Nauczyciele pracujący online z maturzystami kilka tygodni temu apelowali o przełożenie matur na czerwiec. Mówił o tym m.in. Dariusz Kulma, matematyk, autor książek matematycznych, Nauczyciel Roku 2008. Na łamach Głosu Nauczycielskiego nauczyciel tłumaczył, że realizacja podstawy programowej z matematyki w warunkach zdalnych idzie dużo wolniej niż normalnie. Każdy dodatkowy tydzień nauki mógłby uratować wyniki tegorocznych matur.
Nauczyciele i maturzyści nie dostali dodatkowego czasu, obniżono jednak wymagania na egzaminie. Ministerstwo Edukacji i Nauki zwolniło uczniów z obowiązku przystąpienia do co najmniej jednego egzaminu dodatkowego na poziomie rozszerzonym. Nie dla wszystkich uczniów jest to jednak dobre rozwiązanie. Uczelnie wyższe nie będą w rekrutacji stosować żadnej taryfy ulgowej. Na studia wyższe dostaną się ci maturzyści, którzy zdali maturę na poziomie rozszerzonym z dobrymi wynikami.
"Uczniowie, którzy chcą mieć szansę na bezpłatne studia, nie powinni rezygnować ze zdawania dodatkowego przedmiotu. Szczególnie że w tym roku czeka ich zacięta rywalizacja o indeksy. Do gry wracają bowiem ubiegłoroczni absolwenci, którzy nie zdali matury" - czytamy na łamach Dziennika Gazety Prawnej.
Kulma w rozmowie na temat tegorocznych maturzystów powiedział jeszcze jedną ważną rzecz. Zwrócił uwagę na to, że zeszłoroczne wyniki matur były jednymi z najgorszych w historii, a tegoroczne zapowiadają się jeszcze gorzej:
"Pamiętajmy, że tegoroczni maturzyści w poprzednim roku pracowali online i teraz pracują online. To opóźnienie z realizacją materiału w ich przypadku jest dużo większe niż w przypadku maturzystów ubiegłorocznych. Na dodatek nikt w Polsce nie mówi o tym, co z maturą 2022? Spodziewam się katastrofy, bo właśnie te opóźnienia w realizacji podstawy programowej z roku na rok się pogłębiają" - uważa matematyk.
Do matury w 2022 roku podejdzie rocznik 2003. Mama osiemnastoletniego Marka z Warszawy, ucznia drugiej klasy liceum - aby zobrazować sytuację przyszłorocznych maturzystów - opowiedziała o ostatnich kilku latach edukacji syna:
- Syn jest ostatnim "gimnazjalnym" rocznikiem. Zakończenie VI klasy szło jeszcze rozpędzonym trybem znanym od dłuższego czasu, nie działo się nic nadzwyczajnego. Pierwsza klasa gimnazjum, w obecności starszych roczników, też była jeszcze normalna. Zaczęło się w drugiej klasie. Zniknął cały rocznik, nie byli przecież przyjmowani uczniowie do I klas gimnazjum. Zaczęły znikać też pracownie, bo szkoła powoli zaczęła przekształcać się w podstawówkę. W trzeciej klasie gimnazjum nastąpiło apogeum zmian i związanych z tym emocji. Syn miał szczęście, bo jego nauczyciele zostali z gimnazjalistami do ostatniego dzwonka. W innych szkołach już tak nie było, nauczyciele uciekali do szkół, które miały przyszłość. Egzamin na koniec szkoły syna upłynął w atmosferze strajku nauczycieli. Do końca nie wiedzieliśmy, czy egzaminy w naszej szkole się odbędą. Odbyły się, nawet nieźle poszły, ale stres z syna wyłaził jeszcze przez wiele miesięcy, z nas z resztą też - wspomina mama przyszłorocznego maturzysty i przypomina o podwójnym roczniku podczas rekrutacji do szkół średnich:
- Rekrutacja dwóch roczników do szkół średnich to był istny horror. Ambicje, plany - wszystko odłożone na bok, szukaliśmy szkoły, która reprezentowała jakiś poziom, a przede wszystkim takiej, do której syn miał szanse się dostać. Nie wszystkie szkoły były w stanie wygospodarować dodatkowy komplet klas. Udało się.
Co prawda na przerwach nie było sposobu, żeby przedrzeć się do toalety, na korytarzach tłok, ale ok, syn uczy się w liceum. Stacjonarnie uczył się w szkole tylko jeden semestr. Od marca zeszłego roku pandemia i nauka zdalna. Program nie jest realizowany w takim zakresie i tempie, jak powinien. Syn jest w drugiej klasie, ale na polskim kończą zakres pierwszej.
Za rok "stara" matura. Nie mamy pojęcia czy będzie do niej przygotowany. I tak mamy szczęście, że syna nie obejmie nowa matura, która ma obowiązywać od 2023. Tej zmiany byśmy już chyba rodzinnie nie przerobili” – o latach szkolnych przyszłorocznego maturzysty opowiada mama osiemnastolatka.
Roczniki 2004 to uczniowie, którzy są teraz w drugiej klasie i właściwie nie znają swoich nauczycieli i kolegów z klasy. Drugi rok uczą się zdalnie. Za dwa lata napiszą nową maturę. Trudniejszą. Zmiana była zapisana w aktach prawnych już dawno, ale pomimo pandemii i tego, że szkoły zmagają się z problemami nauki zdalnej, ma wejść w życie.
Nowa forma matury budzi lęk uczniów, rodziców i nauczycieli. Ci ostatni apelowali do resortu edukacji, aby odroczyć nową formułę o dwa lata, po to, żeby zdawał ją po raz pierwszy rocznik, który od początku będzie miał świadomość postawionego przed nim zadania, i który nie będzie miał w liceum doświadczeń nauki w warunkach pandemii.
Obecnie matura z polskiego na poziomie podstawowym trwa 170 min, od 2023 r. będzie trwać cztery godziny. Za dwa lata wypracowanie na poziomie podstawowym trzeba będzie napisać na minimum 400 słów. Teraz wymóg to 250 wyrazów. Przyszli maturzyści będą też testowani ze znajomości wszystkich lektur. Test będzie zawierał zadania, które sprawdzą, czy maturzysta zna teksty literackie z każdej epoki. Uczeń na maturze z języka polskiego będzie musiał doskonale znać 41 lektur, a na poziomie rozszerzonym 28 więcej.
Polonista Dariusz Chętkowski na swoim blogu na portalu Polityka.pl pisze, że żadna szkoła nie podoła wymaganiom, jakie postawiono młodzieży:
"Bez korepetycji nie da się opanować olbrzymiego materiału, jaki zawiera podstawa programowa. Już sama liczba lektur budzi przerażenie. Żadna szkoła nie przygotuje uczniów do takiej matury. To fizycznie niemożliwe. Rocznik, który przystąpi w 2023 r. do egzaminu dojrzałości, pójdzie na dno. Utonie w bagnie absurdalnych wymagań”.
O przełożenie nowej matury apelował Jarosław Pytlak, działacz edukacyjny, od 1990 roku dyrektor szkół STO na warszawskim Bemowie. Na swoim blogu w tekście "Pomóżmy dzieciom urodzonym w latach 2004-2005" tłumaczy, dlaczego nowa matura powinna być odroczona:
"Po przejrzeniu informatorów maturalnych nie ma żadnych wątpliwości, że obecni drugoklasiści nie mają szansy dobrze przygotować się do tego egzaminu. Są w sytuacji pociągu, który kolebiąc się powoli na nierównym torowisku prowadzącym z Krakowa do Zakopanego, nagle dostał sygnał, że musi pędzić w kierunku Szczecina. Tory niby są, ale ten pociąg, to nie pendolino tylko stara poczciwa ciuchcia, a na domiar złego na starcie podróży ma już półtora roku opóźnienia” - czytamy na blogu "Wokół szkoły".
Mikołaj Marcela, nauczyciel, pisarz, autor książki "Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku. Wszystko, co możesz zrobić, żeby edukacja miała sens" uważa, że matura to przestarzała tradycja, która nie ma racji bytu we współczesnym świecie. Według autora książek o edukacji teraz jest najlepszy moment nie na zmienianie formy matur, lecz na odejście od matur w ogóle. Najlepszy, ale nierealny:
- Matura była, jest i będzie uznawana za świętość. Była, jest i będzie też postrzegana jako "sprawiedliwy" sposób sprawdzenia wiedzy uczniów. Co więcej, nie ma i nie będzie na razie dobrego zamiennika w realiach polskiej szkoły. To przez maturę zaczęliśmy utożsamiać wykształcenie z dyplomem, a proces uczenia się ze zdawaniem egzaminów. Zapomnieliśmy, że uczenie się to zdobywanie wiedzy, a nie zdobywanie z góry narzuconych umiejętności i wiedzy w celu zaliczenia egzaminu. Efekt? Mamy osoby, które legitymują się dyplomami, choć nie ma to żadnego przełożenia na ich umiejętności. Bo uczyli się po to, by zaliczyć egzamin. A często nawet uczyli się tylko po to, aby oszukiwać system, tak jak system oszukiwał ich przez 12 lat nauki. Zdaję sobie sprawę, że matura nie jest obowiązkowa, ale trzeba ją zdać, jeśli chcemy iść na studia. A studia ciągle zapewniają lepszą pozycję na rynku pracy - mówi nam autor książek o edukacji, wykładowca na Uniwersytecie Śląskim.
Marcela w dniu matur z języka polskiego na swoim profilu w serwisie społecznościowym pisał do rodziców, aby nie odbierali swoim maturzystom pewności siebie i godności, jeśli nie zdobędą znakomitych wyników:
"Powiedzcie im: W porządku. To tylko egzamin. Czekają ich znacznie większe i ważniejsze rzeczy w życiu. Powiedzcie, że niezależnie od wyniku będziecie je kochać i powstrzymacie się od oceny. Proszę, zróbcie to, a następnie obserwujcie jak wasze dzieci, podbijają świat. Jeden egzamin czy niska ocena nie odbiorą im ani ich marzeń, ani ich talentu. I proszę, nie myślcie, że lekarze i inżynierowie to jedyni szczęśliwi ludzie na świecie".
Dr Marta Majorczyk, pedagog, doradca rodzinny z poradni psychologiczno-pedagogicznej przy uniwersytecie SWPS przypomina, że tegoroczni maturzyści i uczniowie, którzy przystąpią do egzaminu dojrzałości w 2022 i 2023 to ludzie, którzy od kilku lat doświadczają na swojej edukacyjnej drodze niezapowiedzianych zmian i perturbacji.
- Reforma edukacji, strajk nauczycieli, sytuacja epidemiologiczna, lockdown szkolny, zdalne nauczanie, zmiana zasad maturalnych to ciąg zmian, które wprowadzają napięcie, niepokój, podwyższają poziom stresu u uczniów, ich rodziców, również u nauczycieli - zauważa pedagog i namawia rodziców, aby nie "fiksowali” na punkcie matur i nie zapominali, że obok nauki i przygotowań do egzaminu, w każdym domu powinien znaleźć się czas na aktywność fizyczną, relaks, odpoczynek:
- Lekki stres mobilizuje do działania, jednak jego podwyższony poziom wywołuje efekt odwrotny. Nie zapominajmy, że zadaniem rodziców jest to, aby zmniejszać niepokój u dziecka, nie wywierać nadmiernej presji na lepsze stopnie, a także to, aby rozmawiać o emocjach i niepokojach związanych z maturą, zachęcać do relaksu, podczas którego regenerujemy siły psychiczne.
Niektóre kraje europejskie z powodu pandemii zrezygnowały z egzaminów końcowych w szkołach średnich. Wielka Brytania odwołała egzaminy ogólnokrajowe. Nauczyciele wystawią końcowe oceny na podstawie dotychczasowych osiągnięć uczniów. Plan przyjęć na studia ma polegać na Wyspach na pozyskaniu ze szkół informacji o dotychczasowych wynikach uczniów.
Czechy, Finlandia i Francja też zwiększą rolę ocen uzyskanych przez uczniów w procesie kształcenia. Ocenę końcową będzie stanowić tzw. ocena ciągła na podstawie wyników nauki z trzech ostatnich semestrów. W ubiegłym roku we Francji po raz pierwszy w historii zrezygnowano z egzaminów i zastąpiono maturę ocenami ciągłymi z poprzednich semestrów nauki. Takie podejście może zmienić pogląd, że najważniejszym celem edukacyjnym jest sukces odniesiony podczas egzaminów końcowych.
Według raportu unijnej Education, Audiovisual and Culture Executive Agency (EACEA) epidemia może być okazją do przemyśleń nad rolą systemów rekrutacyjnych. Jeśli celem rekrutacji jest wyłapanie najlepszych studentów, to systemy oparte na egzaminach mogą po drodze pogubić diamenty. Ostateczny rezultat egzaminu zależy przecież od losowych czynników, takich jak radzenie sobie ze stresem, problemy zdrowotne, pytania na egzaminie.