Zuza Karcz: aktywistka edukacyjna, członkini zarządu fundacji OFF school, studentka SGH i WPiA UW: Wsparcia, wysłuchania nas. My jesteśmy od małego bombardowani różnymi informacjami z tak wielu źródeł, że dojrzewamy o wiele szybciej niż pokolenie czy dwa przed nami. W szkole szukamy zrozumienia, nie dostajemy tego. I też możliwości pobycia ze sobą, zintegrowania się, biletu wejścia w dorosłość.
Zuza: Być może to najwyższy czas, żeby powiedzieć sobie, że nie musimy być ekspertami od wszystkiego i że kształcenie ogólnokształcące nie musi polegać na tym, że wkuwamy od strony do strony. Brakuje nam tego, że w szkołach nie poznajemy siebie, swoich kompetencji i możliwości. Gdybyśmy je znali, łatwiej byłoby nam przyjmować wiedzę na dowolnym etapie życia, czy to w formie formalnej, czy pozaformalnej.
Grzegorz Święch, edukator, członek zarządu Fundacji OFF school: Mam swoją hipotezę na ten temat.
Uczniowie i uczennice najczęściej nie idą do szkoły po to, żeby się dowiedzieć, że są z czegoś świetni, tylko po to, aby się dowiedzieć, czego nie wiedzą. Szkoła poluje na niewiedzę.
Naprawdę w nielicznych rodzinach spotykamy się z tym, że rodzice stanowią system wsparcia dla talentów swoich dzieci, raczej szukają dziury w całym.
Dziecko jest świetne z fizyki, chemii, matematyki, geografii i biologii, ale z polskiego idzie mu średnio i wszyscy skupiają się na tym, że trzeba poprawić tróję z polskiego. To buduje coś dokładnie odwrotnego niż poczucie własnej wartości. Młodzi ludzie wchodzą w życie bez poczucia sprawczości, pewności siebie.
Oddać im pole i pozwolić eksperymentować. Może nie wyjdzie doskonale, ale wyjdzie wystarczająco dobrze.
Nasze scenariusze to taki element w szkole, który powoduje, że można o sobie myśleć: "Potrafię, jestem sprawczy".
Pandemia odsłoniła bardzo mocno nierówności między nami. Ci z nas, którzy mieli dostęp do korepetycji, do dodatkowych zajęć w czasie pandemii, do ciekawych materiałów, spokojnie zdali maturę i dostali się na studia.
Ludzie bez możliwości finansowych najczęściej zmuszeni byli obrać inną drogę. Ja w ogóle, kiedy myślę o moich latach licealnych, uważam, że był to czas marazmu, tkwiliśmy w jakiejś beznadziei i takim poczuciu, że nikt nas nie słucha.
Sporo ludzi nie poszło na studia, celowo. Potrzebowali roku na to, aby poukładać sobie w głowie, czego w ogóle chcą. Albo poprawiało matury. Bardzo wiele osób nie miało nawet w planach, aby wyjechać dalej niż do Krakowa, czy nawet wyprowadzić się od rodziców. Poszli na studia w swoim mieście i mieszkają w swoich pokojach w rodzinnym domu. Nieliczni z nas wyjechali do Wrocławia, do Warszawy.
Znam ludzi, którzy podostawali się na ciekawe kierunki poza swoim miejscem zamieszkania i finalnie nie zdecydowali się wyjechać z domu. Zostali przy rodzicach, bo tak jest bezpieczniej, wygodniej i taniej. Taka gotowość do mierzenia się z życiem i zmianami jednak u nas padła. I nie bez powodu. Żyjemy w dobie kryzysów.
Najlepsza, bo mam dobrych ludzi wokół siebie. Nagle okazuje się, że musimy sobie radzić, uczyć się od siebie nawzajem. Kiedy pojechaliśmy prezentować Dom Spokojnej Młodości na Open'erze, okazało się, że nie umiem dopompować koła w samochodzie. Pojechaliśmy z Grześkiem na stację i zrobiliśmy to razem. Dużo rzeczy, których trzeba się w życiu nauczyć, wychodzi w praniu, na bieżąco. I to jest świetna edukacja nieformalna. Nazwijmy to. Naprawdę możemy uczyć się codziennie.
Zuza: Nie da się wszystkiego nauczyć w szkole. Poza tym warto sobie powiedzieć to szczerze, nasze szkoły nie uczą tego, jak rodzić sobie z dorosłością i jak budować własną sprawczość.
Grzegorza: Na początku września wystartowaliśmy z projektem "Dom Spokojnej Młodości". Zorganizowaliśmy spotkanie startowe dla wszystkich licealistów i licealistek, którzy dołączyli do nas, bo chcą w swoich szkołach prowadzić lekcje, biorą sprawy w swoje ręce, chcą więcej i robią więcej, niż oczekuje od nich system edukacyjny.
Zaprosiliśmy ok 80 osób z całej Polski. Część z nich - na szczęście nieliczna - nie przyjechała na spotkanie, bo rodzice im powiedzieli, że to daleko, że to nie ma sensu, że to niebezpieczne.
I mówili: "Nie, nie rób tego, masz jeszcze czas na taką samodzielność". Niepotrzebnie. Kończy się to tak, że kiedy "dzieci" wyprowadzają się z domów, mają po 30 czy nawet 40 lat i nie wiedzą, że trzeba kupić proszek do prania, płyn do mycia naczyń, że okna się myje, że trzeba sprzątać w domu. To akurat nie zmienia się od pokoleń. Zawsze znajdzie się ktoś bardziej lub mniej sprawczy.
Grzegorz: W naszym fundacyjnym projekcie ze scenariuszami chodzi dokładnie o to, żeby pokazać młodzieży, że poczucie sprawstwa daje siłę. Uczeń czy uczennica wybiera sobie temat scenariusza, oswaja się z nim i próbuje prowadzić lekcję. I widzi, co się udało, a co nie. Być może za pierwszym i drugim razem nie będzie super, ale za kolejnym będzie lepiej. I kiedy wyjdzie ze szkoły i będzie potrzebował podjąć jakąś inicjatywę, to się jej nie będzie bał/a.
Grzegorz: Edukacja najczęściej odbywa się w kategorii mistrz i uczeń, w hierarchicznym układzie. Nawet ułożenie klasy jest siłowe. Stoi nauczyciel na środku, a klasa pokornie siedzi w ławkach i słucha. Od czasu do czasu mędrzec zaprasza kogoś, żeby się wyspowiadał, co zapamiętał.
Zuza: Odnośnie do układu klas w szkołach, zobacz, że okna zawsze są po lewej stronie. Wiesz dlaczego?
Bo większość osób jest praworęcznych. Szkoła jest ułożona tak, aby dorównać do linijki. Nie ma w niej miejsca na odstępstwa.
Grzegorz:
Nie uodparnia na stres odpytywanie ucznia przy tablicy i dawanie mu dwói. To tak nie działa, że człowiek po takim doświadczeniu już sobie poradzi. Ktoś, kto przez cały szkolny proces, czyli przez 12 lat, był poddawany permanentnej krytyce, w dorosłym życiu, zamiast wierzyć w siebie, panicznie boi się bycia ocenionym.
Zuza: Chciałabym, aby nasz projekt docierał do osób w szkołach średnich. To nie jest tak, że lekcje może prowadzić tylko jeden uczeń. Mogą to być cztery osoby. Ale to już jest ciekawe doświadczenie na przyszłość. Takie doświadczenie, które może sprawić, że na wspomnianej rozmowie o pracę młody człowiek będzie wiedział, co powiedzieć i jak się odnaleźć.
Ten o neurotypowości.
Grzegorz: System szkolny zakłada, że wszyscy mamy takie same mózgi i możemy tak samo pracować czy uczyć się. Każdy o 8 rano ma być na najwyższych obrotach, napisać dobrze sprawdzian, przyswoić nowy temat z lekcji.
Ja świetnie funkcjonuję między godziną 10 a 15, to jest moja najwyższa efektywność. Gdyby ktoś mi kazał, abym był superefektywy 0 7 rano, to nie będę, bo inaczej funkcjonuje mój organizm. Ale ja to o sobie wiem, dlatego nie oczekuję od siebie supersprawności umysłowej z samego rana, bo jej nie uzyskam.
Zuza: A ja mam odwrotnie. Świetnie funkcjonuję we wczesnych godzinach porannych, mam w tym czasie superprzyswajanie.
Grzegorz: Dobrze mieć taką samoświadomość, że różnie funkcjonujemy jako ludzie, mamy różną konstrukcję mózgu i to jest normalne, że ktoś myśli szybciej i ma większe zamiłowanie do liczb, a ktoś myśli wolniej, ale jest bardziej analityczny, artystyczny. Że niektórzy z nas uwielbiają towarzystwo, a inni wolą ciszę. Nie należy szukać w tym nieprawidłowości. Tak, jak mamy cechy zewnętrzne - ktoś ma zielone oczy, ktoś inny brązowe - tak i wewnętrzne, których na pierwszy rzut oka nie widać.
Zuza: Dużo rozmawialiśmy o tym ostatnio z wolontariuszami w naszym projekcie, nieco młodszymi ode mnie, którzy są jeszcze w liceum. To zaskakujące, że wskazują, że wciąż brakuje im samoświadomości, nie wiedzą, jak się uczyć, aby mieć efekty. Te tematy nadal nie są zagospodarowanie. Mimo że tak dużo jest dostępnych treści w tych tematach.
Zuza: W każdej kolejnej klasie podstawówki było coraz więcej sprawdzianów i prac domowych, ogrom nauki. Nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić. Bardzo pomogli mi rodzice. Miałam w nich wsparcie, pokazali mi, jakie są techniki, metody uczenia się.
Pamiętam, jak wielu moich znajomych nie dawało sobie na początku rady z ogromem materiału do opanowania. I przy tej nauce wykonywali tytaniczną pracę. O ile można tak to nazwać, bo to nie była nauka, to było rycie, zakuwanie po nocach. W liceum poznałam nauczycieli pasjonatów. Poddawali nam pomysły, rozwiązania, narzędzia. Gdyby nie oni, myślę, że daleko byśmy nie zajechali.
Moi rozmówcy to:
Grzegorz Święch: edukator, mentor młodzieży, przedsiębiorca i manager. Wraz z żoną Agnieszką Święch, która jest doradczynią zawodową wspierającą młodzież w procesie rozwojowym, interwentką kryzysową i konsultantką psychologiczną stworzyli osiem lat temu fundację OFF school.
Zuza Karcz jest współtwórczynią projektu Domu Spokojnej Młodości, członkinią zarządu Fundacji OFF school i studentką SGH (globalny biznes, finanse i zarządzanie) oraz prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Pochodzi z Dąbrowy Górniczej. Rok temu magazyn "Forbes Women" umieścił ją na liście Polek, które warto obserwować.
Fundacja OFF school powstała, by pomagać młodym świadomie wejść w dorosłość. Współtwórcy fundacji wierzą w edukację przez doświadczenie, partnerską komunikację i dwukierunkowe podejście do nauki. Więcej o Fundacji OFF School tutaj.
Projekt fundacji Dom Spokojnej Młodości ruszył we wrześniu. To ekspercko przygotowane scenariusze lekcji, które prowadzą uczniowie i uczennice. W klasie, w parku, na boisku - wybór miejsca zależy od prowadzących lekcje. Scenariusze dotyczą m.in. takich tematów jak: zdrowie psychiczne, zmiana klimatu, postprawda, edukacja seksualna, jak nie dać się manipulować informacjami, jak zareagować, kiedy ktoś ze znajomych dostał pigułkę gwałtu, a także o tym, że spółdzielnie uczniowskie mogą zarabiać pieniądze.
Do projektu można się zgłaszać, wypełniając formularz na stronie spokojnamlodosc.pl albo wysyłając maila na adres zuza@offschool.edu.pl. To projekt, który tworzy społeczność agentek i agentów zmiany, czyli osób które wspólnie zmieniają polską edukację.