Rodzice zabierają dzieci ze szkół publicznych. "Syn chodzi do fajnej szkoły. To placówka dla majętnych"

Szkoły bombardowane reformami i zmianami ledwo zipią, nauczyciele odchodzą z placówek, bo mają dość chaosu. Rodzice szukają alternatywy, przenoszą dzieci do szkół pozasystemowych i prywatnych. Kolejna zmiana w postaci "lex Czarnek" sprawi, że publiczna edukacja równych szans będzie już tylko mitem.

Ustawa zwana od nazwiska ministra edukacji "lex Czarnek" została przyjęta przez Sejm. Teraz czeka na podpis prezydenta. Jest kontrowersyjna, bo po jej wprowadzeniu dyrektorzy szkół nie mieliby za wiele do powiedzenia. "Lex Czarnek" to nieograniczona władza kuratorów. Z projektu ustawy dowiadujemy się, że dyrektorzy szkół będą wyrzucani z pracy, jeśli nie będą realizować zaleceń pokontrolnych. Kuratorzy będą decydowali, jakie organizacje społeczne mogą prowadzić zajęcia na terenie szkoły. Dyrektorzy, nauczyciele i rodzice nie zrobią w szkole nic, jeśli kurator się na to nie zgodzi.

Według ustawy każda organizacja społeczna, która będzie chciała poprowadzić zajęcia z uczniami, będzie potrzebowała pozytywnej opinii kuratora oświaty dotyczącej tych zajęć. Dyrektor szkoły - nie później niż na dwa miesiące przed rozpoczęciem zajęć - przekaże kuratorowi program zajęć oraz materiały wykorzystywane do realizacji programu zajęć, a także pozytywne opinie rady szkoły lub placówki i rady rodziców. Na tej podstawie kurator oświaty wyda opinię lub pozostawi informację bez odpowiedzi, co będzie równoznaczne z pozytywną opinią.

O tym, jak "lex Czarnek" może wyglądać w praktyce, pisał w jednym ze swoich postów-felietonów Paweł Lęcki, nauczyciel, polonista w liceum, który często komentuje na Facebooku tematy edukacyjne. Według Lęckiego ustawa sparaliżuje szkoły w jakiejkolwiek aktywności na rzecz realnego rozwoju uczniów.

"Odbierze uczniom i uczennicom możliwość konfrontowania się z różnorodnością, nie pozwoli na szybkie reagowanie w sytuacjach kryzysowych, gdyż o każdego eksperta, który mógłby pomóc, organizację, która pomoże ogarnąć doraźne kryzysy psychiczne młodych ludzi, będzie trzeba pytać na dwa miesiące wcześniej" - czytamy w poście nauczyciela.

'Ustawa Lex Czarnek trafiła na biurko prezydenta. Andrzej Duda ma 21 dni na podjęcie decyzji w sprawie ustawy. Kiedy pytam mamę dziewczynki z V klasy i chłopca z II klasy szkoły podstawowej o to, jakie nastroje panują w szkole jej dzieci, powiedziała mi, że wszyscy - i nauczyciele i rodzice - czekają już tylko na to, aż to się wszystko rozleci do końca i będzie można coś budować od początku''Ustawa Lex Czarnek trafiła na biurko prezydenta. Andrzej Duda ma 21 dni na podjęcie decyzji w sprawie ustawy. Kiedy pytam mamę dziewczynki z V klasy i chłopca z II klasy szkoły podstawowej o to, jakie nastroje panują w szkole jej dzieci, powiedziała mi, że wszyscy - i nauczyciele i rodzice - czekają już tylko na to, aż to się wszystko rozleci do końca i będzie można coś budować od początku' Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl

Projekt ustawy oprotestowuje opozycja, organizacje samorządowe, inicjatywa "Wolna szkoła". W sieci od kilku tygodniu krąży petycja podpisywana przez nauczycieli z argumentami za tym, aby odwołać Przemysława Czarnka ze stanowiska ministra edukacji. Niestety, inicjatywy oddolnie nie mają siły przebicia, od kilku lat rządzący robią ze szkołami, co chcą, a skutek reform jest taki, że rodzice z kapitałem finansowym i kulturowym ewakuują dzieci ze szkół publicznych i szukają dla nich innych możliwości edukacji.

Miniszkółki pozasystemowe "robią projekt o kosmosie"

Zdalne nauczanie obnażyło słabości systemu. Przeładowane treści programowe, brak autonomii nauczycieli i uczniów, brak elastyczności, kreatywności. Coraz więcej rodziców decyduje się na to, aby uwolnić dzieci od przestarzałego, pruskiego szkolnego systemu i zaoferować alternatywny model uczenia.

Dwa lata temu 12 tys. dzieci uczyło się w tzw. edukacji domowej. W tym roku to już 22 tys uczniów i uczennic. To oczywiście promil w stosunku do tego, ile jest w Polsce uczniów i uczennic - w roku szkolnym 2021/22 to 4,7 mln dzieci - ale nie ma wątpliwości, że przenoszenie dzieci do edukacji pozasystemowej to trend, który nie zniknie.

Jedną z form edukacji domowej jest przejęcie odpowiedzialności przez rodziców i nauczanie dziecka w domu, przy wsparciu klasycznej szkoły, do której dziecko może chodzić na zajęcia pozalekcyjne, basen itd. Ale to niejedyna opcja.

Kiedy wpisujemy w internetową wyszukiwarkę hasło "edukacja domowa", znajdziemy nie tylko szczegółowe poradniki, jak krok po kroku zabrać dziecko ze szkoły systemowej, lecz także adresy małych, pozasystemowych, prywatnych szkół. To miniszkoły, które nie dostają subwencji z budżetu, uczą dzieci w małych grupach, bez podziału na klasy, według własnych pomysłów. Uczniowie z takich miniszkół muszą tylko zaliczać na koniec semestru egzaminy klasyfikacyjne z podstawy programowej.

- Rok temu przepisałam dzieci ze szkoły systemowej do szkoły alternatywnej w tzw. edukacji domowej. Pracują w małych grupach, nie podążają za podstawą programową, uczą się tego, co ich interesuje. Ostatnio robili projekt o kosmosie. Dzieci zaliczyły semestr bez problemu, ale zdaję sobie sprawę z tego, że w starszych klasach podstawówki może to nie być wcale takie łatwe. Szkoła alternatywna moich dzieci kosztuje tyle, ile szkoła prywatna w Warszawie. Płacimy sporo, ponad dwa tys. miesięcznie za jedno dziecko - opowiada mama trojga dzieci z Konstancina.

Według GUS co czwarta placówka edukacyjna jest niepubliczna. Są to szkoły prywatne i społeczne. Od kilku lat szkoły prywatne w Polsce rosną jak grzyby po deszczu. Ich poziom bywa różny. Bo prywatna szkoła nie musi oznaczać, że to szkoła lepsza. Wielokrotnie opowiadali o tym eksperci na łamach naszego serwisu. Szkołę i dobrą atmosferę do nauki tworzą ludzie i ich pomysły, zaangażowanie, entuzjazm, sposób bycia.

Rodzice wierzą jednak, że do szkół prywatnych idą pracować nauczyciele entuzjastycznie nastawieni do swojej pracy, że to grono ludzi, którzy wiedzą, jak sprawić, aby dzieci pokochały naukę i były w czymś dobre.

- Moje dziecko w prywatnej szkole realizuje brytyjską podstawę programową. Wszystkie przedmioty ma po angielsku. Syn jest w czwartej klasie, doskonale mówi po angielsku, nie przynosi do domu stosu prac domowych, bo po lekcjach w szkole mają "homework" i nauczyciele uczą się z dziećmi. Matematykę mają na wysokim poziomie, syn świetnie radzi sobie z zadaniami z międzynarodowych konkursów matematycznych. Wiem, że chodzi do nowoczesnej, fajnej szkoły. Do szkoły bardzo trudno się dostać, do tego to placówka dla majętnych rodziców. Szkoła dziecka kosztuje nas ponad pięć tys. miesięcznie - mówi mama czwartoklasisty z Warszawy.

Kiedy pytam ją, czy nie żałuje, że odcięła dziecko od doświadczeń osiedlowej podstawówki, patrzy na mnie zdziwiona.

"Chcieli więcej wolności. To im się w placówkach niepublicznych udaje"

Od kilku lat jesteśmy świadkami procesu, który pogłębia w szkołach rozwarstwienie społeczne i klasowe. Mówił o tym na początku pandemii prof. Grzegorz Mazurkiewicz, socjolog z Instytutu Spraw Publicznych na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Według socjologa wiele niepublicznych szkół powstało z potrzeby dobrej pracy, autonomii, niezależności profesjonalnej, uwolnienia się od biurokratycznych bzdur, nadzoru kuratorium.

"Nauczyciele nie mogli już pracować w publicznym systemie, chcieli więcej wolności, lepiej uczyć. I to im się w placówkach niepublicznych udaje" - można przeczytać w naszej rozmowie "Dzieci ze szkół prywatnych żyją pod kloszem. Prof. UJ: Osiedlowa podstawówka jest jak szczepionka".

W szkołach publicznych dramatycznie brakuje nauczycieli. Luki w kadrach to nie jest problem tego roku szkolnego. Powstał po wprowadzeniu reformy likwidującej gimnazja w 2017/2018 r. Wielu nauczycieli odeszło wówczas z zawodu, bo żeby zapewnić sobie etat, musieliby pracować w kilku placówkach. Nie wszystkim to pasowało. Nadal wielu nauczycieli pracuje w kilku szkołach. W branży mówi się o nich "wędrujący", "objazdowi".

O tym, że w szkołach brakuje nauczycieli, sporo mówi bank ofert pracy dla nauczycieli w Warszawie. Ogłoszeń nie ubywa, z miesiąca na miesiąc jest ich coraz więcej. Młodzi ludzie po studiach zaczynają pracę w szkołach, ale szybko z tej pracy rezygnują. Dochodzą do wniosku, że to jest walka z wiatrakami, do tego praca jest słabo płatna.

Dla wielu nauczycieli szansą na godne życie okazały się korepetycje. Niektórzy z nich odeszli ze szkół na dobre i zajęli się udzielaniem prywatnych lekcji. A ceny korepetycji w ostatnich miesiącach mocno poszybowały w górę. Raz, że jest na te usługi ogromny popyt, a dwa, że inflacja wymusiła na nauczycielach podniesienie cen. Najwyżej cenione są korepetycje z angielskiego i przedmiotów ścisłych. Rodzice za prywatne lekcje z angielskiego płacą od 100 do 180 zł za godzinę, za przedmioty ścisłe ok. 150 zł.

Mikołaj Marcela, autor książek o edukacji i nauczyciel akademicki, nie ma wątpliwości, że korepetycje nie tylko utrzymują funkcjonowanie obecnego systemu edukacji, lecz także pogłębiają nierówności między uczniami i uczennicami.

- Popyt na korepetycje pokazuje, jak iluzoryczne jest nasze wyobrażenie o bezpłatnej edukacji. Rodzice dzieci w szkołach publicznych nierzadko wydają na korepetycje równowartość czesnego w szkole niepublicznej, więc coś tu zdecydowanie nie gra. Rosnące stawki za korepetycje - rażąco różniące się od stawek za godzinę pracy nauczyciela w szkole - także powinny nam wszystkim dać do myślenia. Tak długo, jak będziemy funkcjonować w obecnym, dziewiętnastowiecznym modelu szkoły, nie dopuszczać do systemu publicznego innych modeli szkolnych (demokratycznego, Montessori, waldorfskiego czy koncepcji autorskich), nie dawać możliwości autentycznego rozwoju zarówno uczniom, jak i nauczycielom, tak długo będziemy się mierzyć z coraz głębszym kryzysem edukacji - mówi autor książki "Selekcje. Jak szkoła niszczy ludzi, społeczeństwo i świat" i najnowszej "Dlaczego szkoła cię wkurza i jak ją przetrwać".

"Czekamy, aż to wszystko się rozleci"

Chyba żaden inny resort nie jest reformowany tak często jak ministerstwo edukacji. I pomimo tylu zmian jest coraz gorzej. Oddolne środowiska edukatorów od lat działają ku temu, aby szkoła stała się bardziej przyjaznym miejscem dla dzieci. Nie tylko instytucją, która uczy rywalizacji, posłuszeństwa, a do tego - w perspektywie - jest całkowicie zależna od kuratorów.

Pomimo starań, protestów nauczycieli i rodziców polska szkoła stoi nad przepaścią. W gorzkich słowach mówiło o tym w naszej rozmowie Kacper Uss, nauczyciel, polonista. Według pedagoga nie da się stworzyć dobrej szkoły bez zmotywowanego nauczyciela i porządku związanego z tym, czego i jak uczyć. A żeby ten porządek był, musimy w końcu ustalić ramy podstawy programowej i egzaminów, a nie wykreślać, zależnie od widzimisię ministra, lekturę tę czy inną. Niech w szkole w końcu zapanuje porządek, a nie bezustanna zmiana, bo niewiele osób to wytrzyma"- alarmował na łamach naszego serwisu.

Ustawa "lex Czarnek" trafiła na biurko prezydenta. Andrzej Duda ma 21 dni na podjęcie decyzji w sprawie ustawy. Kiedy pytam mamę dziewczynki z V klasy i chłopca z II klasy szkoły podstawowej o to, jakie nastroje panują w szkole jej dzieci, powiedziała mi, że wszyscy - i nauczyciele, i rodzice - czekają już tylko na to, aż to się wszystko rozleci do końca i będzie można coś budować od początku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.