Edyta Plich: pedagog, prezeska Fundacji Wspierania Młodzieży w Nauce Edico: Te nierówności są w polskim szkolnictwie od dawna. W odróżnieniu od krajów skandynawskich, gdzie edukacja jest niepłatna i głównie publiczna, a dzieci uczęszczają do szkół w pobliżu domów, u nas szkoły dzielimy na państwowe i płatne.
Szkoły odpłatne zapewniają więcej lekcji języków obcych, gamę zajęć sportowych: szermierkę, basen, tenis. Klasy są małe, łatwiej o indywidualne podejście do dzieci, jest większe nastawienie na pracę w grupie, projektową. I - szczególnie w społecznych czy prywatnych szkołach średnich - jest mocny nacisk na pracę z doradcą zawodowym.
Opiekun pedagog przygląda się dzieciom, wyłapuje, w czym są dobre, pomaga rozwijać im różne umiejętności, talenty.
Przywykliśmy do tego, że szkoła od pokoleń przetrenowuje nas w powtarzaniu tego, czego nie umiemy, wytyka błędy, punktuje za to, co zrobiliśmy źle. A przecież chodzi o to, aby stawiać na mocne strony dzieci. Nie koncentrować się na ich ocenach, tylko na tym, w czym są dobre i w jakiej dziedzinie mogą być jeszcze lepsze.
Popatrzmy też na rankingi. Wśród 100 najlepszych szkół średnich w Polsce 27 jest z województwa mazowieckiego.
Gros uczniów i uczennic, aby osiągnąć świetne wyniki na egzaminach ósmoklasistów i z matur, bardzo dużo uczy się poza szkołą, właśnie na korepetycjach.
Nie jest tajemnicą poliszynela, że wysokie pozycje szkół w rankingach to w dużej mierze zasługa rodziców. Rodziców, którzy są zaangażowani i inwestują w edukację. Szukają dla dzieci najlepszych korepetytorów pomagających im zdobyć wysokie oceny na egzaminach ósmoklasisty lub maturalnych. Albo sami pomagają dzieciom, jeśli mają takie kompetencje.
Zaangażowanie rodziców w edukację swoich dzieci kilkakrotnie podnosi ich wyniki z egzaminów. Jeśli do tego dzieci uczą się w szkołach, w których pracują uważni nauczycieli i nauczycielki, to można przewidzieć, że takie dzieci zostawią innych w tyle.
Oczywiście. Nie zrażą się nawet tym, że szkoła - czy podstawówka, czy średnia - w której uczą świetni nauczyciele np. przedmiotów, z których ich dziecko jest dobre, jest na drugim końcu miasta. Nie przerażają ich dojazdy. Zorganizują się, tak ułożą plan dnia, żeby znaleźć czas na dowożenie dzieci do najlepszej szkoły.
To też nie jest regułą, że dzieci mające świetne warunki finansowe i zaangażowanych w edukację rodziców, zawsze są zmotywowane do nauki. Jest wiele szkół prywatnych, które nie mają dobrych wyników, bo ich uczniowie i uczennice wychodzą z założenia, że nie muszą się starać, bo ich rodzice zawsze coś wymyślą, coś im załatwią.
Znam też dzieci, których rodzice nie dopłacają do ich edukacji, ale same z siebie angażują się w naukę. Chodzą po lekcjach na kółka przedmiotowe, biorą udział w olimpiadach, mają swoje cele, osiągają je.
W dużej mierze tak jest. Rodzice, którzy troszczą się o swoje dzieci, wykazują nimi zainteresowanie, starają się zachęcić dzieci do czytania dobrej literatury, mają pomysły na to, jak ciekawie spędzić z dziećmi czas, wyposażają je w ogromny potencjał. Czasami ważniejszy i mocniejszy niż ten finansowy. Mamy naprawdę bardzo łatwy dostęp do wiedzy. Wystarczy wiedzieć, czego szukać w sieci, aby znaleźć fantastyczne materiały naukowe.
Można spędzić całe wakacje na TikToku podczas egzotycznych wyjazdów z rodzicami i nic z tej wyprawy nie przywieźć. Tak też się zdarza. Ale można też z rodzicami chodzić na spacery, dowiadywać się ciekawostek o swojej dzielnicy, odwiedzać ciekawe wystawy, muzea, oglądać wartościowe filmy, czytać dobrą literaturę. I do tego nie trzeba przecież mieć pieniędzy, wystarczy zaangażowanie.
Bardzo dużo uczymy się poza szkolnymi murami. Czasy, kiedy wiedzę zdobywało się tylko w szkole i na jej podstawie wybierało się przyszły zawód, już dawno minęły. Wiele badań pokazuje, że życiowa wiedza, ale i ta specjalistyczna, konkretna, którą wykorzystujemy w życiu zawodowym, w niewielkim stopniu pochodzi ze szkoły, czy z uczelni.
Dzieci, które podczas wakacji pojadą do szkół językowych, będą się uczyć przez zanurzenie. Te zapisane na sportowe obozy, będą jeszcze lepsze w tenisie czy w surfingu. Na obozach kulinarnych zdobędą bardzo przydatne w życiu umiejętności, a na obozach harcerskich poczują się sprawcze. To wszystko na pewno jest szalenie rozwijające. Jednak w nadmiarze może prowadzić do przestymulowania.
Myślę, że - jak we wszystkim - warto zachować umiar i nie zapomnieć, że dzieci też muszą mieć w swoim życiu czas na nudę. Bo z nudy rodzą się ciekawe pomysły. Każdy z nas powinien nauczyć się i wiedzieć, jak spędzać czas samodzielnie, bez stymulatorów.
To oczywiście jest już strata czasu, potencjału i nie służy dziecku.
Pamiętajmy, że ideą zniesienia prac domowych była demokratyzacja, żeby te dzieci, które nie mają wsparcia zaangażowanych w edukację rodziców, były w lepszej sytuacji, miały wyrównane szanse.
Można przez wakacje z siedmiolatkiem czy ośmiolatkiem nic nie robić, ale można też zajrzeć do ciekawych książek, czytać razem, dyskutować. Podczas roku szkolnego świadomy rodzic będzie zadowolony, że nie ma kilkunastu stron ćwiczeń do wypełniania, bo dzięki temu zyska czas na to, aby iść z dzieckiem do teatru, filharmonii, obejrzeć film przyrodniczy.
Gorzej, jeśli dzieci przez całe wakacje albo podczas roku szkolnego są zostawione same sobie. Niewiele z tych dzieci pogłębia zainteresowania, z reguły grzęzną na filmikach o niczym, tracą czas.
Są dzieci, które pomimo braku wsparcia w swoich domach, realizują swoje pasje, spotykają na swojej drodze nauczycielki i nauczycieli, którzy im pomagają pięknie się rozwijać. W liceum, na studiach dobrze sobie radzą. Co nie zmienia faktu, że wiele dzieci jest systemowo zaniedbanych.
Pomoc dorosłych, zarówno rodziców, jak i nauczycielek i nauczycieli - szczególnie w przypadku młodszych dzieci - jest bardzo ważna. Sam potencjał dziecka to za mało.
Nagradzamy wyniki. Chociaż wiemy, że wiele szkół nie miałoby tylu olimpijczyków czy matur zdanych na poziomie 95 proc., gdyby nie finansowe i intelektualne wsparcie uczniów i uczennic przez ich rodziców.
Pokazujemy tylko i wyłącznie championów, bo ich sukcesy są namacalne, widoczne, policzalne. Umyka nam praca nauczycieli i nauczycielek, którzy nie mogą pochwalić się olimpijczykami, ale chcą i potrafią pracować z dziećmi mniej ambitnymi lub tymi, które mają trudności w nauce.
To tytaniczna praca, w której bardzo ważne jest zaangażowanie, pomysł na dzieci, odpowiednie podejście, dobre tłumaczenie, liczne próby i niepoddawanie się mimo porażek. Praca pedagogów sprawia, że los dzieci odmienia się. Zaczynają wierzyć w siebie, bo wcześniej ktoś inny w nie uwierzył.
Edyta Plich: polonistka, edukatorka, doradczyni zawodowa, dyrektorka Towarzystwa Inteligentnej Młodzieży (TIM), prezeska Fundacji Wspierania Młodzieży w Nauce „Edico". Wieloletnia dyrektorka jednego z warszawskich gimnazjów i liceów. Współtwórczyni projektu Alternatywna Lista Lektur. Współautorka publikacji "Supermoc książek. Tata też czyta".