Niedawno pisaliśmy o obowiązującym w dużej liczbie polskich szkół zakazie wychodzenia do toalet podczas 45-minutowych lekcji. To dyrektorzy placówek decydują o tym odgórnie, a każda szkoła ma swój własny regulamin i procedury. W praktyce wygląda więc to różnie. Niektóre dzieci mają zakaz wychodzenia z sali, a sprawy osobiste muszą załatwiać podczas przerw. Inne zaś mają więcej swobody w tej kwestii.
Temat wychodzenia uczniów z sali podczas 45-minutowej lekcji do toalety jest często podejmowany przez nauczycieli na zabraniach z rodzicami. Niektórzy wychowawcy od razu informują uczniów i rodziców, że wolą, aby dzieci nie korzystały z toalet podczas lekcji, a wyjść z sali mogą tylko ci uczniowie, którzy dostarczą zaświadczenie od lekarza, że są chorzy.
Zdarza się też i tak, że nauczyciele na początku roku szkolnego dają rodzicom do podpisania oświadczenie, że godzą się na wyjście swojego dziecka do toalety w trakcie lekcji na własną odpowiedzialność.
Po publikacji artykułu "W wielu szkołach jest zakaz wychodzenia do toalety podczas lekcji. Nauczycielka: Postępuję zgodnie ze swoim sumieniem" na fanpage'u Gazeta.pl, pod postem rozgorzała pełna emocji dyskusja. Przeciwnicy i zwolennicy zakazu przerzucali się argumentami, jednak zdecydowaną większość stanowiły osoby, które opowiadają się za swobodnym wychodzeniem uczniów do toalet podczas lekcji.
Jestem nauczycielem i nie ogarniam, jak można nie wypuścić dzieciaka z lekcji, jeżeli zgłasza chęć wyjścia do toalety. To co, ma się załatwić na lekcji? Tylko zaświadczenie od lekarza? Problemy żołądkowe zdarzają się tylko tym, którzy mają zaświadczenie?
Co za głupota! Zakaz picia, zakaz sikania, zakaz chodzenia po szkole. Same zakazy. Wszystko do zrobienia na przerwie, a przerwa ma 10 minut! I weź tu zjedz, wysikaj się i pobaw z kolegami!
Czegoś tak głupiego nie widziałam. Co ma zrobić dziecko, które ma problemy z pęcherzem, a rodzic nie dostarczył zaświadczenia lub nie dostało się do toalety w trakcie przerwy? (..) A w razie biegunki?
Nigdy nie odważyłabym się nie wypuścić ucznia do toalety, niezależnie od wieku. Wystarczy trochę empatii, by zrozumieć, co dziecko by czuło w razie ,,wypadku''. I nie widzę żadnego ,,ale''...
Ja zrozumiałam z niektórych wypowiedzi, że jeśli wcześniej nie jest zgłoszony problem, to nie uda się dziecku wyjść do toalety. To jest chore.
Znam swoich uczniów i wiem, kiedy naprawdę dziecko chce skorzystać z toalety, a kiedy chodzi o przejście się po szkole, pozaglądanie do innych sal, czy nawet postanie przez kilka minut na korytarzu. Bardzo często też jest tak, że dzieci przerwę poświęcają na grę na telefonie, a gdy wchodzimy do klasy, przypominają sobie, że nie zjadły kanapki, nie poszły do toalety, że pić im się chce już od godziny.
Każdy nauczyciel zna swoich uczniów i wie, kogo można wypuścić, kogo trzeba, a którego absolutnie nie wolno spuścić z oka. Mnie w tych wypowiedziach powaliło wyznanie jednej z rozżalonych matek, że w szkole jej dziecka nie wolno pić na lekcji. A co, może jeszcze pizzę trzeba zamówić i skonsumować na lekcji matematyki? W głowach się poprzewracało.
Jak uczniowi stanie się coś w czasie drogi do toalety, to nauczyciel ma kłopoty - chore przepisy. Zatem nie dziwię się, że niektórzy podejmują takie decyzje.
Równowaga. Trzeba umieć określić, zdiagnozować. Nauczyciel z obserwacji zna swoich uczniów i wie, kto uczciwie chce i potrzebuje skorzystać z toalety, a kto chce umilić sobie lekcje.
Gorąca dyskusja skłoniła również niektórych internautów do podzielenia się własnymi, nie najlepszymi doświadczeniami z dzieciństwa bądź też swoich dzieci:
Kiedyś mojego syna nie wypuszczono do toalety. Nasikał w majtki.
Właśnie dzięki takiej nauczycielce zsikałam się w majtki w drugiej klasie, a mój wrzask było słychać w całej szkole. A traumę mam do dziś.
A wy? Co sądzicie o pozwalaniu uczniom na wychodzenie do toalety w czasie lekcji? Jesteśmy ciekawi waszych opinii. Piszcie do nas na adres: edziecko@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy i nagrodzimy książkami.