Jarek Szulski, nauczyciel, wychowawca, autor książek o szkole: Nauczyciele chcieliby widzieć swoich uczniów podczas lekcji online. Wściekają się, że nie mogą ich zobaczyć. Spotkałem się z opinią, że gdyby obraz z lekcji widział tylko nauczyciel, to uczniowie uruchamialiby kamery. Ale przez to, że widzi ich cała klasa, często nie czują się bezpiecznie w swojej grupie. Nie mieli zbyt wielu okazji, żeby to bezpieczeństwo zbudować. Nie stworzyli zespołu, wspólnoty, która się o siebie troszczy.
Zdalnie niestety się nie da, trzeba popatrzeć człowiekowi w oczy, coś razem zrobić, oprzeć się o ramię. A tak, boją się, że kiedy zrobią głupią minę, ktoś zrobi zrzut ekranu i zaraz się to znajdzie w sieci.
Jeszcze przed pandemią nie mieli za dużo życia towarzyskiego w gronie rówieśników. Po szkole każdy z nich biegł na dodatkowe zajęcia, kursy, korepetycje. Nie szli na podwórko pogadać, nie włóczyli się bez celu po mieście. Dla wielu jedynym miejscem spotkań i socjalizacji była szkoła, przestrzeń, gdzie mogli prowadzić życie społeczne. Teraz również tego zostali pozbawieni.
Niektórzy sobie z tym nieźle radzą. Odkryli zasoby edukacyjne online. Oglądają doświadczenia prowadzone przez innych, w ten sposób się uczą. Ci uczniowie, którzy potrafią przejąć odpowiedzialność za swoją naukę, a szkoła ich w tym wspiera, radzą sobie całkiem dobrze. Uczniowie przyzwyczajeni do dyrektywnej nauki mogą być zagubieni i mieć poczucie straconego czasu.
Rzeczywiście, coraz częściej spotykam się z rodzajem apatii, zniechęcenia. Młodzi siedzą w domach z poczuciem, że coś im umyka, że tracą kawałek życia.
Wszystkie moje doświadczenia z pracy z młodzieżą wskazują na to, że zdrowe i serdeczne więzi rówieśnicze pomagają w radzeniu sobie z większością koszmarów dorastania. Paczka przyjaciół potrafi wyciągnąć z kłopotów, podać rękę, dać kopa do działania. Dzisiaj nie ma przestrzeni na to, żeby te więzi budować. Pozostaje więc samotność, udawanie. Boję się, że problemy emocjonalne młodzieży będą się pogłębiały.
Umknęły im imprezy. Albo nie wyprawiali ich wcale, albo w bardzo okrojonym, kameralnym składzie w podziemiu pandemicznym.
Kolejna symboliczna chwila, której nie doświadczyli. Są plany, że może uda się zorganizować bal maturalny już po egzaminach, ale to też nic pewnego. Być może ich symbolem będzie to, że są rocznikiem, który nie miał studniówek, wycieczek, osiemnastek.
Studenci brytyjskich, drogich uniwersytetów siedzą drugi rok na Mokotowie i w ten sposób studiują w Londynie. To pokazuje, że nic nie jest trwałe do końca. Że nie można zbytnio przywiązywać się do naszych planów i precyzyjnie zaplanowanych ścieżek kariery. To powinno dać nam wszystkim do myślenia.
Nie mogą posmakować różnych aktywności, za to spędzają wyjątkowo dużo czasu w domu z rodzicami. W niektórych przypadkach to też może być ogromna wartość. A wybór ścieżki życiowej zawsze był i jest trudny.
Kiedy byli mali, ich świat był poukładany. Wiadomo było, że po szkole idą na trening, potem do domu odrabiać lekcje, nie musieli się zastanawiać nad tym, co robić. Że po podstawówce pójdą do gimnazjum, potem liceum i tak dalej. A dorosłość to ciągła konieczność podejmowania trudnych decyzji. Nagle muszą sami decydować, zauważają, że mają wybór, a każda opcja może mieć swoje konsekwencje.
Maturzyści, zwłaszcza ci z klasy średniej, przez całe życie słyszeli, że są wspaniali i o tym jak wielkich rzeczy dokonają. Przez takie gadanie, oczywiście z miłości, odebraliśmy im prawo do przeciętności i do tego, aby znaleźli w tej przeciętności szczęście. Większość z nich będzie przecież wiodła zwyczajne życie.
Kiedy ruszają w świat, często nie są zadowoleni z tego, co robią, kim są, bo oczekiwania wobec nich są zawsze większe. Po osiągnięciu jednego celu pojawia się kolejny. Czują, że zawodzą siebie, rodziców. To jest trudne do zniesienia. I brakuje czasu na życie. Dobrze, kiedy w tym czasie życiowych wyborów ma się wokół siebie przyjaciół i mądrych dorosłych.
Wielu nauczycieli narzeka, że kiedy zadają prace domowe np. przetłumaczenie tekstu, dostają od całej klasy te same rozwiązania. To oznacza, że nikt tego nie zrobił sam, tylko wszyscy to skopiowali albo każdy od siebie to spisał. Z punktu widzenia nauczycieli tego typu uczenie się i oszukiwanie nawzajem nie ma sensu. I ja to rozumiem. Ale gdyby zapytać uczniów, dlaczego tak robią? Nie zawsze to jest przecież kwestia lenistwa czy chęci oszukania nauczyciela, to niekiedy jedynie chęć zachowania skrawka przestrzeni i czasu dla siebie. Kiedy uczniowie mają takich zadań w tygodniu pięćdziesiąt, to ratują się tym, aby jak najmniejszym kosztem wywiązać się ze wszystkich obowiązków. I nie wiem, wyspać się wreszcie.
Co 45 minut innej głowy, innego głosu, który sam już nie wyrabia więc czasem traci panowanie nad sobą i wrzeszczy. W słuchawkach coś trzeszczy, czasami zrywa połączenie, ciągłe "czy mnie słychać?" i tak dalej. Tak, to może być to trudne do zniesienia. Oczywiście, to jest też trudna sytuacja dla nauczycielek i nauczycieli. Niektórzy mają już serdecznie dość i marzą o dniu, kiedy będą mogli spotkać swoje uczennice i uczniów w "realu", a niektórzy się nauczyli już pracować online, odkryli zalety tej formy i radzą sobie całkiem dobrze.
Maturzyści, zwłaszcza ci z klasy średniej, przez całe życie słyszeli, że są wspaniali i jak wielkich rzeczy dokonają w swoim życiu. Przez takie gadanie, oczywiście z miłości, odebraliśmy im prawo do przeciętności i do tego, aby znaleźli w tej przeciętności szczęście. fot: Shutterstock/Magdalena Galkiewicz
W renomowanych liceach nauczyciele mają dziś ułatwione zadanie. Większość młodzieży, która do nich trafia, potrafi się uczyć sama. I oni sobie akurat poradzą, ja bym się w ogóle o ich maturę nie martwił. To są uczennice i uczniowie doinwestowani przez rodziny. Często, pandemia czy nie pandemia, dla świętego spokoju, mają dodatkowe, opłacone lekcje, na których przygotowują się do egzaminów maturalnych. Duży odsetek maturzystów z renomowanych szkół ma jeszcze psychoterapeutów, po to, aby pomogli im poradzić sobie z presją i emocjami. To od lat staje się coraz powszechniejszym zjawiskiem w warszawskich liceach.
Co nam przyjdzie po tym, że mamy wspaniałą młodzież, jeśli oni opuszczą szkołę rozbici, poturbowani emocjonalnie, będą sięgać po leki, po pomoc psychiatrów, nie będą mieli poczucia własnej wartości? Powtórzę raz jeszcze, co udowadniają liczne badania, że to czułe i autentyczne więzi z ludźmi mogą być gwarantem dobrego, długiego życia, zdrowia, świetną polisą ubezpieczeniową na całe dorosłe życie. A rozmowa jest przecież podstawą budowania dobrej relacji, również nauczycieli ze swoimi podopiecznymi.
Teraz jest dobry moment, żeby np. w klasach maturalnych uruchomić poczucie sprawczości, koleżeństwa, umiejętności wymiany zasobów, wprawić w ruch siłę rówieśniczych relacji. My jako nauczyciele jesteśmy do dyspozycji swoich uczniów, ale matura jest ich egzaminem. Nie zastąpimy im sumienia. Ze swojej klasy maturalnej pamiętam, że dzieliliśmy się zagadnieniami do matury i w parach opracowywaliśmy je, każdy coś przygotowywał, dzielił się z innymi. Staraliśmy się sobie pomagać. Kiedy nie było pani od matematyki, bo zachorowała, sami prowadziliśmy lekcje. Zorganizowaliśmy budżet, z którego można było korzystać. Ci, którzy opracowywali dany temat, mogli iść wcześniej na korepetycje po porady i opłacić je ze wspólnego budżetu.
Szkoła musi być miejscem socjalizacji, miejscem, w którym młodzież uczy się budować relacje społeczne. My nauczyciele powinniśmy im w tym pomagać. I tak, to jest bardzo kuszące, bo nauczeni tego, że troska o innych jest w istocie troską o samego siebie pomoże nam zbudować lepsze miejsce do życia. Dla nas wszystkich.
Wszystkim w szkole brakuje bezpośredniego kontaktu. Nawet jeśli widzimy wartości płynące z edukacji zdalnej, to one nie zastąpią spotkania z człowiekiem. Teraz kiedy nie ma możliwości, aby spotkać się w klasie, wyjechać na szkolną wycieczkę, naszą rolą, dorosłych jest inicjowanie kontaktu. To my powinniśmy wychodzić z inicjatywą. Nie zawsze ona będzie zaakceptowana, ale myślę, że trzeba próbować.
Najprostszą rzeczą jest po prostu zadzwonienie do każdego ze swoich uczniów i uczennic i pogadanie z nimi. Myślę, że doceniliby takie zainteresowanie i troskę. I wyszliby ze szkoły z unikalnym doświadczeniem, że można pogadać przez telefon z belfrem.
Nie przesadzajmy. Przecież można sobie wyobrazić, że przez rok nic nie robię. Naprawdę to nie jest tak, że tegoroczni maturzyści mają zmarnowane życiowe szanse. Jak trafią na wspaniałych profesorów, pedagogów, to ci szybko ich zmotywują i zmobilizują do tego, żeby pewne rzeczy nadrobić.
Teraz musimy się wszyscy zrozumieć i wspierać, a nie biadolić nad straconym pokoleniem. Wszyscy potrzebujemy się o siebie zatroszczyć, żeby nikogo po drodze nie zgubić. A jeśli maturzyści wrócą do szkół w tym roku szkolnym to pojechać z nimi od razu z góry, żeby przynajmniej dać im namiastkę życia społecznego.
Na pewno sobie poradzą. To już są wspaniali ludzie. Jestem pełen podziwu dla ich pokolenia. Są wrażliwi i mądrzy. Absolutnie w nich wierzę i mocno trzymam kciuki.
Jarek Szulski: wychowawca i nauczyciel, kieruje zespołem projektowym studium podyplomowego Akademia Psychologii Przywództwa, realizowanego w Szkole Biznesu Politechniki Warszawskiej. Były nauczyciel warszawskiego gimnazjum i liceum Reytana, wcześniej liceum Batorego, którego jest absolwentem. Twórca programu treningu interpersonalnego i społecznego dla nastolatków "Earth Yourself". Autor powieści o szkole "Sor" i "Zdarza się", razem z Jackiem Santorskim współautor poradnika "Siła spokoju, którego nie ma". W styczniu 2021 r. ukazała się jego najnowsza książka, poradnik dla nauczycieli i rodziców "Nauczyciel z Polski". Ta pełna humoru, barwnych anegdot, inspiracji i pomysłów na pracę z młodzieżą książka, zawiera także rozmowy ze specjalistami oraz poruszające eseje napisane przez uczennice i uczniów liceów ogólnokształcących.
Książka Jarka Szulskiego ukazała się w styczniu 2021 r. 'Nauczyciel z Polski'