Coraz więcej polskich dzieci ma problemy psychiczne. Pomysł rządu: psycholog w każdej szkole i terapie rodzin

Mimo że w ostatnich latach o zaburzeniach psychicznych mówi się sporo, to rzadko w kontekście dzieci. Tymczasem dziecięce oddziały psychiatryczne nie są już w stanie pomieścić małych pacjentów.

Psycholog w każdej szkole

Eksperci z resortu zdrowia opracowali plan, zgodnie z którym w każdej polskiej szkole dostępna byłaby pomoc psychologiczna dla dzieci i młodzieży. Projekt nie wydaje się prosty w realizacji, mimo to jego twórcy zakładają, że mógłby zacząć działać już od stycznia 2019 roku.

Program wsparcia psychologicznego miałby być trójstopniowy. Uczniowie w każdej szkole mieliby uzyskać dostęp do psychologów, wspieranych przez terapeutyczne zespoły mobilne oraz specjalną, szybko dostępną terapię rodzinną. Gdyby to nie pomogło, dziecko trafiłoby na leczenie ambulatoryjne do poradni, a dopiero na końcu - do szpitala. O pomyśle napisał "Dziennik Gazeta Prawna".

Brakuje już miejsc w szpitalach

Skąd takie działania? Mimo że nie mówi się o tym często, problemy psychiczne dotyczą coraz większej liczby dzieci. Tylko w 2016 roku aż 481 polskich nastolatków podjęło próbę samobójczą, z czego aż 161 tych prób skończyło się śmiercią.

Socjolog: Polska szkoła jest bezpieczna, ale jak już pojawia się problem, to reakcje otoczenia są spóźnione i niewłaściwe

Dzieci i nastolatki, które mają za sobą próby samobójcze, od razu są umieszczane w szpitalach psychiatrycznych. Okazuje się, że obecnie w wielu tego typu placówkach brakuje już łóżek. Jak informuje "Dziennik Gazeta Prawna", w warszawskim Instytucie Psychiatrii na oddziale dziecięcym na 28 miejsc jest 40 pacjentów. Część z nich leży na korytarzu i czeka, mimo że ich stan jest bardzo poważny.

Małoletni pacjenci szpitali psychiatrycznych to jedynie wierzchołek góry lodowej. Mnóstwo młodych osób przyjmuje leki psychotropowe lub uczęszcza na psychoterapie. Zdarza się także, że problemy psychiczne dzieci zostają zbagatelizowane przez rodziców i lekarzy pierwszego kontaktu.

"Lekarz zalecił jedynie badania tarczycy"

Marta dowiedziała się o tym, że ma depresję dopiero półtora roku po pojawieniu się pierwszych objawów choroby. Miała wówczas piętnaście lat, dlatego jej rodzice smutne myśli Marty i problemy dziewczyny z koncentracją tłumaczyli okresem dojrzewania. Gdy nastolatka poskarżyła się na złe samopoczucie, lekarz zlecił badania tarczycy. Okazało się, że jest zdrowa. Lekarz zalecił jej więc dłuższy sen i odpoczynek.

- Do specjalisty zgłosiłam się dopiero rok później, gdy nie miałam już siły na wykonywanie najprostszych życiowych czynności, takich jak kąpiel czy czesanie włosów. A chorobę można było zdiagnozować wcześniej. Myślę, że gdyby w szkole pracował odpowiedni specjalista, rozpoznałby depresję już w początkowej fazie - opowiada.

Epidemia depresji

Depresja jest jednym z najpowszechniejszych zaburzeń psychicznych zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych. Zgodnie z danymi Światowej Organizacji Zdrowia aż 5 procent populacji naszej planety cierpi z jej powodu. Szacuje się, że w Polsce choruje na depresję 1,5 miliona osób.

Jak dowiadujemy się ze strony kampanii "Forum Przeciw Depresji", na depresję mogą chorować nawet bardzo małe dzieci. To jednak wąski problem, który dotyczy 1 proc. dzieci w wieku przedszkolnym oraz 2 proc. dzieci w wieku od 6 do 12 lat. W starszej grupie wiekowej ta liczba gwałtownie wzrasta - szacuje się, że problem może dotyczyć aż 20 proc. nastolatków.

Na depresję mogą chorować także małe dzieci.Na depresję mogą chorować także małe dzieci. materiały prasowe

Depresja u nastolatków - trudna do rozpoznania

O depresji wśród dzieci i młodzieży mówi się od lat 70 XX wieku. Mimo to współcześni rodzice nadal bardzo często bagatelizują chorobę. Gdy dziecko staje się rozdrażnione, smutne, gorzej się uczy, wielu dorosłych tego nie zauważa. Jeszcze inni zrzucają takie objawy na dojrzewanie.

- Okres dojrzewania to bardzo burzliwy czas, kiedy młoda osoba musi sprostać wielu nowym i trudnym sytuacjom. Do tego dochodzi konfrontacja z tym, w jaki sposób zmienia się ciało. Nastolatek musi odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości i odpowiedzieć sobie na pytanie: kim jestem? Natłok tylu nowości może przyczynić się do rozwoju depresji, zwłaszcza w przypadku bardzo wrażliwych osób - powiedziała w rozmowie z nami dr Marta Majorczyk, doradca rodziny z SWPS.

Nie tylko depresja

Jednak młodzi ludzie zapadają nie tylko na depresję. Dzieci i nastolatkowie, tak jak dorośli, mogą chorować na schizofrenię czy różnego rodzaju zaburzenia lękowe.

Gdy Magda miała 17 lat, zdiagnozowano u niej nerwicę napadowo lękową. Z dzisiejszej perspektywy trudno jej określić, co konkretnie wywołało chorobę. Przyczyn mogło być wiele. Magda podejrzewa jednak, że najważniejszą z nich była panująca w jej szkole atmosfera.

- Byłam cały czas zestresowana i przemęczona. Jednak, gdy narzekałam na samopoczucie, moi rodzice myśleli, że po prostu nie lubię chodzić do szkoły - opowiada.

"Nie wychodziłam z domu"

Magda wspomina, że choroba zaczęła się od potężnego napadu migrenowego. - Potem zaczęłam się bać, że ten straszny ból znowu się powtórzy. Pojawił się także lęk, że stanie mi się coś złego lub zachoruję na jakąś śmiertelną chorobę. W pewnym momencie tak bałam się o swoje życie, że nie wychodziłam z domu. Gdy musiałam już gdzieś się wybrać, szukałam szpitali w okolicach miejsc, w których miałam przebywać. Pojawiły się także fizyczne dolegliwości takie jak drgawki, migotanie serca, ciężkość głowy - mówi Magda.

Zanim nastolatka trafiła do psychiatry, minęły cztery miesiące. Po swoich doświadczeniach uważa, że pomoc psychologiczna w szkole jest bardzo dobrym rozwiązaniem. - Może gdybym wcześniej miała dostęp do specjalisty, uniknęłabym kilku miesięcy lęków - podsumowuje.

Kluczowe jest wsparcie rodziców

Jak pokazuje przykład Magdy, młodym osobom w początkowej fazie chorób często bardzo trudno zrozumieć, co się z nimi dzieje. Gdy słyszą od dorosłych, że to okres dojrzewania, sami także zaczynają bagatelizować niepokojące objawy. To rodzice powinni umieć odróżniać chwilowe obniżenie nastroju od poważnych zaburzeń. Bo dzieci są od nich w dużym stopniu uzależnione i to od dorosłych zależy, czy w porę zostanie udzielona im specjalistyczna pomoc.

Umówienie się na wizytę prywatną w dzisiejszych czasach nie jest problemem. Często możemy spotkać się z lekarzem w ciągu kilku dni od zgłoszenia. Nie każdego jednak stać na kontynuowanie płatnej wielomiesięcznej terapii. A na wizytę w ramach NFZ trzeba czasami czekać nawet kilka miesięcy.

Młode osoby, u których rozwija się już choroba, potrzebują jednak w tym czasie specjalistycznego wsparcia. Pomysł ekspertów z resortu zdrowia daje nadzieję, że dzieci nie pozostaną wówczas same ze swoimi problemami.

Zobacz także:

Gdy dziecko ma depresję - 5 oznak, których nie należy lekceważyć

Depresja poporodowa. Gdy macierzyństwo odbiera radość

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.