Przemoc na lekcjach zdalnych. Uczennica: Mówimy na siebie "debile", ale to nas nie rani

Joanna Biszewska
Na klasowym czacie podali konkretną datę, godzinę i miejsce spotkania. Kiedy tam poszedł, okazało się, że nikogo nie było. Zrobili sobie z niego bekę. Nie powiedział o tym wychowawczyni. - Ten, kto zgłasza przemoc, może dostać etykietę donosiciela, skarżypyty - mówi psycholog.

Na lekcjach zdalnych uczniowie nie popychają się, nie podstawiają sobie nogi, nie podkradają telefonów z plecaków i nie chowają ich w toaletach, nie przezywają się na przerwach. Można pomyśleć, że problem szkolnej przemocy na czas nauki zdalnej zszedł na drugi plan. Ale tak nie jest. Nie ma przemocy fizycznej, uczniowie nie mają okazji, aby się poszturchiwać, szarpać, szczypać, kopać, dusić, gryźć. Lecz agresja nie zniknęła.

Uczniowie sprawiają sobie przykrość w sposób werbalny, ranią psychicznie. Wyłączanie mikrofonu ucznia, którego się nie lubi w trakcie odpowiedzi na ocenę, wykluczanie z klasowych, zamkniętych grup na serwisach społecznościowych, tworzenie grup po to, aby kogoś na nich obgadywać, ignorowanie i nieodpisywanie na czatach, dawanie jawnie do zrozumienia, że ktoś nie pasuje do grupy "Prestiż girls", robienie zrzutów ekranu podczas lekcji zdalnych i przerabianie ich na ośmieszające memy, nagrywanie filmików podczas lekcji wuefu online, powielanie ich i podlinkowywanie, gdzie się tylko da - to tylko niektóre ze szkalujących, wyśmiewających i raniących sytuacji, z którymi muszą sobie radzić uczniowie podczas nauki zdalnej.

Emotkę kupy wszyscy wysyłają sobie dla zabawy

Co czuje siedmiolatek, który podczas przerwy między lekcjami online dostaje od kolegi z klasy na czacie emotkę kupy z podpisem: "to ty"? Czy to już dręczenie, czy tylko głupia zabawa?

Pojęcia agresji i przemocy bywają stosowane zamiennie, a w praktyce szkolnej trudno je czasem rozróżnić. W szkole, tej zdalnej też, jest wiele konfliktowych sytuacji: zaczepianie, dokuczanie, aż po dręczenie, znęcanie, gnębienie. Granica pomiędzy robieniem psikusów a znęcaniem się jest cienka.

Kiedy rozmawiałam z siedmiolatkiem, któremu kolega wysyłał emotkę kupy, chłopiec mówił, że sama emotka go nie rusza, wszyscy ją sobie wysyłają dla zabawy, to tylko śmieszny rysunek. Zdziwił i zabolał go jednak podpis, mówił, że "nie chce być klasową kupą".  

Psycholog, wykładowca z SWPS, dr Radosław Kaczan, który prowadzi badania dotyczące przemocy rówieśniczej w szkołach, zwraca uwagę na to, że każde zachowanie online, którego celem jest wywołanie u kogoś smutku, rozdrażnienia, gniewu to rodzaj przemocy rówieśniczej. Jeśli się powtarza, wówczas trzeba reagować, zastanowić się z dziećmi, do czego tego typu zachowania mogą prowadzić.

- Obrażanie kogoś online to jest to samo co popychanie, opluwanie, wyzywanie w szkole - porównuje dr Kaczan, współautor aplikacji mobilnej RESQL umożliwiającej anonimowe zgłoszenie incydentu przemocy przez ucznia w szkole. Schemat aplikacji jest bardzo prosty. Uczniowie ze szkół, w których aplikacja została wprowadzona, mogą zgłaszać incydent wybierając kategorię przemocy. Podanie danych jest dobrowolne. Zgłoszenie trafia do nauczyciela, który wspólnie z innymi pedagogami analizuje problem i podejmuje odpowiednie działania.

Najwięcej agresji jest w czwartych, piątych i szóstych klasach

Z raportu Instytutu Badań Edukacyjnych wiemy, że 30 proc. uczniów doświadcza zachowań agresywnych w szkole przynajmniej kilka razy w ciągu miesiąca, ofiarami dręczenia szkolnego zaś, tzw. kozłami ofiarnymi, jest mniej więcej 10 proc. uczniów. Najwięcej agresji jest w szkołach podstawowych, głównie w klasach IV-VI.

Jeszcze do niedawna dzieci i młodzież żyły równolegle w dwóch szkolnych światach: online i w realu. Od prawie roku uczniowskie życie toczy się właściwie już tylko online.

 - Mamy do czynienia z sytuacją, która zachwiała czy nawet zaburzyła rutynę i szkolny porządek. Wraz z zamknięciem szkół pojawiły się dodatkowe obciążenia, stres związany z lękiem dzieci przed pandemią, z samotnością, etc. Zamknięcie szkół być może odwróciło pewne tendencje, zmieniło układy sił w klasach, być może na pewien czas zostały odwieszone pewne spory, unieważniły się konflikty. Być może ci, którzy bezpośrednio i fizycznie doznawali dręczenia, dzisiaj aż tak bardzo nie cierpią. A być może nic się dla nich nie zmieniło, tylko cała agresja wobec nich skumulowała się online - mówi dr Kaczan.

Przygotowując się do artykułu, rozmawiałam z rodzicami dzieci z podstawówek. Mówili o tym, że wykluczanie, izolowanie, obrażanie, wyśmiewanie nadal funkcjonuje, tylko już całkowicie ulokowało się online. 

- Córka bardzo przeżywa, kiedy dziewczyny zakładają kolejną grupę i jej do niej nie zapraszają. Te grupy w sieci są jak elitarne kluby. Teraz jest ich o wiele więcej niż w czasie nauki tradycyjnej. W klasie mojego dziecka takich zamkniętych grup istnieje kilkadziesiąt. Kto będzie do nich należał, jest tematem waśni, sporów i wielu przykrości - mówi mama dwunastolatki.

Grupa "Prestiż girls" tylko dla wybranych

Uczennica szóstej klasy założyła grupę "Prestiż girls". Przez tę grupę wiele dziewczynek w klasie cierpi. O tym, które z nich są "prestiż" i należą do grupy, decyduje jedna z uczennic, pomysłodawczyni grupy. Dziewczyny muszą z nią trzymać, przymilać się do niej, wszystko po to, żeby nie wyrzuciła ich z grupy lub po to, aby zapracować sobie na przyjęcie do grupy. W każdej chwili można zostać z grupy usuniętą, czasami zdarza się to bez powodu. Wyrzucenie z grupy oznacza najgorsze, wypada się z obiegu, nie ma się dostępu dla klasowych plotek.

- Wyrzucenie z grupy to jeden problem, drugi problem to tworzenie podgrup w grupie. Uczeń czy uczennica niby jest w grupie zaakceptowany, ale nie ma dostępu do wszystkich dyskusji, wątków, w których toczy się "prawdziwe życie". To taki sygnał, że tam, gdzie się bawimy, ciebie nie ma albo nie ma cię w podgrupie, bo tam piszemy na twój temat, śmiejemy się z ciebie - dodaje dr Kaczan. 

Nastolatka opowiedziała o sytuacji, podczas której na przerwie, między lekcjami online, płakała, jedna z koleżanek to nagrała i wrzuciła na klasową grupę. Dzieci się z niej śmiały, że jest mięczakiemNastolatka opowiedziała o sytuacji, podczas której na przerwie, między lekcjami online, płakała, jedna z koleżanek to nagrała i wrzuciła na klasową grupę. Dzieci się z niej śmiały, że jest mięczakiem fot: shutterstock/Sam Wordley

Dzieci się z niej śmiały, że jest mięczakiem

Rozmawiałam z dziećmi o tym, co sprawia im najwięcej przykrości podczas nauki zdalnej. Mówiły o tym, że przezwiska właściwie ich nie ruszają, najbardziej boją się tego, że ktoś je nagra, wykorzysta ich zdjęcie czy wideo do nabijania się.

Jedna z dziewczynek powiedziała, że jest jeszcze gorzej, niż kiedy chodziła do szkoły:

- Mówimy na siebie "debile", ale to nas nie rani. Są gorsze rzeczy.

Nastolatka opowiedziała o sytuacji, podczas której na przerwie między lekcjami online płakała, jedna z koleżanek to nagrała i wrzuciła na klasową grupę. Dzieci się z niej śmiały, że jest mięczakiem.

Piątoklasista opowiedział mi o tym, że koledzy z jego klasy wyśmiewają go, bo koleguje się z dziewczynami. Raz podpuścili go, że umawiają się na spacer. Podali konkretną datę, godzinę i miejsce spotkania. Kiedy tam poszedł, okazało się, że nikogo nie było. Zrobili sobie z niego bekę. Dlaczego nie powiedział o tym wydarzeniu wychowawczyni? Nie miał odwagi, nie chciał, aby koledzy dowiedzieli się, że skarży, nie chciał wyjść na kapusia.

- To, co nauczyciel, pedagog, psycholog szkolny może zrobić, to uporczywie i wręcz obsesyjnie rozmawiać z uczniami o tym, czym jest cyberprzemoc. I podkreślać, że nic nie pozostanie bez reakcji. Powtarzać uczniom, że dorośli będą się włączać w klasowe życie online i że nie będą tego ignorować.

Nastolatki czasami uznają dorosłych za bezradnych, zakładają, że skoro nauczyciele, rodzice nie widzą, co dzieje się w sieci, to nic z tym nie zrobią. Wielu uczniom wydaje się, że dorośli się wycofali, że są bezradni, chociażby z tego powodu, że nie znają się dobrze na aplikacjach. Pamiętamy sytuacje z pierwszych miesięcy nauki zdalnej, kiedy uczniowie odkryli, jak wyciszać głos nauczyciele podczas lekcji na Teamsach. Robili to nagminnie dla zabawy, a nauczyciele często bywali bezradni - przypomina psycholog, dr Kaczan.

"Nagrał mnie, jak ćwiczyłem"

Strach przed tym, że zostanie się nagranym albo uchwyconym w niefortunnym momencie to główny powód, dla którego uczniowie podczas lekcji online wolą mieć wyłączone kamery.

- Coraz częściej moi koledzy i koleżanki godzą się na to, aby uczniowie podczas lekcji online mieli wyłączone kamery. Wystarczy im, że słyszą swoich uczniów. Dla mnie to jest kłopotliwe. Nie widząc uczniów, nie jestem w stanie zapobiegać wszystkim sytuacjom, które mogą się wydarzyć podczas lekcji. Kiedy uczniowie mają włączone kamery, widzę, że nie uczestniczą w lekcji, tylko dokazują na komunikatorach, uśmiechają się pod nosem, piszą coś zapamiętale na czatach. Widząc to, proszę, aby przerwali i zajęli się lekcją, ale i tak nie mam wglądu w to, o czym i do kogo piszą i w jakim tonie - mówi polonistka z warszawskiej podstawówki i tłumaczy, że są przedmioty, na których nauczyciel musi widzieć swoich uczniów, to np. wuef:

- Jeden z moich uczniów napisał mi na czacie, że kolega z klasy nagrał filmik, jak ćwiczy na lekcji. Po wuefie wysłał mu to nagranie. Chłopiec bardzo się bał, że kolega wrzuci nagranie na klasowe grupy. Poprosił mnie o pomoc i o to, abym nie odwoływała się w klasie do jego konkretnej sytuacji. Następnego dnia na lekcji wychowawczej rozmawiałam z uczniami o tym, że nagrywanie kogoś bez jego/jej zgody jest niezgodne z prawem, że takie postępowanie jest karalne. Rozmawialiśmy też o tym, co psuje stosunki w klasie i co robić, aby były one dobre. 

Często mówimy dzieciom: "nie skarż"

Nagrywanie prześmiewczych filmików podczas lekcji, robienie zrzutów ekranu w momencie, kiedy jeden z uczniów jest w dziwnej, śmiesznej pozie, robienie memów i wrzucanie ich do internetu - to dominujące motywy szkolnej cyberprzemocy w czasie nauki zdalnej.

Kpiący mem można wrzucić na kilka grup jednocześnie, podlinkowywać, powielać, przypominać na forach. W ten sposób "nabijanie się" nie ma końca. Nie da się memów z sieci usunąć, wymazać. Uczniowie żyją w ciągłym strachu.

 - Wiele szkół nie ma jeszcze wypracowanej kultury zgłaszania problemów. Ten, kto idzie do nauczyciela i mówi, o tym, że koledzy się z niego naśmiewają wciąż może dostać w klasie etykietę donosiciela, konfidenta, skarżypyty. Taką antykulturę zgłaszania przemocy mogli wytworzyć nieświadomie sami dorośli. Często przecież mówimy dzieciom: "Nie skarż". Świadkowie też nie zgłaszają przemocy, bo nie wiedzą, jak to zrobić, boją się odwetu ze strony sprawcy. Nie wierzą też, że dorośli zareagują, a jeśli zareagują, to boją się, że będzie jeszcze gorzej - mówi dr Kaczan, psycholog z Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Z raportu Instytutu Badań Edukacyjnych wiemy, że 30 proc. uczniów doświadcza zachowań agresywnych w szkole przynajmniej kilka razy w ciągu miesiąca, ofiarami dręczenia szkolnego zaś, tzw. kozłami ofiarnymi, jest mniej więcej 10 proc. uczniów.Z raportu Instytutu Badań Edukacyjnych wiemy, że 30 proc. uczniów doświadcza zachowań agresywnych w szkole przynajmniej kilka razy w ciągu miesiąca, ofiarami dręczenia szkolnego zaś, tzw. kozłami ofiarnymi, jest mniej więcej 10 proc. uczniów. fot: shutterstock/Syda Production

Psycholog bardzo namawia nauczycieli, pedagogów i rodziców, aby rozmawiali z dziećmi o tym, że brak reakcji na przemoc, to sygnał dla oprawcy, zielone światło, że może bezkarnie działać dalej.

- Musimy dzieciom od najmłodszych lat tłumaczyć, że kiedy stoją i się przyglądają, to tak jakby zachęcały tych, którzy sprawiają przykrość innym, do dalszego działania. To tak samo działa online. Jeżeli klikam, podaję dalej, wklikuję emotikony, komentuję, to uwaga, na której zależy pojedynczej osobie albo grupie, która wpuszcza np. przykry mem z jakimś uczniem, płynie do nich i wzmacnia ich zachowanie. To pozwala myśleć, że skoro rówieśnicy dali uwagę, śmiali się, tzn. "jestem tym kimś, kto może niekoniecznie jest bardzo dobrym kumplem i jest lubiany, ale na pewno jest wysoko w hierarchii zainteresowania i zwracania na siebie uwagi". To jest niestety mechanizm, który podtrzymuje i wzmacnia zachowania krzywdzące wobec innych uczniów - uczula dr Radosław Kaczan.

W literaturze pedagogicznej, raportach na temat szkolnej przemocy znajdziemy informacje o tym, kiedy możemy być pewni, że dziecko jest dręczone w szkole. "Mówimy, że uczeń lub grupa uczniów dręczy jakąś osobę (innego ucznia), jeśli: wiele razy mówi lub robi tej osobie przykre, dokuczliwe rzeczy, na przykład: wyzywa, wyśmiewa, dokucza, zmusza do czegoś, rozsyła kłamstwa na jej temat. (za raportem Instytutu Badań Edukacyjnych "Bezpieczeństwo uczniów i klimat społeczny w szkole").

O tym, jak rozpoznać, czy dziecko jest ofiarą szkolnej, przemocy pisaliśmy w tekście: Przemoc w szkole. Jak można rozpoznać, że dziecko jest ofiarą?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.