zejść z łóżka i zaprowadziła mnie do dwuosobowego pokoju. Po kilku godzinach poszła ze mną pod prysznic i pomogła się umyć. Zadbała o to, aby mój mąż mógł z nami spędzić pierwsze godziny po porodzie. Dopóki była na dyżurze zaglądała do nas, służyła radą i pomocą.

Marlena Drzażdzyńska

Iwona Marczak, Szpital UM w poznaniu, ul. Polna 33

Szpital przy Polnej to najlepiej wyposażony szpital w Wielkopolsce, ale jednocześnie istna "fabryka" - porody odbywają się tam niemal co kilka minut. Pierwsze dziecko, córeczkę, rodziłam tam dwa lata temu. 10 sierpnia jechałam tam znowu - z pękniętym pęcherzem płodowym, odesłana z innego szpitala, ze wspomnieniem nerwowej akcji porodowej zakończonej użyciem vacuum. Kiedy wreszcie znalazłam się z mężem na porodówce, spokój spłynął na mnie jasną falą. A to za sprawą Pani Iwony Marczak, która okazała się prawdziwym aniołem przynoszącym dzieci stęsknionym rodzicom. Spokojnie, rzeczowo tłumaczyła nam, co się dzieje z moim organizmem, podpowiadała, co robić, przećwiczyła ze mną parcie (moją wielką traumę po pierwszym porodzie), oceniła moją odporność na ból (radząc, abyśmy spróbowali urodzić bez nacięcia i bez znieczulenia - pierwsze się udało, o drugie jednak poprosiłam). Drugą fazą porodu pani Iwona pokierowała tak wspaniale, że po 10 minutach Jaś był na świecie...

Monika Miazek- -Męczyńska

Dzięki niej poczułam spokój

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.