Zofia Schacht-Petersen, mediatorka i terapeutka rodzinna: Dzieci, dopóki nam ufają, dzielą się z nami swoimi smutkami. Ale my wpadamy w panikę. Uważamy, że musimy szybko pocieszyć i sprawić, aby poczuły się dobrze.
Wtedy dajemy im znać, że sami nie radzimy sobie z ich smutkiem. Dlatego zalewamy je pocieszeniami, "będzie dobrze", "poradzisz sobie". I dziecko czuje się jeszcze gorzej, bo zostaje samo z tym, co czuje, nieusłyszane, zagubione. Skoro rodzic nie jest w stanie wytrwać z nim w cierpieniu, jak ono samo może sobie z nim poradzić?
Właśnie. Zanim zaczniemy pocieszać, doradzać, czyli mówić o sobie i swoich pomysłach, zauważmy dziecko - co dokładnie w danej chwili mówi. Jeśli mówi, że sobie z czymś nie radzi, to sobie nie radzi, ale niekoniecznie prosi o radę. Prosi nas o zauważenie go w tym, co przeżywa, co się z nim dzieje.
Jednym uchem słucham dziecka, ale faktycznie zajmuję się sobą. Włącza się tryb zadaniowy, uważamy, że musimy naprawić dziecko, świat, sytuację. A tak naprawdę, kiedy dziecko do nas mówi, naszym zadaniem jest posłuchać tego, co ono mówi. To jest najważniejsze.
Na warsztatach uczę rodziców dialogu odzwierciedlającego, czyli powtórzenia tego, co mówi dziecko. Taki trening pozwala im zauważyć różnicę, która powstaje w dialogu, kiedy odkładają na chwilę swoją perspektywę i słyszą czyjeś doświadczenia. Kiedy dziecko zaczyna mówić, po prostu go słucham, tak długo aż nie skończy. To spowolnienie dialogu sprawia, że człowiek usłyszany uspokaja się.
Rodzice często mówią, że taki dialog czyni w ich relacjach z dziećmi cuda. Ja też, kiedy odkryłam moc dialogu w relacjach z moimi dziećmi, właściwie nie potrzebowałam żadnych innych "metod" wychowawczych. To nie są cuda, tylko zaspokojona najgłębsza ludzka potrzeba - być wysłuchanym, wziętym pod uwagę, potrzeba kontaktu.
Właśnie. Żeby rozmawiać, trzeba samemu doświadczyć, jak to jest być usłyszanym i jaką to daje ulgę, spokój. Trzeba też wiedzieć, że nie wszystkie dzieci poniosą takie same konsekwencje pandemii. Mogą właśnie teraz zbudować odporność, jeżeli stworzymy im do tego odpowiednie warunki, np. zapewniając względną przewidywalność i poczucie bezpieczeństwa, wpływu.
Nie mamy możliwości, żeby przewidzieć, kiedy pandemia się skończy, ale możemy zadbać o ich najbliższą strukturę: plan dnia, czas lekcji online, czas na przerwy, posiłki, spacery, zabawy, spanie.
Trzeba być uważnym na sygnały, które przekazuje dziecko - ale obawiam się, że ten medialny szum na temat psychiatrycznych wyzwań okresu dorastania może przynieść rodzinom więcej szkód. Jest tam za dużo straszenia i patologizowania dziecięcych trudności, zamiast budowania nadziei i kompetencji u dorosłych. Wszyscy mamy tu coś do zrobienia.
Brakuje sieci wzajemnego i profesjonalnego wsparcia dla rodziców, wiedzy na temat problemów rozwojowych nastolatków, zrozumienia ze strony osób odpowiedzialnych za system edukacji – co w tym okresie jest dla naszych dorastających dzieci ważne i jak im pomóc, a nie nakładać ciężarów, których sami nie bylibyśmy w stanie udźwignąć. Żeby rodzice byli wsparciem, sami potrzebują poczucia bezpieczeństwa. A my psychologowie, psychoterapeuci powinniśmy rodziców uspokajać, nie pouczać.
Być blisko dziecka, przyglądać się mu, zaciekawić się tym, co lubi, co robi, pytać jak się czuje i czego chce, poszukać najbliższych strategii, które zapewnią w domu bezpieczeństwo. Wytykanie rodzicom błędów i straszenie ich chorobami psychicznymi to moim zdaniem ślepa uliczka.
Tak! Jako terapeuta słucham rodziców, doceniam ich trud i wysiłek, że w ogóle chcą rozmawiać o swoim rodzicielstwie. Mówię im: "Jesteś najlepszym wsparciem dla swojego dziecka, ono potrzebuje cię i twojej obecności. Ja tylko towarzyszę wam, żebyście się usłyszeli, zobaczyli".
Dorastanie jest trudne, zawsze było. Każdy z nas, kto dorastał, to wie. W tym czasie potrzebowaliśmy odważnych, słuchających i rozumiejących nas dorosłych, a nie straszenia. Eksperci są od tego, żeby dawać poczucie bezpieczeństwa, żeby w tym, co jest ryzykowne, budować oazę, gdzie można powiedzieć, że się boimy, że czegoś nie wiemy i zostać wysłuchanym, żeby potem być w stanie posłuchać obaw dziecka. Trzeba zrobić wszystko, żebyśmy się usłyszeli i uspokoili.
Oczywiście, że tak. Dzieci mają problemy, dlatego że przez większość swojego życia borykają się z problemami dorosłych. Dzieci potrzebują przede wszystkim bezpiecznej przestrzeni wokół siebie. Rodziców, którzy rozwiązują konflikty i kiedy mają problem, wiedzą do kogo się zwrócić i ten ktoś ich nie wystraszy, tylko usłyszy. Mam żal do ekspertów, którzy piszą i mówią, że mamy epidemię chorób psychicznych. Jeżeli jest epidemia depresji, to, dlatego że żyjemy w nieustannej presji. Depresja to odpowiedź na presję.
Dzieci mają problemy, które są konsekwencją tego jak żyjemy my, dorośli. Brakuje nam samym bezpieczeństwa, wsparcia, nie wiemy, co robimy dobrze. Mówienie rodzicom, że robią ciągle coś źle, że źle rozmawiają z dziećmi, że źle się dziećmi zajmują, to wywieranie na nich jeszcze większej presji. Wciąż mamy być lepsi i to samo wymuszamy na dzieciach.
Dzieci nie będą mówiły do kogoś, kto ich nie słucha. Jeżeli rodzice nie są gotowi, żeby wysłuchać, tylko przychodzą do pokoju nastolatka/i, żeby wygłaszać tyrady, grozić, powiedzieć, co musi zrobić albo czego nie robić, to wiadomo, że dziecko będzie się buntować. Nastolatki zwłaszcza, bo one już mają dosyć gadania do nich i nie brania pod uwagę ich głosu w rozmowie z nimi.
Dialog polega na słuchaniu i naprzemiennym mówieniu. Więc kiedy ja słucham tego, co mówi moje dziecko, to słucham z uwagą. Na warsztatach uczę tej uważności w dialogu. Proponuję, żeby rodzice powtarzali to, co dziecko mówi, ale nastolatkowie tego nie lubią. Można więc powtarzać sobie w myślach. Chodzi o to, żeby nie zajmować się swoją wewnętrzną narracją, ale wsłuchać się w to, co dotarło do nas, które słowa dziecka zrobiły na was największe wrażenie. Powtórzyć je sobie w pamięci.
A córka odpowiada "Nie waż się, nie wolno ci". Zamiast zastanawiać się, komu to zgłosić, niech mama sobie powtarza w głowie, to co powiedziała córka "Ty nie wiesz, co z tym zrobić i martwisz się o koleżankę?". I słucha cały czas tego, co mówi córka. Nie uruchamia gadania ani działania. Tylko słucha. Dziecko się uspokaja, kiedy rodzic słucha, a rodzic zaczyna widzieć lęk i niepokój dziecka, czyli najważniejsze treści tego, co dziecko chciało przekazać, mówiąc, że koleżanka robi sobie krzywdę. W dziecku powstaje zaufanie do relacji z matką, wie, że może jej opowiedzieć o tym, co jest trudne. Dopiero potem mogą wspólnie zastanowić się, czego potrzebuje koleżanka, czy mogą jej razem jakoś pomóc.
Wtedy rzadziej etykietowalibyśmy nastolatków, że są leniwi, uzależnieni od internetu, buntowniczy. Może rzadziej byśmy przypisywali im diagnozy, a częściej i szybciej zauważali ich dyskomfort
Zadaniem rodzica jest najpierw usłyszeć, zanim zacznie mówić i robić. Jeśli już coś zrobić - to wspólnie i z szacunkiem dla dziecka, dla jego relacji z rówieśnikami, nie przejmując nad tym kontroli i nie pozostając obojętnym.
Cierpienie i ból leczy dialog, czyli wsłuchanie się w to, co człowiek przeżywa i bycie z tym człowiekiem. Wtedy to, co on/ona przeżywa, staje się dla osoby wysłuchanej możliwe do zniesienia. Jeżeli rodzic chce za wszelką cenę uspokoić dziecko, pocieszyć je, to znaczy, że sam nie czuje się komfortowo z dzieckiem, które przeżywa trudność. I dziecko zaczyna się troszczyć o rodzica i ignoruje siebie.
Dzieci mają doskonałą intuicję. Kiedy rodzic czuje się źle, to one też czują się źle. Dziecko zrobi wszystko, żeby rodzic czuł się dobrze. Będzie się uczyć, wykonywać zadania, słuchać poleceń, podporządkowywać.
Przychodzą na moje warsztaty rodziny. Nastolatki mówią: "Mamo, kiedy mówisz, że się o mnie martwisz, to ja przestanę ci w ogóle cokolwiek mówić". Kiedy spotykam się z nastolatkami sam na sam, mówią mi, że nie mogą powiedzieć rodzicom, jak się czują, bo oni od razu wpadają w panikę, albo ignorują to, co one mówią. Wtedy dzieci zostają same ze swoimi trudnymi emocjami. I to jest powód, dla którego tracą siłę, energię.
To są opowieści z czyjejś perspektywy, bez zauważenia perspektywy tych, o których rozmawiamy. Dzieci w okresie dorastania zaczynają odzyskiwać swoją tożsamość. Buntują się, budzi się w nich sprzeciw i gniew, który jest mądry. Już tak często rezygnowały ze swojego zdania, że dłużej nie mogą.
Gniew i frustracja nie pochodzi znikąd. Ona narasta, ujawnia się w momencie, kiedy człowiek jest szczególnie wrażliwy i to jest naturalna, zdrowa, ogromna siła. Tylko trzeba wiedzieć, jak z nią współdziałać dla wspólnego dobra. Frustracji dzieci nie trzeba się bać. Trzeba ją przyjąć, przeżyć razem, usłyszeć, pozwolić jej wybrzmieć, żeby nie urosła do agresji, kiedy zaczną dorastać.
Rozsunąć się i oddzielić emocje dziecka i swoje. Nie mieszać się. We mnie jest burza, ale jako rodzic to ja jestem odpowiedzialna za relację z dzieckiem. Kiedy dziecko pokazuje mi trzeci palec i mówi: "Fuck you, będę przeklinać, bo nareszcie mi wolno, jestem prawie dorosły", to zrozumiałe, że ścina nas z nóg. Możemy porozmawiać o tym z innymi dorosłymi, poszukać wsparcia i doświadczyć, że nas słyszą, a nie oceniają i nie pouczają, ale do dziecka trzeba wtedy powiedzieć: "OK, mówisz, że coś ci się w naszym domu nie podoba. Chciałbyś, żeby było inaczej?".
Dwie rzeczy. Jedna wiadomość jest taka, że czuje się źle i chciałoby coś zmienić, żeby poczuć się lepiej. Druga wiadomość jest bardzo ważna. Dziecko ufa, że jeszcze może się z nami dogadać. Że nawet jak powie trudną prawdę, to rodzic się nie rozsypie. Dziecko wciąż ma zaufanie do kompetencji rodzica. Agresja nastolatka nie jest przeciwko nam, dużo lepiej, żeby dzieci mówiły nam nawet najgorsze rzeczy, niż robiły sobie krzywdę w osamotnieniu.
Na Facebooku na stronie Polskich Rodzin w Danii dzielę się swoimi przemyśleniami. Nagranie "O agresji spokojnie" ma rekordową liczbę wyświetleń. Mówię o tym, co robić w najgorszych chwilach. Agresja dziecka uruchamia w nas ból i bardzo dużo lęku, te lęki sięgają bardzo głęboko, czasami do naszego dzieciństwa, kiedy sami doświadczaliśmy agresji. Zachęcam, aby w takich momentach chwycić się koła ratunkowego i wziąć głęboki oddech, przypomnieć sobie, że jeszcze możemy oddychać, jeszcze żyjemy, więc damy radę i znajdziemy siłę, żeby pomóc dziecku.
Mam taki apel do specjalistów, do których przychodzą rodzice szukający pomocy w swoim rodzicielstwie, a zwłaszcza z nastolatkami doświadczającymi kryzysów psychicznych. Zaszczepiajmy w nich nadzieję, mówmy: "Twoje dziecko przechodzi trudny okres, tobie też jest trudno, ale popatrz, jaki jesteś kompetentny - szukasz pomocy. Popatrz, ilu rodziców nie wie, co z tym zrobić, rozsypało się, dzieci się rozsypały, rodzina się sypie. To jest bardzo trudne. A ty się trzymasz i przychodzisz po pomoc".
Wzmacniajmy kompetencje rodziców, bo oni się czują niepewnie, cały czas drżą, czy robią dobrze, czy źle. Nie straszmy i nie obwiniajmy siebie nawzajem. Bo strachu i poczucia winy jest i tak wystarczająco dużo.
Zofia Aleksandra Schacht-Petersen jest certyfikowaną trenerką Porozumienia bez Przemocy (ang. Nonviolent Communication, NVC) i terapeutką traumy somatycznej i rozwojowej (Somatic Experiencing i NARM – Neuroafektywny Model Relacyjny), mediatorką (Stowarzyszenie Mediatorów Rodzinnych), doradczynią rodzinną (KUL). Z wykształcenia polonistka (UJ). Autorka artykułów poświęconych NVC publikowanych w magazynach pedagogicznych oraz dwóch książek "Wychowanie bez klapsa", oraz "Dialog zamiast kar" Organizuje w Polsce i współprowadzi treningi NVC dla całych rodzin – Family Camp, intensywne treningi NVC dla osób indywidualnych i dla par, a także tematyczne szkolenia dla rodziców oraz nauczycieli szkół i przedszkoli pod nazwą Szkoła Empatii i Dialogu. Od 2018 roku prowadzi indywidualną terapię dla osób, które doświadczyły traumatycznego rozwoju.