Dzieci z Ukrainy będą zdawać egzaminy. Nauczycielka: Jeden z uczniów czyta polską literaturę, ładnie wymawia nasze "ł"

- Mam uczniów, którym jest wszystko obojętne. Są rozbici, tęsknią za swoim życiem w domu w Ukrainie. Przychodzą do szkoły i siedzą w telefonach. Wysyłają SMS-y do koleżanek i kolegów, nie interesuje ich to, co się dzieje na lekcjach. Są nieobecni - nauczycielka języka polskiego z Warszawy mówi o pracy w klasach, do których dołączyły dzieci z Ukrainy.

Joanna Biszewska: Uczniowie z Ukrainy, którzy dołączyli do polskich szkół w ostatnich tygodniach, mają podejść - razem z polskim uczniami - do egzaminu ósmoklasisty. To dobry pomysł?

Nauczycielka języka polskiego z warszawskiej podstawówki: Ma to swoje plusy i minusy. Egzamin ósmoklasisty jest zamknięciem edukacji ze szkoły podstawowej. Dla dzieci z Ukrainy możliwość zdawania tego egzaminu może być symbolicznym zamknięciem pewnego etapu. Oni dostali wybór, że mogą zdawać, ale nie jest to obowiązkowe. Jeśli podają do egzaminów, to też nie ma możliwości, aby ich nie zdali.

Dlaczego?

Bo egzaminu ósmoklasisty nie da się nie zdać. Wielu z naszych nowych uczniów z Ukrainy, zanim do nas przyjechali, znali już trochę język polski. Mam ucznia, który dołączył do ósmej klasy ze znakomitą znajomością polskiego. Jego dziadek jest lwowianinem, rozmawiał z nim dużo po polsku. Ci uczniowie, którzy przed wojną nie mieli styczności z naszym językiem, też zdadzą egzamin. Na 10,15 proc., ale zdadzą. Dzieci z Ukrainy będą miały też na egzaminie pewne ułatwienia.

Ilu uczniów z Ukrainy ma pani w ósmej klasie?

Sześcioro. Wszyscy przyjechali po wybuchu wojny.

Jak idzie im nauka polskiego?

Niektórym dobrze, innym na tym nie zależy. Po kilku tygodniach zaczynają rozumieć niektóre zdania, domyślają się, co jest napisane, starają się komunikować.

'Młodsze dzieci, te, które doszły do najmłodszych klas, naprawdę dobrze sobie radzą. Rozmawiam z koleżankami, które uczą w klasach 1-3. One wychodzą ze skóry, aby dzieci z Ukrainy czuły się w ich klasach dobrze i bezpiecznie. Wykonują wspaniałą pracę''Młodsze dzieci, te, które doszły do najmłodszych klas, naprawdę dobrze sobie radzą. Rozmawiam z koleżankami, które uczą w klasach 1-3. One wychodzą ze skóry, aby dzieci z Ukrainy czuły się w ich klasach dobrze i bezpiecznie. Wykonują wspaniałą pracę' Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl

Szkoła zapewnia nowym uczniom pomoce w nauce języka polskiego, ma pani na swoich lekcjach nauczycieli, którzy pomagają w nauce języka?

Nie. Wszystko spadło na mnie. Nikt mi nie pomaga. Na swoich lekcjach muszę pomieścić dwie działalności. Prace z dziećmi polskimi i ukraińskimi. Z polskimi pracuję teraz nad zdaniami podrzędnymi i współrzędnymi. Dzieciom z Ukrainy w tym czasie rozdaję ćwiczenia do nauki języka polskiego dla obcokrajowców. Samodzielnie doszkalam się z glottodydaktyki, żeby mieć pojęcie o tym, jak uczyć języka obcokrajowców.

W pani szkole nie powstały osobne klasy przygotowujące nowych uczniów do nauki w języku polskim?

U nas nie ma oddziału integracyjnego. Nowe dzieci dołączyły do istniejących już klas. Na początku dopisywaliśmy uczniów i uczennice z Ukrainy do najmniej licznych klas, teraz to już nie ma znaczenia. Wszystkie klasy są już przepełnione.

Jak sobie szkoła z tym radzi?

Rozsypały się plany lekcji. Musimy grafik ustalać na nowo, na bieżąco, dostosowywać się do zmieniającej się sytuacji. A nie jest to łatwe w dużej szkole, w której uczy się kilkaset dzieci.

Z czym jest największy problem?

Z nauką języków obcych. Jeżeli w klasie jest mniej niż 24 uczniów, to lekcje języka obcego prowadzi się dla całej klasie. Kiedy jest więcej dzieci, wówczas klasę musimy podzielić na dwie grupy i dla każdej zorganizować lekcje, a to wymaga zmiany planu lekcji.

Mam klasy, w których plan lekcji zmieniał się w ostatnich tygodniach kilka razy. Rodzice źle na to reagują. Mają poustawiane popołudniowe zajęcia dodatkowo dla dzieci, muszą je odwoływać, układać zajęcia dzieci pod nowy plan.

Z punktu widzenia rodzica można pomyśleć, że to lepiej, bo dzieci będą uczyć się języków obcych w kilkunastoosobowych grupach, a nie w przepełnionych klasach.

Można patrzeć na to pozytywnie. Ale rodzice tak tego nie widzą. Buntują się w związku ze zmianami planu lekcji. Nowych uczniów w szkole stale przybywa, wciąż musimy coś zmieniać i przeorganizowywać. Od początku wojny w Ukrainie dołączyło do nas około 100 uczniów z Ukrainy.

To dużo?

Pracuję w dużej szkole, nie ma u nas jeszcze limitów przyjęć. Wiem, że w mniejszych szkołach, z gorszą infrastrukturą, dyrektorzy szkół odsyłają dzieci do innych placówek.

Jak nowi uczniowie, którzy nie są u nas z wyboru, odnajdują się w tak dużej, obcej dla nich szkole?

Młodsze dzieci, te, które doszły do najmłodszych klas, naprawdę dobrze sobie radzą. Rozmawiam z koleżankami, które uczą w klasach 1-3. One wychodzą ze skóry, aby dzieci z Ukrainy czuły się w ich klasach dobrze i bezpiecznie. Wykonują wspaniałą pracę.

Ćwiczą z dziećmi literki, czytają, organizują dodatkowe pomoce naukowe, wymyślają zabawy integracyjne. To przynosi efekty. Dzieci bardzo dobrze się integrują, robią postępy, widać, że sobie radzą i są szczęśliwe. W starszych klasach tak dobrze to już nie wygląda.

To już młodzież. Są bardziej świadomi. O to chodzi?

Też, ale nie tylko. Pod koniec maja ósmoklasiści będą zdawać egzaminy. Bardzo ważne dla nich, bo od wyników zależy, do jakiego liceum się dostaną.

My mamy z nimi jeszcze sporo do zrobienia. Powtarzamy, utrwalamy, systematyzujemy wiedzę do egzaminów. To jest ogrom pracy. Nie mam już zasobów czasowych na to, aby osobno pracować z uczniami z Ukrainy.

W domu po pracy przygotowuję dla nich osobne ćwiczenia, zadania, które proszę, aby wykonywali na moich lekcjach. Sama zorganizowałam dla nich podręczniki do nauki polskiego. Staram się, aby mieli na moich lekcjach zajęcie.

Udaje się?

Jeden z moich nowych uczniów jest bardzo ambitny. Angażuje się do czytania polskiej literatury. Bardzo ładnie czyta, pięknie wymawia polskie "ł".

To ten uczeń, który już znał język polski, zanim do nas przyjechał.

Tak. Z innych przedmiotów też sobie dobrze radzi. Najgorzej mają te dzieci, które przyszły do szkoły bez żadnej znajomości polskiego.

Mam w klasie dziewczynkę, po której widać od razu, że w Ukrainie była świetną uczennicą. Jest bardzo ambitna, sumienna, wspaniała, przy tym bardzo skromna. Ona cierpi, bo bardzo chciałaby się dobrze uczyć, ale brak znajomości polskiego jej w tym przeszkadza. Nie radzi sobie z prostymi ćwiczeniami, które w normalnych warunkach byłyby dla niej pestką. Brakuje jej pomocy, nauczycielki, która pomogłaby jej szybciej wpaść w polski rytm.

Szkoda.

Dla nas nauczycieli to też jest ogromny ból, rozdarcie i dyskomfort, bo nie mamy jak tym dzieciom pomóc. Mam uczniów, którym jest już wszystko obojętne. Są rozbici, tęsknią za swoim życiem w domu w Ukrainie. Przychodzą do szkoły i siedzą w telefonach. Wysyłają SMS-y do koleżanek i kolegów, nie interesuje ich to, co się dzieje na lekcjach. Są nieobecni.

To jest prawdopodobnie ich sposób na przeczekanie.

Kilka tygodni temu, kiedy doszło do nas najwięcej dzieci z Ukrainy, nasi uczniowie bardzo się starali. Przyznam, że egzamin z integracji zdali świetnie. Szczególnie chłopcy.

Wyciągali nowych kolegów na boisko, grali razem w piłkę, chodzili na blok sportowy grać w siatkówkę, bardzo się starali. Ten entuzjazm niestety minął.

Mam wrażenie, jakby niektóre dzieci z Ukrainy odcięły się. Przestali uważać, patrzeć na nauczyciela, nie próbują już nawet słuchać i zrozumieć. Zamknęli w sobie i w swoich telefonach.

'Egzamin ósmoklasisty jest zamknięciem edukacji ze szkoły podstawowej. Dla dzieci z Ukrainy możliwość zdawania tego egzaminu może być symbolicznym zamknięciem pewnego etapu. Oni dostali wybór, że mogą zdawać, ale nie jest to obowiązkowe. Jeśli podają do egzaminów, to też nie ma możliwości, aby ich nie zdali''Egzamin ósmoklasisty jest zamknięciem edukacji ze szkoły podstawowej. Dla dzieci z Ukrainy możliwość zdawania tego egzaminu może być symbolicznym zamknięciem pewnego etapu. Oni dostali wybór, że mogą zdawać, ale nie jest to obowiązkowe. Jeśli podają do egzaminów, to też nie ma możliwości, aby ich nie zdali' Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl

Bo to jest bardzo trudne, aby, z dnia na dzień, przestawić się nie tylko na nową rzeczywistość, ale też na naukę w obcym języku.

Dzieci z Ukrainy, które przyjechały do Polski, mają zorganizowaną szkołę online przez ukraińskie ministerstwo edukacji. Od 9 rano do 11.00 mogą uczestniczyć w lekcjach w swoim języku i według ukraińskiej podstawy programowej.

Mają też zajęcia od 17.00 do 19.00, gdyby nie zalogowali się rano. Wiem, że moi uczniowie nie logują się na te lekcje. A szkoda, bo ukraińscy nauczyciele - pomimo wszystko - wykonują swoją pracę, są dla swoich uczniów i uczennic.

Nasze szkoły mogłyby udostępnić świetlice, aby w czasie, kiedy trwają lekcje online ukraińskich szkół, dzieci logowały się i były na bieżąco.

Podczas lekcji szkolne świetlice, biblioteki, czytelnie są puste, można tam stworzyć warunki do lekcji online. Ważne jest, aby lekcje online odbywały się w szkołach,  nie w domach.

Chodzi o to, aby chodziły do szkoły?

Już teraz, po tych kilku tygodniach, widać, że niektóre dzieci poradzą sobie, skorzystają i zaadoptują się w naszym systemie. Niektóre będą biernymi słuchaczami, ale to też nie jest złe, bo może przyjść moment, kiedy zechcą pracować, otworzą się, zrobią jakiś wysiłek.

Myślę, że dla ich psychiki to jest bardzo ważne, aby wychodzili z domów, byli wśród rówieśników. Bardzo staramy zaopiekować się naszymi nowymi uczniami z Ukrainy. Robimy to najlepiej jak dzisiaj potrafimy i w jakim stopniu pozwalają nam na to warunki szkolne.

Nasza rozmówczyni jest nauczycielką języka polskiego w powszechnej szkole podstawowej w województwie mazowieckim. Ze względu na prywatność uczniów rozmowę publikujemy anonimowo.

Od początku wojny do polskich szkół i przedszkoli rodzice czy opiekunowie zapisali ponad 160 tys. dzieci. Szacuje się, że dzieci w wieku szkolnym z Ukrainy jest w Polsce ponad 700 tys. Być może część z nich podjęła naukę zdalną w domach. Niektóre dzieci kontynuują naukę w szkołach ukraińskich. Jedna z nich, Materynka w Warszawie, która istniała jeszcze przed wojną, na początku lutego miała 200 uczniów, dzisiaj jest ich ponad 1000. Od lutego 2022 w samej Warszawie powstało kilka ukraińskich szkół. To m.in. placówka stworzona przez organizacje Ukraiński Dom oraz Międzynarodowa Organizacja "Save the Children" w której uczy się 250. Cała kondygnacja jednego z biurowców na Mokotowie zmieniła się w szkołę dla dzieci z Ukrainy. Przestrzeń przekazała jedna z działających w Warszawie firm.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.