Mężczyzna na sali porodowej: warto? [HISTORIE OJCÓW]

Wielu mężczyzn chciałoby być świadkami narodzin swoich dzieci, ale mają wątpliwości, czy to doświadczenie ich nie przerośnie. Trzech ojców opowiada nam o swoich przeżyciach związanych z obecnością na sali porodowej. Czy poleciliby to innym?

Kiedy świat obiegła informacja, że w brytyjskiej rodzinie królewskiej urodziło się dziecko, w medialnych relacjach nie zabrakło informacji o tym, że książę William uczestniczył w porodzie syna. Poród rodzinny, jak nazywa się narodziny dziecka, podczas których asystuje jego tata, nie jest jednak zarezerwowany dla wyższych sfer i przestał kogokolwiek dziwić. W naszych czasach to już standard.

Mimo tego kolejne ciężarne kobiety i ich partnerzy zastanawiają, czy zdecydować się na wspólne rodzenie, czy dla mężczyzny nie będzie zbyt trudnym doświadczeniem, czy ona nie przestanie wydawać mu się atrakcyjna, czy on podoła? Pytamy ekspertów, czy obecność taty na sali porodowej jest ważna oraz co zrobić, jeśli tylko jedno z partnerów chce porodu rodzinnego. Przytaczamy też historie trzech ojców - jak wspominają porody swoich dzieci i jakie mają przemyślenia na temat swojej obecności na sali porodowej? Czy poleciliby to innym mężczyznom spodziewającym się dziecka?

Jestem z tobą, damy radę

Narodziny dziecka to przełomowy moment w życiu pary, a przyszli ojcowie coraz częściej świadomie uczestniczą w przygotowaniach do narodzin potomka, chodząc na zajęcia do szkoły rodzenia, odwiedzając szpitale i dokonując wyboru miejsca porodu. - Obecność obojga rodziców przy porodzie wzmacnia poczucie więzi między partnerami, ale jest także pierwszym krokiem do budowania więzi ojciec-dziecko - przekonuje Agata Marszałek, psycholog i psychoterapeuta.

Mężczyzna, który jest obecny podczas porodu, zwiększa poczucie bezpieczeństwa rodzącej, zakładając oczywiście, że ma ona do niego zaufanie i że życzy sobie jego obecności w tym momencie. - Jeśli partner dobrze zna reakcje i rozumie swoją partnerkę, może stać się osobą ułatwiającą komunikację z położną. Motywuje, dodaje otuchy. Mimo że fizycznie nie ma możliwości łagodzenia bólu, na poziomie psychologicznym mówi: oddaj mi trochę, jestem z tobą, damy radę - tłumaczy Agata Marszałek.

Michał Podemski: 2 córki, dwa porody

"Pierwsze dziecko - wiadomo - chcę być przy porodzie. Taka moda, wszyscy teraz są, niektórzy to nawet z kamerami i aparatami fotograficznymi. Uległem tej modzie i lansowi. Moja żona zresztą też, bo nie wyobrażała sobie porodu beze mnie, o czym wielokrotnie mnie informowała.

Sam poród to nie było żadne wielkie przeżycie, nie bardzo wiedziałem, co robić i czego się złapać, a emocje, które pojawiają się po wyjściu dziecka z kobiety, są co najmniej dziwne. Ni to człowiek wzruszony, ni to przejęty - ale tak naprawdę ja byłem strasznie zdziwiony. Jak to możliwe, że w mojej żonie zmieściło się coś takiego jak to dziecko, musiało mu być tam strasznie niewygodnie?

Z drugim dzieckiem było trochę inaczej. Powiedziałem żonie, że ktoś musi zostać ze starszą córką w domu, więc jak będzie rodzić to weźmie sobie taksówkę i pojedzie urodzić. Ale jak przyszło co do czego, to okazało się, że jednak mam z nią jechać. Pojechałem, ledwo co zdążyliśmy. Urodziła w 3 minuty. Kazali przecinać pępowinę, to przecinałem (strasznie trudno jest to zrobić, bo twarda jak diabli i nożyczki tępe!), na łożysko spojrzałem (wygląda jak wątroba wieprzowa) i tyle tego porodu. Może więcej do powiedzenia w tej kwestii ma moja partnerka, ale ja naprawdę nie wiem, po co tam byłem i do czego byłem potrzebny.

Z pewnością nie są to przeżycia niezbędne do dalszego zdrowego funkcjonowania rodziny. Po czasie muszę przyznać, że uważam, że poród to intymne wydarzenie w życiu kobiety i szczegółowa wiedza o tym, jak ono przebiega, a tym bardziej jego doświadczanie, nie jest nam mężczyznom do niczego potrzebne. Nie mowię tutaj o samej fazie przed porodem, bo wtedy fajnie jest móc z kimś być i porozmawiać, ale na sam poród facet powinien wychodzić. Dzisiejszą obecność mężczyzn przy porodzie odczytuję nie jako dowód na to, jak bardzo cywilizowani, świadomi i otwarci jesteśmy, ale raczej na to, jak bardzo oddalamy się od natury".

Nic na siłę

Zdaniem Katarzyny Oleś, położnej rodzinnej ze Stowarzyszenia Dobrze Urodzeni, to jaki sposób uczestnictwa w porodzie wybierze konkretna para - czy będzie to fizyczna obecność mężczyzny przy porodzie, czy wsparcie duchowe - zależy od osobistych preferencji obydwojga partnerów. - Ważne, żeby wcześniej podzielić się wzajemnymi oczekiwaniami i wypracować wspólne rozwiązanie - przekonuje.

Jeśli jednak on nie chce, a ona nalega? Co ma zrobić kobieta, której mężczyzna zdecydowanie odmawia uczestniczenia w porodzie? - Na pewno warto poznać przyczyny niechęci partnera - mówi Agata Marszałek. - Może ona wynikać z lęku. Znając powody lęku można spróbować je zrozumieć i okiełznać albo uszanować. Czasem mężczyznom brak wiedzy na temat fizjologii porodu, tego, co może czuć kobieta, a wtedy mogą przeżywać lęk przed nieznanym. Niechęć może wynikać z oporu przed panującą "modą" na rodzinny poród albo z przekazu rodzinnego brzmiącego: to rola kobiety. Warto poznać te przekonania i pokazać inną perspektywę - przekonuje psycholog.

Wbrew powszechnej opinii, często to kobieta nie chce rodzić w towarzystwie swojego partnera. Decyzję o porodzie rodzinnym para musi podjąć wspólnie, bo wywieranie presji na drugiej osobie może spowodować więcej szkody niż korzyści. - Ważne, by jasno się wzajemnie komunikować, tak by partner znał realne przyczyny takiej, a nie innej decyzji. Wydaje mi się, że w przypadku , gdy w związku panuje zaufanie, miłość i zrozumienie, każda decyzja - i ta, że razem , i ta, że osobno - będzie korzystna i dla rodziców, i dla dziecka - podkreśla.

Mariusz: 2 córki, dwa porody

"Byłem przy mojej żonie w czasie obu porodów. Najtrudniej było oczywiście zdecydować się na pierwszy raz. Wstyd się przyznać, ale nawet pobranie krwi jest dla mnie problematyczne, więc tymi samymi kategoriami mierzyłem poród. Wydawało mi się, że trafię na jakąś salę operacyjną, a krew będzie się lała strumieniami. Żona zostawiła to mojej decyzji, jest silna i bardzo odporna na ból, stwierdziła, że chciałaby, żebym był z nią, ale sama też da radę.

Około 6 miesiąca ciąży sprawa wydawała się przesądzona - żona rodzi sama. Ale potem urodził się syn mojego przyjaciela i to on w dość ostrych słowach przekonał mnie do tego, że tam trzeba być. Zdecydowałem się towarzyszyć żonie. Razem pojechaliśmy na dwa tygodnie przed porodem obejrzeć szpital, salę porodową i porozmawiać z położną. Najbardziej bałem się tej krwi - której przecież aż tyle nie było. Najtrudniejsze chyba było pierwsze zetknięcie się z fizjologią - podać podkład, bo wody, krwawienie, obetrzeć pobrudzone nogi, ale nie było już odwrotu...

Sam pobyt na porodówce to uczucie podziwu dla siły kobiety i niedowierzania, że to się uda. Właściwie to wykonywałem mechanicznie polecenia położnej: trzymaj ją za rękę, podaj ręcznik, wytrzyj czoło, mów jej, żeby nie krzyczała. Potem urodziła się nasza córka - to było nie do opisania, nie zdecydowałem się tylko na przecięcie pępowiny - znów irracjonalny strach, bo lekarz stwierdził, że pępowina za krótka. Ale pierwsze spojrzenie na córkę i zmęczoną porodem żonę - no cóż... bez łez się nie obyło... Po samym porodzie obdzwoniłem rodzinę (była 2.00 w nocy!), po krótkim pobycie z żoną, wróciłem do domu ze znacznie podniesioną adrenaliną i niesamowitą dumą z mojej żony.

Po niecałym roku, kiedy okazało się, że żona znów jest w ciąży oczywiste było, że znów będę z nią. Pamiętam, że martwiłem się od razu o to, kto zostanie ze starszą córeczką w tym czasie. Drugi poród był dla nas spokojniejszy, wiedzieliśmy co i jak. I tym razem to ja przecinałem pępowinę.

Czy poleciłbym to innym? Jak najbardziej - to jest po prostu coś, co prawdziwy mężczyzna musi przeżyć".

Mdleją na potęgę?

Jedną z najczęstszych obaw, do których przyznają się mężczyźni, jest ta, że cierpienie ukochanej może okazać się dla nich zbyt trudne do zniesienia. To samo dotyczy samej fizjologii porodu, lęku przed widokiem krwi itd. Anegdoty o przyszłych tatusiach wymagających większej uwagi personelu medycznego niż sama rodząca, znają już chyba wszyscy. - Wbrew utartym opiniom mężczyźni nieczęsto mdleją podczas porodu - dementuje plotki Katarzyna Oleś.

- Jest jednak kilka rzeczy, które przychodzą ojcom trudno - przyznaje. - Po pierwsze jest to bezczynne patrzenie na przebieg akcji porodowej. Dlatego warto wiedzieć, jakie konkretne zadania do wykonania może mieć tata, którego rolę można nazwać "menadżerem porodu". To on dba o kontaktowanie się z personelem medycznym, przekazywanie próśb i oczekiwań rodzącej, pomaga jej zmienić pozycję, masuje, podaje picie, trzyma za rękę. Często przychodzi jednak moment, kiedy rodząca zamyka się w swoim świecie i nie chce, żeby do niej mówić czy jej dotykać. To właśnie najtrudniejszy dla partnera moment: nie może nic robić, powinien tylko być. I właśnie za to trwanie przy nich kobiety są bardzo wdzięczne - podkreśla położna.

Andrzej: 1 syn, 1 poród

"Z Frankiem to było tak, że właściwie wcale nie chciałem być przy porodzie - miałem silną szpitalną fobię, jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy dużo chorowałem. Mojej partnerce bardzo jednak zależało na mojej obecności, bo bardzo bała się porodu. Przełamałem się więc dla niej, ale bez większego przekonania. Wspomnienia? Generalnie czad, chociaż czułem się jak uczniak, który nie ma pojęcia, co należy robić w trakcie porodu, a ze stresu zapomniałem, że miałem przecinać pępowinę. Co ciekawe, mam słabą pamięć, a z tych przeżyć to pamiętam wszystko dokładnie, przebieg zdarzeń i takie szczegóły jak to, w jakiej była koszuli, jak potem przytuliła Franka do piersi itd.

Ale najfajniejszą chwilą było, jak mi pozwolono syna potrzymać gdzieś tam z boku, w innym pomieszczeniu i on był taki prawdziwy . Do dzisiaj, kiedy na niego patrzę, to mi się przypomina, jaki był mały i owłosiony, a teraz to już takie duże i fajne dziecię. Oczywiście śmieję się, że bym nie chciał uczestniczyć w porodzie, bo to nijak pasuje do wspaniałego obrazu dzieci w reklamie itd., ale nie darowałbym sobie, jakbym przepuścił tę chwilę, bo to jedna z tych chwil, które pozostaną w mojej pamięci na zawsze.

Zanim to nastąpiło oczywiście myślałem o tym, że ta cała fizjologia trochę mnie przeraża, ale w realu to było totalnie naturalne i nie było w tym nic dziwnego. Najgorsze było to, że to nie mnie boli, nie wiem, czy bym dał radę wytrzymać, ale w sumie, jak moja partnerka rodziła, to chciałem, żeby to mnie bolało".

Porodówka pełna pułapek

Katarzyna Oleś, poproszona o wskazówki dla przyszłych ojców, którzy zamierzają uczestniczyć w porodzie dziecka, mówi, że najważniejsze aby pamiętać, że na sali porodowej nie jest ważna aparatura medyczna lecz rodząca i to na niej należy skupiać uwagę. Osoba towarzysząca jest wsparciem rodzącej i ma dbać o potrzeby kobiety, a nie personelu medycznego. Poza tym mężczyzna musi być świadomy tego, że podczas porodu jego partnerka będzie zachowywać się niecodziennie, może być z nią ograniczony kontakt, może głośno oddychać, krzyczeć. - Poza tym - podkreśla położna - nowo narodzone dziecko nie wygląda jak ze zdjęcia (jest sinawe, ma na sobie maź płodową, główka może być nieforemna) i nie musi wcale płakać.

Agata Marszałek zauważa, że obecność przy porodzie może stać się dla mężczyzny cennym doświadczeniem. - Często zwiększa poczucie odpowiedzialności za nową rodzinę, wzmaga podziw i szacunek wobec partnerki, zmniejsza poczucie "bycia zdetronizowanym" po narodzinach potomka - wymienia. - Większość mężczyzn, która decyduje się na obecność przy narodzinach pierwszego dziecka powraca z partnerką na salę porodową przy kolejnym porodzie.

A co z atrakcyjnością fizyczną partnerki? Nierzadko same kobiety nie chcą, żeby ich wybranek towarzyszył im podczas porodu, bo obawiają się, że oglądanie ich podczas takiego doświadczenia, będzie miało negatywny wpływ na późniejsze pożycie seksualne. Mężczyźni, z którymi rozmawialiśmy, uspokajają: nie ma się czego bać. - Nawet mi to przez myśl nie przeszło - zapewnia Mariusz. - Ciało żony zmieniało się już w czasie ciąży, te 9 miesięcy pozwoliło nam się dobrze przygotować, dziecko i ciąża były oczekiwane i akceptowane, a w czasie porodu zupełnie nie wchodziły w grę kategorie erotyczne. Po prostu pojechaliśmy tam urodzić dziecko - przekonuje.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.