Andrzej Pieńkowski: geochemik, były pracownik naukowy Polskiej Akademii Nauk, promotor edukacji, współtworzy projekty Mapa Karier i Pi-stacja: - Myślę, że tu nie chodzi o prace domowe, tylko o to, że w ukraińskich szkołach uczniowie na matematyce bardzo dużo pracują w grupach. Ta zasada jest zapisana w ich podstawie programowej. Zadania matematyczne są dobierane tak, aby były dla uczniów wyzwaniem.
Są wręcz z premedytacją dawane zadania trudne, żeby były dla dzieci wyzwaniem intelektualnym. A ponieważ dzieci pracują w grupie, to próbują wspólnymi siłami rozwiązać zadanie. To jest bardzo stymulujące.
To prawda, że dzieci z Ukrainy mają dużo wyższy poziom nauczania pojęć matematycznych niż dzieci praktycznie ze wszystkich krajów zachodnich, które idą innym programem.
Uczniowie ukraińscy mają metodykę nauczania matematyki i zakres programowy odziedziczony po czasach radzieckich. Idą szybko z bardzo ambitnym materiałem. W Ukrainie nauczyciele są bardzo wymagający i wciąż pracują metodami z ZSRR.
Uczniowie 9 klasy (odpowiednik naszej 8) muszą umieć równania i nierówności kwadratowe, funkcje kwadratowe, ciągi, równanie okręgu, trochę geometrii analitycznej, funkcje trygonometryczne. To jest ta sama podstawa, którą my mieliśmy w Polsce jeszcze w latach 90.
I powrót do programu z lat 90. byłby już u nas niemożliwy.
Przez wiele lat program nauczania matematyki był u nas łagodzony, uszczuplany. Dzisiaj uważa się wręcz, że poziom nauczania matematyki w naszych szkołach średnich jest niski
Widać to na studiach ścisłych. Pierwszy rok studiów trzeba w zasadzie poświęcić na podciągnięcie studentów z matematyki do poziomu wymaganego na studiach. To nie tylko nasz problem, ale większości krajów europejskich.
U nas kolejne reformy edukacji okrajały podstawę programową z matematyki. Też bardzo mocno pod naciskiem społeczeństwa. Ludziom się wydawało, że matematyka jest taka skomplikowana, bardzo trudna, że dzieci przez to osiągają złe wyniki, nie radzą sobie. Takie były nastroje społeczne, że nie było innego wyboru. Program trzeba było uprościć.
W Ukrainie nauczyciele nadal - pomimo bardzo niskich zarobków - mają wysoki prestiż społeczny. Tak jak u nas było 30 lat temu, kiedy ja chodziłem do szkoły. To był czas, kiedy rodzic był sprzymierzeńcem nauczyciela.
Dzisiaj, jak dziecko przychodzi do domu i mówi "dostałem dwóję z matematyki, bo nie zrobiłem zadania", to rodzic często zakłada, że to wina nauczyciela, nie nauczył dziecka i jeszcze złośliwie postawił dwóję.
W Ukrainie edukacja wciąż jest uważana za kluczową dla sukcesu życiowego. Dzieci nie mają wyboru. Muszą się uczyć, bo rodzice tego od nich wymagają.
Rodzice bardzo angażują się w życie szkoły. Do tego stopnia, że wyposażają nauczycieli w pomoce naukowe z własnych pieniędzy, np. kupują im komputery. Tam nauczyciele - i to kolejna różnica w stosunku do polskiej szkoły - współpracują ze sobą na co dzień. Oni nawzajem interesują się swoją pracą, swoimi uczniami i uczennicami. Rozmawiają o nich, wspólnie szukają najlepszych rozwiązań. W Polsce praktycznie tego nie ma. Do pokoju nauczycielskiego chodzi się najczęściej po to, żeby się napić herbaty.
W 2018 r. po raz pierwszy w historii uczniowie i uczennice z Ukrainy wzięli udział w badaniach PISA*. Okazało się, że na tle innych państw wypadają gorzej, też słabiej od Polski. Mieli też stosunkowo niski procent uczniów wybitnych. Mimo tak bardzo ambitnego programu.
Nasza wiedza o mózgu, o tym, w jaki sposób zapamiętujemy, przetwarzamy informacje, przyswajamy je, jest już bardzo pewna i sprecyzowana. I ona absolutnie podkreśla to, że nie można umieć czegoś, czego się nie przećwiczyło.
Ale żeby to zrobić, trzeba chociaż trochę matematykę lubić. I też czuć, że matematyka to jest coś, czego się można nauczyć i co można zrozumieć.
W nauce matematyki czynniki psychologiczne są bardzo ważne. Moim zdaniem, zrozumienie ich da największą szansę poprawy w polskiej szkole. Chodzi o to, aby nauczyciele pracowali z uczniami i uczennicami nie tyle nad materiałem, który dzieci muszą opanować, ile nad ich stosunkiem do uczenia się.
I kształtowali w dzieciach poczucie, że one potrafią coś zrobić same, że uda im się, tylko potrzeba do tego wysiłku. Żeby myślenie ucznia: "mi się to na pewno nie uda, jestem na to za głupi" zastąpić: "mi się to nie uda, bo nie chce mi się tego robić, ale gdybym chciał, usiadł, to by mi się udało".
Nie oszukujmy się, nie każdy jest Einsteinem i nie każdy jest wybitnie uzdolniony matematycznie. Co nie oznacza, że nie trzeba podejmować wyzwań.
Chodzi o to, żeby matematyki uczyć poprzez odpowiednią stymulację, czyli dawać dzieciom wyzwania, które są do pokonania, ale jednocześnie są ambitne. Żeby przekonały się, że podejmowanie wyzwań może być przyjemne.
Gdybyśmy się temu uważniej przyjrzeli, okazałoby się, że dzieci "humaniści" mają bardzo często rodziców "humanistów". Gdzieś tam rodzice mieli kłopoty z matematyką i pogodzili się z łatką "humanistów". I łatwiej jest im zaakceptować fakt, że ich dziecko też jest słabe z matematyki.
Nauczyciele też nie pomagają. Obciążeni pracą, mają zbyt liczne klasy, brakuje im czasu na to, żeby każdemu dziecku poświęcić uwagę. Chodzą na skróty i spisują dzieci na straty. Jeśli sobie nie radzi, to sorry, ale już Einsteina z niego czy z niej nie będzie i nie ma co się starać.
Jak się chce, to można to odkręcić. Zwłaszcza na wczesnym etapie nauczania, kiedy to nie wymaga dużego wysiłku i kiedy do nauki są jeszcze w miarę proste tematy.
Ktoś słabszym dzieciom z matematyki musi powiedzieć "słuchaj, ty to potrafisz zrobić, ja wierzę w ciebie. Zrób to dla mnie, zobaczysz, że ci się uda". I trochę mu w tym pomóc, żeby się udało. To jest jak gra komputerowa.
Gry komputerowe są perfekcyjnie skonstruowane przez inżynierów w taki sposób, że stawiają przed graczem optymalne wyzwanie, które nie jest ani za trudne, ani za łatwe. Gracz musi być w stanie wykonać zadanie, aby chciał grać dalej.
Kiedy komputer widzi, że gracz sobie dość dobrze radzi, to mu podnosi poprzeczkę. Jeśli widzi, że sobie przestaje radzić, to mu odrobinę poprzeczkę obniża, żeby znowu gracz poczuł sukces, który motywuje.
I w momencie, kiedy ktoś poczuje, że jakaś kompetencja, czy to matematyczna, czy jakakolwiek inna, jest czymś, co mu wychodzi, to buduje się w nim przekonanie, że sobie poradzi. Że to, czy się coś uda, to kwestia wysiłku, kolejnej próby.
W momencie, kiedy ktoś podejmuje próbę, która nie jest dopasowana do jego poziomu, to można go namówić jeszcze do drugiej próby, być może do trzeciej, ale potem już będzie kompletna rezygnacja ze wszystkiego
Widzę kilka możliwości tej nudy. Nudzą się, bo nic nie rozumieją. Mają już takie zaległości w nauce, że po prostu się wyłączają.
Drugi powód jest taki, że są bardziej zaawansowane i nudzi ich lekcja, bo oni już to wszystko wiedzą.
A trzeci powód może być taki, że coś się dzieje w ich życiu istotnego, co angażuje na tyle, że nie są w stanie uważać, Trzeba się dopytać, o którą możliwość chodzi, i zareagować adekwatnie.
Znam dwie skuteczne metody. Pierwsza jest taka, aby zbadać dobrze, jakie dziecko ma ambicje. Gdzie chce iść na studia, kim chce zostać, co je interesuje.
Jeśli ma zainteresowania i plany życiowe, które wymagają wiedzy matematycznej, to kontaktowałbym je z kimś, kto uczy się w szkole średniej czy wyższej, do której dziecko chce pójść. Po to, aby ten ktoś uświadomił dziecku, jakie są realne wymagania w tej szkole, jakie rzeczy trzeba umieć, żeby sobie w niej dobrze radzić.
Znaleźć kogoś, kto jest dla dziecka autorytetem i kto będzie umiał pogadać. Powie coś na zasadzie, "naprawdę w ciebie wierzę, ty sobie z tym poradzisz, bo to jest w granicach twoich możliwości. To tylko kwestia wysiłku. Zobacz, Lewandowski codziennie przez sześć godzin biega po boisku. Niezależnie od tego, czy pada deszcz, czy leje, czy wieje wiatr, czy jest mróz. On by nie był tym, kim jest, gdyby się nie starał. On na początku też tego wszystkiego nie umiał robić".
Być może warto umówić dziecko z psychologiem albo z doradcą zawodowym. Chodzi o to, aby dziecko zdrowo zmotywować.
Osiągnięcia są możliwe, ale wymagają wysiłku. To nie jest wina dziecka, że ono ma braki w matematyce, tylko tego, że tempo lekcji, tempo nauczania zbiorowego nie jest dopasowane do indywidualnych potrzeb.
Mogło być tak, że dziecko było chore i przez tydzień nie chodziło do szkoły. I akurat w ciągu tego tygodnia był kluczowy temat, który był potrzebny do zrozumienia kolejnych. To mógł być jedyny powód tego, że dziecko nie nadąża.
Jak się nie zrozumie ułamków zwykłych, to się nie zrozumie ułamków dziesiętnych, procentów i tak dalej, i tak dalej.
Odcinamy od możliwości robienia kariery w bardzo wielu zawodach, w których mogłyby się zrealizować. W przyszłości zawody humanistyczne też będą wymagały wiedzy matematycznej ze względu na technologię, na komputery.
Moim zdaniem, obok kompetencji miękkich, kompetencje matematyczne są absolutnie kluczowe dla szans życiowych i zawodowych. Jeśli rynek pracy będzie ewoluował w tym kierunku, w jakim ewoluuje, to naprawdę będzie trudno znaleźć dobrą pracę za 20 lat, nie będąc ogarniętym z matematyki.
Wierzę w to, że technologie cyfrowe pomogą rozwiązać problemy, jakie na co dzień trapią polski system edukacji. Matematyki można nauczyć się poza szkołą. Chociażby z internetu.
Proszę pomyśleć o swoim życiu, ile się pani nauczyła od innych, a ile się pani nauczyła sama? Jak się dobrze zastanowimy, to większość z nas uzna, że to, co umiemy robić dobrze, to coś, czego nauczyliśmy się sami.
To nie jest tak, że nauczyciel coś włoży do głowy. Nauczyciel zarzuci temat, pomoże zrozumieć, a potem trzeba usiąść i przećwiczyć.
W związku z tym postulat jest taki, żeby szkoła była miejscem sprzyjającym nauce, aby dzieci uczyły się tam ze sprawdzonych źródeł i same od siebie, a nauczyciele im w tym towarzyszyli i pomagali.
A dlaczego nie? To lepsze niż podręcznik. Nasze filmy edukacyjne i ćwiczenia edukacyjne są dopasowane do podstawy. Niech dzieciaki uczą się z wideolekcji.
Ostatecznie konieczna jest samodzielna nauka i praca, od tego nie uciekniemy. Nie ma cudów. Jak nam ktoś coś wyjaśni, to może raz nam się uda, ale potem zapomnimy, jak się to robi. Trzeba ćwiczyć, a do tego niezbędna jest motywacja. A do motywacji potrzebny jest sukces. Edukacja matematyczna może i powinna być jak gra komputerowa.
Andrzej Pieńkowski jest specjalistą w dziedzinie mediów cyfrowych oraz technologii w edukacji. Z wykształcenia geochemik, pracował naukowo w Polskiej Akademii Nauk, popularyzator nauki. Programista i fan Linuxa. Od 2014 roku zajmuje się edukacją jako manager ds. rozwoju produktów w fundacji Katalyst Education, w której współtworzy projekty Mapa Karier i Pi-stacja.
Pi-stacja to blisko 900 bezpłatnych wideolekcji realizujących program nauczania z matematyki, chemii, fizyki i biologii. Oprócz filmów edukacyjnych na Pi-stacji są udostępniane interaktywne ćwiczenia oraz powtórki online z matematyki dla ósmoklasistów i maturzystów. Zamierzeniem Pi-stacji jest wyrównywanie szans uczniów poprzez zapewnienie dostępu do dobrej jakości cyfrowych materiałów edukacyjnych, z których można się uczyć w dowolnym miejscu i czasie. Za pomocą lekcji w internecie uczniowie mogą nadrobić zaległości w nauce, powtórzyć przerabiany w szkole materiał, poszerzyć posiadaną wiedzę. Forma krótkich wideolekcji jest pomocnym narzędziem dla uczniów, mających problemy ze skupieniem uwagi na lekcjach w szkole. Wszystkie wideolekcje na stronie: pistacja.tv.
*PISA: Programu Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów (ang. Programme for International Student Assessment) sprawdza, jak młodzież w wieku 15 lat, pod koniec obowiązkowego kształcenia w szkole, jest przygotowana do dalszej nauki i kariery zawodowej, wymagań rynku pracy oraz dorosłego życia. Badanie PISA jest realizowane od 2000 roku co trzy lata. W ostatniej edycji badania PISA 2018 wzięło udział 79 krajów i regionów z całego świata.