"Przepisz to, nie oddasz pani tych bohomazów". Po co pomagamy dzieciom w pracach domowych?

Nie przemawiają już do mnie argumenty, że skoro myśmy mieli dużo prac domowych i musieliśmy uczyć się po lekcjach, to dzisiaj dzieciom krzywda się nie dzieje, że też muszą wkuwać. Niektóre wkuwają, innym rodzice kupują gotowe rozwiązania w sieci. Kogo oszukujemy?

Kiedy mieszkałam w Londynie, wiele razy słyszałam o tym, że Hindusi wydadzą każde pieniądze na to, aby doskonale wykształcić swoje dzieci. Edukacja to czasami jedyna droga, aby wspiąć się po drabinie społecznej. Pracowałam w prasie polonijnej, bywałam na konferencjach, zawodowo rozmawiałam z różnymi ludźmi. To prawda, wysokowyspecjalizowani lekarze i prawnicy, z którymi miałam do czynienia, często mieli pochodzenie hinduskie. Myślałam wówczas, że dzięki nauce, obowiązkowości, cierpliwości i ciężkiej pracy, można mieć wybór i otwierać dla siebie różne drzwi. Byłam przekonana, że kiedy zostanę mamą, zadbam o to, aby zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki do edukacji.

Dzieci siedzą nad zeszytami, a my się cieszymy?

Mamą jestem od ponad 10 lat i wciąż wierzę w sens nauki, ale z każdym kolejnym rokiem szkolnym obawiam się, że ani system szkolny, ani my rodzice nie nadążamy za zmianami.

A kiedy ludzie boją się nowego, okopują się w tym co sprawdzone i oswojone od pokoleń, bo czują się w tym bezpiecznie. Nauczyciele tradycyjnie zadają prace domowe, dzieci po szkole rozwiązują ćwiczenia - mniej lub bardziej potrzebne - a my rodzice, cieszymy się, że dzieci się uczą.

Kilka dni temu prestiżowy brytyjski Uniwersytet w Cambridge wydał zezwolenie na wykorzystywanie przez studentów algorytmu bota konwersacyjnego do rozwiązywania zadań i pisania prac domowych w nauce. ChatGPT w ciągu kilku sekund wypluwa gotową, precyzyjną odpowiedz na przeróżne tematy i pytania. To rewolucyjne posunięcie, ale jak widać nieuniknione.

Rząd Singapuru, podobnie jak Uniwersytet w Cambridge, zamiast zakazywać, również włącza ChatGPT do systemu edukacji szkolnej i uczelni wyższych. Ludzie z Ministerstwa Edukacji w Singapurze wiedzą, że zamiast bać się sztucznej inteligencji, trzeba ją oswajać, rozumieć i wykorzystywać do usprawnienia procesu uczenia. To jasny sygnał, że nie da się dłużej tkwić w tradycyjnym - w naszym przypadku pruskim systemie edukacji - bo idzie nowe, a naszym zadaniem jest to, aby do tego nowego mądrze przygotować siebie i dzieci.

Tylko jak na razie mało kto ma pomysł na to, jak to zrobić. Z jednej strony czytam i słucham o tym, jak ważna i potrzebna jest umiejętność logicznego i krytycznego myślenia, o tym, że kompetencje przyszłości to jasne komunikowanie się, sztuka dedukcji, zdolność łączenia i wykorzystywania wiedzy z wielu dziedzin, zdolność do selekcji i filtrowania informacji, umiejętność mądrego zarządzania swoim czasem. Z drugiej strony otacza mnie codzienność rodziców, których dzieci uczęszczają do szkół.

Wyścig z czasem już od zerówki

W każdym domu tydzień wygląda bardzo podobnie. Dzieci od 8 rano do późnych godzin wieczornych zakuwają z podręczników wiedzę, która prawdopodobnie nigdy do niczego im się nie przyda. Podstawa programowa jest tak przeładowana, że nauka to wyścig z czasem.

Rozdziały, ćwiczenia, powtórki, zaliczenia. Dzieci mają po kilka sprawdzianów w tygodniu, bo trzeba wyrobić się w czasie z materiałem. Wciąż uczą się po to, aby zaliczyć, odhaczyć i przeć do przodu z podstawą programową.

Praca domowaPraca domowa shutterstock.com/SeluGallego

"Niedawno jeden z moich synów musiał nauczyć się na pamięć dziesiątek punktów na mapie, które rozgraniczają Europę od Azji. Ogromnej części nie było nawet na mapie w podręczniku. Nie potrafiłem chłopakowi wytłumaczyć, po co się tego uczy?" - pisał nasz czytelnik w jednym z setek komentarzy pod tekstem "Niewidzialny etat dzieci. Pracują ponad 50 godzin w tygodniu" w którym pisałam o tym, że dzieci mają tak dużo prac domowych, że aby je wszystkie odrobić na czas, w pomoc przy odrabianiu lekcji angażuje się cała rodzina.

Ile kosztuje praca domowa?

Rozwiązanie każdego ćwiczenia można znaleźć i kupić w internecie. Na dedykowanych pracom domowym stronach trzeba założyć konto, opłacić abonament i można spisywać. Można też kupić odpowiedzi jednorazowo. 6 zł i praca domowa załatwiona. Jak jest sens takich prac domowych? Tylko taki, że dzieci nie dostają minusów i nieprzygotowań, bo mają uzupełnione ćwiczeniówki.

W prawie oświatowym nie przeczytamy o tym, że prace domowe są obowiązkowe. Nie są. Są przyzwyczajeniem, czymś, co funkcjonuje w szkole od pokoleń. Ken Robinson, brytyjski pisarz, lider w dziedzinie rozwoju kreatywności w swoich mowach wielokrotnie przypomina nam o tym, że "wiele zwyczajów w szkolnictwie nie wynika ze sztywnych przepisów prawa. Szkoły bardzo często są zorganizowana w taki, a nie inny sposób, nie dlatego, że muszą, ale dlatego, że od zawsze tak było". Wszyscy o tym wiemy, ale nic z tym nie robimy.

"A czemu wyjeżdżasz za linię?"

Każdy po ośmiu godzinach pracy czy szkoły chce odpocząć. To jest konieczne dla higieny psychicznej. Jest podczas dnia czas na intensywną pracę, powinien być też czas na zrelaksowanie się. Tego wolnego czasu jest jak na lekarstwo. Nie wątpię, że są domy, w których rodzice po pracy odpoczywają przed ekranem lub nad książką, w czasie, kiedy ich dzieci zamknięte w swoich pokojach odrabiają lekcje i przygotowują się do kilku sprawdzianów. Są też domy, w których rodzice pomagają dzieciom w pracach domowych, szczególnie na wczesnym etapie edukacji.

Dzieci odrabiające pracę domową (zdjęcie ilustracyjne)Dzieci odrabiające pracę domową (zdjęcie ilustracyjne) (Fot. Pexels)

Zamiast spaceru jest odpytywanie, zamiast wspólnego robienia kolacji są na stole rozłożone ćwiczeniówki. Każdy jest zmęczony i każdy tylko patrzy, aby odwalić robotę i móc iść spać. W takiej atmosferze wystarczy iskra i wybucha kłótnia.

"A czemu wyjeżdżasz za linię", "A co to za bazgroły?", "Przepisz to, nie oddasz pani takich bohomazów", "Jak możesz tego nie rozumieć?", "Ile razy można tłumaczyć, skup się wreszcie", itd., itp. Teksty serwowane dzieciom podczas wspólnego odrabiania lekcji są najczęściej kalką tego, co sami słyszeliśmy w domu, kiedy byliśmy dziećmi. Wspólne odrabianie prac domowych kończy się płaczem dziecka, wyrzutami sumienia rodziców. Każdy idzie spać i czuje żal. Dzieci, że nie sprostały wymaganiom szkoły i rodziców, a dorośli, że nerwy wzięły górę, a porady w stylu nabierz powietrza i licz do dziesięciu, nie zadziałały.

Kiedy piszę ten tekst mam w domu gości z Londynu. Mój przyjaciel Phil jest nauczycielem geografii. Pracuje w prywatnej szkole podstawowej dla dzieci z żydowskich rodzin. Nie zadaje prac domowych ze swojego przedmiotu, bo uważa, że na poziomie szkoły podstawowej, dzieci w domu mogłyby ćwiczyć tylko matematykę i języki obce. Reszta nauki powinna mieścić się w czasie godzin lekcyjnych. Mówił mi też z żalem:

- Wiesz, to nie jest do końca tak, że nauczyciele nie mają pomysłu na to, jak uczyć bez obciążania dzieci dodatkową pracą w domu. Nierzadko to rodzice nie są gotowi na to, aby dzieci wracały do domów i nie miały obowiązków. To bywa wygodne, kiedy dzieci mają tyle zadane, że nie trzeba się nimi zajmować. Mają siedzieć i się uczyć.

PS. Chat GPT nie poradzi sobie z pracami domowymi w formie eksperymentów, laboratoriów, nie poradzi sobie z pracami domowymi, które wymagają interakcji i współpracy z innymi dziećmi, ani z projektami, których celem jest odkrywanie, badanie, obserwacja, dowodzenia.

Więcej o: