Absurdy punktowego systemu oceny zachowania. "Minus 10 punktów za nieostre kredki w piórniku"

Szkoły podstawowe oceniają zachowanie dzieci za pomocą punktów. Za dobre uczynki dzieci dostają dodatnie punkty, za złe - ujemne. - Córka spóźniła się do szkoły, bo rano źle się czuła. Dostała pięć punktów ujemnych. Płakała - opowiada mama szóstoklasistki. - Podobne reguły obowiązują w zakładach karnych - mówi pedagog.

Tylko otworzą oczy i włącza im się stres. Za spóźnienie do szkoły dostają ujemne punkty z zachowania. A przecież spóźnienia nie zawsze wynikają z ich winy. Często to sprawka rodzica, który np. utknął z dzieckiem w korku. W szkole są punktowani za wszystko. Za bieganie na korytarzu, krzyki na przerwie, gadanie na lekcji dostają punkty ujemne.

Kiedy przyniosą kredę, pomogą koledze, zarabiają dodatnie. Od rano kalkulują, co im się opłaca robić, a co nie. Wprawieni w systemie punktowym uczniowie i uczennice znają szkolny katalog zachowań, wiedzą, jak szybko zarobić punkty dodatnie i jak skasować ujemne.

Tysiące szkół w Polsce ocenia zachowanie uczniów i uczennic za pomocą punktowego systemu oceny zachowania. System jest wprowadzany od czwartych klas w szkołach państwowych, też w prywatnych.  O tym, czy zachowanie dzieci w szkołach będzie ocenianie za pomocą punktów, decydują dyrektorzy.

System polega na tym, że dziecko na początku każdego semestru startuje z pulą punktów. To może być 100, 200 punktów. Zależy, jak ustali szkoła. Punkty na start odpowiadają ocenie dobrej. Zadaniem ucznia jest zbieranie punktów za zachowanie.

Za zachowanie właściwe dostaje dodatnie, za niewłaściwe ujemne. O tym, czym jest zachowanie właściwe, a czym niewłaściwe, decyduje status szkoły. Każda szkoła tworzy mniej lub bardziej rozbudowany katalog różnych zachowań właściwych i niewłaściwych.

Zdobywane przez dzieci punkty są dokumentowane w dzienniku. Na koniec semestru wychowawcy zliczają punkty i na ich podstawie wystawiają dziecku ocenę z zachowania, odpowiednią do liczby zebranych punktów.

Za komputer 50 punktów, za szampon i kawę 10

Z założenia system miał być najbardziej sprawiedliwą formą oceniania zachowania dzieci w szkołach. Miał sprawić, że dzieci będą świadome tego, w jakim przedziale ocen się znajdują, a także tego, że za pomocą zdobywania punktów mogą moderować swoje zachowanie.

- W grudniu szkoła mojego syna organizowała pomoc dla rodziny ubogiej. Dostaliśmy listę, czego potrzebuje rodzina: skarpety, szampony, bluzy, komputery, jedzenie. Każdy z rodziców przygotował dzieciom to, na co mogliśmy sobie finansowo pozwolić. Mój syn zaniósł kawę, herbatę, proszek do prania. Dostał za to 10 punktów. Jego kolega, który przyniósł komputer, otrzymał 50 punktów.

Dzieci po szkole wybiegły z pretensjami do rodziców, że dali tanie rzeczy i przez to nie zarobili dużo punktów - mówi mama czwartoklasisty. - Wzięłam syna na bok, wytłumaczyłam, że najważniejsze w nas jest to, abyśmy czuli się potrzebni i rozumieli, że możemy sobie nawzajem pomagać, że nie musimy tego przeliczać na punkty - dodaje. - Poprosiłam, abyśmy nie analizowali punktów za zachowanie, bo dla naszej rodziny nie są ważne. Znam swoje dziecko, wiem, że jest wrażliwym i mądrym chłopcem, nie potrzebuje punktów za zachowanie, żeby wiedzieć, jaka jest jego wartość.

System punktów za zachowanie jest niesprawiedliwy - tak uważają nastolatki ze szkoły podstawowej pod Warszawą
System punktów za zachowanie jest niesprawiedliwy - tak uważają nastolatki ze szkoły podstawowej pod Warszawą Fot. Anna Lewańska / Agencja Wyborcza.pl

Inna mama opowiada, jak wielki stres generują u jej dziecka punkty ujemne.

- Córka spóźniła się, bo rano źle się czuła i miała problemy z brzuchem. Myślę, że z nerwów. Zależało jej jednak, aby iść do szkoły, bo miała tego dnia ważny sprawdzian. Wyszła z domu 10 minut później niż zazwyczaj. Kiedy dotarła do szkoły, była już tak zdenerwowana, że nie potrafiła powiedzieć pani, że spóźniła się, bo źle się czuła. Dostała punkty ujemne. Bardzo to przeżyła. Od tamtego dnia w naszym domu od samego rana cała rodzina funkcjonuje w stresie, bo wiemy, że choćby się waliło i paliło, córka musi być w szkole na czas - opowiada mama szóstoklasistki.

Pani od matematyki nie poszedł egzamin, podarła kartkę i wybiegła z sali

Dr Marta Majorczyk, pedagog i psycholog z poradni psychologiczno-pedagogicznej przy Uniwersytecie SWPS, stara się zrozumieć, dlaczego szkoły tak chętnie wprowadzają punkty za zachowanie.

- W systemie założenie jest takie, że uczeń cały czas jest świadomy, w jakim przedziale się znajduje i może zarządzać swoją aktywnością szkolną. Jak? Np. działać na rzecz klasy czy szkoły, jeśli za tym idzie kwestia docenienia zachowania w postaci punktów zasilających konto. Dodatnie punkty mogą podnosić samoocenę uczniów, sprzyjać kształtowaniu postaw autonomicznych. Uczeń czy uczennica ma wówczas świadomość, że ocena zachowania zależy od jego/jej aktywności, inicjatywy, chęci - tłumaczy pedagog, która punktowy system oceniania zachowania w szkołach porównuje do programu lojalnościowego, systemu ocen pracowniczych, który opiera się na instrumentalnym warunkowaniu i inżynierii behawiorystycznej.

- Podobne reguły obowiązują w zakładach karnych. Czy tak należy postępować w szkole XXI wieku? - zastanawia się pedagog.

Psycholożka dziecięca Agnieszka Misiak na co dzień pracuje z dziećmi i rodzicami w Łodzi, prowadzi konsultacje psychologiczne i szkolenia dla oświaty. Jest przekonana, że nasze relacje z dziećmi nie muszą opierać się na wycenie punktowej. I opisuje, jak wyglądałby system punktowania zachowania, gdyby dotyczył dorosłych:

- Wyobraźmy sobie, że pani od matematyki nie poszedł egzamin, który miała zaliczyć, żeby stać się nauczycielką mianowaną. Z rozpaczy zmięła arkusz, wepchnęła do torebki, a na korytarzu rozpłakała się i trzasnęła drzwiami. Dyrektor mówi na to: upomnienie, punkty ujemne i wstyd, droga koleżanko, wstyd - parafrazuje psycholożka i nieco ironizując tłumaczy na przykładzie, że punkty ujemne niczego nie wnoszą:

  - Dziecko dostaje punkty ujemne za to, że podarło klasówkę i wybiegło z sali na korytarz. No przecież. Punkty ujemne powodują, że dziecku natychmiast przyrasta umiejętności w obszarze regulacji emocji, w obszarze radzenia sobie z porażką i impulsywnym działaniem. W efekcie tychże punktów dowiedziało się, co może zrobić, kiedy następnym razem doświadczy rozczarowania i złości. Na bank poczuje się zrozumiane. Nie wspomnę o tym, że poczucie bezpieczeństwa dziecka w relacji z nauczycielem rozwinęło się co najmniej jak inflacja.

Uczennica: Kolega przyniósł do szkoły worek suchej karmy, aby zniwelować karne punkty za pobicie

- System punktów za zachowanie jest niesprawiedliwy - tak uważają nastolatki ze szkoły podstawowej pod Warszawą. Dziewczyny na początku semestru dostają pulę stu punktów. Problem jest w tym, że odjęte punkty można dostać za rzeczy niezwiązane z zachowaniem. Młodsza, uczennica siódmej klasy, dostała minusowe punkty za to, że ojciec pozwolił jej w trakcie świąt i przerwy w nauce pofarbować kosmyk włosów na czerwono. Starsza (ósma klasa) miała odjęte punkty za zachowanie, bo w piórniku miała dwie niezaostrzone kredki.

- Mówiłam, że to niesprawiedliwe, bo tyle samo ujemnych punktów dostali ci, którzy nawet nie mieli piórnika, ale nie było dyskusji, minus 10 punktów za nieostre dwie kredki - wspomina uczennica.

Stracić punkty z zachowania miały też obie z powodu używania telefonu podczas przerw. Jest to zakazane w szkole i nie pomogły tłumaczenia, że młodsza prosiła o doniesienie stroju na wuef, którego zapomniała, a starsza - poruszająca się na wózku inwalidzkim - informowała rodziców, że lekcji nie będzie, i można po nią do szkoły przyjechać wcześniej.

Absurd? Jeszcze większym są punkty dodatnie. Nabijanie pozytywnych punktów odbywa się dzięki wolontariatom lub zbiórkom. Za każde z tych działań można zarobić sporo punktów. Np. za przyniesienie do szkoły karmy dla psów "odrabia" się stracone 10 punktów.

- Idiotyczne jest to, że chłopak, który pobił kolegę z klasy i został za to ukarany odjęciem 50 punktów oraz zwołano w jego sprawie specjalną radę szkolną, mógł pod koniec roku - a konkretnie dzwoniła do nauczycieli jego mama z pytaniem, co ma zrobić - przynieść do szkoły worek suchej karmy dla psów oraz wpłacić 50 zł na Szlachetną Paczkę, aby zniwelować karne punkty za pobicie. To chore - mówi uczennica ósmej klasy podwarszawskiej podstawówki.

Psycholożka Agnieszka Misiak uważa, że stosujemy punkty ujemne, bo na nich wyrośliśmy. Takie punktowanie dzieci zaczyna się już w przedszkolach.

- System wesołych słoneczek i czarnych chmurek mówi przedszkolakowi: podzieliłeś się zabawką, dostajesz słoneczko. Płynie z tego jasna informacja: gdyby następnym razem przyszło ci do głowy się dzielić, najpierw rozejrzyj się dobrze, czy pani to widzi.

Wolontariat to kolejna nieźle punktowana aktywność

- Uczennica, która chodzi na jazdę konną w stajni, w której jest też hipoterapia, uzyskiwała zaświadczenie, że pomaga osobom z niepełnosprawnościami (plus 20 punktów), a pobliskie schronisko dla zwierząt w Józefosławiu przeżywało oblężenie jednorazowych wolontariuszek, które za 15 minut mycia misek zyskiwały poprawę oceny z zachowania. To jest najgorsze. Że można być łobuzem przez cały rok, a potem za puszkę psiej karmy wszystkie grzechy na świadectwie znikają - mówi tata siódmoklasistki. W szkole jego córek dodatkowe punkty można też dostać za przekazywanie notatek z lekcji osobom chorym i nieobecnym.

- Ale tu już poruszenia nie ma. Łatwiej przynieść nakrętki lub suchą karmę niż pomóc koledze. A ocena z zachowania i tak się na koniec zgadza - dodaje tata dwóch córek.

Idiotyczne jest to, że chłopak, który pobił kolegę z klasy i został za to ukarany odjęciem 50 punktów oraz zwołano w jego sprawie specjalną radę szkolną, mógł pod koniec roku przynieść do szkoły worek suchej karmy, aby zniwelować karne punkty za pobicie
Idiotyczne jest to, że chłopak, który pobił kolegę z klasy i został za to ukarany odjęciem 50 punktów oraz zwołano w jego sprawie specjalną radę szkolną, mógł pod koniec roku przynieść do szkoły worek suchej karmy, aby zniwelować karne punkty za pobicie Fot. Jakub Ociepa / Agencja Wyborcza.pl

Uczniowie i uczennice sprawnie poruszający się w punktowym systemie oceny zachowania wiedzą, co zrobić, aby szybko zarobić punkty dodatnie albo jak wykasować punkty ujemne. Psycholożka Agnieszka Misiak widzi absurd sytuacji, kiedy szkoły tworzą katalog dobrych zachowań. Takie działania w oświacie sprawiają, że dzieci uczą się kombinowania. Dlaczego?

- System punktowy mówi jasno: rób rzeczy punktowane. Być może cały rok układałeś książki w bibliotece i pomagałeś pani bibliotekarce ogarnąć system zarządzania księgozbiorem, twoja strata, to nie było ujęte w taryfikatorze. Mogłeś być sprytny jak Franek i najpierw sprawdzić, a potem robić dobre uczynki. Franek sprawdził i w czerwcu ogarnął sobie ocenę z zachowania.

Szkoły bez punktów. Uczennica: Sami siebie oceniamy

Uczennica siódmej klasy społecznej szkoły z Warszawy dziwi się, kiedy pytam ją o punkty za zachowanie. Jej szkoła w inny sposób radzi sobie z oceną zachowania uczniów i uczennic.

- Pod koniec semestru wychowawczyni rozdaje nam ankietę do wypełnienia. Sami oceniamy swoje zachowanie, musimy zastanowić się nad tym, co udało nam się zrobić dobrze, nad czym możemy jeszcze popracować. Wychowawczyni zbiera od nas ankiety, a potem spotyka się ze wszystkimi naszymi nauczycielami i ustala, czy zgadzają się z tym, co sami napisaliśmy o sobie w ankiecie.

Dr Marta Majorczyk domyśla się, dlaczego tak wiele szkół w Polsce rezygnuje z indywidualnej analizy dobrych i mocnych stron każdego dziecka. Chodzi o to, że punktowy system oceniania to łatwe narzędzie do obrony przed zastrzeżeniami ze strony rodziców i uczniów.

- Dlaczego moje dziecko ma tylko ocenę dobrą? Tak wyszło z punktów. System zastępuje dialog z roszczeniowym, nadopiekuńczym, wymagającym rodzicem - uważa pedagog.

Szkoły, które zrezygnowały z punktowego systemu oceny zachowania, nie mają szablonu z dobrymi i złymi zachowaniami, które można punktować. Nauczyciele z takich szkół opierają się na zindywidualizowanym procesie wychowania ucznia, na analizie mocnych i słabych stron dziecka, analizie konkretnych sytuacji, na szukaniu przyczyn i znajdowaniu rozwiązań dla konkretnego ucznia czy uczennicy. Takie podejście wydaje się bardziej ludzkie i wychowawcze.

Tylko pytanie - wtrąca dr Majorczyk - czy my, dorośli, przede wszystkim rodzice, dojrzeliśmy do współpracy? Czy jesteśmy gotowi do partnerskiego dialogu z nauczycielami na temat zachowania i wychowania naszego dziecka? Czy potrafimy zmierzyć się z prawdą o naszym dziecku?

Anna Olankowicz, pedagog szkolna z trzydziestoletnim doświadczeniem pracy w szkole, też nie ma wątpliwości, że stosowane w szkole oceny z zachowania nie spełniają swojego zadania. Trudno przecież sprawiedliwie ocenić zachowanie dziecka, czy to za pomocą punktów, czy określeniami dobre, wzorowe, nieodpowiednie.

- Jeśli musimy oceniać zachowanie uczniów, to zróbmy to za pomocą oceny opisowej. Ale to wymaga dużo pracy. Odkąd pamiętam, w szkołach są dyskusje na temat tego, kto jest wzorowy, kto może zdobyć maksymalną liczbę punktów i za co. Jakbyśmy zapomnieli, że każdy z nas zachowuje się raczej dobrze, a na pewno stara się, ale też zdarzają się nam potknięcia. Jest to ludzkie i normalne. Dzieci lepiej chwalić i wzmacniać w nich to, co dobre, a nie punktować.

Więcej o: