Bagaż na porodówkę

Co właściwie powinno się znaleźć w torbie do porodu? Trzy mamy mówią nam, co spakowały do szpitala, czego im brakowało i bez czego nie potrafiłyby się obejść.

IZA WIĘCKOWSKA, MAMA OLI (7 MIESIĘCY):

Kiedy szłam do szpitala, w ostatniej chwili wzięłam ze sobą książkę "W oczekiwaniu na dziecko". Sądziłam, że mi się przyda, jak będę miała tyyyle wolnego czasu. Nic z tego. Nie przydały mi się też inne rzeczy, o których wyczytałam w internecie: termometr, śliniak, zabawki (nic bardziej nie interesuje noworodka niż pierś mamy). Spakowałam także cały zestaw kosmetyków dla dziecka, których nawet nie wyjęłam z torby. Szpital ma własne środki do mycia. Nie przydała się też czapeczka niemowlęca Olci - w szpitalu jest gorąco, więc nakrycie głowy jest zbędne, podobnie jak ciepłe ubranka. Lepiej sprawdzają się te cienkie - dla dziecka, ale też mamy. Bardzo, ale to bardzo przydała mi się poduszka do siedzenia: okrągła, z dziurką w środku. Po porodzie mogłam na niej wygodnie usiąść, nie czując szwów. Cieszę się, że miałam też własny kubek i sztućce. Jednymi z ważniejszych przedmiotów były jeszcze pieluchy tetrowe. Miałam trzy, a używałam ich na różne sposoby - np. żeby mieć na czym położyć Olę, gdy szłyśmy na badania.

MONIKA BACZEWSKA, MAMA KAROLA (4 MIESIĄCE):

Spakowałam ciuszki dla Karola w dwóch rozmiarach: 56 i 62 cm. I dobrze zrobiłam, bo synek okazał się długi (60 cm). Dobrze, że były to ubranka rozpinane od góry do dołu - wkładanie body przez głowę to dla niedoświadczonej mamy niepotrzebny stres. Wychodząc z domu do porodu, pod wpływem impulsu chwyciłam smoczek. Pracuję jako higienistka dentystyczna i byłam negatywnie nastawiona do smoczków, ale pomyślałam "A nuż się przyda". I przydał się, bo Karol miał taki odruch ssania, że bez uspokajacza nam obojgu byłoby ciężko przeżyć pierwsze dni w szpitalu.

MAGDA ŁOBEJKO, MAMA MAXA (4 I PÓŁ ROKU), JOANNY (6 TYGODNI):

Wiedziałam, że przed porodem czeka mnie kilkudniowy pobyt w szpitalu, zapakowałam więc do torby spodnie dresowe i luźny T-shirt. Chciałam jeszcze do końca ciąży czuć się sobą. Dla Joasi wzięłam tylko rzeczy niezbędne - uznałam, że jeśli będzie mi czegoś brakowało, mąż mi to dowiezie. Bardzo mi się przydał, sprawdzony już zresztą przy Maksie, rożek. Malucha otulonego w becik łatwiej podnieść, przystawić do piersi, a nawet ułożyć do spania. Zaskoczyło mnie tylko to, że w szpitalu oczekiwano, iż będę miała własne podkłady higieniczne.

Więcej o:
Copyright © Agora SA