Łukasz Sielski, nauczyciel: Ponad 10 lat. Wyjeżdżam z dziećmi ze szkoły podstawowej i średniej. To są zawsze kolonie i obozy sportowe.
Z reguły tak jest. Podczas dnia mamy tak zorganizowany czas, tyle treningów, że kiedy dzieciaki wracają do ośrodka, z reguły nie mają już siły na nic, tylko kąpiel i spać.
W pewnym sensie tak. Często trzeba mierzyć się z trudnymi sytuacjami, które generują młodzi ludzie. Świadomość, że odpowiadasz za zdrowie i życie dzieciaków jest powalająca.
Sporo ich jest. Dużo jest kłopotów tzw. mieszkaniowych, szczególnie wśród tych najmłodszych dzieci. Trafiają do trzy- albo czteroosobowego pokoju i okazuje się, że nie pałają do siebie sympatią. Zdarza się też tak, że na początku kolonii wydaje się dzieciom, że bardzo się lubią, chcą być razem w pokoju, a po kilku dniach wychodzi, że nie mogą ze sobą przebywać, że coś nie współgra między nimi, wychodzą różnice.
Wtedy płaczą, proszą, aby zmienić im pokój. Musimy im pomóc, rozładować napięcie. Czasami przemeblowujemy pokój, jeśli jest możliwość, przenosimy dzieci. Ostatnio byłem na obozie zimowym, to był akurat taki turnus, kiedy dużo dzieci płakało, że nie są w pokojach z tymi, z którymi by chcieli. Na szczęście na wyjazdach sportowych jest tyle zajęć podczas dnia, że dzieciaki właściwie nie spędzają czasu w pokojach.
Kiedy grupa dzieciaków szykanuje jakieś dziecko. Wybierają sobie ofiarę i jej dogryzają, przezywają. Często takie dziecko, z którego inni się śmieją, nie mówi nam, że ma problem, uważa to za wstydliwe. Kiedy my dowiadujemy się z innego źródła, co się dzieje, zachęcamy do rozmowy. W takich sytuacjach musimy reagować, szybko rozwiązać konflikt. Wzywamy tych, którzy znęcają się psychicznie nad innymi dziećmi. To jest bardzo przykra sytuacja, ale niestety takie rzeczy się zdarzają.
Nie można się z tym nie zgodzić. W pełni odpowiadamy za dzieci na wyjeździe. Często pełnimy rolę matki i ojca.
Dzieci, szczególnie te z młodszych klas podstawówki, bardzo tęsknią za rodzicami. Czasami trzeba otrzeć łzy, pogadać z takim stęsknionym za domem dzieciakiem. Tłumaczymy, że wyjazd szybko minie, że dzieje się tyle rzeczy, że poradzą sobie.
Zdarza się, że dzieci robią sobie jakieś drobne przykrości, czasami wcale nie celowo, tak wyjdzie. Niektórym jest potem bardzo smutno, że ktoś im np. coś niemiłego powiedział, trzeba z nimi wówczas porozmawiać, zawsze wyjaśnić sytuację.
Te niewstydliwe tak. Ja nie mam takich kłopotów, że dzieci nie chcą rozmawiać, że zamykają się w sobie, ukrywają emocje. Często same zgłaszają się do nas, mówią, że chcą pogadać, że mają problem.
Faktycznie pomysły dzieci są nieograniczone, tak jak ich energia, która ich rozpiera. Szczególnie widać to po pokojach chłopców.
Dewastacja, bardzo często niecelowa. Zdarza się, że w pokoju chłopaków połamie się łóżko, odpadnie klamka, złamie się krzesło, coś się oderwie, odpadnie. My musimy każda taką usterkę rozliczyć. I z chłopakami i z ośrodkiem.
Dzieciaki wpadają na różne pomysły, np. wyrzucają rzeczy przez okno. Nie wiesz tego, że to robią, bo nie jesteś w stanie upilnować wszystkiego. Dowiadujesz się o tego typu akcjach dopiero, jak coś się stanie.
Miałem taką sytuację, kiedy chłopak siadł na parapecie. Siedział na tym parapecie ze szklaną butelką, ale ta butelka mu spadła, pół metra od samochodu górala, właściciela pensjonatu. Auto kosztowało ponad pół miliona. Straszny był raban. Góral powiedział chłopakom, że jakby butelka spadła na jego samochód, to żadne klepanie nie wchodziłoby w grę, chciałby nowe auto i koniec.
Zdarza się i tak, niestety. Zwykle dość szybko to zauważamy, wyłapujemy np. nadpobudliwość u dziecka. Warto pisać w karcie prawdę o dziecku. Wychowawcom takie informacje bardzo pomagają. Jak wiemy od rodziców np., że dziecko jest bardzo wstydliwe czy nadpobudliwe, to wtedy inaczej się do takiego dziecka podchodzi. Od początku wiadomo, jak pracować, rozmawiać, na co zwracać uwagę.
W miarę możliwości staramy się pilnować tego, żeby takie sytuacje się nie zdarzały, ale nie da się pilnować przez całą noc, my też kiedyś musimy spać, odpoczywać. A dzieci zawsze znajdą moment, w którym wcielą swój plan w życie.
Zdarza się i tak.
W sklepie w kolejce do kasy stajemy jako ostatni. Patrzymy, co kupują. Jak widzimy, że cały koszyk załadowali słodyczami, odradzamy, mówimy, że taka ilość cukru może skończyć się bólem brzucha. Alkoholu przy nas nigdy nie kupią, bo też nikt im go nie sprzeda. Mają na to inne sposoby.
Wymykają się z ośrodka. Znajdują kogoś pod sklepem monopolowym, kto już spożywa alkohol, dają pięć albo 10 zł ekstra i proszą, aby im też kupić.
Jeśli cokolwiek takiego się zdarza, to w starszych grupach 15-16-latków. Młodsze dzieciaki nie próbują pić alkoholu.
Ciężko decydować o portfelach dzieci, szczególnie tych w starszych grupach. W młodszych jest łatwiej. Z reguły jest tak, że z góry ustalamy taką samą, rozsądną kwotę kieszonkowego dla wszystkich dzieci. Przed wyjazdem pieniądze dzieci w podpisanych kopertach są nam oddawane. My mamy tzw. bank. Jak idziemy na zakupy, dzieci racjonalnie wydają swoje kieszonkowe, nie wszystko na raz.
Ja nigdy nikogo nie odesłałem, ale wiem, że zdarzają się i takie sytuacje. Powodem jest nagminne łamanie regulaminu, który jest ustalany według potrzeb ośrodków, do których jedziemy i charakteru wyjazdów. W każdym ośrodku są też osoby, oprócz wychowawców, które czuwają nad przestrzeganiem regulaminu obowiązującego w budynku. Jeśli regulamin jest notorycznie przez kogoś łamany, wówczas oddelegowuje się taką osobę do domu. Wychowawcy dzwonią do rodziców i proszą, aby przyjechali i zabrali dzieciaka.
Łukasz Sielski jest pedagogiem, nauczycielem wychowania fizycznego w warszawskiej szkole społecznej. Ma ponad 10-letnie doświadczenie w pracy jako wychowawca na koloniach i obozach sportowych organizowanych w Polsce i za granicą.
Powinno cię również zainteresować:
'Tylko walizka, w plecaku byłby sajgon'. Jak spakować dziecko na kolonie? Rady doświadczonych mam
Co zamiast wczasów all inclusive? Dziewięć propozycji na weekendy i wakacje z dziećmi w Polsce