Nie prowadzi się statystyk trudnych zachowań rodziców czy kontaktów nauczycieli i nauczycielek z roszczeniowymi rodzicami. Nie oznacza to jednak, że konflikty się nie zdarzają. Wręcz przeciwnie. Coraz częściej pojawia się w szkołach potrzeba zapraszania do współpracy specjalistów, ekspertów, policjantów, którzy pomogą rozwiązać sporne sytuacje na linii rodzice - nauczyciele.
Nauczyciele i nauczycielki, zamiast skupiać się na dzieciach, ich potrzebach i na tym, aby w szkole czuły się zaopiekowane, wolne chwile poświęcają na sporządzanie sprawozdań na temat sytuacji konfliktowych.
Z każdej rozmowy telefonicznej z rodzicem, z każdego spotkania w szkole, pedagodzy muszą sporządzać notatki służbowe czy protokoły, żeby udokumentować co, kiedy i z kim zostało omówione i ustalone.
- Większość sytuacji trudnych w relacjach nauczyciel - rodzic wynika z tego, że rodzice nie mają czasu dla dzieci. Idą na skróty, swój autorytet chcą wzmacniać poprzez solidaryzowanie się z dzieckiem i pokazanie mu/jej, że "walczy" o niego/o nią i chroni w szkole. Tak przynajmniej wynika z mojej doświadczenia ostatnich kilkunastu lat - zauważa dyrektorka szkoły podstawowej, a wcześniej wicedyrektorka gimnazjum z woj. opolskiego.
Ludzie pracujący w szkole codziennie otrzymują od rodziców swoich uczniów i uczennic wiadomości. Najwięcej pod koniec semestru. Rodzice proszą, aby podnieść ich dzieciom oceny. W wiadomościach do nauczycieli sugerują, że dzieci zrobią plakat i będzie szóstka.
Oceny to jeden z najczęstszych wątków, ale są też inne, równie popularne. To prace domowe. Jedni rodzice natarczywie upominają się o to, aby zadawać dzieciom więcej pracy do domu, inni - z tej samej klasy - uważają, że prace domowe nie powinny w ogóle istnieć i wysyłają nauczycielom maile za każdym razem, kiedy dziecko musiało coś zrobić w domu. Na każdy e-mail od rodzica nauczyciele muszą odpisać. Jeśli tego nie robią, jest awantura.
SMS-y i wiadomości mailowe od rodziców nauczyciele otrzymują nie tylko w godzinach pracy. Rodzice nie zawsze szanują granice nauczycieli. Są niecierpliwi i domagają się rozwiązywania ich problemów o każdej porze dnia i nocy.
Dużo próśb jest wysyłanych wieczorami i z samego rana. To najczęściej zapytania o to, co było zadane i co trzeba przynieść na plastykę.
- "Czy jutro jest kartkówka, bo mi dziecko coś wspominało?". "Co ma przynieść na zajęcia z techniki, bo mały sobie nie zapisał, a nauczyciel nie wpisał do e-dziennika jako pracę domową?". Albo: "Jeśli dzisiaj pada, to czy jutro będą ćwiczyć na dworze?" - przypomina sobie niektóre wiadomości od rodziców nauczycielka chemii, która namawia rodziców, aby przestali myśleć i działać za swoje dzieci, tylko przekazali im pałeczkę i pozwolili, aby to dzieci same rozwiązywały swoje problemy.
Nauczycielka ze szkoły podstawowej z warszawskiego Ursynowa ubolewa nad tym, że coraz mniej znaczy w życiu swoich uczniów. Wie, że w wielu domach o nauczycielach mówi się źle. Krytykuje się ich pracę, wyśmiewa zarobki.
- Nie wszyscy, ale są rodzice, którzy uważają, że żerujemy na ich dzieciach. Obdarowują nas na Dzień Nauczyciela czekoladkami, często na zasadzie: "a niech ma, niech się cieszy, niech sobie zje, bo na pewne jej nie stać". To jest bardzo przykre - mówi polonistka, która zamiast kwiatków i czekoladek na Dzień Nauczyciela wolałaby dostać trochę szacunku i zrozumienia.
Szkoła żyje swoim rytmem. To normalne, że zdarzają się sytuacje niezaplanowane, nieprzewidywalne, zmiany w planie lekcji, itp. To często rodzicom się nie podoba. Lubią wiedzieć o wszystkim, co dzieje się w szkole.
Nauczycielka chemii i wychowawczyni jest przyzwyczajona do tego, że o każdej zmianie i pomyśle trzeba informować rodziców:
- Rodzic chce od nas informacji o wszelkich akcjach, spotkaniach, przedsięwzięciach. A nawet o tym, że zajęcia będą prowadzone przez pedagoga szkolnego czy psychologa. Rodzice życzą sobie szczegółowych informacji na temat tego, co na takich lekcjach będzie z dziećmi omawianie i po co. Rodziców interesuje z czyjej inicjatywy i kto zaprasza osoby z zewnątrz. Zdarzyło się, że rodzic nie wyraził zgody na udział dziecka w zajęciach wychowawczo - profilaktycznych prowadzonych przez policjanta z lokalnego komisariatu. To pokazuje, że rodzice nie mają do nas zaufania. Chcą wszystko kontrolować, jakbyśmy na każdym kroku chcieli zrobić ich dzieciom krzywdę.
- Często nie jesteśmy traktowani przez rodziców jak fachowcy. Kończyłam studia, pracuję bardzo długo w zawodzie, mam doświadczenie, wiem, jak zaopiekować się dziećmi. To niektórym rodzicom nie wystarcza. Zakładają, że nie mam pojęcia, co mam robić z dziećmi w klasie. Piszą mi dokładne instrukcje, jak mam postępować - mówi polonistka pracująca w warszawskiej szkole podstawowej i opisuje sytuacje z klasy, w której uczy:
- Zadzwoniła do mnie mama z prośbą, aby posadzić jej syna w pierwszej ławce, bo wydawało jej się, że tak będzie najlepiej. Chłopiec dokazuje i siedząc w pierwszej ławce, nie uważa na lekcji, bo ogląda się za siebie. Interesuje go tylko to, co robią dzieci z tyłu. Uczeń na lekcji mówi mi, że jego mama powiedziała, że ma siedzieć w pierwszej ławce. A przecież ja na swoich lekcjach nie tylko przekazuję wiedzę o przymiotniku, ale też wiem, co zrobić, aby przyciągnąć uwagę dzieci. Wiem, jak dobrać grupy, aby dzieci ze sobą pracowały. Jestem fachowcem w swojej dziedzinie. Przykre są takie sytuacje, kiedy okazuje się, że moje doświadczenie i moja wiedza nie są ważne. Zastanawiam się, jak ktoś, kto na co dzień pracuje w banku, może wiedzieć, jak dzieci mają siedzieć w klasie? Ja nie idę do banku i nie mówię ludziom, jak mają pracować, bo się na tym nie znam - mówi nauczycielka z Warszawy.
Wiadomości, które otrzymują nauczyciele i nauczycielki od rodziców zazwyczaj są utrzymane w oficjalnym tonie. Zaczynają się do słów: "Witam, Szanowna Pani, chciałbym zwrócić uwagę...".
Grzecznościowy ton jest utrzymany do momentu, kiedy wszystko idzie po myśli rodziców. Jeśli nie, zdarza się, że robi się nieprzyjemnie.
- Koleżanki otrzymują maile ocierające się o wulgaryzmy - mówi nauczycielka ze szkoły podstawowej z Warszawy.
Szymon Jarosławski, psycholog, psychoterapeuta z platformy Hedepy.pl uważa, że roszczeniowe postawy niektórych rodziców często wynikają z ich bezradności. Rodzice niepotrafiący nawiązać kontaktu z dzieckiem, zamieniają swoją potrzebę bliskości z dzieckiem na próbę wywierania wpływu na osobę dorosłą - czyli na nauczyciela.
- Jestem otwarta na dialog i na konstruktywną rozmowę z rodzicami moich uczniów. Nie upieram się, że wszystko, co robię, robię dobrze. Zawsze można być w czymś lepszą. Mam jednak problem z tym, że niektórzy rodzice traktują mnie tak, jakbym dla nich pracowała, jakby to oni płacili mi pensję za to, że uczę ich dzieci. Wydają mi polecenia i oczekują, że będę robiła to, o co proszą - mówi polonistka ze szkoły podstawowej z warszawskiej Pragi.
I opisuje sytuację, która ją spotkała:
- Ojciec ucznia zagania mnie do dodatkowej roboty. Podczas spotkania z rodzicami dyktował mi tematy wypracowań, które powinnam zadawać. Mówił, jak mam oceniać prace dzieci, jakie przyjąć kryteria. Zawstydzał mnie przy innych rodzicach, sugerując, że rzadko zadaję wypracowania, bo nie chce mi się ich potem sprawdzać.
Po sieci krążą poradniki o tym, jak fachowo i szybko napisać skargę na nauczyciela. Można pobrać gotowy wzór, wypełnić i złożyć do sekretariatu, albo od razu wysłać do kuratorium. Skargi składane przez rodziców na dyrektorów i nauczycieli często mają uzasadnienie, ale równie często są próbą pokazania, kto rządzi.
Pedagog, nauczycielka, wieloletnia dyrektorka szkoły podstawowej z woj. opolskiego, wielokrotnie nagradzana za osiągnięcia w dziedzinie edukacji wymienia, z jakiego rodzaju skargami mierzą się dyrektorzy szkół: - Pamiętam sytuację, kiedy rodzic złożył skargę na nauczyciela przedmiotu do kuratorium oświaty i do Rzecznika Praw Dziecka, ponieważ nauczyciel w czasie lekcji stał obok ławki, w której dziecko siedziało. Rodzic potraktował to jako piętnowanie swojego dziecka. Kiedy uczniowie pobili się w naszej szkole, rodzic ucznia, który wszczął bójkę, złożył na nas skargę za to, że wezwaliśmy do szkoły policję i pogotowie ratunkowe.
Skargi stały się na tyle powszechne, że dotyczą nie tylko dyrektorów szkół i nauczycieli. Rodzice piszą też skargi na innych rodziców, a nawet na dzieci. Dyrektorka szkoły w woj. opolskiego pamięta sytuacje, kiedy rodzic złożył skargę na chłopca, z którym jego dziecko było skonfliktowane. A także sytuację, kiedy rodzic złożył skargę na innego rodzica, bo uważał, że ten wypytywał inne dzieci o jego syna.
Psycholog Szymon Jarosławski nie usprawiedliwia rodziców, którzy niszczą autorytet nauczycieli i nauczycielek, podważają ich wiedzę i kompetencje, po to, by wzmacniać swój własny autorytet rodzica. Zwraca też uwagę na to, żeby nie zapominać, co należy do obowiązku pedagogów, co do obowiązków rodziców, a co do obowiązków uczniów i uczennic.
- Rodzice, którzy są bardzo zaangażowani w edukację swoich dzieci, mogą mieć tendencję do wywierania nacisku na nauczycieli w kwestiach związanych z edukacją. Chcąc zapewnić swoim dzieciom najlepsze warunki do nauki, mogą być bardziej aktywni w kontaktach z nauczycielami. Z kolei niektórzy rodzice mogą nie do końca rozumieć, jakie są obowiązki i rola nauczyciela w procesie edukacji, przypisując im większą odpowiedzialność niż to jest w rzeczywistości - zauważa ekspert z platformy HEDEPY.
Leszek Janasik, dyrektor Społecznego Liceum Ogólnokształcącego nr 5 w Milanówku w rozmowie z nami opowiadał o tym, że dialog, szacunek i zaufanie są najważniejsze w procesie edukacji. A także relacje na linii uczniowie i uczennice - nauczyciele i nauczycielki i rodzice. Dyrektor namawia, aby nie traktować ludzi pracujących w szkołach, jak wrogów, tylko otworzyć się na współpracę. Bo jeśli chcemy budować zdrowe relacje, to nie tylko nauczyciele są za nie odpowiedzialni, ale my wszyscy.
- Jeśli w domu mówimy "ten głupi nauczyciel", to jak uczeń, który idzie potem do szkoły, patrzy na tego nauczyciela? I odwrotnie, jeśli rodzic przychodzi na wywiadówkę i spotyka się z nauczycielem, który mówi o uczniu tylko w negatywnym świetle, to brak wzajemnego zaufania tylko się nakręca. Trzeba spróbować to odkręcić, zacząć mówić w drugą stronę. Komunikować się inaczej. O tych samych sprawach można powiedzieć różnie, można kogoś obrazić i psychicznie go zmaltretować, a można powiedzieć to tak, że potraktuje to konstruktywnie i wyciągnie z tego pozytywne wnioski - mówił na naszej rozmowie dyrektor szkoły z Milanówka.