Zombie Zoom. Matka 11-latki: "7 lekcji online, jedna po drugiej, kiedy skończy jest jak naćpana"

Joanna Biszewska
"Nie liczmy na to, że lekcje na Zoomie będą tak skuteczne jak te prowadzone w klasie. Nie oczekujmy, że dzieci stłamszone w swoich pokojach, wpatrzone w ekran będą skoncentrowane i ambitne. To tak nie zadziała. Bardziej prawdopodobne jest to, że stracą motywację do nauki, zamieniając się w Zombie Zoom" - ostrzegał profesor z Harvardu pół roku temu. W jakiej kondycji są dzisiaj uczniowie?

- Poranki są mniej nerwowe, bo nikt z nas się nie spieszy, ani do pracy, ani do szkoły. Wstajemy o 8.00 rano, kiedyś wstawaliśmy o 6.00. To akurat zmiana na plus, ale chyba jedyna. Po szybkim śniadaniu wszyscy siadamy do swoich komputerów. Ja, mąż i moi nastoletni synowie. Zdarzają się dni, kiedy mają lekcje online do 16.00. Podczas przerw coś szybko jedzą i wracają do swoich pokoi. Po lekcjach obydwaj są już umówieni z kolegami z klasy, żeby grać online. Skaczą ze spadochronów na terytorium wroga, dobrze się przy tym bawią. Kiedy proponuje im, aby zaczęli się odwiedzać, wychodzili z domów, umawiali się z kolegami na boisku, żaden z nich nie ma takiej potrzeby. Patrzą na mnie zdziwieni i pytają, po co mają jechać do kolegi, albo sterczeć na mrozie, skoro mogą razem grać, każdy ze swojego pokoju - opowiada mama dwunastolatka i czternastolatka.

Tygodniowo spędza 35 godzin lekcyjnych przed ekranem

Kiedy rozmawiam z uczennicą pierwszej klasy liceum i pytam o koleżanki z nowej klasy, odpowiada, że ich nie zna. Bo kiedy miała poznać, skoro od połowy października uczy się z domu? Czy chce poznać? Nie wie. Mówi, że już się przyzwyczaiła, że słyszy tylko ich głosy.

Zobacz wideo Daria Ładocha przez rok cierpiała na depresję poporodową. "Wstydziłam się swoich emocji" [PLOTKERSI]

Uczy się bardzo dużo i bardzo dobrze.  Do lekcji siada codziennie o 8.40 i pracuje do 16.00. Ma przerwy pięcio - i dziesięciominutowe, jedną 20-minutową na obiad. Po 16.00 siedzi nad pracami domowymi. Ma ich sporo. Kolejne dwie godziny przed ekranem. Jedyne lekcje, które nie odbywają się online to wuef. Po prostu nie ma tego przedmiotu. Dzieci nie mają w domach wystarczającej przestrzeni do ćwiczeń, nauczyciele nie chcą ryzykować, że ktoś coś sobie zrobi podczas zajęć online.

Licealistka tygodniowo spędza ok. 35 godzin lekcyjnych przed ekranem. Przechodzi z lekcji na lekcję online jak automat. Jeszcze nie wie, co to licealne przyjaźnie, włóczenie się po lekcjach z koleżankami, pierwsze licealne miłości, bo ledwo co zdążyli się poznać we wrześniu, w październiku już przeszli na tryb nauki online. Na razie bez perspektyw, że w tym semestrze wrócą do tradycyjnej nauki.

Nauczyciele nie oszczędzają dzieci, córka ma po kilka sprawdzianów tygodniowo

- W zeszłym roku, w marcu, kwietniu nauczanie zdalne było w powijakach. Wszyscy się uczyli, jak to ma działać. W tym roku szkolnym nauczyciele normalnie realizują z dziećmi plan lekcji online. Nikt już nawet nie wspomina o tym, że dzieci za dużo siedzą przed ekranami. Kiedy córka kończy zajęcia, tak około 15.00-16.00 kręci jej się w głowie, jest jak naćpana. A najgorsze jest to, że po lekcjach online wcale nie ma czasu dla siebie. Pogra chwilę na konsoli, coś zje, pokręci się po domu i siada do prac domowych. Kolejne godziny przed ekranem. To staje się już nie do wytrzymania, szczególnie to, że nauczyciele nie oszczędzają dzieci, robią po kilka sprawdzianów tygodniowo. Córka ma coraz gorsze oceny, nie koncentruje się, ale ja się jej wcale nie dziwię, też bym na tym etapie miała już serdecznie dość - opowiada mama jedenastolatki.

"Nie liczmy na to, że lekcje na Zoomie będą tak skuteczne jak te prowadzone w klasie. Nie oczekujmy, że dzieci stłamszone w swoich pokojach, wpatrzone w ekran z gadającymi głowami, będą skoncentrowane i ambitne. To tak nie zadziała. Bardziej prawdopodobne jest to, że stracą motywację do nauki, zamieniając się w Zombie Zoom" - mówił kilka miesięcy temu na łamach "The Sunday Times" profesor Rob Lue, który pracował w Centrum Nauczania na Harvardzie. Profesor, który zmarł pod koniec zeszłego roku w wieku 56 lat, uważał, że aby lekcje online miały sens, powinny ograniczyć się do czterech lekcji dziennie w przypadku uczniów starszych, a w przypadku tych do 11 roku życia do dwóch dziennie. Profesor Lue zwracał uwagę na to, że dla dzieci i młodzieży, dla dorosłych zresztą też, rozmowa z ekranem jest o wiele trudniejsza i bardziej wyczerpująca niż ta twarzą w twarz.

Mają za sobą ponad 30 tygodni nauki online, a przed nimi kolejnych kilkanaście

11 marca 2020 roku premier Mateusz Morawiecki ogłosił zamknięcie wszystkich szkół. Do końca semestru, czyli przez ok. 15 tygodni, wszyscy uczniowie uczyli się online.

Kiedy po wakacjach wydawało się, że sytuacja epidemiczna stabilizuje się, uczniowie wrócili do szkół, naukę zdalną kontynuowały tylko uczelnie wyższe. Sytuacja ta nie trwała długo, po kilku tygodniach nauki stacjonarnej w reżimie sanitarnym, z wysuszonymi dłońmi od płynów do dezynfekcji, wiele szkół musiało zawieszać zajęcia z powodu wykrycia zakażeń wśród uczniów i nauczycieli.

W październiku rząd podjął decyzję o ponownym zamknięciu szkół. Nauka zdalna wróciła do szkół ponadpodstawowych i klas IV-VIII podstawówek.

Właśnie mija 16. tydzień nauki zdalnej w roku szkolnym 2020/21. W sumie uczniowie mają za sobą ponad 30 tygodni nauki online, a przed nimi prawdopodobnie kolejnych kilkanaście tygodni siedzenia w swoich pokojach - albo w łazienkach, kuchniach, jeśli nie mają swojego kąta w domu - z twarzą przyklejoną do ekranu. Jak długo jeszcze dadzą radę tak funkcjonować?

'Coraz więcej dzieciaków już nie chce wracać do szkoły. Ale nie dlatego, że szkoła jest czymś złym, one się już przyzwyczaiły. Im już jest wszystko jedno''Coraz więcej dzieciaków już nie chce wracać do szkoły. Ale nie dlatego, że szkoła jest czymś złym, one się już przyzwyczaiły. Im już jest wszystko jedno' Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl

Im już się nawet nie chce wracać do szkoły

Jako rodzice doskonale znamy rzeczywistość lekcji online. Dzieciaki siedzą ze słuchawkami na uszach i słuchają kolejnych gadających głów. Co 45 minut innej głowy, innego głosu. W słuchawkach coś trzeszczy, czasami zrywa połączenie, ciągłe "czy mnie słychać?", nieustannie kogoś wyrzuca itd. - tak przez pięć dni w tygodniu, często nawet osiem godzin dziennie. O tym, że uczniów ogarnia marazm, zrezygnowanie, brak nadziei na zmianę wiemy już przynajmniej od kilku tygodni.

 - Im już się nawet nie chce wracać do szkoły. Moja dwunastoletnia córka jest bardzo towarzyską dziewczynką, uwielbiała swoją szkołę, nauczycieli, klasę, zawsze pełna energii. Od kilku tygodni dramat. Jest pełna rezygnacji. Budzi się, siada w piżamie do łóżka z laptopem, siedzi tak od 8 rano do 15.00, potem przechodzi na Netflix, jest jej wszystko obojętne, już nawet nie chce się umawiać z koleżankami online, żeby pogadać. Kiedy z nią rozmawiam, a staram się jej towarzyszyć jak najwięcej, mówi mi, "po co się starać, uczyć, planować, skoro nie wiadomo, jak będzie" - żali się mama dwunastolatki z Warszawy.

Pedagog z wieloletnim stażem, Małgorzata Próchniak, polonistka z wrocławskiej podstawówki opowiadała mi kilka dni temu o tym, że z tygodnia na tydzień uczniowie tracą nadzieję, że coś się dla nich zmieni. W naszej rozmowie "Polonistka: Zdalnie to możemy sobie porozmawiać przez telefon, ale nie uczyć" nauczycielka mówiła o tym, że dzieciom, które jeszcze do niedawna marzyły o powrocie do szkoły, od kilku tygodni jest już to obojętne:

- Często na naszych lekcjach rozmawiamy o powrocie i martwi mnie to, że coraz więcej dzieciaków już nie chce wracać do szkoły. Ale nie dlatego, że szkoła jest czymś złym, one się już przyzwyczaiły. Im już jest wszystko jedno. Wszyscy już mamy dosyć, wszyscy - opisywała.

Według polonistki największym problemem młodych dzisiaj wcale nie jest to, że będą mieli zaległości, lecz ich pozrywane przyjaźnie, znajomości, poczucie wyobcowania, samotność, życie z dnia na dzień, bez widoków na lepsze dni.

"Paczka przyjaciół potrafi wyciągnąć z kłopotów. Dzisiaj nie ma przestrzeni na to, żeby budować więzi"

Nauczyciel Jarek Szulski w naszym tekście zwracał uwagę na to, że nastolatki jeszcze przed pandemią nie mieli za dużo życia towarzyskiego w gronie rówieśników:

- Po szkole każdy z nich biegł na dodatkowe zajęcia, kursy, korepetycje. Nie szli na podwórko pogadać, nie włóczyli się bez celu po mieście. Dla wielu jedynym miejscem spotkań i socjalizacji była szkoła, przestrzeń, gdzie mogli prowadzić życie społeczne. Teraz również tego zostali pozbawieni. A wszystkie moje doświadczenia z pracy z młodzieżą wskazują na to, że zdrowe i serdeczne więzi rówieśnicze pomagają w radzeniu sobie z większością koszmarów dorastania. Paczka przyjaciół potrafi wyciągnąć z kłopotów, podać rękę, dać kopa do działania. Dzisiaj nie ma przestrzeni na to, żeby te więzi budować. Pozostaje więc samotność, udawanie. Boję się, że problemy emocjonalne młodzieży będą się pogłębiały - mówił nauczyciel, autor książki „Nauczyciel z Polski”.

Samotność, lęk, niechęć części dzieci i młodzieży przed powrotem do szkoły stacjonarnej, nieprzygotowanie polskiego szkolnictwa do pracy z uczniami w czasie i po pandemii oraz kilkukrotnie zwiększone zapotrzebowanie na pomoc psychiatryczną i psychologiczną - to są realne problemy, z którymi dzisiaj borykają się dzieci, rodzice i nauczyciele.

Podczas debaty Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę podsumowującej rok w pandemii z perspektywy zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży wypowiadało się wielu ekspertów z dziedziny zdrowia psychicznego.

Dr Agnieszka Dąbrowska, psychiatra dzieci i młodzieży, zwróciła uwagę na to, że pandemia, jak nic wcześniej, wpłynęła na zachwianie trzech najważniejszych filarów w życiu dzieci: relacji w domu, relacji z rówieśnikami oraz zaburzyła funkcjonowanie dzieci w kontekście szkoły.

Będą miały ogromny problem z powrotem do stacjonarnej szkoły

Kiedy jeden filar przestaje działać, można się starać jakoś to przetrwać, przy kłopotach z dwoma filarami jest ciężko, ale zachwianie trzech filarów to dramatyczna sytuacja - przekonywała dr Dąbrowska.

Dr Dąbrowska przyznała, że jej niepełnoletni pacjenci coraz częściej zdają pytania: po co się starać, po co się uczyć, po co coś planować? Dzieci widzą, że nawet dorośli nie znają odpowiedzi na pytanie, kiedy wrócimy do normalności.

Eksperci wypowiadający się podczas debaty wielokrotnie podkreślali: ostatnie tygodnie nauki zdalnej sprawiły, że coraz więcej uczniów, którzy jeszcze pod koniec 2020 chcieli jak najszybciej wrócić do szkoły, teraz już tego nie chce. Mogą dłużej spać, mogą unikać konkretnych stresujących sytuacji w szkole. Zaczęli dostrzegać, jakie korzyści mogą czerpać z tej sytuacji. Jest zatem teraz duża grupa dzieci, które będą miały ogromny problem z powrotem do stacjonarnej szkoły.

 - Myślę, że trzeba już dzisiaj zadbać o to, jak we wrześniu będzie wyglądał powrót do szkoły. Już myśleć o treningach umiejętności społecznych. Zerwać z tym, co robi wielu dorosłych, mówiąc: ucz się teraz, bo później będziesz rozliczony ze wszystkiego. To jeszcze bardziej dołuje młodych ludzi, bo oni wiedzą, że niczego się nie nauczyli - mówił Tomasz Bilicki, nauczyciel, certyfikowany interwent kryzysowy i koordynator Punktu Interwencji Kryzysowej dla Młodzieży RE-START w Łodzi, który namawiał, tak nauczycieli, jak i rodziców, aby już nie rozliczać dzieci z tego czy i jak się nauczyły, nie dokładać im sprawdzianów, tylko rozmawiać z nimi o tym, jak się czują i jak sobie radzą.

 - Prowadząc lekcję online, też można budować relację. Zapewnij swoim uczniom komfort, rozmawiaj o emocjach i uczuciach, nie tylko o faktach. Stwórz listę dobrych informacji, jakie będą wynikały z powrotu do szkoły. Zapewniaj uczniów, że nie będą rozliczani z pracy online. Nie zaczynaj powrotu do szkoły od realizacji podstawy programowej, przygotuj zajęcia reintegracyjne. Pamiętaj, że twoja klasa nie wróci taka, jaka była w marcu 2020 roku - radził nauczycielom.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.