Pracodawca też może być w ciąży. Czy weźmie L4?

"Szlag mnie trafia, gdy słyszę od lekarza pytanie o zwolnienie!" - mówi dyrektor zarządzająca w firmie reklamowej. "Sama wyganiam pracownice na L4!" - twierdzi kierowniczka w innej branży. Pracodawczynie też bywają w ciąży i mają dzieci. Co sądzą o zwolnieniach lekarskich dla ciężarnych - czy widzą w tym problem?

"Ty pewnie pracujesz dla ZUS-u!" - przeczytała Zofia, kiedy na forum internetowym skupiającym ciężarne kobiety napisała, że branie zwolnienia w ciąży bez wskazań medycznych jest zwyczajnym oszustwem i jest naganne moralnie. Polemika była tak gorąca, że część internautek postulowała nawet usunięcie z forum dziewczyny o niepopularnych poglądach. To działo się w 2007 roku. Od tego czasu Zofia była jeszcze dwa razy w ciąży i na każdym kolejnym forum dla ciężarnych wywiązywała się ta sama dyskusja.

Temat powrócił niedawno za sprawą Aleksandry Sobczak, redaktorki "Wysokich Obcasów", która na łamach pisma wytknęła ciężarnym, biorącym zwolnienia lekarskie na początku ciąży, brak lojalności wobec pracodawcy i koleżanek. Tym razem dyskusja przeniosła się do mediów, przybrała na sile, strony przebijają się na argumenty na forum publicznym, ale sedno sprawy pozostaje niezmienne: dopóki lekarze będą skłonni dawać zwolnienia bez poważnych wskazań, dopóty kobiety będą chciały je brać, a zjawisko "lewych" zwolnień nie zniknie. Co o takich praktykach myślą pracodawczynie, czy uważają je za naganne?

Kto wykona jej pracę?

W dyskusji o braniu niezasłużonych zwolnień nie brakuje głosów, że takie praktyki psują rynek pracy i zmniejszają szanse innych kobiet na zatrudnienie. Agnieszka jest dyrektorem zarządzającym w jednej z warszawskich firm reklamowych. Przyznaje, że jej pierwsza reakcja na wiadomość o ciąży pracownicy to "No to ładnie! Kto wykona jej pracę?". - Potem zaczynam się zastanawiać, komu w razie czego przekazać projekty - mówi. - Pracuje u nas dużo kobiet więc w pracy śmiejemy się, że jest harmonogram ciąży i nie można swojej kolejki przesunąć ot tak. Planujemy z wyprzedzeniem. (śmiech)

Uważa, że większym problemem niż łatwość z jaką ciężarne biorą zwolnienia, jest fakt, że lekarze tak chętnie je wypisują: - Jestem w ciąży i jako pracodawcę trafia mnie ciężki szlag, gdy lekarz jeszcze zanim mnie zbada i zapyta o samopoczucie, pyta "Czy potrzebne będzie zwolnienie?". Zwolnienie powinno być dawane w sytuacji, w której jest potrzebne, a nie "bo każdej ciężarnej się należy". Szczególnie w małych firmach nagłe zniknięcie pracownika na co najmniej 8 miesięcy ciąży, urlop macierzyński i potem jeszcze, nie daj Boże, wychowawczy, jest bardzo obciążające dla firmy. A jeszcze gorzej jest, gdy ciężarna jest zatrudniona na tzw. umowę śmieciową (czyli umowę o pracę na najniższą możliwą kwotę plus umowę o dzieło na "resztę") i pracodawca, chcąc zachować się fair, musi z własnej kieszeni wykładać miesiąc w miesiąc pensję dla pracownika, którego fizycznie w biurze nie ma. Oczywiście kobieta z taką umową też ryzykuje - pracodawca nie musi przecież płacić nic ponad obowiązkowe świadczenia i zajście w ciążę może oznaczać wówczas brak zasadniczej części dochodu.

Wyganiam pracownice na L4

Iwona jest kierownikiem regionu w dużej międzynarodowej firmie, zarządza 200 osobami. Jak sama mówi, 99% z nich to kobiety. Jak ona reaguje na wzmiankę o ciąży pracownicy? - Kiedy przychodzi do mnie dziewczyna z nowiną o ciąży zawsze się cieszę i staram się tak dostosować pracę, żeby nie stwarzała dla niej jakiegokolwiek ryzyka - zapewnia. - Ale nie ukrywam, że kamień spada mi z serca, jak już dostanę od niej L4 i wiem, że nie wróci do rozwiązania. Pracuję w takiej branży, że zawsze jest jakieś ryzyko. Szczerze drżę o nią i jej dziecko, bo nigdy nie chciałabym mieć na sumieniu maleństwa, gdyby coś się stało. Nieraz wręcz sugeruję dziewczynom, żeby poszły na zwolnienie.

Nasza branża jest niebezpieczna dla kobiet w ciąży - wyjaśnia Iwona, - ponieważ jest to firma handlowa, a praca "moich" dziewczyn polega na obsłudze kasy, przyjmowaniu dostaw i ich rozkładaniu. Kobiety w ciąży praktycznie sadzam tylko na kasie, ale to też nie jest komfortowe, bo siedzenie 6 godzin na kasie nie dość, że powoduje ból kręgosłupa, to jeszcze klienci bywają różni - niejednokrotnie po prostu wredni. Ciężarne, którym buzują hormony różnie reagują na takie sytuacje. Wszystko jest pięknie, gdy nie ma problemów, ale jakby coś się stało, to wtedy zaczęłoby się szukanie winnego i obarczanie winą pracodawcy, skargi, kontrole, itd. Dlatego też tak do tego podchodzimy. Są u nas też dziewczyny, które nie chcą iść na zwolnienie, pracują do 8 miesiąca i wszystko jest dobrze, ale są to osoby, którym zależy na pracy i nie dadzą się przekonać do wolnego. Więc to wszystko zależy od człowieka, każdy jest inny!

Im wyższe stanowisko, tym mniej zwolnień

Iwona, jako pracodawca, zauważa to, o czym często mówią ciężarne kobiety: im większe zadowolenie z pracy, tym mniejsza szansa, że przyszła mama zdecyduje się pójść na chorobowe. - Mam w firmie 58 dziewczyn na stanowiskach menadżerskich i te dziewczyny zazwyczaj pracują jak najdłużej mogą. Powiem jednak szczerze, że to też zależy od tego, jak nam się układa współpraca i te z nich, które są naprawdę dobre w tym, co robią, pracują do ostatnich chwil ciąży - aż ja je wyganiam. Natomiast te, z którymi współpraca jest trochę gorsza, zaraz uciekają na chorobowe - praktycznie już w 9 tygodniu. Procentowo wygląda to tak: stanowiska menadżerskie - 70 % pracuje do 7-8 miesiąca, a pozostałe 30% w trzecim miesiącu idzie na chorobowe, stanowiska kasjerskie - 80 % idzie na chorobowe w trzecim miesiącu, a 20 pracuje do około 6 miesiąca, gdy brzuch pozwala im jeszcze na obsługę na kasie.

Agnieszka spodziewa się właśnie drugiego dziecka. Czy ona skorzystała z możliwości wzięcia zwolnienia lekarskiego, które jej lekarz chce wręczyć jej podczas każdej wizyty kontrolnej? - W pierwszej ciąży przeleżałam plackiem dwa miesiące z powodu wymiotów, ale później pracowałam do dnia porodu. W obecnej ciąży zasypiałam przy biurku w pierwszych tygodniach, ale pracowałam w pierwszym trymestrze, mimo mdłości. Szłam do łazienki i wracałam przed komputer, bo tak samo czułam się pracując czy nie pracując, a przynajmniej głowę miałam czymś zajętą.

Nie wszystkie kobiety chcą zwolnień!

Myśląc o ciężarnych, Agnieszka mówi, że krzywdząca jest opinia, że wszystkie chętnie przystają na możliwość rezygnacji z pracy, choć przyznaje, że stanowią większość: - Są kobiety, które wcale nie chcą nudzić się w domu i na pytanie "czy potrzebne zwolnienie?" odpowiedzą "nie". Ale nie łudźmy się - większość osób woli nie pracować i skorzysta z takiej możliwości. A część zrobi jeszcze inaczej - przyjmie zwolnienie, a i tak będzie pracować. Dotyczy to przede wszystkim kobiet prowadzących działalność gospodarczą. Odpada wówczas składka comiesięczna na ZUS, a za to dochodzi zapomoga. Jeśli ktoś potrafi liczyć, nie będzie mieć wątpliwości, że zwolnienie w takiej sytuacji jest świetną sprawą.

- Myślę, że lekarze powinni poważniej podchodzić do sprawy wypisywania zwolnień w ciąży i proponować je tym kobietom, którym rzeczywiście są one potrzebne - uważa Agnieszka. - Dawanie niepotrzebnych zwolnień z pracy doprowadziło do sytuacji, w której każda kobieta ciężarna jest podejrzana jako "naciągaczka". Jest to bardzo krzywdzące dla tych kobiet, które chcąc nie chcąc muszą być na zwolnieniu - czy to z powodów medycznych, jak zagrożona ciąża i konieczność leżenia, czy z powodu złego samopoczucia, jak na przykład mdłości, bólów kręgosłupa, tak ogromnego zmęczenia, że zasypia się w każdej sytuacji, itd.

Ta nagonka może być szkodliwa

Do czego zmierza dyskusja o zwolnieniach chorobowych w ciąży? Agnieszka twierdzi, że tego typu dyskurs publiczny może być potencjalnie groźny: - Bywa i tak, że lekarz, mimo błagań, zwolnienia nie chce przyznać. Ginekolog mojej znajomej należała do tych "podejrzliwych" i nawet w 9. miesiącu nie chciała wypisać zwolnienia - opowiada. - Obawiam się, że nagonka na "lewe zwolnienia" ciężarnych może doprowadzić do niezdrowej sytuacji, w której otrzymanie go w ciąży będzie graniczyło z cudem. A trzeba pamiętać, że ciążę różnie się znosi i czasami praca "z brzuchem" jest naprawdę trudna - niektórym ciężko się skupić, innym puchną nogi, jeszcze inni mają np. specjalną dietę, której rozkładu w pracy nijak nie można dotrzymać. "Ciąganie" po lekarzach i robienie badań też zabiera czas i często niemożliwe jest połączenie tego z pracą na cały etat. Wtedy jest naprawdę konieczne zwolnienie, albo przyjazny pracodawca, który pozwoli pracować z domu lub w niepełnym wymiarze godzin.

Pracodawca też człowiek

Powodów brania zwolnień lekarskich jest pewnie tyle, ile kobiet, które je dostały. Część czuje się kiepsko, cześć jest w zagrożonej ciąży, a część rzeczywiście nie lubi swojej pracy czy szefa i chętnie przystaje na ten "odpoczynek" na koszt państwa (nierzadko błędnie rozumując, że koszt świadczeń na chorobowym pokrywają w całości składki, które wcześniej wpłacały do ZUS-u!). Niektórzy pracodawcy, jak widać z wypowiedzi Iwony i Agnieszki, potrafią być wyrozumiali i chcą iść na rękę swoim ciężarnym pracownicom. Agnieszka wyjaśnia: - Mimo, że w poprzedniej ciąży pracowałam do ostatniego dnia i z porodówki wysyłałam maile, to uważam, że to przesada i nikomu tego nie polecam, bo końcówka ciąży powinna być spokojna. Powinien to być czas na wypoczynek i magazynowanie energii, która potem będzie bardzo potrzebna w pierwszych tygodniach życia dziecka. Dlatego zwolnienie w ostatnim miesiącu ciąży powinno należeć się każdej kobiecie, niezależnie od jej "stanu" medycznego.

Efektem rozpętanej burzy medialnej może być zwiększona liczba kontroli przeprowadzanych przez ZUS, na czym ucierpią kobiety przebywające na zasłużonych zwolnieniach. Czy pracodawcy będą bardziej zadowoleni? Wątpliwe. Czy Polki będą miały silniejszy etos prasy? Zapewne nie. Zawsze znajdą się takie, które powiedzą, że ciąża to stan odmienny i dlatego powinny żyć inaczej. Czy lekarze będą ostrożniejsi? Możliwe. I wtedy teza Aleksandry Sobczak, że wszystkie kobiety tracą na "lewych L4" będzie prawdziwa, bo być może ciężarna, która naprawdę będzie miała problem zdrowotny, będzie miała również większy problem z uzyskaniem zwolnienia. I - jako potencjalna oszustka - z automatu straci w oczach pracodawcy. Złoty środek? Może wzór z krajów zachodnich, gdzie nikomu nie przychodzi do głowy wysyłać na chorobowe zdrowego człowieka?

Więcej o:
Copyright © Agora SA