Po świętym, po bracie, po proboszczu. Jak wybierano imiona dla dzieci w dawnych czasach?

Narodziny już blisko, a ty ciągle się zastanawiasz, jak dać na imię swojemu dziecku? Wahasz się między ponadczasową Anną a modną Zuzanną? Między staroświeckim Władysławem a ekstrawaganckim Natanielem? Jeszcze sto lat temu większość rodziców nie miała takich problemów.

Co zdecydowało o wyborze imienia dla twojego dziecka lub imion dla twoich dzieci? Zapraszamy do wypełnienia anonimowej ankiety internetowej przygotowanej przez autora artykułu, socjologa z Uniwersytetu Warszawskiego, który bada procesy nadawania imion: https://forms.gle/d8JQBzRCAKJbHsyc9

Trudno nam sobie wyobrazić sytuację, w której ktoś (lub coś) uwalnia nas od odpowiedzialności za wybór imienia dla dziecka. W końcu to NASZE dziecko i chcemy dać mu imię, które będzie na nim leżeć jak dobrze skrojony garnitur albo klasyczna mała czarna - eleganckie, ale też wygodne; ani za bardzo staroświeckie, ani podążające za sezonową modą. Chcemy, żeby podobało się dziecku, jego rówieśnikom, rodzinie i nam samym. Żeby pasowało do naszego nazwiska i imion starszego rodzeństwa. Żeby łatwo się je wymawiało za granicą.

Zobacz wideo Szukasz imienia dla dziecka? Nie popełnij tych błędów

A teraz cofnijmy się o dwieście albo trzysta lat. Urodziło się nam dziecko i niedługo trzeba je będzie ochrzcić (wówczas nie zwlekano z tym dłużej niż kilka dni). Mamy do wyboru po kilkadziesiąt imion dla chłopca lub dziewczynki, z czego kilka najpopularniejszych dostaje ponad połowa dzieci, a prawie wszystkie to imiona powszechnie znanych świętych. Sprawdzamy w kalendarzu, dzień którego z nich przypada najwcześniej albo nawet nie musimy sprawdzać - daty świąt tych najważniejszych mamy od dawna wyryte w głowie. Ewentualnie, jeśli pamięć nas zawodzi, a nie umiemy czytać, odpowiednie imię podpowie nam ksiądz podczas chrztu.

Imiona przyniesione

Według badaczy tak właśnie nadawano imiona zdecydowanej większości polskich dzieci aż do początku XX wieku, przynajmniej w rodzinach chłopskich, bo szlacheckie porzuciły ten zwyczaj nieco wcześniej. Rodzice nie musieli sobie łamać głowy nad wyborem imienia, bo w pewnym sensie nadawało się samo - dziecko "przynosiło" je ze sobą na świat. Wierzono przy tym, że noszenie imienia konkretnego świętego wiąże się z jego szczególną opieką, dlatego polegano na tych wypróbowanych, którzy sprawdzili się w poprzednich pokoleniach, i rzadko decydowano się na eksperymenty. Jedną z niewielu sytuacji, kiedy imię pochodziło spoza tego kręgu, były narodziny bliźniąt różnej płci, które w niektórych regionach chrzczono imionami Adam i Ewa (których poza tym prawie nie nadawano).

Imiona proboszczowskie

Rola księdza często nie sprowadzała się tylko do ustalenia, który święty najlepiej pasuje do daty narodzin. W wielu przypadkach udzielający chrztu kapłan na własną rękę nadawał dziecku jedno ze swoich ulubionych imion albo przynajmniej proponował je rodzicom, a ci - jak łatwo się domyślić - najczęściej się na nie godzili. Widać to w księgach parafialnych, w których po zmianie proboszcza niektóre imiona błyskawicznie traciły popularność, a inne pięły się do góry.

Często właśnie dzięki księżom do repertuaru ludowego wchodziły nowe imiona, ponieważ chcieli w ten sposób uczcić świętych niedawno wyniesionych na ołtarze. Kiedy indziej nowy święty stawał się dodatkowym patronem imienia popularnego od dawna (np. do znanych od stuleci świętych Janów - Chrzciciela, Ewangelisty i Chryzostoma - dołączali kolejni: św. Jan Kanty, św. Jan Nepomucen, Jan z Dukli czy św. Jan Kapistran). Patrona wpisywano czasem do metryki chrztu, ale rodzice nie zawsze wiedzieli, o kogo chodzi, i przypisywali imię bardziej "tradycyjnemu" świętemu.

Wpływ księży na lokalne imiona polegał wreszcie na tym, że rodzice nierzadko nadawali dziecku imię samego proboszcza, więc jeśli posługę w danej parafii sprawował akurat ksiądz Jan, można się było spodziewać wysypu małych Janów i Janin.

Imiona odziedziczone

W Polsce, w odróżnieniu od krajów Europy Zachodniej, dzieciom rzadko nadawano imiona rodziców czy rodziców chrzestnych (często też spokrewnionych z dzieckiem). Zresztą tego rodzaju zbieżność nie zawsze świadczyła o tym, że dziecko umyślnie nazwano po krewnym, bo przy tak niewielkiej puli popularnych imion i zwyczaju kierowania się kalendarzem po prostu zdarzało się, że ojciec i syn albo matka i córka dostawali imię tego samego świętego. W niektórych regionach wierzono wręcz, że noszenie imienia własnego przodka przynosi pecha i starano się tego za wszelką cenę uniknąć.

Bywało natomiast, że to samo imię otrzymywało kilku braci albo kilka sióstr. Na pierwszy rzut oka może się to wydawać skrajnie niepraktyczne i odbierające dzieciom indywidualność. Jednak po takie rozwiązanie sięgano najczęściej wówczas, kiedy jedno z nich przedwcześnie zmarło. Następne dziecko tej samej płci mogło wówczas otrzymać imię zmarłego i w ten sposób symbolicznie przejąć jego miejsce w rodzinie (zwłaszcza jeśli chodziło o pierworodnego syna).

Jednak częściej identyczne imiona nadawano po to, żeby objąć dzieci opieką tego samego, sprawdzonego świętego. Wymowny jest przykład Jana Długosza, najstarszego syna w rodzinie. Ponieważ jego dwaj kolejni bracia, którym nadano inne imiona, zmarli we wczesnym dzieciństwie, rodzice sięgnęli z powrotem po imię świętego, który zachował pierworodnego przy życiu, i następnych dziesięciu (!) braci ochrzczono tak samo, jak przyszłego kronikarza.

Imiona zastrzeżone

Do imion dziedziczonych należały też imiona przekazywane w obrębie panującej dynastii, które przez długi czas były dla niej "zastrzeżone" i nie nadawano ich poddanym, nawet tym wysokiego rodu. Imiona te, takie jak Bolesław, Kazimierz czy Władysław, stały się dzięki temu jednymi z ostatnich prawdziwie słowiańskich imion, które przetrwały zalew importowanych imion chrześcijańskich. Również w najważniejszych rodach możnowładców przekazywano z pokolenia na pokolenie dawne, jeszcze przedchrześcijańskie imiona rodowe, ale te w większości zanikły do XVI wieku. Późniejsza, dziewiętnastowieczna moda na powrót do słowiańskich korzeni spowodowała, że niektóre z tych imion wróciły do łask i zyskały szerszą popularność, podobnie jak wiele imion brzmiących słowiańsko, ale wymyślonych przez literatów, jak Lesław czy Miłomir.

Jednak najważniejszy zakaz dotyczył dwóch imion świętych, a właściwie najświętszych - Jezusa i Marii. Tego pierwszego, inaczej niż w krajach iberyjskich, nie nadawano w Polsce nigdy i ta sytuacja utrzymała się do dzisiaj. To drugie również przez długi czas nie pojawiało się dokładnie w tej postaci, za to często zastępowano je imionami pochodnymi, takimi jak Maryla czy Marianna (do epoki rozbiorów jedno z najczęściej nadawanych imion żeńskich). Dopiero w XIX w. to ograniczenie zaczęło stopniowo zanikać, a Maria zdobyła stałe miejsce wśród najpopularniejszych imion.

Co się zmieniło?

Na pierwszy rzut oka - wszystko. Pula nadawanych imion jest wielokrotnie większa niż dwieście lat temu i ciągle dochodzą nowe. Zestawienie GUS za 2019 r. wylicza ponad 800 imion chłopięcych i dziewczęcych, a w dodatku nie obejmuje imion, które w danym roku nadano tylko raz. Uwzględnia je za to zbiorcza baza za lata 1995-2010, w której odnotowano ponad 12 tysięcy imion!

Badania socjologiczne pokazują, że rodzice poświęcają wyborowi imienia coraz więcej czasu i szukają inspiracji w coraz bardziej zróżnicowanych źródłach. Do tych bardziej tradycyjnych - kalendarza czy księgi imion - dołączyły nowe: statystyki, poświęcone imionom strony internetowe albo fora, na których można zasięgnąć opinii innych rodziców (np. forum "Wszystko o imionach"). Jednak, podobnie jak kiedyś, wybierane przez nas imiona nadal podlegają pewnym modom, oddają hołd ważnym dla nas osobom albo mają zapewnić dziecku pomyślność. Wprawdzie współcześni rodzice chętniej nazywają dzieci po ulubionych postaciach historycznych czy fikcyjnych niż po członkach rodziny, a wiarę w opiekę świętego w pewnej mierze zastąpiła wiara w to, że nietypowe imię wyróżni dziecko z tłumu i w ten sposób ułatwi mu życiowy start. Ale w tym wszystkim jedno pozostało bez zmian: imiona wciąż mają dla nas duże znaczenie i wciąż więcej niż o naszych dzieciach mówią o nas samych.

***

Książki i artykuły naukowe dotyczące dawnego imiennictwa, z których korzystałem i które można przeczytać w wolnym dostępie w internecie:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.