Chłopcy są nieznośni? Psycholog: Szkoda, że w szkołach pracuje tak mało mężczyzn

Rzucają papierkami, nie potrafią usiedzieć w ławkach. Na klasowych spotkaniach online rodzice przerzucają się różnymi pomysłami, co zrobić, aby utemperować chłopców? Psycholog: Zbyt często, mówiąc o równouprawnieniu, myślimy wyłącznie o dziewczynkach i kobietach.

Chłopcy w szkole dokazują. Tak było, kiedy sami chodziliśmy do szkoły, tak jest dzisiaj. Na spotkaniach klasowych online słyszymy, że chłopcy rozrabiają, rzucają papierkami, kopią w ławki, roznosi ich energia.

Mama dwóch córek opowiedziała mi niedawno jak wygląda sytuacja w klasach jej dzieci:

- Młodsza córka jest w pierwszej klasie w której jest przewaga dziewczynek. To klasa bezproblemowa. U starszej, trzecioklasistki, to chłopcy stanowią większość. Średnio raz w tygodniu mamy spotkanie online na temat zachowania dzieci. Nauczyciele skarżą się, że klasa jest tak głośna, że nie można prowadzić zajęć. Lekcje polegają głównie na tym, aby wyciszyć chłopaków. Odchodzą z ławek, spacerują po klasie, nie potrafią usiedzieć w miejscu. Na spotkaniach rodzice przerzucają się różnymi pomysłami, co zrobić, aby aż tak nie dokazywali i aby nauczyciele mogli prowadzić lekcje - opowiadała mama dwóch córek.

To nie reguła, że tylko chłopcy rozrabiają. Oczywiście, że zdarzają się „nieznośne" dziewczyny. Jednak - jak uważa Steve Biddulpha, autora książki „Wychowywanie chłopców" - szkoły nie są dostosowanie do rozwoju i temperamentu chłopców. I dopóki nic się w placówkach nie zmieni, chłopców będzie roznosić energia. Biddulpha w swojej książce w kilku miejscach sugerował, że najwyższy czas zając się chłopcami.

 „Przez trzydzieści lat modne było utrzymywanie, że chłopcy i dziewczynki w zasadzie nie różnią się od siebie. Tymczasem nauczyciele i rodzice stale sygnalizują, że takie podejście się nie sprawdza. Całe mnóstwo nowych badań potwierdza przekonania rodziców, którym intuicja podpowiada, że chłopcy są inni, ale bynajmniej nie gorsi. Dopiero uczymy się doceniać ich męskość i kształtować ją w pozytywny sposób, zamiast ja tłamsić" - przeczytamy w książce terapeuty.

Co możemy zrobić, aby nie przypinać chłopcom łatki zbyt hałaśliwych, za bardzo ruchliwych, pozbawionych motywacji do nauki? Psycholog Martyna Filipiak, autorka bloga Mama-psycholog daje nam kilka wskazówek. I mówi, że niestety, w szkołach często nie ma miejsca dla indywidualnych potrzeb uczniów.

Joanna Biszewska: Steve Biddulpha w swojej książce cytuje badania, według których w wieku sześciu/siedmiu lat mózgi chłopców są o sześć do 12 miesięcy opóźnione w rozwoju w porównaniu z mózgami dziewczyn. Biddulpha uważa, że chłopcy powinni później rozpoczynać naukę. To jest rozwiązanie?

Martyna Filipiak, psycholog, autorka bloga Mama-psycholog: Nie jestem pewna, czy to rozwiązałoby te nierówność. Podane opóźnienie to wartość uśredniona, zatem znajdą się w niej zarówno chłopcy o jeszcze większym opóźnieniu, w stosunku do dziewczynek, jak i ci, którzy dziewczynki doganiają, a nawet wyprzedzają. Widzę też pewne utrudnienia organizacyjne i logistyczne takiego rozwiązania. Byłabym za tym, aby dzieci zaczynały szkołę wspólnie, ale w systemie, który cechuje się bardziej indywidualnym podejściem, na wzór np. systemu skandynawskiego. Takie podejście uwzględniałoby indywidualne potrzeby nie tylko chłopców, ale wszystkich uczniów i uczennic.

Inny poślizg, którego doświadczają chłopcy, dotyczy umiejętności wysławiania się. Zdarza się, że na początku szkoły nie potrafią wyjaśnić nauczycielom, czego potrzebują, mówią półsłówkami i mają słabo rozwinięte umiejętności zachowywania się w grupie. Kiedy chłopiec na pewno nie jest gotowy na szkołę?

Myślę, że zahaczamy tu o trudne zagadnienie ogólnego nieprzystosowanie systemu edukacji do potrzeb, nie tylko chłopców, a dzieci w ogóle.

Szkoła, w której sześcio - siedmiolatki muszą siedzieć w miejscu przez kilka godzin z kilkuminutowymi przerwami jest absurdem. Znając prawidła rozwoju dziecka wiemy, że to jest dla dzieci bardzo trudne.

Kiedy chłopcy w szkole nie mają osoby, która nimi pokieruje, zaczynają się przepychać między sobą i sami ustalają hierarchię – to z książki „Wychowywanie chłopców". Chłopcom potrzebny jest dobry przywódca?

Myślę, że taki zewnętrzny, pozadomowy autorytet jest dla dorastających dzieci ważny, szczególnie w okresie dojrzewania, kiedy w toku rozwoju i poszukiwania własnej tożsamości chłopcy zaczynają poddawać w wątpliwość znane dotąd autorytety. Można zresztą zauważyć, że chłopcy często lgną do  liderów, poszukują ich, np. w formie zajęć dodatkowych, treningów sportowych. Zwykle też obdarzają swoich przywódców ogromnym szacunkiem.

Niemal jedna trzecia chłopców wychowuje się bez ojca. Być może - gdyby uczniowie mieli więcej męskich wzorców w szkołach - byłoby im lepiej?

Szkoda, że w szkołach pracuje tak mało mężczyzn. Dzieci w trakcie rozwoju i dorastanie potrzebują autorytetów obu płci. Po to, aby mieli punkt odniesienia do kategoryzowania, myślenia o kobietach i mężczyznach. Posiadanie autorytetu tej samej płci w najbliższym otoczeniu, może być ważne dla budowy zrębów własnej tożsamości. Mądrzy nauczyciele mogliby stanowić takie punkty odniesienia dla chłopców, którzy ojców nie mają, ale też dla innych chłopców oraz dzieci w ogóle.

Energia chłopców w szkole postrzegana jest jako zagrożenie. Kiedy rozrabiają dostają uwagi, upomnienia, są odsyłani do kąta, zawieszani w obowiązkach ucznia. Od lat wiemy, że metody budowania dystansu są nieskuteczne.

System nagród i kar nie należy do najskuteczniejszych. Dzieje się tak dlatego, że jest to system doraźny, działający na zasadzie zachowanie - skutek. Zamiast dociekać przyczyn zachowania, widzimy same symptomy. Nie dostrzegamy dużej i naturalnej potrzeby ruchu, widzimy tylko sprawianie kłopotów w szkole.

Rozwiązaniem mogłoby być zmniejszenie ilości zajęć statycznych w szkołach, na rzecz zajęć, które łączą w sobie zdobywanie wiedzy z aktywnością fizyczną. Pomocne byłoby także umożliwienie przybierania dowolnej pozycji, także ruchu i chodzenia, w trakcie lekcji.

To prawda, że chłopcy, którym brakuje na co dzień uwagi ojca, w szkole więcej dokazują?

Myślę, że tacy chłopcy mogą mieć problem z uznaniem i uszanowaniem autorytetu w ogóle. To tata jest dla syna pierwszym wzorcem męskości, pierwotnym punktem odniesienia do myślenia o sobie jako o przedstawicielu płci męskiej. Bez solidnej i jakościowej relacji z tatą - lub innym bliskim mężczyzną - chłopcu może być trudno umiejscowić męskość i autorytet w swoim systemie wartości, a także budować własną tożsamość młodego mężczyzny bez dostępnego i pozytywnego punktu odniesienia.

Kiedy dziewczynka uderzy dziewczynkę od razu bijemy na alarm, że dziewczynki stają się agresywne. Kiedy chłopcy dają sobie na przerwach kuksańce, raczej nie ma tematu. Mówimy wówczas, że chłopcy mocują się i walczą między sobą, bo kieruje nimi testosteron. Słusznie? 

Opowieści o testosteronie słucham z przymrużeniem oka. Narosło wokół tego hormonu wiele mitów. To nieprawda, że mają go tylko mężczyźni, kobiety także, choć nie w takiej ilości i pełni u nich odmienne funkcje.

Testosteron odpowiada u mężczyzn za rozwój męskich narządów płciowych, dojrzewanie. Jednak zbyt często wyjaśniamy nim agresję i przemoc dorastających chłopców. Nie dociekamy przyczyn ich konfliktów i wybierania agresywnych form ich rozwiązywania, tylko zrzucamy wszystko na ten sławny, buzujący testosteron. Dlatego nie skupiałabym się na tym jednym konkretnym hormonie, a raczej na tym, jakie funkcje pełni dla dorastającego chłopca, a później młodego mężczyzny.

Rodzice powinni wiedzieć, co może się z ciałem chłopca dziać, a także, że zmiany te mogą być dla niego trudne do zaakceptowania i frustrujące. Myślę, że zamiast skupiać się na tym, jak zachowanie chłopca może się zmieniać, warto skupić się na tym, aby stanowić dla niego wsparcie w tym niełatwym okresie.

Szkoła, w której sześcio - siedmiolatki muszą siedzieć w miejscu przez kilka godzin z kilkuminutowymi przerwami jest absurdem. Znając prawidła rozwoju dziecka wiemy, że to jest dla dzieci bardzo trudneSzkoła, w której sześcio - siedmiolatki muszą siedzieć w miejscu przez kilka godzin z kilkuminutowymi przerwami jest absurdem. Znając prawidła rozwoju dziecka wiemy, że to jest dla dzieci bardzo trudne Fot. Jakub Ociepa / Agencja Wyborcza.pl

Chłopcy, wbrew pozorom, nie są we współczesnym świecie na uprzywilejowanej pozycji - to zdanie pochodzi z pani bloga. Dlaczego pani tak uważa?

Te słowa nie są moje. Pochodzą z książki „Wychowywanie chłopców". Ja się jednak z nimi gorąco zgadzam. Zbyt często, mówiąc o równouprawnieniu, myślimy wyłącznie o dziewczynkach i kobietach.

Tymczasem chłopcy także spotykają się z brakiem akceptacji i tolerancji, związanym z płcią. O ile jednak dziewczynki, które zabierają się za tradycyjnie męskie zainteresowania i zawody aktualnie spotkają się z przyklaskiem i kibicowaniem, to wrażliwy chłopiec, który kocha taniec nie wzbudzi już takiego entuzjazmu.

Napisała Pani również: „Powszechnie wiemy, że czy tego chcemy, czy nie dziewczynki i chłopcy różnią się między sobą. Widać to chociażby w ich wyglądzie, ale też często w zachowaniu, odmiennych zainteresowaniach i potrzebach. Mam wrażenie, że wraz z popularyzacją równouprawnienia płci trochę zaczęliśmy się tych różnic bać. Tak jakby przyznanie, że płeć żeńska i męska różni się między sobą miało na nowo odebrać kobietom ich stosunkowo nowe prawa". Powinniśmy głośno mówić o potrzebach chłopców, bo nikomu nie robimy tym krzywdy. O to chodzi?

Wracamy tutaj do równości. Powinniśmy z jednakowym zaangażowaniem wsłuchiwać się w potrzeby zarówno chłopców, jak i dziewczynek. I to nie tylko, dlatego, że nikogo tym nie krzywdzimy, ale też żeby właśnie krzywdy wobec tych dzieci uniknąć.

Powinniśmy jednakowo traktować dziewczynki i chłopców w procesie wychowania?

To zależy, co mamy na myśli mówiąc "jednakowo’". Jednakowo, jeśli oznacza to, że z jednakowym zaangażowaniem i akceptacją dla różnych cech. Uważność i akceptacja zaś uosabiają także otwarcie na to, że chłopcy i dziewczynki mogą przejawiać w procesie wychowania odmienne potrzeby, ale też jednocześnie, mogą posiadać cechy, których stereotypowo byśmy się u nich nie spodziewali.

Mam też wrażenie, że im więcej będziemy rozmawiać dzisiaj o potrzebach chłopców, tym w przyszłości będzie lżej  im przyszłym żonom. Przemoc fizyczna w rodzinie dotyczy głównie kobiet i jest wyrządzana przez mężczyzn.

Myślę, że lżej będzie zarówno mężczyznom, którzy z tych chłopców wyrosną, jak i ich przyszłym partnerkom. Stosowanie przemocy może być wynikiem nagradzania u chłopców właśnie takiego rozwiązywania problemów. Na pewno nie pomaga brak akceptacji dla wrażliwości chłopców i mniejsza uważność dla ich stanów emocjonalnych. Chłopcy, a później mężczyźni, często nie potrafią rozpoznawać i nazywać swoich emocji oraz sobie z nimi radzić. Nie dlatego, że są mężczyznami, a zwyczajnie dlatego, że nikt ich tego nie nauczył.

Warto przyjrzeć się wychowaniu i poszukać, czego brakuje dzisiaj chłopcom ?

To na pewno. Uważność na potrzeby, połączona z ich akceptacją, może być kluczem do pomocy chłopcom. Powiedzmy sobie: Chcę poznać twoje potrzeby, ale też jestem otwarta na to, że mogą być zupełnie inne, niż się spodziewam’.

Co w sobie chłopcy dzisiaj cenią, jakie mają wyobrażenie o męskości?

Wzorzec męskości u współczesnych chłopców może być bardzo zróżnicowany, w zależności od sposobu wychowania, cenionych w rodzinie wartości, od środowiska, w jakim się obracają.

Szczęśliwie coraz bardziej doceniamy inne wartości niż siła, twardość charakteru. Zaczynamy dostrzegać, że warto, aby mężczyzna także był wrażliwy, czuły, aby był troskliwym ojcem itp. Jednocześnie nadal za często słyszymy krzywdzące uwagi typu: ‘Chłopcy nie płaczą’, ‘Nie maż się’ itd., które ten pozytywny obraz męskości chłopcom zaburzają.

To, że wymusza się na chłopcach, by byli odważni, nie powoduje, że oni przestają się bać, powoduje natomiast, że zaczynają strach ukrywać. Czy tak nie jest?

To tak naprawdę samonapędzający się, paskudny mechanizm ukrywania emocji, samoobwiniania za dalsze ich odczuwanie, a w efekcie dalsze narastania i nawarstwiania się trudności.

Chłopiec, któremu odbieramy prawo do odczuwania strachu, nie tylko nie przestaje się bać. Zaczyna źle się czuć z odczuwaną emocją, wstydzi się jej, próbuje ją ukrywać. W efekcie trudne emocje się gromadzą i narastają, zaczynają odbijać się na całym funkcjonowaniu dziecka. I dotyczy to nie tylko strachu tak naprawdę, ale też innych, mniej akceptowanych u chłopców emocji, jak np. smutek.

Powinno Cię również zainteresować: Nikt nie chce mieć przeciętnego dziecka. "Inwestujemy w naukę, nie w wakacje"

Więcej o:
Copyright © Agora SA