Jak powstają rankingi? "Wykopuje się ucznia ze szkoły, żeby nie zaniżał statystyk"

Joanna Biszewska
Kilka miesięcy przed maturą zmieniają szkołę. Wersja oficjalna: na własną prośbę. Pedagog: Taki uczeń słyszy: "Nie radzisz sobie, do widzenia". Problem migrujących uczniów nie jest zarezerwowany tylko dla tych szkół, które osiągają najlepsze wyniki i plasują się na pierwszych miejscach popularnych rankingów.

"Maturzyści z dobrego liceum z kiepskimi wynikami matur próbnych i niskimi ocenami otrzymanymi w pierwszym semestrze dostają czasem ultimatum: zmieniasz szkołę lub nie zdajesz. Uczeń z oceną niedostateczną do matury nie podchodzi, więc nie może jej oblać. Ultimatum bywa wyrażone wprost, choć częściej uczniowie sami łączą fakty i dochodzą do wniosku, że nikt nie będzie ryzykował przez nich obniżeniem wyników szkoły. Nierzadko od początku mają w niej miejsce najgorszych wśród najlepszych. W innych szkołach byliby przeciętni, tu uchodzą za tępych" - czytamy w liście nauczycielki z prywatnego liceum ogólnokształcącego, który opublikowaliśmy na serwisie Edziecko.pl. Według nauczycielki zjawisko migrujących uczniów to mało widoczny objaw jednej z chorób polskiego systemu edukacji - rankingozy. 

"Prosili słabszych uczniów, aby nie zdawali matury z ich przedmiotów"

Problem migrujących uczniów nie jest zarezerwowane tylko dla tych szkół, które osiągają najlepsze wyniki i plasują się na pierwszych miejscach popularnego rankingu. To zjawisko, które towarzyszy uczniom na różnych poziomach edukacji. Zarówno w szkołach podstawowych jak i średnich.

 - Pięć lat temu, pod koniec mojej pracy zawodowej, ciśnienie na wyniki było już ewidentne. To statystyki w szkole stały się najważniejsze, nie człowiek, nie uczeń. Byli tacy nauczyciele, którym zależało na awansach, premiach, renomie. Wybierali sobie z klasy najlepszych uczniów, widzieli ich talent, wspierali ich. To na nich się koncentrowali, z nimi najwięcej pracowali, szykowali ich do olimpiad, konkursów. Dla pozostałych nie mieli już czasu. Zdarzało się, że nauczyciele prosili słabszych uczniów, aby nie zdawali matury z ich przedmiotu, bo popsują im wyniki. Wrażliwy nauczyciel, który chce nauczyć, pracuje ze wszystkimi uczniami, ale wówczas ci "lepsi" dostają mniej uwagi i wyniki końcowe nie zawsze są imponujące – mówi nam emerytowana matematyczka, która pracowała w technikum mechanicznym w mieście wojewódzkim.

Jarek Szulski, wychowawca, nauczyciel, autor książki "Nauczyciel z Polski" uważa, że jeśli dla szkoły najważniejszym celem są średnie i wysokie miejsce w rankingach, a jednocześnie inne sfery rozwojowe są zaniedbane, to znaczy, że szkoła nie służy uczniom i wychowaniu. Podczas swojej pracy zawodowej spotkał się z sytuacjami, kiedy uczniowie w maturalnej klasie zostali poproszeni o zmianę szkoły, bo mogliby zaniżyć średnie.

 - Słyszałem też o bardziej wysublimowanych formach tego zjawiska, kiedy mówi się uczniowi, że nie może pisać np. matematyki rozszerzonej, a jak ją wybierze, to nie zostanie dopuszczony do egzaminu - mówi były nauczyciel warszawskiego gimnazjum i liceum Reytana, wcześniej liceum Batorego.

Szulski uważa, że selekcja uczniów w klasie maturalnej to nie problem najlepszych szkół z rankingów:

- Renomowane szkoły średnie przyjmują najzdolniejszą młodzież, nie muszą się bardzo starać, żeby mieć świetne wyniki matur. Trafiają do nich uczniowie, którzy już potrafią się uczyć, dodatkowo często mają korepetycje. To raczej problem szkół aspirujących do czołówki.

"Odrzucić uczniów, którzy mogą prestiż obniżyć"

Paweł Lęcki, nauczyciel języka polskiego, felietonista mówi wręcz o polskiej obsesji na punkcie rankingów, które są jednym z głównych źródeł informacji na temat działania szkół.

 - Zaklęty krąg oczekiwań organów prowadzących, rodziców, a i często samych uczniów, nie pozwala na bardziej kompleksową ocenę placówek edukacyjnych, zapomina się o atmosferze i poczuciu bezpieczeństwa w szkole - uważa polonista z sopockiego liceum, komentator tematów edukacyjnych. I dodaje:

 - Nie jest tajemnicą, że niektóre licea budują swój prestiż na takich mechanizmach, żeby odrzucić uczniów, którzy mogą ten prestiż obniżyć. Sam nigdy nie namawiałem ucznia, żeby zrezygnował z wybranego przez siebie przedmiotu, nawet ryzykując, że jego wynik będzie słabszy, gdyż to jest wybór jego życia, a nie mojego. Jedyne, co mogłem zrobić, to pomóc uczniowi uzyskać wynik jak najlepszy.

'Pozbywanie się uczniów ze szkoły na kilka miesięcy, tygodni przed maturą to działania marginalne, raczej należące do rzadkości, ale w swojej ekstremalnej formie ujawniają to, co często pozostaje niezauważone. Polska edukacja stoi wynikami egzaminów, a nie potrzebami uczniów i rozwijaniem ich potencjału''Pozbywanie się uczniów ze szkoły na kilka miesięcy, tygodni przed maturą to działania marginalne, raczej należące do rzadkości, ale w swojej ekstremalnej formie ujawniają to, co często pozostaje niezauważone. Polska edukacja stoi wynikami egzaminów, a nie potrzebami uczniów i rozwijaniem ich potencjału' Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl

Wyścig zaczyna się już w podstawówce

Edyta Plich, polonistka, założycielka i dyrektorka Towarzystwa Inteligentnej Młodzieży, prezeska fundacji Wspierania Młodzieży w Nauce Edico, była dyrektorka warszawskiego gimnazjum i liceum, nie ma wątpliwości, że z nierównym traktowaniem uczniów spotykamy się nie tylko w szkołach średnich, zaczyna się już w podstawówkach. 

- Słabszym uczniom sugeruje się, aby nie podchodzili do egzaminu ósmoklasisty w pierwszym terminie, ale poszli na zwolnienie lekarskie i do egzaminu przystąpili w czerwcu. Wyniki egzaminu ósmoklasisty są zbierane do rankingów tylko z pierwszego terminu. Słabszych uczniów przerzuca się na drugi termin, żeby nie zaniżali średniej. Wiem, że są w Warszawie podstawówki, które już w siódmej klasie ostrzegają, że jeśli uczeń nie będzie miał przynajmniej czwórek z przedmiotów egzaminacyjnych na świadectwie, to rodzice powinni dla niego/dla niej poszukać nowej szkoły, bo w ósmej klasie szkoła chce mieć tylko dobrych uczniów – mówi pedagog. 

Według Mikołaja Marceli, nauczyciela, pisarza, autora książki "Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku. Wszystko, co możesz zrobić, żeby edukacja miała sens" sytuacje odrzucania z systemu niewygodnych uczniów będą się zdarzały w szkołach, dopóki wyniki egzaminów będą kluczową informacją o placówkach.

 - Szkoły pozbywają się słabszych uczniów, bo proces edukacji podporządkowany jest egzaminom - najpierw ósmoklasisty, później matury. To nie szkoły ponadpodstawowe i uniwersytety organizują egzaminy wstępne, zamiast tego mamy egzaminy centralne, do których przygotowują najpierw szkoły podstawowe, a potem szkoły ponadpodstawowe. Dyrektorzy rozliczają nauczycieli z przygotowań do egzaminów, a nauczyciele w bardzo wielu przypadkach skupiają się niemal wyłącznie na uczeniu pod egzaminy. Skutkiem tego jest przeświadczenie, również u uczniów, że w edukacji liczą się tylko egzamin ósmoklasisty i matura - tłumaczy Marcela.

"Wiadomo, że chodzi o to, aby wyjąć ucznia z rankingu"

Najpopularniejszy ranking liceów ogólnokształcących i techników publikuje od lat portal "Perspektywy". W tym popularnym rankingu szkoły pozycjonuje się według prostej metodologii. Bierze się pod uwagę wyniki maturalne oraz sukcesy olimpijskie uczniów i uczennic z danego rocznika. Inne wartości i działania szkoły w rankingu są przezroczyste. Ranking Perspektyw został przyjęty za miarę wartości polskich szkół. Nad prawidłowością i rzetelnością przygotowania rankingu czuwa kapituła, w skład której wchodzą rektorzy państwowych uczelni, dyrektorzy Okręgowych Komisji Egzaminacyjnych. 

W Towarzystwie Inteligentnej Młodzieży od wielu lat pedagodzy pomagają uczniom w wyborze szkoły ponadpodstawowej. Przekonują, że popularny ranking szkół nie powinien być głównym kryterium wyboru szkoły. Ważne są specjalizacja szkoły, oferowane profile, ale także atmosfera szkoły, okazywanie wsparcie, życie społeczne, wartości, jakie szkoła chce przekazać.

Edyta Plich uważa, że te szkoły, które działają na zasadzie "po trupach do celu", zawieszają uczniów, wstrzymują przed egzaminami, tylko po to, aby nie zaniżyli średniej, działają nieuczciwie, a co więcej, uczą, że oszukiwanie jest w porządku.

- Co to znaczy, że maturzysta ma zmienić szkołę? Po co? Wiadomo, że chodzi o to, aby wyjąć ucznia z rankingu. To jest negatywne, wiąże się z ogromnym problemem dla ucznia i rodziców, którzy muszą na ostatnie miesiące nauki szukać dla dziecka innej szkoły, która zechce przyjąć nowego ucznia i pozwoli zdać maturę. To jest bardzo nie w porządku, nie tylko jest to komunikat, który uczy oszustwa, ale to też odrzucenie. Nikt o tych uczniów nie zawalczy, nie zaproponuje dodatkowych zajęć, tylko komunikuje: "Nie radzisz sobie, do wiedzenia". 

Pod listem nauczycielki, który opublikowaliśmy pt.: "Maturzyści z niskimi ocenami dostają ultimatum. "Zmieniasz szkołę lub nie zdajesz" czytamy kilkadziesiąt komentarzy. Dla większości komentujących zjawisko wyrzucania ze szkoły uczniów, którzy mogą zaniżyć statystyki to nic nowego.

"Zawsze tak było. Podobnie działało to w przejściu do następnej klasy. Nie wystawię Ci laczka, ale się przepisz do innej szkoły"

"Rzezi dokonywano w trzeciej klasie liceum, żeby uczniowie w klasie maturalnej w 99 proc. zdali egzamin dojrzałości"

"I tak się uzyskuje wysokie pozycje w rankingach. Zamiast z uczniem słabym popracować, wykopuje się go ze szkoły, żeby nie zaniżał statystyk. Stary numer"

"Jeśli szkoła dopuści do matury wszystkich, którzy mają szansę zdać, będzie "gorsza" od szkoły, która słabszych się pozbędzie - absurd i wychowawcza zbrodnia!"

 - czytamy na łamach naszego portalu opinie czytelników.

Najpopularniejszy ranking liceów ogólnokształcących i techników publikuje od lat portal Perspektywy. W tym popularnym rankingu szkoły pozycjonuje się według prostej metodologii. Bierze się pod uwagę wyniki maturalne oraz sukcesy olimpijskie uczniów i uczennic z danego rocznikaNajpopularniejszy ranking liceów ogólnokształcących i techników publikuje od lat portal Perspektywy. W tym popularnym rankingu szkoły pozycjonuje się według prostej metodologii. Bierze się pod uwagę wyniki maturalne oraz sukcesy olimpijskie uczniów i uczennic z danego rocznika Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl

Top 15

Na jakiej zasadzie uczniowie najczęściej wybierają liceum? Od lat na tej samej. Według rankingów. Publikowane co roku, mają pokazać, które licea są topowe, które średnie, a które nie załapały się do pierwszej dziesiątki, dwudziestki.

"Spośród liceów top 15, któreś godne polecenia?"– pyta ośmioklasista licealistów na grupie w serwisie społecznościowym, w której uczniowie dyskutują o wyborze liceum.

"Podacie jakieś fajne licea (mat-fiz, mat-fiz-inf). Najlepiej próg min.160 pkt"

"Znacie jakąś stronę, na której można porównać sobie licea?"

"Poleci ktoś jakieś bardzo dobre liceum w Śródmieściu, ale żeby nie było zbyt wielkiej presji"

 - na grupie dyskusyjnej dla przyszłych licealistów znajduję setki pytań o opinie na temat szkół. W swoich postach uczniowie publikują screeny rankingu liceów, bo to one są jednym z głównych źródeł informacji na temat działania szkoły. 

Paweł Lęcki podpowiada, aby zaglądać do rankingu Edukacyjnej Wartości Dodanej. (od red: EWD dla szkoły to średnia z różnic między wynikami przewidywanymi, a wynikami uzyskanymi na egzaminie zewnętrznym przez jej uczniów. Tak wyznaczona wartość dodana szkoły to przeciętna wzrostu umiejętności i wiedzy uczniów do niej uczęszczających w danym okresie. W uproszczeniu chodzi o to, że uczeń oceniany jest "na wejściu" i "na wyjściu" z danego etapu edukacji. W takim systemie oceniania może okazać się, że średnia ocena na egzaminie ósmoklasisty od ucznia jest więcej warta, niż np. olimpiada bardzo zdolnego ucznia).

- EWD też jest uwikłany w wyniki egzaminów końcowych, więc istnieje pokusa, żeby matury nie pisali uczniowie, którzy mogą napisać gorzej. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że nie ma wyraźnego przełożenia rygoru edukacyjnego na wyniki i uczniowie mogą uzyskać bardzo wysokie bez konieczności stresowania się zupełnie bez sensu, ani realizowania wątpliwych oczekiwań nauczycieli. Można normalnie i rzetelnie pracować, dając jednocześnie poczucie bezpieczeństwa, spokój wewnętrzny, że nikt nikogo nie zmusza do wyścigu, którego sensu w zasadzie nikt nie rozumie, ale za to wielu ochoczo bierze w nim udział – uważa polonista. 

Mikołaj Marcela w swoich książkach i postach niejednokrotnie opisywał zjawisko rankingozy. Od lat uczula, i rodziców i uczniów, że wyniki egzaminów końcowych nie świadczą o wartości szkoły czy uczniów.

 - Myślenie o edukacji w kategorii rankingów układanych na podstawie rezultatów otrzymywanych przez uczniów z egzaminów centralnych od najmłodszych lat nastawia uczniów na rywalizację i konkurencję. Rodzi to w nas przekonanie, że wynik egzaminów końcowych np. matur określa wartość ucznia, nauczyciela i szkoły. A przecież nie o to chodzi w procesie uczenia się, prawda? - przekonuje Marcela według którego, pozbywanie się uczniów ze szkoły na kilka miesięcy, tygodni przed maturą to działania marginalne, należące do rzadkości, ale w swojej ekstremalnej formie ujawniają to, co często pozostaje niezauważone:

 - Polska edukacja stoi wynikami egzaminów, a nie potrzebami uczniów i rozwijaniem ich potencjału. W szkołach - zarówno publicznych, jak i niepublicznych - rzadko się uczymy, najczęściej przygotowujemy się do testu ósmoklasisty i matury - mówi nam autor poczytnych książek o edukacji i szkole.

Światełko w tunelu?

W tym roku przewodniczącą Kapituły Rankingu Liceów i Techników 2021 została dr hab. Barbara Marcinkowska, prof. APS, rektor Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Debiutująca w tej roli prof. Marcinkowska w swoim edytorialu na łamach portalu Perspektywy zapewniła, że ma świeże spojrzenie na Ranking i jego metodologie:

"Kryteria rankingowe są konkretne i wymierne, dane pochodzą ze źródeł zewnętrznych. Doceniam to, zarazem jednak widzę potrzebę stworzenia zestawień alternatywnych, zgodnie z genialną maksymą Alberta Einsteina, że nie wszystko, co się liczy, daje się policzyć i nie wszystko się liczy, co da się policzyć" - czytamy. Profesor podkreśliła też, że nie da się opisać ducha szkoły wyłącznie liczbami:

"To właśnie ten "niepoliczalny" duch sprawia, że szkoła w pełni uruchamia potencjał ucznia, niezależnie od tego, czy jest to utalentowany prymus, czy też młody człowiek z jakimiś problemami, deficytami, wymagający szczególnego wsparcia. Myślę, że warto pomyśleć w gronie Kapituły, jak możemy pokazać to w Rankingu".

„Takiego chłopaka nikt nie chciał u siebie"

Kiedy zapytałam Szulskiego o to, po czym możemy poznać dobrą szkołę, opowiedział mi zdarzenie z przeszłości, kiedy działał w organizacji młodzieżowej, a jego podopiecznym był 16-letni chłopak:

 - Spotkałem go w autobusie z mamą, wracali z kolejnej szkoły z decyzją odmowna. Okazało się, że wyrzucili go w połowie drugiej klasy ze średniego, warszawskiego liceum. Bo miał za sobą kłopoty, trochę narkotyki, trochę imprezy. Skończył z dziewięcioma jedynkami na semestr, musiał sobie szukać innej szkoły. Takiego chłopaka nikt nie chciał u siebie. Nigdzie, nawet do szkół niepublicznych nie chcieli go przyjąć. I wtedy jego byli koledzy i prezes Stowarzyszenia Wychowanków Liceum Batorego poszli po pomoc do ówczesnej dyrektorki Batorego - Małgorzaty Oszmaniec. Ona poprosiła, aby chłopak przyszedł do niej, przyjęła go. Czarek skończył szkołę, wyrósł na fajnego dorosłego. Wtedy pomyślałem, że po tym można poznać dobrą szkołę. Że daje człowiekowi szanse. Bo młoda osoba zawsze może się pogubić na chwilę i niewiele czasem trzeba, żeby ją uratować - przekonuje wychowawca.

Więcej o:
Copyright © Agora SA