Pamiętnik czytelniczki: Korpomatka w ciąży

Zuzka nieźle nam dała w kość. Najpierw ryki całodniowe, potem szpitale, choróbska. Zaklinałam się, że nie chcę mieć kolejnego dziecka. Z biegiem lat doszłam jednak do wniosku, że córka jest naszą najlepszą inwestycją i odważyłam się pomyśleć o drugim dziecku.

Dwie kreski na teście. Jezus Maria, co teraz będzie?! Siedziałam w toalecie, córka bawiła się za drzwiami, mąż naprawiał coś w salonie. Jak mu to powiedzieć? Wprawdzie rozmawialiśmy o tym, że jak nie teraz to nigdy, ale nie myślałam, że uda się tak od razu. Schowałam test do kieszeni i poszłam myć naczynia. Potem kąpiel Zuzy. Kiedy córeczka już zasnęła, podeszłam do męża i mocno wtuliłam się w jego plecy. Znamy się jak łyse konie. Odwrócił się do mnie i przytulił mnie mocno. Wyciągnęłam z kieszeni test z dwoma wielkimi czerwonymi krechami, a on powiedział "domyślałem się"... Ha! "Dziwnie się zachowywałaś" - powiedział. Zasiedliśmy na kanapie, a ja zaczęłam myśleć o wyprawce. Wszystko po Zuzi zostało sprzedane albo rozdane. Przecież nie chciałam mieć więcej dzieci. Jaki wózek, jaki kolor, jakie imię? Ponownie zostanę mamą...

Nie mogę się skupić na pracy, ale cieszę się, że będę mogła sobie od niej odpocząć. Jak to w korporacji - wyścig szczurów. Ale płacą dobrze, a ja mam kredyt na mieszkanie. Mimo że mam ochotę iść na L4, nie mogę tego zrobić. Po pierwsze, muszę przekazać swoje obowiązki kolegom, zaktualizować procedury, zostawić wszystko w należytym porządku. A po drugie, chcę pracować jak najdłużej, aby wynagrodzenie na L4 było wysokie - liczą średnią z całego roku. A więc zakasuję rękawy i mimo dziwnych spojrzeń moich kolegów, nie piję kawy, którą na co dzień spijałam litrami.

Po powrocie do domu słaniam się na nogach ze zmęczenia. Poszłabym spać, ale trzeba przygotować pracę konkursową do przedszkola Zuzi. Zasiadamy wszyscy razem przy stole w salonie i kleimy, lepimy, malujemy, rysujemy. Jeszcze tylko zrobić obiad na następny dzień i można iść spać.

Dopiero 6. tydzień ciąży i wiem, że nie powinnam iść do ginekologa, bo nic tam nie wypatrzy, ale moja intuicja podpowiada, żeby iść już teraz, zaraz Nie widać nic, oprócz tego, co widać być powinno na USG, ale lekarz przepisuje komplet badań. Uradowana wychodzę z gabinetu z kartą ciąży. Termin na 4 października. Dziś nie gotuję obiadu. Wysyłam męża do teściowej.

Idę do laboratorium. Pan doktor kazał jedno z badań wykonać od razu. Wynik ma być za kilka dni. Cieszę się jak głupi do sera, że kobieta wkłuwa mi się w żyłę.

"Jeżeli wynik będzie wyższy niż 2,5, proszę od razu dzwonić do doktora S" - w uszach słyszę słowa mojego ginekologa. Na kartce z wynikami na czerwono podkreślone cyfry 6,8. Nie wierzę w to, co widzę. Stawiam sobie z dr Google szybką diagnozę - niedoczynność tarczycy. Jeszcze szybciej sprawdzam, czym grozi to mojemu dziecku i zamieram. Nie mogę doczekać się 10, żeby zadzwonić pod wskazany przez ginekologa numer telefony. Zadzwoniłabym o 7 rano, ale nie wypada. Siedzę więc w pracy, zażerając kolejnego białego Michałka, i spoglądam nerwowo na zegarek. Matko, dlaczego te minuty tak się dłużą. Jest 10! Dzwonię.

Odbiera przemiły pan doktor. Uspokaja, ale też szybko reaguje. Niestety, jest na urlopie, jednak tłumaczy, jaki lek mam zdobyć, jaką dawkę brać.

Urywam się z pracy i szukam lekarza, który wystawi mi receptę na zalecony lek przez endokrynologa. Poruszyłabym niebo i ziemię, żeby połknąć tę tabletkę już, teraz, natychmiast. Udaje się. Mam opakowanie upragnionego leku, połykając go, uspokajam się.

LUTY

Na USG widać już serduszko. Postanawiamy z mężem powiedzieć radosną nowinę córce. Siadamy wszyscy do stołu. Taka rodzinna narada. Zuza nie może doczekać się nowiny, mimo że na pewno niczego się nie spodziewa.

"Kochanie, mamusia ma w brzuszku dzidziusia. Za kilka miesięcy będziesz miała rodzeństwo".

Nigdy nie zapomnę tego uśmiechu na twarzy, tej radości, tego "czegoś", co może pokazać się na twarzy 6-latki na wieść o rodzeństwie.

Informację o ciąży chcieliśmy oficjalnie ogłosić 28 lutego - w dniu moich urodzin, ale Zuza nie dała rady W tym samym dniu rano ogłosiła wiadomość podczas urodzin swojej koleżanki, gdzie było także mnóstwo moich koleżanek. Wykrzyczała na całe gardło "Będę Starszą Siostrą", a mój telefon nagle się rozdzwonił.

Moje przyjęcie urodzinowe. Są rodzice, teściowie, rodzeństwo. Zuza podchodzi i ciągle pyta "Już?". Kiedy wszyscy mają szampana w dłoniach, córka znowu wypowiada magiczne słowa "Będę Starszą Siostrą".

Mina mojej mamy - nigdy jej nie zapomnę. Mama jest wielką przeciwniczką posiadania dwójki dzieci. Ale nie przejmuję się tym wcale, cieszę się, że podjęliśmy z mężem tę decyzję świadomie.

MAJ

Zoja - tak nazwiemy córeczkę - decydujemy po informacji od ginekologa, że najprawdopodobniej będzie dziewczynka.

Zuzia zaczyna płakać. Buzia w podkówkę, foch i jęk. "Nie chcę, żeby moja siostra miała ładniejsze imię ode mnie. Nie chcę mieć siostry. Zabierzcie ją sobie. Nie chcę być Starszą Siostrą". Tłumaczenie, rozmowy nic nie dają. Jestem załamana.

CZERWIEC

Siedzimy we czwórkę (ja, mąż, Zuzia i pani doktor) w gabinecie. Głowica zbliża się do mojego już okrągłego brzuszka i nagle pani doktor zwraca się do Zuzi "Chcesz mieć brata czy siostrzyczkę?" "Brata, tylko braciszka. Nie chce żadnej siostry" - mówi twardo i zdecydowanie Zuza. Zaczynam się denerwować. Głowica USG trafia na mój brzuch, a pani doktor odwraca głowę do Zuzi i mówi: "No dziewczyno, masz szczęście. Chłopak jak się patrzy!". Jestem w szoku. Jak to syn? Przecież miała być dziewczynka? Łzy zaczynają ściekać mi po policzkach. Nie nie ze smutku. Ze wzruszenia. Jak tylko dowiedziałam się o ciąży, czułam, że będzie to synek, ale po badaniu USG, podczas którego ginekolog powiedział co innego, przyzwyczaiłam się do myśli o drugiej córci. Patrzę na męża, który trzyma mnie za rękę. Jest bardzo wzruszony. Nie mówił tego głośno, ale marzył o tym, by ktoś przejął nasze dziwaczne nazwisko. Z gabinetu od razu idziemy na wielkie lody - trzeba to uczcić. Zuzanna szaleje ze szczęścia. My też.

LIPIEC

Kończę pracę. Jest mi już ciężko. Pierwsze dni na L4 są dziwne. Czuję się jak na urlopie. Sprzątam, chodzę po zakupy do sklepów, których wcześniej nie miałam czasu odwiedzić, siedzę z córką na placu zabaw, gotuję pyszne obiadki i jest mi fajnie, ale... Dni są takie same, monotonne. Zaczynam tęsknić za pracą. Zaczynają się również dolegliwości ciążowe. Najpierw ból w klatce piersiowej, później hemoroidy (olaboga, wiem, jak to brzmi, ale przezwyciężyłam wstyd i poszłam z tym do lekarza - straszne doświadczenie), złe wyniki badań, zespół cieśni nadgarstka Wyjeżdżamy na wakacje nad morze. Dużo spacerów, świeżego powietrza dobrze robi wszystkim. Bawimy się świetnie. Żal wracać.

SIERPIEŃ

Zaczyna się afrykańskie lato w Polsce, a mój brzuch staje się coraz większy. Jest mi gorąco. Nie mogę oddychać. Wstaję rano zmęczona i już marzę o tym, by zrobił się wieczór, mimo że nawet w nocy temperatura jest zabójcza. Zaczynam puchnąć. Ubrania stają się na mnie za małe. Ja staję się marudna i męcząca dla otoczenia. Codziennie rano sprawdzam pogodę i marzę o deszczu, chłodzie, który nie nadchodzi. Córka chce wyjść na spacer - resztkami sił chowam się w cieniu przy placu zabaw i marzę o zimie, której przecież szczerze nienawidzę. Znajome mówią: "Ale masz duży brzuch" i pytają, na kiedy termin, a ja mam ochotę wszystkich pobić. Tak, wiem, że mam ogromny brzuchol, wiem, że wyglądam strasznie, ale co mam zrobić?

Sytuację zaognia nasz planowany pobyt z córką w szpitalu, podczas którego ma zostać zoperowane jej oczko. Denerwuję się, jak poradzimy sobie na oddziale z brzuchem w temperaturach ekstremalnych. Nie, niestety, w szpitalu na oddziale nie ma klimatyzacji.

Mąż ratuje sytuację i zabiera nas na weekend w góry. Uspokajam się, leżąc na leżaku i patrząc na góry. Jeszcze masaż dla przyszłych matek i można wracać do codzienności.

Dajemy radę w szpitalu. Wszystko się układa. Z dobrym nastawieniem działa się lepiej, sprawniej. Po raz kolejny sprawdza się moja dewiza, że pozytywne nastawienie to połowa sukcesu.

WRZESIEŃ

Znowu upał. "Cześć, jestem Fiona". Wstaję rano z wielkimi, opuchniętymi stopami i zastanawiam się, które buty założyć a właściwie - które będą na mnie pasować. Pędzimy: ja, Zuzia, brzuch i tata do szkoły.

Jest mi już bardzo ciężko, ale staram się tego nie pokazywać. Uśmiecham się do wszystkich i na pytanie o samopoczucie odpowiadam "Świetnie", w duchu jednak odliczam dni do spotkania z synem.

Wyprawka przygotowana. Teraz, jako doświadczona mama wiem, co jest mi niezbędne. Nie kupuję termometrów do wody ani pościeli, bo wiem, że się nie przydadzą. Wózek - używany, ale za to z najwyższej półki - stoi już wyprany. A co - będzie lans na mieście, a że używka, to nikt nie wie. Jest kołyska, kocyk, smoczek, ubranka. Boję się tylko karmienia. Poległam na tym przy Zuzance, ale wierzę, że tym razem się uda. Tak bardzo chcę.

Ostatnia wizyta u lekarza. Wyhodowano GBS. Chce mi się ryczeć. Co jeszcze mnie spotka? Zaczynam się bać porodu. Ja, zwolenniczka porodów naturalnych, nie uznająca cesarskiego cięcia na życzenie, błagam lekarza, żeby nie pozwolił urodzić się mojemu dziecku drogą naturalną. Wszystkie konsekwencje zakażenia paciorkowcem już znam. Google wszystko wie. Na szczęście pan doktor jest mądry, wyrozumiały. Uspokaja i tłumaczy. Nabieram otuchy.

Patrzę na obłoki przesuwające się na niebie. Dziś jest wietrznie, chłodno. Bardzo przyjemnie. Zuzia w szkole. Ja postanowiłam zrobić sobie dziś dzień wolny. Nie piorę, nie prasuję, nie myję okien, nie sprzątam... Wszystkie te czynności już wykonałam, aby przyspieszyć poród - ale dziecka nie da się oszukać. Wyjdzie, jak będzie miało na to ochotę.

Czekam i zastanawiam się, jaki on będzie. Czy będzie szalony jak matka i siostra, czy opanowany i inteligentny jak ojciec? Czy będzie spokojnym dzieckiem, czy wymagającym jak Zuzia? Czy Starsza Siostra podoła tak odpowiedzialnemu wyzwaniu, jakim jest bycie Starszą Siostrą? Czy spodoba mu się imię, jakie dla niego wybraliśmy?

Zegar tyka. Zostało już tak niewiele dni do naszego spotkania, synku.

Tymon - imię to oznacza: czcigodny, godny szacunku, ambitny. Czy mój synek taki będzie? Zobaczymy. Ale na pewno będzie kochany z całego serca przeze mnie, męża i jego wierną fankę - Starszą Siostrę.

Rozwiązanie konkursu "Piszę o dziecku" - lista nagrodzonych:

Wózki Safety 1st Compa'City otrzymują:

Ewa Férasse (Kraków), Jacek Kłoskowski (Warszawa), Anna Macharzina (Tarnowskie Góry), Sylwia Ziółkowska (Kwidzyn)

Krzesełka Safety 1st Timba otrzymują:

Gabriela Cieślak (Błonie), Anna Dobranowska-Filipczuk (Kraków), Marta Gawrońska (Tolkmicko), Marcin Jakuszko (Terespol), Małgorzata Ostrowska (Łódź)

Bramkę do drzwi Safety 1st Deco otrzymują:

Katarzyna Chmiel-Gajda (Proszowice), Katarzyna Kaca (Jelenia Góra), Katarzyna Lichtarska (Wrocław), Katarzyna Moszko-Stachowska (Poznań), Zuzanna Piórkowska (Marki), Mirosława Trenerowska (Poznań)

Więcej o:
Copyright © Agora SA