Bez prac domowych dzieci skończą pod mostem? Popatrzmy na Skandynawię

- Wywiad z dziadkiem, wycieczka do lasu i sfotografowanie różnych gatunków drzew, oglądanie filmów po angielsku - to przykłady prac domowych w Finlandii. U nas? To często odtwórcza prezentacja, wkuwanie na pamięć indeksu rzek w Azji i przepisywanie do ćwiczeniówek odpowiedzi z internetu. To nie prace domowe są problemem, tylko to, po co są zadawane.

Aby coś umieć, nie trzeba wynosić ze szkoły sterty prac domowych do samodzielnej pracy w domu. Przykładem szkół bez codziennych prac domowych są szkoły podstawowe w Skandynawii. Tam nauczycielki i nauczyciele zadają prace domowe o wiele rzadziej niż u nas. Mogą sobie na to pozwolić, bo czas lekcji wykorzystują na naukę, a nie na kartkówki, sprawdzanie prac domowych, odpytywanie, wstawienie ocen.

Zobacz wideo Jak wygląda szkoła w Szwecji? Tu nie ma prac domowych

Prace domowe? "Zadajemy dzieciom, które były chore i nie mogły chodzić do szkoły"

Torfed Söyland, dyrektor szkoły podstawowej w szwedzkim miasteczku Bräcke, w naszej rozmowie: "Dyrektor szwedzkiej szkoły o uczniach z Polski: Są rewelacyjni z matematyki i fizyki" mówił o tym, że nauczyciele i nauczycielki na studiach uczą się tego, jak efektywnie pracować, aby nie przerzucać nauki dzieci na ich domy. Zasypywanie dzieci pracami domowymi świadczyłoby o tym, że szkoła nie wywiązuje się ze swoich obowiązków.

- Kiedy dzieci wracają do domów z masą prac domowych, robi się problem, bo to oznacza, że my się nie wyrabiamy i zabieramy rodzinie czas na sport, sztukę, teatr, kino, rozrywkę, spacery, na normalne rodzinne życie - mówił w naszej rozmowie, która jest częścią projektu o skandynawskich szkołach.

Szkoła podstawowa w Bräcke istnieje od ponad 60 lat. Uczy się tu ponad 200 uczniów w klasach od I do IX
Szkoła podstawowa w Bräcke istnieje od ponad 60 lat. Uczy się tu ponad 200 uczniów w klasach od I do IX fot. Joanna Biszewska

W szwedzkich podstawówkach do VI klasy prace domowe nie są codziennością. Jeśli już dzieci mają coś zadane do domu, to najczęściej są to zadania praktyczne. Wyjątkiem są dzieci, które np. z powodu choroby, dłuższej nieobecności nie biorą udziału w lekcjach. Nauczyciele i nauczycielki przygotowują dla nich materiał z lekcji, w których nie mogły uczestniczyć. Głównie po to, aby nie czuły, że coś je ominęło, aby wiedziały, co działo się podczas ich nieobecności.

Polska podstawówka bez prac domowych. Nie tak szybko

Jednym z postulatów wyborczych KO była obietnica likwidacji prac domowych w szkołach podstawowych. Jeszcze w tym roku szkolnym dzieci z najmłodszych klas I-III nie będą mieć zadawanych do domu pisemnych i praktycznych prac domowych.

Plan był też taki, aby od kwietnia znacznie uszczuplić też prace domowe w starszych klasach. Pisemne czy praktyczne prace domowe byłyby tylko dla chętnych uczniów i uczennic, i nie na ocenę. Ze zmianami w starszych klasach Ministerstwo Edukacji jednak poczeka i wstrzyma się z likwidacją obowiązkowych prac domowych w klasach 4-8 do przyszłego roku szkolnego 2024/2025, gdy odchudzone zostaną podstawy programowe. Dla wielu nauczycieli i nauczycielek to ulga. (Za oko.press)

- Potrzebujemy ewolucji, nie rewolucji - uważa Leszek Janasik, dyrektor Społecznego Liceum Ogólnokształcącego Nr 5 Społecznego Towarzystwa Oświatowego w Milanówku, nauczyciel geografii.

I zwraca uwagę na to, że aby uszczuplić prace domowe w starszych klasach szkół podstawowych, wcześniej należałoby zmienić wymagania do egzaminów ośmioklasistów i podstawy programowe. W przeciwnym razie, na zmianach ucierpią uczniowie i uczennice, którym bez dodatkowej pracy w domu egzaminy mogłyby pójść słabo.

Można zadawać ciekawie. Zamiast prezentacji spacer po swojej ulicy

Podczas gdy u nas piętnastolatki na prace domowe ze wszystkich przedmiotów poświęcają w tygodniu średnio 6-7 godzin, tak ich koledzy i koleżanki z innych krajów UE o dwie godziny mniej. (Za badaniem PISA 2015). Skutek tego jest taki, że dzieci - dodatkowo obłożone korepetycjami - są przemęczone, nie mają czasu na rozwijanie swoich zainteresowań, żyją od sprawdzianu do sprawdzianu. Chociażby z uwagi na kondycję psychiczną dzieci i nastolatków, warto dyskutować o tym, czy i jakie prace domowych mają dzisiaj sens.

- W pracy domowej nie ma nic złego, pod warunkiem że nie jest pracą dla pracy, lecz ma konkretny cel, np. wymaga wyrobienia umiejętności obserwowana świata, samodzielnego zdobywania informacji - mówi dyrektor szkoły z Milanówka i podaje przykład pracy domowej, która nie jest odtwórcza:

- Można zaproponować dzieciom, aby po lekcjach przespacerowały się po ulicy, na której mieszkają i zauważyły, jak wyglądają śmietniki, czy zalegają w nich śmieci, czy właściciele psów sprzątają po swoich czworonogach, czy wyprowadzają zwierzęta na smyczy, itd. Ważne jest, aby zachęcać do szukania samodzielnych odpowiedzi - dlaczego jest tak, a nie inaczej. Taka praca domowa ma moim zdaniem sens. W przeciwieństwie do odtwórczej, bezrefleksyjnej prezentacji, którą często robi za uczniów sztuczna inteligencja.

Narysuj plan swojego domu i przeprowadź wywiad z dziadkiem

Praktyczne prace domowe, takie, które wymagają od dzieci myślenia i pomysłu, są zadawane w szkołach w Finlandii. To mit, że w fińskich szkołach, tak często stawianych w Europie za wzór systemu edukacji, uczniowie nie mają prac domowych. Mają. Bo prace domowe pozwalają utrwalić materiał z lekcji, uczą odpowiedzialności, zarządzania swoim czasem, wyrabiają umiejętność samodzielnego uczenia się i przede wszystkim zadawania pytań.

Szwecja. Uczniowie klas I-IV wraz z nauczycielami na lekcjach w pobliskim lesie
Szwecja. Uczniowie klas I-IV wraz z nauczycielami na lekcjach w pobliskim lesie fot. Joanna Biszewska

Różnica jest taka, że ilość i forma prac domowych w Finlandii - jak i w Szwecji - bardzo różni od tego, co się zadaje u nas. W szkołach skandynawskich prace domowe nie spędzają dzieciom snu z powiek. I są ciekawe. Najczęściej są to zadania, których nie da się wykonać w szkołach. Uczniowie mają np. narysować plan swojego domu czy mieszkania, narysować plan swojego pokoju w skali, przeprowadzić wywiad z dziadkiem i z babcią.

- Fińskie szkoły i fińscy nauczyciele mają ogromny poziom autonomii. To, czy w szkole zadawane są prace domowe, zależy tylko od nich. Władze edukacyjne ufają, że nauczyciele i nauczycielki robią to, co najlepsze dla uczniów - mówi dr Łukasz Srokowski, socjolog, wykładowca, założyciel sieci szkół Navigo inspirowanych fińskim modelem edukacyjnym, który  - zanim stworzył szkoły w Polsce - odwiedzał Finlandię, aby z blisko zobaczyć, jak pracują fińskie podstawówki. Co zaobserwował w temacie prac domowych?:

 - Najczęściej nauczyciele nie zadają zbyt wielu zadań domowych, a jeżeli już się pojawiają, z reguły mają charakter praktyczny - na przykład pójście do lasu i dokładne samodzielne obejrzenie rodzajów drzew, o których się uczyli. Zadania te nie podlegają ocenie cyfrowej i nie wpływają na oceny. Nauczyciele często ich też nie sprawdzają, uznając, że przecież to uczniowi czy uczennicy zależy na nauce, więc to jego/jej odpowiedzialność. I uczniowie faktycznie często tak do tego podchodzą.

Zajęcia z rzemiosła w szkole podstawowej w Szwecji
Zajęcia z rzemiosła w szkole podstawowej w Szwecji fot: Joanna Biszewska

Lekcje trwają 60 minut. Jest czas na powtórki

W zeszły roku przez kilka dni obserwować, jak wygląda nauka w szwedzkiej podstawówce. Rozmawiałam z nauczycielami, brałam udział w lekcjach, przyglądałam się pracy nauczycieli i nauczycielek. Miałam wrażenie, że każda minuta lekcji jest zagospodarowana.

Nauczycielka angielskiego przez całą lekcję utrzymywała kontakt wzrokowy ze swoimi uczniami i uczennicami, spacerowała po klasie, podchodziła do każdego dziecka, kucała obok, bardzo dbała o rytm mowy. Przy takim zaangażowaniu, dzieci podążały za nauczycielką. Lekcje w Szwecji trwają godzinę zegarową, po to, aby nie galopować, tylko spokojnie utrwalić z dziećmi to, co zostało przekazane na lekcji.

Nauczycielka języka angielskiego podczas pracy w szwedzkiej szkole podstawowej
Nauczycielka języka angielskiego podczas pracy w szwedzkiej szkole podstawowej fot: Joanna Biszewska

Kiedy po zajęciach podeszłam do nauczycielki i zapytałam, czy zadaje prace domowe - odparła, że zawsze po lekcjach przygotowuje dla dzieci quizy, gry pamięciowe na bazie materiału, który omawiali na lekcjach. Nie wprowadza nowych zagadnień, nowych słówek, nieomówionej na lekcji gramatyki. Chętne dzieci - które chcą przypomnieć sobie, co było na lekcji - mogą do tych materiałów zajrzeć.

Zaufać

Łukasz Srokowski, twórca grupy edukacyjnej Navigo uważa, że u nas też jest możliwe realizowanie ogromnej większości materiału na zajęciach w szkole. Wymaga to jednak zaangażowania nauczycieli i nauczycielek, i tego, aby nie uczyli z podręczników rozdział po rozdziale, tylko w oparciu o podstawę programową i sami decydowali, co jest ważne, co trzeba powtarzać, do czego ewentualnie wrócić. Ale żeby tak było, wszyscy musielibyśmy zaufać ludziom pracującym w szkołach, że to, co robią, robią dobrze. A z tym różnie bywa.

- Szkoła najbardziej ze wszystkiego potrzebuje teraz zaufania i poczucia, że ministerstwo wierzy w nauczycieli i nauczycielki. Zadawanie lub niezadawanie zadań domowych jest częścią metodyki, a trudno metodykę pracy pojedynczego nauczyciela regulować z poziomu decyzji ministra. Dlatego uważam za dość absurdalną próbę uregulowania prac domowych w szkołach za pomocą rozporządzenia. I nawet rozumiem, dlaczego minister Barbara Nowacka musiała tak zrobić - powolne, systematyczne zmienianie podejścia metodycznego potrwałoby z dekadę, akt prawny można wydać szybko. Ale skutkiem ubocznym jest ogromna frustracja nauczycieli, którzy czują, że nowa władza chce zarządzać ręcznie ich pracą - mówi Srokowski.

I dodaje:

- Jedyne, co teraz ma sens, to napisanie rozporządzenia "na miękko" językiem rekomendacji, sugestii i może tylko zakazu w sensie technicznym, że nie wolno zadawać w weekendy i na święta.

"Bez prac domowych dzieci wsiąkną w TikToka i gry komputerowe?"

Od kilku tygodni w przestrzeni publicznej toczy się żarliwa dyskusja na temat tego, że bez prac domowych dzieci na wyjdą na ludzi, a szkoła upadnie. Czytam różne komentarze i opinie. I te od fachowców i od rodziców. Jedna nauczycielka o pomyśle likwidacji prac domowych napisała: "Wszyscy oczekują, że za ucznia pracę wykona nauczyciel". Inny nauczyciel: "I tak już nic nie robili". Albo: "Proponuję w ogóle zrobić szkołę tylko dla chętnych". Powtarzającą się prześmiewcze obawą jest to, że bez prac domowych dzieci już całkowicie wsiąkną w TikToka i gry komputerowe, po szkole będą głąbami, skończą pod mostem. Albo to, że bez obowiązkowych prac domowych wyrośnie pokolenie niedouków i nie będzie komu pracować na nasze emerytury.

Nie mam takich obaw. Może dlatego, że od sześciu lat towarzyszę swoim dzieciom w ich szkolnych losach. I wyraźnie widzę, że to nie prace domowe są problemem, tylko ich charakter. Nauczyciele i nauczycielki, którzy znają swoich uczniów i uczennice, wyczuwają, co sprawi, że pokochają ich przedmiot, zadają takie prace domowe, do których dzieci siadają z przyjemnością i bez nakłaniania. I najczęściej są to prace - podobnie, jak w szkołach w Skandynawii - praktyczne. Prace, dzięki którym dzieci czują, że są sprawcze i twórcze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.