Wydaje mi się, że tak. Oczywiście ten poziom kreatywności to kwestia indywidualna, ale dzieci wydają się rzeczywiście mieć łatwość w wymyślaniu i tworzeniu, i kombinowaniu, a my, dorośli, często tę kreatywność tłumimy, np. mówiąc, że "szczotka nie służy do stukania, tylko do czesania". I w taki prosty sposób, już od pierwszych momentów, ograniczamy dzieciom kreatywność. Druga sprawa to fakt, że zdarza się nam iść na łatwiznę, posługujemy się w zabawie schematami: dom ma mieć cztery ściany, a jak kolorujemy słonia, to ma być szary, a nie różowy.
Tak, ale też z niewiedzy i lęku przed zabawą, przed tym, że jak zaczniemy za bardzo rozwijać wyobraźnię dziecka, to przestanie ono funkcjonować w rzeczywistym świecie.
No właśnie, a przecież dziecko wychodzi na dwór, widzi niebo i wie, że ono nie jest różowe. Ale nam to nie wystarcza, my czujemy się tym zagrożeni.
Na pewno, bo trudno jest wymagać kreatywności od osoby, która się nią w życiu nie posługuje albo nie została jej nauczona w dzieciństwie. Tylko, że my też możemy się tego nauczyć, to nie jest tak, że jeśli ktoś nie urodził się kreatywny, to nie może taki być. To nieprawda. Nawet jako dorośli, możemy zacząć fantazjować. Myślę jednak, że często nie mamy na to odwagi.
Myślimy, że to wstydliwe i upokarzające. Chcemy być poważni. Wystarczy poobserwować rodziców na placach zabaw: starają się być dorośli za wszelka cenę. Nie bawią się, nie brudzą, nie kucają. Trudno nam zachowywać się jak dziecko i zachować jednocześnie dorosły umysł. Być może boimy się utraty naszej dorosłej tożsamości.
To ważne chociażby dlatego, że bogata wyobraźnia daje dziecku w pewnym sensie więcej możliwości wyboru - zarówno w dorosłym życiu, w sensie zawodowym, jak i w sposobie interpretacji świata. Jest większa szansa, ze dziecko nie będzie operować schematami, a będzie więcej poszukiwać, będzie ciekawe świata, będzie chciało próbować różnych rzeczy. To pozwoli mu również lepiej radzić sobie z rzeczywistością, będzie mogło lepiej korzystać z tego, co ma, zamiast ubolewać i rozpaczać, że mu czegoś brakuje.
Warto to robić już od najwcześniejszych lat. Pozwalajmy dziecku, żeby z tej przykładowej "szczotki" robiło tysiąc różnych rzeczy - wręcz zachęcajmy je do tego. W dobie zabawek, komputerów i telewizji jest trudniej o kreatywność, bo mamy pod ręką ułatwiacze. Warto kupować zabawki z myślą, że można je stosować do różnych rzeczy i warto dawać już najmłodszym dzieciom do zabawy przedmioty codziennego użytku.
Na pewno wszystkie tematyczne zabawki do odgrywania scenek z życia: kubeczki, czajniczki, lalki, samochody, zestawy małego lekarza, itd. Wszystkie miniaturowe rzeczy. Poza tym wiadomo: klocki w każdej postaci.
Ważne jest i jedno, i drugie. Najlepiej, gdyby było trochę odwzorowywania, bo umiejętność kopiowania też jest nam w życiu potrzebna, ale żeby dziecko mogło też sobie pofantazjować. I to samo w kolorowaniu, lepieniu, itp. - słoń może mieć dwie trąby, pozwólmy mu.
To zależy. Jeżeli widzimy, że nasze dziecko ma trudność w odwzorowywaniu, to warto tę umiejętność wspierać, bo to jest potrzebne, żeby np. przepisywać z tablicy, rozwiązywać zadania z matematyki, itd. Natomiast nie należy w tym przesadzać! Jeśli wiemy, że potrafi to robić, to pozwólmy mu czasem pofantazjować. Ważne jest też czytanie, opowiadanie historii i bajek. Jeśli dziecko nam opowiada jakąś historię, nie ograniczajmy go mówiąc: "To niemożliwe", tylko pójdźmy za ta opowieścią, dopytujmy o szczegóły. Nie bójmy się, że dziecko zatraci kontakt z rzeczywistością.
Bardzo fajne, o czym rodzice bardzo często zapominają, jest dawanie dzieciom różnych ubrań, przebrań, koralików, spinek, kapeluszy. Zachęcam do tworzenia "skrzyń skarbów", w których będziemy trzymać różne starocie, żeby dzieci otwierając je mogły uruchamiać swoje pokłady twórczości. Fajnie tam od czasu do czasu coś dorzucić - jakąś chustkę, jakieś piórko, coś nowego. To się sprawdza na każdym etapie - od najmłodszego dziecka, do nawet 10-11-latka.
To świetne pole do twórczości! W kuchni można pokazać dzieciom, że warzywa można kroić w różne kształty, a kotlety mielone nie zawsze muszą być okrągłe. Można eksperymentować ze smakami. To odnosi się do innych zmysłów, ale to przecież też jest twórczość.
Wychodzę z założenia, że dziecko musi się nudzić, że jeżeli nie ma frustracji, to nie ma też okazji do ćwiczenia swojej głowy. Jestem zwolennikiem jak najmniejszej liczby dodatkowych zajęć, żeby dzieci miały jak najwięcej okazji w domu, żeby sobie coś powymyślać. Ale nie popadajmy też w skrajność - jasne, że fajnie, jeśli dziecko ma jakieś zajęcia sportowe, rytmiczne, itd. Ale ważne, żeby nie przesadzać. Kreatywność rozwija się najlepiej, jeżeli pozwolimy dziecku trochę się ponudzić.