Radość rodzenia

Nie wiedzieliśmy o porodach domowych. Dopiero od douli dowiedzieliśmy się, że szpital nie jest jedyną opcją - opowiadają Sylwia i Tomek.

Sylwia Obudziłam się o trzeciej nad ranem. To było dokładnie w terminie wyliczonym przez ginekologa. Poczułam skurcze z krzyża. Pomyślałam, że może plecy mnie bolą. Ale po chwili już nie miałam wątpliwości. Około czwartej obudziłam Tomka: "Jak się te skurcze liczyło, pamiętasz?". Tomek wziął skrypt ze szkoły rodzenia i sprawdził, że od początku jednego do początku drugiego skurczu. Włączył stoper w telefonie, zaczął liczyć i wyszło mu, że co 5 minut.

Tomek Zachowałem się jak typowy inżynier: miałem kartkę, zeszyt i notowałem, obliczałem. Ale Sylwia kazała mi przestać. Rozpraszało ją to. Zamiast tego poprosiła, żebym jej pomasował plecy. Mocno naciskałem jej dłonią krzyż. Potem przerzuciłem się na frotową rękawicę. Po chwili i to okazało się za mało skuteczne. Sięgnąłem po piłkę tenisową.

Azyl pod prysznicem

Sylwia Około wpół do piątej zadzwoniliśmy do położnej. Edyta zapytała, jak się czuję. Powiedziałam, że spoko, że na razie daję radę sama. Zaproponowała, żebym poszła pod prysznic. Posłuchałam jej. Ustawiłam strumień na krzyż. To był dobry pomysł, bo dzięki temu rozmywał mi się początek i koniec skurczu.

Tomek Po jakimś czasie Sylwia wróciła do sypialni. Spróbowaliśmy okładów z suchego termofora - czyli woreczka wypełnionego pestkami wiśni, który rozgrzałem w mikrofali. Na jakiś czas pomogło. Ale po kilku skurczach Sylwia znów wolała przenieść się pod prysznic.

Sylwia Tym razem wyprosiłam Tomka z łazienki. Chciałam być sama. Najlepiej mi było w półmroku. Im miałam mocniejsze skurcze, tym cieplejszą wodę i tym silniejszy strumień ustawiałam. Buczałam sobie przy tym. Kręciłam ósemki biodrami. Tomek zdjął drzwi prysznicowe i postawił krzesło obok brodzika. Opierałam się o nie dłońmi w czasie skurczu. Poprosiłam też o szal, który przewiesiłam przez rant kabiny prysznicowej. Mogłam się go przytrzymać, kiedy wstawałam z siadu po chwili odpoczynku.

Chińska zupa mocy

Tomek W tym czasie ja gotowałem chińską zupę mocy. To rodzaj rosołu z dodatkiem specjalnych przypraw, który gotuje się kilkanaście godzin. I robiłem klimacik porodowy w pokoju: ustawiłem świeczki, kadzidełka, nastawiłem muzykę. Tak jak ustaliliśmy wcześniej. Ale Sylwia stwierdziła, że nie wyjdzie spod prysznica.

Sylwia Wydawało mi się, że poród postępuje powoli. Skurcze były ciągle co 5 minut. Trwały około minuty. Zadzwoniliśmy do położnej i powiedzieliśmy, że sytuacja bez zmian. Sądziłam, że przed nami jeszcze dużo czasu. Dwa wcześniejsze porody trwały po 6 godzin.

Tomek Krzątałem się po kuchni i co chwila zaglądałem do Sylwii. Ze szkoły rodzenia zapamiętałem, że mam być krok za nią. Mam jej nie zamęczać propozycjami ani pomysłami. Tylko uważnie słuchać i reagować na jej polecenia. Rozmów między nami nie było. Sylwia wypluwała z siebie krótkie komunikaty. W pewnej chwili kazała mi być ciszej. Walenie pokrywkami i garnkami zaczęło jej przeszkadzać.

Wsparcie w drodze

Sylwia Około wpół do siódmej poprosiłam, żeby Tomek zadzwonił po położną. Miałam nadzieję, że pomoże mi z bólem. Stawał się nie do zniesienia, a woda już na niego nie działała. Skurcze miałam ciągle co 5 minut, a rozwarcie, jak mi się wydawało, wciąż nie postępowało. Tomek zadzwonił jeszcze do mojej przyjaciółki i do starszej córki. Młodsze dziecko siedziało w swoim pokoju ze słuchawkami na uszach. Wcześniej uzgodniliśmy, że chcemy, żeby dzieci były w domu podczas porodu.

Tomek Wykonałem telefony, a potem siedziałem podekscytowany i czekałem na rozwój wypadków. Trzy lata starań, 9 miesięcy czekania i - hurra - za chwilę będę tatą!

Sylwia Poczułam luz, że wsparcie jest w drodze. O nic nie muszę się martwić. Chwilę potem skurcze zaczęły się pojawiać co 2 i pół minuty. Trwały za to krócej - po jakieś 30 sekund. I nagle nadszedł całkiem inny skurcz. Wyprostowało mnie i... odeszły mi wody. Poczułam, że dzieje się coś nowego. Zawołałam Tomka i poprosiłam, żeby został ze mną.

Córka na rękach!

Tomek "Pomóż mi!" - rzuciła Sylwia. Myślałem, że nie ma już siły stać pod tym prysznicem, że mam ją podtrzymać. A ona dodała: "Na dole!". "Na jakim dole?", nie zrozumiałem. Usłyszałem wtedy chlupnięcie - to odeszła reszta wód. "Główka schodzi!", wykrztusiła z siebie Sylwia, a ja padłem na kolana.

Sylwia Kiedy rodzi się w domu, tak spokojnie i intymnie, to jest całkiem inaczej niż w szpitalu. Czułam, jak Maja zsuwała się w dół. Kawałek po kawałku. Stałam z jedną nogą opartą na obudowie brodzika. Rękoma chwyciłam się za górę prysznica. Przy każdym skurczu partym wydawałam z siebie dziwne dźwięki. Szły prosto z trzewi, z brzucha. Bardzo mi pomagały.

Tomek Zobaczyłem główkę! Dotknąłem jej delikatnie. "Nie trzymaj jej, asekuruj!" - warknęła Sylwia. Główka zrobiła obrót. I przy następnym skurczu wystrzeliła. Przestraszyłem się na widok szarej siateczki na czaszce. Myślałem, że to mózg! Szybko uprzytomniłem sobie, że to tylko śluz. Wszystko działo się błyskawicznie. Czas się zakrzywił, skurczył, spłaszczył... Nie myślałem. Działałem instynktownie. Drugi skurcz i... już miałem córkę na rękach!

Sylwia Tomek podał mi Maję. Jej ciałko było delikatne, śliskie i aksamitne jednocześnie. Przytuliłam ją do piersi. Pępowiny starczyło akurat na tyle, żebym mogła ją swobodnie trzymać. Zawołaliśmy Pat z pokoju.

Tomek Wciąż oszołomieni zrobiliśmy kilka fotek i ostrożnie przeprowadziliśmy Sylwię do sypialni. Gdy położyliśmy ją i Maję na łóżku, zadzwoniła położna. Była na dole. "Już nie trzeba, mała się urodziła" - palnąłem w pierwszej chwili. Edyta stanęła w drzwiach równo 7 minut po porodzie.

Sylwia Położna zbadała Maję i mnie. Pomogła mi przystawić małą do piersi. Gdy Maja ssała, Edyta mnie umyła i pomogła mi urodzić łożysko. Obejrzała je i założyła mi jeden szew na krocze. Zrobiłam też na pamiątkę odcisk łożyska na kartce.

Tomek A ja leżałem na łóżku przytulony do Sylwii i Mai i chlipałem. Byłem bardzo szczęśliwy.

Sylwia Pępowina przestała tętnić. Tomek miał ją przeciąć. Zaczęliśmy rozmawiać o konflikcie serologicznym: że trzeba Mai pobrać krew. Nagle położna "ciach!" przecięła pępowinę. "Przecież ja to miałem zrobić!" zorientował się Tomek. Położna się zawstydziła. "Spoko, ja zrobiłem twoją robotę, a ty moją!", uspokoił ją.

Tomek Patrzyłem na dziecko, które żyje, rusza się, śpi, je. I nie mogłem się nadziwić, że to prawda. Kiedy po raz pierwszy ubierałem Maję, ręce mi się trzęsły z wrażenia. Adrenalina mi puściła. Próbowałem usnąć, ale nie mogłem. Bolał mnie każdy mięsień, każda kość.

Dobra decyzja

Sylwia Pierwszy raz rodziłam 21 lat temu. Na porodówce nie bardzo mogłam się ruszać. Kazali mi się wdrapać na wysokie łóżko, z którego nie dało się zejść. Zaliczyłam cewnik, lewatywę, golenie krocza na drewnianej ławce. Rodziłam w sali z kilkoma innymi kobietami. Poród skończył się tak, że byłam przywiązana do łóżka. Potem przez 5 dni byłam zamknięta na oddziale. Mąż nie mógł nawet wejść do szpitala. Dominika od razu dostała butelkę. W pamiętniku z tamtych czasów napisałam, że życzę córce całkiem innego porodu.

Pięć lat później rodziłam drugie dziecko. Było trochę lepiej. W pierwszej fazie mogłam robić, co chciałam (ale przeć już musiałam na łóżku). Mąż mi towarzyszył. Byłam bardziej świadoma. I poszło mi dużo lepiej. Udało mi się nawet karmić piersią. Już wiedziałam, że dam radę.

Kiedy okazało się, że jestem w trzeciej ciąży, zaczęłam kombinować, co zrobić, żeby nie czuć tej okropnej szpitalnej samotności po porodzie. Od douli dowiedzieliśmy się, że szpital nie jest jedyną opcją. Podsunęła mi książkę Iny May Gaskin "Duchowe położnictwo" i już wiedziałam, czego chcę.

Tomek Na początku się przestraszyłem. Ale powoli oswajałem się z tematem. Czytaliśmy książki, opowieści o położnych (nawet nie sądziłem, że mi się ta wiedza tak przyda!), dużo dowiedzieliśmy się w szkole rodzenia. Obejrzeliśmy w internecie mnóstwo filmów z porodów domowych. Uderzyło mnie to, że te kobiety były wyjątkowo spokojne. Byliśmy uzbrojeni w wiedzę i przekonani do porodu w domu.

Sylwia Mimo nieoczekiwanego rozwoju wypadków uważam, że to była dobra decyzja. Byłam po prostu szczęśliwa. Fizycznie - mimo czterdziestki - czułam się znacznie lepiej niż po poprzednich porodach. Mogłam kucać, chodzić na czworakach po łóżku. Coś wspaniałego! I do tego czułam się swobodnie. Mogłam się umyć, kiedy chciałam. Karmić w dowolnej pozycji. Odzyskiwać siły pod opieką męża.

Tomek Znajomi i rodzina byli w szoku na wieść, że przyjąłem poród. Komentowali: "O, ja to bym zemdlała!", "Ale byłeś dzielny!". E tam, w takiej chwili człowiek działa instynktownie. Nie ma czasu na myślenie.

Kalendarium - dziewiąty miesiąc ciąży

To już! Za dzień, dwa, trzy na świecie pojawi się dziecko. W czasie 40 tygodni z dwóch komórek powstał człowiek, który lada moment będzie mógł rozpocząć życie jako samodzielna istota. Na pewno jesteś ciekawa nie tylko, jak będzie wyglądał, ale także, jaki będzie miał temperament, upodabnia, charakter... jedno jest pewno - już wkrótce na świat przyjdzie ktoś, kogo będziecie kochać najbardziej pod słońcem.

Do porodu... trzeba dwojga

Dziecko jest już w pełni ukształtowane, gotowe do życia po drugiej stronie brzucha. Nie tylko ty, ale także i ono szykuje się do porodu. Mniej więcej na trzy tygodnie przed godziną zero mózg malucha daje impuls rozpoczynający produkcję hormonów, które przedostaną się wraz z krwią dziecka do łożyska. Dzięki nim macica staje się coraz bardziej podatna na skurcze, a jej szyjka rozluźnia się i przygotowuje do rozwierania. Można zatem powiedzieć, że dziecko rodzi się wtedy, gdy samo uzna, że jest już gotowe do samodzielnego życia. Zbliżający się poród zapowiadają skurcze macicy coraz silniej odczuwane nie tylko przez mamę, ale również przez dziecko. Ich siłę amortyzują na razie płyny owodniowe, więc jest to tylko przedsmak tego, co czeka malucha w czasie porodu. A będzie to ciężki wysiłek zarówno dla ciebie, jak i dla niego.

Ciało w kąpieli

Ciężkie nogi, wielki brzuch, skora rozciągnięta do granic wytrzymałości, a do tego bolesne skurcze przepowiadające.

Na taki stan ciała i często podobny stan ducha, wynikający z nasilającego się zmęczenia i zniecierpliwienia, pomaga kąpiel. Ciepła, ale nie gorąca, woda sprzyja rozluźnieniu mięśni. Na stan ducha dobre są również spacery, słuchanie muzyki, spotkania z przyjaciółmi. Warto dbać o pogodny nastrój i pozytywne nastawienie do zbliżającego się porodu. Udowodniono bowiem, że ciąża często przedłuża się u kobiet, które panicznie boją się porodu, gdyż podświadomie blokują procesy niezbędne do rozpoczęcia akcji porodowej.

A co, gdy nie już?

Termin porodu wyznaczony na początku ciąży jest datą przybliżoną.

Zatem jeśli oczekiwany dzień minie, a akcja porodowa się nie zacznie (co często się zdarza, szczególnie przy pierwszym dziecku), pojawia się zniecierpliwienie i rozczarowanie. Warto wówczas skontaktować się z lekarzem. Najczęściej zaleca spokojne oczekiwanie i regularne badania w przychodni przyszpitalnej (KTG, ocena ułożenia dziecka i stopnia rozwarcia szyjki macicy).

Pomocny test

Większość kobiet w zaawansowanej ciąży boi się nagłego odejścia wód płodowych.

Zdarza się to jednak niezwykle rzadko, najczęściej w filmach. Aby mieć pewność, czy większa ilość wydzieliny z pochwy to nie są przypadkiem wody płodowe, warto posłużyć się testem do oznaczania wód płodowych. Można go kupić w aptekach. Ta - wyglądająca jak podpaska - wkładka zmienia barwę pod wpływem płynu o wartości pH powyżej 6,5, a właśnie takie ma płyn owodniowy. Gdyby test wykazał sączenie się wód płodowych, trzeba jak najszybciej skontaktować się z lekarzem.

Niezbędnik na porodówce

W torbie do szpitala powinno się znaleźć miejsce dla kilku rzeczy ważnych z punktu widzenia kobiety..

Jedne z nich są niezbędne, inne po prostu skutecznie uprzyjemniają życie w szpitalu. Podstawą są chłonne podpaski, a najlepiej podkłady higieniczne, zapas jednorazowych lub bawełnianych majtek, 2-3 rozpinane koszule. Przydadzą wam się również łagodne chusteczki do higieny intymnej, chusteczki nawilżane do przemywania twarzy, woda termalna w sprayu, która świetnie rozbudza, gdy nieprzyzwyczajone jeszcze do nocnych karmień będziecie musiały wstawać do dziecka.

Warto mieć też maść do pielęgnacji brodawek, które mogą zostać podrażnione przy niewprawnym jeszcze karmieniu. Na osłodę warto wziąć coś dobrego do jedzenie - świetnie sprawdzą się na przykład słoiczki z musami owocowymi, które można jeść na deser zamiast czekoladki, i MP3 z muzyką lub powieściami w formie audiobooków.

Opracowała Małgorzata Welman

Więcej o:
Copyright © Agora SA