Mam 27 lat, jestem nauczycielką w przedszkolu i od 3 miesięcy nie biorę leków na stwardnienie rozsiane. Nadszedł czas, żeby postarać się o dziecko. Próbujemy od tygodnia.
Odliczam dni do momentu, kiedy będę mogła zrobić test ciążowy i potwierdzić, że już jesteś. Chociaż wiem, że rośniesz we mnie. Jesteś moją słodką tajemnicą.
Wreszcie mogę zrobić test. I. jesteś. Potwierdza to mała niewyraźna kreseczka.
Drugi test nie zostawia wątpliwości. Dwie mocne kreski. Twój tata nie może uwierzyć. Bardzo się cieszy.
Dziś byłam u lekarza. Po raz pierwszy cię oglądaliśmy. Na razie jesteś małym pęcherzykiem. Ale już wiesz, czy będziesz chłopcem czy dziewczynką. Wszystko jest już zaplanowane, twój kolor włosów i oczu. Na razie masz 1,07 cm wzrostu. Rośnij sobie, rośnij.
Mam lekkie mdłości, zachcianki i wyczulenie na zapachy. Na zachcianki najlepsza jest kiszona kapusta, kiszone ogórki i... lody. Ostatnio przeszłam wszystkie sklepy w okolicy i jak na złość nigdzie nie było lodów wanilinowych. Na szczęście twój tata przyjechał wieczorem i przywiózł mi pudełko lodów. A kiszona kapusta praktycznie codziennie gości na naszym stole. Danie obiadowe popijałabym wodą z kiszonych ogórków, a na deser jadłabym czerwone grejpfruty.
Kolejna wizyta u lekarza. Pierwszy raz słyszałam, jak bije ci serduszko. Masz 1,38 cm. Bardzo chciałabym wiedzieć, czy jesteś chłopcem czy dziewczynką. Ja obstawiam to pierwsze, a tata drugie. Niedługo wszystko się wyjaśni...
Święta, Święta... bardzo lubię ten czas. Intensywny dla chóru gospel, w którym śpiewam. Jeszcze nie słyszysz, jak śpiewamy "Good News", ale już niedługo. Te święta są wyjątkowe, bo ty jesteś. Twój tata też jest wyjątkowy, bo znosi dzielnie moje humory.
Dziś moje urodziny. Twojego tatę dopadła grypa. Cud, że ja nie jestem chora. Chyba poprawiasz mi odporność.
Zaczęły się ferie, a ja organizuję z koleżanką warsztaty dla dzieci z wykorzystaniem metody Montessori. Mam zamiar wychowywać ciebie w myśl jej założeń. Brzuszek mi się zaokrągla i zaczynamy go fotografować. Wcześniej się bałam, bo gdyby coś było nie tak...
Znowu u lekarza. Masz 10 cm i już wiemy, że jesteś chłopcem. Dostaliśmy nagranie z USG. I przez chwilę widziałam cię w 3D - jesteś bardzo podobny do taty.
Czekam z niecierpliwością na twój wyraźny ruch. Zdaje mi się, że czasem wiercisz mi się w brzuchu. Wyczytałam, że już słyszysz. Ostatnio puszczałam ci koncert Bacha na wiolonczelę. I w końcu usłyszałeś "Good News" w wykonaniu naszego chóru.
Śniłeś mi się dziś w nocy. Miałeś brązowe oczy i włosy. A rano twój tata pogładził mnie po brzuchu i pojechał na tydzień do Wrocławia. Żona jego brata też jest w ciąży i trzeba im pomóc wić gniazdo. Twoja cioteczna siostrzyczka będzie od ciebie starsza o jakieś trzy miesiące.
W końcu się doczekałam. Wczoraj wieczorem cię poczułam. Ruszaj się, Maleńki.
Czuję cię coraz mocniej. Rozciągasz mi się w brzuchu w poprzek. Dziwne doświadczenie.
A na dworze wiosna. Nie mogę się doczekać, kiedy wszystko zacznie kwitnąć.
Czuję się coraz cięższa. Co gorsza znowu spadł śnieg. Chyba oszaleję - zima w tym roku strasznie mi się dłuży. Mierzysz już 17 cm, ważysz 430 g.
Dziś przyszła na świat twoja cioteczna siostra Lilianka. Bardzo wzruszyła mnie ta wiadomość. Już niedługo ty też będziesz z nami. A Święta Wielkanocne w tym roku w bardzo wyjątkowej scenerii, bo spadło mnóstwo śniegu. Dzieci lepiły zające zamiast bałwanów.
Pierwsze zajęcia w szkole rodzenia. Troszkę się przeraziłam - trafiliśmy na wykład o cesarskim cięciu i oglądaliśmy sale szpitalne. Mieliśmy szczęście, bo akurat nikt nie rodził i mogliśmy zajrzeć do sali ogólnej i do porodu rodzinnego. Twój tata po wizycie na oddziale stwierdził, że nie pozwoli mi rodzić samej i zdecydował się na poród rodzinny. I dobrze, bo te "boksy" naprawdę mnie przestraszyły.
Ten tydzień był pełen atrakcji. Najpierw warsztaty gospel. Na próbie generalnej i koncercie finałowym stałam obok perkusji i cały czas zastanawiałam się, co słyszysz. Nawet nie drgnąłeś.
Wreszcie sprzedaliśmy mieszkanie i możemy zacząć myśleć intensywniej o wykańczaniu naszego domu. Tymczasem czeka nas przeprowadzka do mieszkania moich rodziców, a twoich dziadków. Dużo pakowania i działań remontowych przed nami. Mam nadzieję, że zdążymy przed twoimi narodzinami.
Chyba mamy w końcu imię dla ciebie. Antoś albo Staś, po którymś z pradziadków. Twój tata ma w tym tygodniu koncert akordeonowy. Ostro ćwiczy. Pewnie słyszysz, jak gra. Ciekawe, co sobie myślisz.
Kolejna wizyta u lekarza. Ważysz już prawie 3 kg! I jednak zmieniliśmy plany co do twego imienia. Długo to trwało, ale już wiemy - Szymon. Wreszcie możemy zwracać się do ciebie po imieniu.
Dziś ostatni dzień w naszym starym mieszkaniu. Jeszcze tylko kilka pamiątkowych fotografii. Jest ci chyba coraz mniej wygodnie, bo bardzo się rozpychasz. Już prawie spakowałam się do szpitala.
Pojechaliśmy na łąki i zrobiliśmy pamiątkową sesję ciążową. Tata całował mój brzuch. Kto by pomyślał, że rośniesz we mnie. To prawdziwy cud.
Bardzo nas zaskoczyłeś na wizycie u lekarza. Okazało się, że ważysz 3,5 kg. Ładnie, ładnie. Jak zwykle nie pokazałeś buzi.
No mały, dziś twój czas - miałeś się urodzić 19 lipca, wczoraj były twoje imieniny. Myślałam, że wstrzelisz się w ten termin. No, ale widać każde dziecko robi po swojemu, a nie jak rodzice by chcieli. Więc chodzę na spacerki, odpoczywam i czekam na twój znak. Tylko mi nie urośnij do 4 kg.
Od wczoraj jesteś z nami,. W niedzielę o czwartej rano poczułam lekkie skurcze. Stwierdziłam, że nie ma sensu jechać od razu do szpitala. Gdy powiedziałam tacie, że mam skurcze, nie uwierzył mi. Cała rodzina pojechała nad wodę, a my zostaliśmy w domu. Spacerowaliśmy, rozmawialiśmy, jedliśmy pyszne ciastka. Pogoda była piękna. Taka spokojna, leniwa niedziela.
Do szpitala pojechaliśmy w poniedziałek koło 10. Po badaniu lekarz wykrzyknął: "Dziś pani urodzi!". Wywiad, wypełnianie dokumentacji, badania, podłączenie do kroplówki i wreszcie poszliśmy do sali porodu rodzinnego. Twój tata bardzo mi pomagał. Siedziałam na piłce i pisałam SMS-y do znajomych, że już się zaczęło. W pewnym momencie moja mama napisała mi, że Kate też jest w szpitalu. Ścigałyśmy się z księżną, he, he. Trochę się namęczyłam, aż w końcu o godzinie 16.10 urodziłeś się. Położyli mi ciebie na piersi. Byłeś taki maleńki i tak słodko pachniałeś. Ważyłeś 3050 g (pan doktor na szczęście ciut się pomylił co do wagi) i mierzyłeś 53 cm.
Witaj, Szymonie.
Teraz dopiero zaczyna się przygoda.